wtorek, 2 września 2014

Rozdział 6- Spowiedź


Niepokój.
Dreszcze.
Chłód.
Duszność.
Ból.
Krzyk.
Więcej bólu.
Ogień pozbawiony iskier.
Błaganie.
Pytanie, na które tak ciężko udzielić odpowiedzi.
"Co się dzieje?"
"Moja głowa"- bo to tam rozgrywa się ten koszmar.
Uciekające sekundy.
Dłużace się minuty.
Świadomość tego co się dzieje, wypalona przez kolejną falę bólu.
Ból, Ból, ból.... Nic poza tym nie istnieje, nie ma racji bytu.
Ciśnienie w końcu jest zbyt wysokie i osiąga swoj punkt kulminacyjny...
Eksplozja.
Poezja kolorów i kształtów, cierpienie zacierającące granice między jawą a snem.
Ciemność.
Ulga, niczym lemoniada w upalny poranek....
Ale czym tak naprawdę jest poranek? Czym jest upał?
To takie przyziemne określenia. Nic znaczącego dla unoszącej się ekspresji. Choć nie pierwszy raz uwalniasz umysł spod niewoli ciała zawsze czujesz się tak samo. Nie ma znaczenia, ile czasu mija. Nie ma znaczenia, że tam gdzieś obok pewna śliczna mulatka rozpacza nad ciałem, które wcale nie jest martwe. Nie ma znaczenia, że wcale nie chcesz wracać, bo i tak jesteś zmuszony do wiecznej tułaczki. Z dala od miłości, z dala od ciepła. W ciele podatnym na zranienia. Taka jest kara za złamanie wszystkich reguł.
Wiesz, co musisz zrobić. Musisz jej pomóc. Ale przede wszystkim musisz pomóc sobie, bo im więcej czasu spędzisz tutaj tym trudniejszy będzie powrót. I przede wszystkim bardziej bolesny. To taki rodzaj bólu, na który nie sposób się uodpornić. Pragniesz tylko porozmawiać z jedyną osobą, która może ci pomóc. Masz tak niewiele czasu, by przekonać ją do swoich racji a przecież nie mozesz nawet użyć siły. Ducha nie da się zranić. A tym bardziej gdy jest nim ponad tysiącletnia czarownica.
"Czego chcesz"- pyta, głosem wypranym z emocji. Odwracasz głowę. Widzisz ją, tak podobną do córki a jednocześnie tak inną. U tamtej też szukałeś ratunku, jednak tylko potęga pokona inną potęgę. Na własną siłę już nie możesz liczyć. Już nie ufasz swoim mięśniom ani podstępom. Zbyt wiele razy zawiodły. Dawniej nie rozumiałeś jak to jest zwracać się przeciw najbliższym. Teraz wiesz, że często nie ma innego wyboru. Ci najukochańsi mogą się okazać zupełnie obcy, mogą być twoim najgorszym katem. Sam dobrze pamiętasz jak to boli. Nie chcesz myśleć o tym, co musisz zrobić, by osiągnąć cel. Wybór między tym, co dawniej zdawało się być miłością twego życia a tym, co jest twoim całym światem i spełnieniem wszystkich marzeń nie jest łatwy. Coś musisz odrzucić, bo te dwie rzeczy nie mogą ze sobą współistnieć. Robisz to, by nie zranić nikogo a na końcu i tak wszyscy cierpią. Prawo dżungli jest okrutne. Wygrywa zawsze silniejszy. Ale czy na pewno?
"Nie tym razem"- odzywa się Esther, podchodząc do ciebie na odległość ramienia-" jesteś przeklęty, ale nie przegrałeś. Musisz tylko zrobić to, co do ciebie należy".
"Muszę odzyskać pełną moc"- odpowiadasz, pewien, co za chwilę usłyszysz.
"Niemożliwe"- tak, te słowa słyszysz już dosyć często."To zakłóci równowagę".
"Jej działania zakłócają równowagę"-mówisz, siląc się na spokój. Esther Mikealson nie była łatwa jako człowiek, ale jako duch jest o wiele bardziej irytująca niż mogłoby się wydawać. Nie wiesz tego, bo nie znałeś jej w zamierzchłych czasach. Słyszałeś z pewnego zródła. Zródła, które teraz próbuje odebrać ci to, co kochasz choć dawniej przysięgało nigdy nie zranić. Obietnice nie są trwałe. Nic nie jest wieczne. Nic poza miłością.
"Proszę"-niemal błągasz, wiesz, że nie pozostało ci wiele czasu. I wtedy, gdy widzisz ten zacięty błysk w oczach ducha chwytasz się ostatniej deski ratunku.
"Pomogę ci naprawić błędy przeszłości. Wiesz, że mogę."- mówisz a w oczach Esther pojawia się coś, czego dotąd u niej nie widziałeś. Zastanawiasz się chwilę, co ci to przypomina. I wtedy gdy czujesz gwałtowne szarpnięcie, zwiastujące rychły powrót już wiesz. To nadzieja.
"Musisz zrobić, co ci karzę"-słyszysz w głowie echo słów Esther. Słuchasz wszystkich instrukcji bardzo uważnie, tak by nie uronić ani jednej litery z jej wypowiedzi. Wiesz, jakie to ważne. Coraz trudniej jest ci się utrzymać na powierzchni. Słowa ducha zlewają się w jedną wielką kakofonię dzwięków, słyszysz wrzaski dobywające się jakby z oddali i już nie mozesz się skupić na niczym, poza rozdzierającym cię wewnętrznie bólem.
"Pomogę ci"- słyszysz jeszcze, nim znów lądujesz w swym ciele, spazmatycznie łapiąc oddech. Wszystkie mięsnie palą cię żywym ogniem i nawet wzmożona praca klatką piersiową stanowi nie lada wyzwanie, ale mimo tych niedogodności czujesz się o niebo lżej. Wreszcie czujesz, że wszystko co robisz ma sens. Twoje życie znów ma znaczenie.


- Jak mamy to rozumieć?- spytała Caroline, zerkając niepewnie na równie zaskoczonego Tylera. Żadne z nich nie odezwało się ani słowem od dobrych dwudziestu minut, w skupieniu słuchając relacji zaaferowanego Bena.
- Może puknąłeś się w głowę?- spytał Jeremy- albo przeszedłeś coś na zasadzie magicznej śmierci klinicznej i coś ci się przyśniło? Jest też opcja, że nas zwyczajnie okłamujesz.
- Jeremy- ofukneła go Bonnie, siadając obok Bena na kanapie- w Damona się bawisz? Ben by nas nie okłamał.- rzekła z pewnością, ściskąjąc dłoń czarownika- Miał dość mocy, by przejść przez barierę. Widział Esther. I wrócił.- ostatnie słowo wypowiedziała z niemal namacalnym wzruszeniem i ku zaskoczeniu wszystkich a w szczególności Bena mocno go do siebie przytuliła. Blondyn niepewnie odwzajemnił uścisk, zerkając na Jeremy;iego ponad jej ramieniem. Chłopak zacisnął usta w wąską linię i odwrócił głowę w drugą stronę, co nieco poprawiło mu humor.
Zazdrość Jeremy'iego  go niesamowicie bawiła. Chłopak niedługo miał skończyć siedemnaście lat a zachowywał się jak szczeniak. Jakby nie mógł z nią po prostu porozmawiać, dowiedzieć się co i jak. Bonnie nie zwracała na to najmniejszej uwagi, ale Ben wiedział swoje i czasami specjalnie dawał mu powody do zazdrości. Chciał zobaczyć, kiedy pęknie i co  wtedy zrobi. Póki co niewiele mu brakowało, by stracić nad sobą panowanie. Bardzo niewiele.
- Więc twierdzisz, że zmarła Pierwotna Czarownica, tudzież niedoszła dzieciobójczyni postanowiła tak z dobroci serca pomóc nam zrobić to... co zrobić zamierzamy?- spytał Stefan, nie kryjąc podejrzliwości a Ben uśmiechnął się mimo woli. Oczywiście powiedział im o tej bardziej dla nich korzystnej części układu. Zabicie Pierwotnych z uwagi na to, że przeważająca część osób, znajdujących się w tym pokoju została zrodzona z ich krwi na pewno by im się nie przysłużyła. Ale to była jedyna opcja, by odzyskać pełnię mocy i nie zamierzał tego zmarnować na wyrzuty sumienia, których nie czuł niemal nigdy czy też na głupi, ludzki błąd. Nie był głupcem, ani człowiekiem i musiał postępować tak, jak podpowiadał mu instynkt. W tym starciu żałował jedynie "czekoladki", którą trzymał w objęciach. Straci tak wielu ludzi, na których jej zależy... Mimo to będzie bezpieczna i ta myśl przynosiła ukojenie. Wbrew sobie polubił ją i nie chciał, by spotkała ją jakaś krzywda, choć oczywiście gdyby zaszła taka potrzeba...
- Powiem to jeszcze jeden raz i powtarzać nie zamierzam- odezwał się, chcąc przepędzić mordercze myśli w obawie przed tym, że przyjaciele dostrzegą wyraz jego twarzy i nabiorą podejrzeń- podczas pełni księżyca, w mistycznej części świata Bonnie i ja odprawimy rytuał, który poskromi duchy natury i pozwoli nam zapanować nad mocą, jaka we mnie drzemie a raczej ją uwolnić. Poznam przeszłość swoich przodków i wszystkie ich tajemnice. Dopiero wtedy będę w stanie wam pomóc.
- I potrzebujesz do tego dwunastu czarownic, krwi sobowtóra, wilkołaka i wampira oraz kawałek białego dębu?- upewnił się Matt, z powątpiewaniem spoglądając na przyjaciół.
Ben jednak nie zdołał odpowiedzieć, bo w tym momencie rozdzwonił się telefon. Bonnie zmarszczyła brwi i sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów, wyjmując wibrujące urządzenie. Zerknąła na wyświetlacz i przewróciła oczami przykładając słuchawkę do ucha.
- Czego chcesz Damon?- spytała, nie kryjąc irytacji związanej z faktem, że marnował jej cenny czas. Stefan wbił w nią pytające spojrzenie, ale czarownica tylko pokręciła głową z miną pod tytułem:" Nie mam pojęcia o co chodzi, ale błagam, niech ten dupek  da mi święty spokój".
- Och, spokojnie czekoladko- wampiry w salonie usłyszaly kpiącą odpowiedź Damona- nie myśl, że dzwonię do ciebie, bo jesteś "taka zajebista". Z doświadczenia wiem, że magia i łóżko to złe połączenie...
- Do rzeczy palancie, albo przypalę cię przez telefon...
- Ponieważ wiem, że słucha tego zarówno mój ukochany marudzący wiewiórko-pożeracz jak i nasza pusta plastick-fantastick razem z  wilczkiem, który najwyrazniej gdzieś zgubił pana i obrożę,a jakoś nie mam specjalnie ochoty prowadzić z nimi dyskusji pod tytułem:" coś ty znowu spieprzył Damon" stwierdziłem, że jedynie rozmowa z kimś kto podobnie jak ja musi się zmuszać do  trzymania telefonu przy uchu  daje mi możliwość, żeby przekazać im tę radosną nowinę: Elenę porwała zgraja zakompleksionych czarownic i nie mam pojęcia gdzie teraz jest.
Bonnie zamarła ze słuchawką przy uchu i spojrzała na oniemiałych Tylera,Stefana i Caroline. Cisza przedłużała się w nieskończoność a w pokoju słychać było jedynie nierówne oddechy Matta i Jeremy'iego...
- Co jest grane do cholery?!- zawołał młody Gilbert. Przyjaciele spojrzeli na niego niepewnie i wreszcie głos zabrała Caroline.
- Tylko spokojnie...- zaczęła i wtedy już obaj chłopcy wiedzieli, że wiadomość, którą zamierzała im przekazać wcale nie będzie przyjemna w odbiorze.

***
TYDZIEŃ PÓZNIEJ
"A co jeśli nie żyje?"- zastanawiał się Damon, przemierzając opustoszałe ulice Chicago, i wzdrygnął się na samą myśl:"Chyba czułbym, że umarła, prawda? Podobno każdy czuje, gdy nagle traci miłość swojego życia. To  jak telepatia między kochankami czy coś... Skoro tego nie czuję, to znaczy, że nic jej nie jest".
Takie myśli towarzyszyły mu od przeszło tygodnia, gdy to na jego oczach porwano Elenę. Pluł sobie w brodę, że spuścił ją na ten jeden moment z oka, że pozwolił jej się wtedy oddalić, choć miał dość siły, by zatrzymać ją w miejscu. Przecież to była Elena do cholery! Co z tego, że mieli chwilowy i to w dodatku niepewny spokój od Klausa, gdy ta kobieta stanowiła istny magnez na wszelkie nadnaturalne kłopoty? Nigdy, odkąd ją znał nie była w pełni bezpieczna. Jeśli sam nie stanowił zagrożenia, rolę tę przejmował ktoś inny. Czemu tym razem sądził, że jest inaczej?
Z drugiej strony to była jej wina. Idiotka! Obrażać się w takim momencie! Zgrywała księżniczkę na ziarnku grochu, obrończynię moralności i wszelkich cnót i teraz dostała za swoje. Najpierw każe mu pilnować własnych spraw a gdy dokładnie to robi ona nagle znów twierdzi, że powinien działać na jej zasadach. A kto jej dał prawo do decydowania o jego życiu? Kto jej powiedział, że jej zasady są lepsze od wszystkich innych? To ona powinna się nad sobą zastanowić i to poważnie. To, że była taka piękna, pełna gracji, mądra, dobra i wnosiła do jego życia światło nie oznacza jeszcze, że...
A może jednak? Czy to nie dla niej tak bardzo się zmienił? Kto inny byłby w stanie wyzwolić w nim pokłady dobra o których nie miał pojęcia? I co z tego, że tylko jej to okazywał? Przecież wszyscy jej przyjaciele również na tym korzystali. Czy to oznaczało, że stał się kolejnym Stefciem?
Zaraz sam zbeształ się w duchu za taką irracjonalną myśl. Oczywiście, że w żadnym stopniu nie przypominał swojego pacyfistycznego braciszka. W przeciwieństwie do Stefana on nigdy w życiu nie pozwoliłby jej na te wszystkie głupoty, jakie notorycznie popełniała. Zamknąłby ją w piwnicy Pensjonatu albo innym równie niedostępnym miejscu, dopóki sama nie przyznałaby, że to co robi to największy absurd wszechczasów. Gdyby poddał się tej pokusie, gdy ogarnęła go po raz pierwszy nigdy nie wyjechałaby z Mystick Falls. Zapewne nigdy też nie stałaby się wampirem ani  nie miałaby styczności z Klausem. A przynajmniej nie za jego życia. I co z tego, że zapewne znienawidziłaby go tak, jak jeszcze nigdy dotąd? Czyż to nie nienawiść obok miłości jest najgorętszym uczuciem pod słońcem? Był gotowy na to poświęcenie. Właściwie to robił już tak nie raz. Jej nienawiść kontra jego miłość- tak, tej namiętności nawet ona nie potrafiła się przeciwstawić.
Wspomnienia zalały jego umysł wywołując drwiący uśmiech. Przypomniał sobie te wszystkie chwile gdy wyczuwał jej przyspieszony puls, gdy w jego obecności zamierała i przestawała oddychać, gdy drżała pod jego spojrzeniem i dotykiem. Za każdym razem odczuwał niekłamaną satysfakcję, bo okazywało się, że nawet panienka Gilbert nie może przez wieczność opierać się jego urokowi. Choć to raczej nie o urok tu chodziło. Ona nie mogła się oprzeć temu napięciu, jakie się między nimi tworzyło i namiętności, która rozpalała zmysły i zamieniała krew w przyjemny ogień. Testował ją i uwodził przez ponad rok aż wreszcie pocałował w tak nieoczekiwanym momencie, że po raz pierwszy nie zdążyła na czas zbudować swojej linii obrony i wreszcie zupełnie bezwiednie oddała pocałunek. Najczulszy, najsłodszy pocałunek w jego życiu, choć z pewnością nie był delikatny. Wpił się w jej wargi jak gdyby były jedynym, czego potrzebował do życia i rozkoszował się jej smakiem aż wreszcie uświadomił sobie, że musi się od niej oderwać. Ona była skołowana, niepewna i być może nawet przerażona tym, że pozwoliła mu na coś podobnego. On z romarzeniem życzył jej dobrej nocy i odszedł licząc na to, że chłodne powietrze nieco go otrzeźwi i ostudzi krew szumiącą mu w uszach. Tak się jednak nie stało.
Jak zawsze po chwili chwały i triumfu nastąpił całkowity zwrot akcji. Gdy usłyszał z jej ust, że jego milość to dla niej problem postanowił, że będzie dobrym przyjacielem i zajmie się owym "problemem". To wtedy przespał się z Rebekah i to wtedy po raz pierwszy widział tak wyraźną zazdrość w oczach Eleny. Jego natura nie pozwoliła mu ukrywać satysfakcji płynącej z tego faktu, jednak pogodzili się dużo później po tym, jak dziewczyna rzuciła się na niego w hotelu. Przestał myśleć w chwili, gdy ich usta się złączyły. Była taka wygłodniała i pozwoliła mu na tak wiele, że wszystko w nim aż krzyczało ze szczęścia. Być może gdyby nie przeszkodził im Jeremy doszłoby do czegoś więcej niż tylko dzikie pocałunki i namiętne, gwałtowne pieszczoty. Dopiero kilka godzin później dowiedział się, że to był jedynie test, którego nie zdał. Po kilku dniach, gdy był pewny swojej rychłej śmierci wiadomość o decyzji Eleny jeszcze go przytłoczyła. Wybrała Stefana. To zawsze jest i będzie Stefan, więc po co tak bardzo się starał? Dlaczego nie potrafił odpuścić wtedy i nie odpuszczał teraz, po tym jak po raz kolejny utwierdziła go w przekonaniu, że bez względu na to, co się między nimi wydarzyło wciąż trzyma się swojego wyboru? Gdyby teraz zostawił ją w spokoju pozbyłby się problemu. Wiedział jednak, że natychmiastowo ogarnęłaby go ropacz- straciłby nie tylko najlepszą przyjaciołkę, jedyną osobę która go rozumiała i która go wspierała, ale także straciłby sens życia. Jak miałby żyć bez niej? Czy można żyć bez światła?
- Frajer- skomentował własne przemyślenia zgryźliwie. Był frajerem, bo mimo, że chciał ją ocalić to ona nie chciała mieć z nim nic wspólnego właśnie z powodu metod, jakie w tej chwili stosował i to było błędne koło.
- Potwierdzam- powiedziała Abby Bennett, mierząc go nieprzychylnym spojrzeniem. Robiła to od dwóch dni, gdy to znalazł ją na nowojorskiej ulicy pożywiającą się na jakimś Bogu ducha winnym człowieku i uznając, że może mu się przydać bezceremonialnie wpakował do swojego samochodu. Od pierwszej chwili go irytowała, gdy wyczuła zapach Eleny i zaczęła go raczyć swoimi tandetnymi żarcikami, więc po prostu oszczędził sobie cierpienia i złamał jej kark. Od tamtej chwili robił to co godzinę, gdy tylko się ocknęła. Fakt, że jeszcze się trzymała na nogach wynikał jedynie z konieczności.
- Powiedz mi, który to dom- polecił chłodno, potrząsając nią z całej siły. Mulatka syknęła z bólu i z wielce niezadowoloną miną wskazała ruchem głowy na ceglasty budyneczek z drewnianymi oknami. Był niepozorny, ale Damon wiedział, że taki właśnie ma się wydawać przypadkowemu przechodniowi. Zacisnął usta w cienką linię i pociągnął kobietę za sobą, wchodząc na ganek posiadłości. Nie wysilił się nawet na to, żeby zapukać- po prostu wparował do środka. Gdy tylko przekroczył próg już wiedział, że się nie pomylił. Gdyby ten dom zamieszkiwali ludzie niewidzialna bariera nie pozwoliłaby mu wejść do środka. Podróżnicy nie byli jednak ludźmi. Ani trochę.
Już w pierwszych latach swojego wampirzego życia słyszał o tej legendarnej grupie czarownic, jednak nigdy tak naprawdę w to nie wierzył. Podobno mieli niezwykłe moce, pozwalające na "podróżowanie" w ciele innej osoby, ale ile z tego prawdy nie miał pojęcia. Po porwaniu Eleny robił wszystko, by ją odnaleźć i w końcu wpadł na trop- musiał przeprowadzić małą masakrę w jakimś obskurnym barze i uciec się do tortur względem Abby, ale w końcu dowiedział się tego, co chciał i tak znalazł się tutaj, wywołując wśród dziesiątki gapiów niemałe poruszenie.
- Wybaczcie, że bez zaproszenia, ale niestety nie udało mi się go zdobyć- zażartował, popychając byłą czarownicę przed siebie.
- Jak mogłaś nas wydać Abby?- pisnęła jakaś na oko szesnastoletnia dziewczyna a gdy Damon na nią spojrzał, dostrzegł łzy, sływające po jej pyzatej twarzy. Reszta zebranych była od niej kilka lub nawet kilkanaście lat starsza, ale nikt nie wykonał nawet jednego ruchu w jego kierunku, wpatrując się w niego z wyraźnym przerażeniem. Więc to prawda. W imię nieśmiertelności Podróżnicy wyzbyli się mocy, którą posiadali w zamian za umiejętność przeżycia kolejnych lat w ciele innej osoby jako jej pasażer do momentu, aż czas owej osoby nie przeminie i będą zmuszeni poszukać nowego nosiciela. Inaczej zapewne  użyliby jakiegoś zaklęcia i już dawno padłby trupem. Damon uśmiechnął się sadystycznie. To zdecydowanie ułatwiało mu sprawę.
- Ładnie proszę, żebyście dowiedzieli się gdzie znajdę moją przyjaciółkę- rzekł, ale w jego oczach pojawił się groźny błysk, który wyraźnie mówił, co się stanie jeśli go nie posłuchają.
- Nikt ci tu nie pomoże wampirze- odezwał się wysoki napakowany brunet, który najwyraźniej był kimś w rodzaju ich lidera- odejdź.
- Chyba się nie rozumiemy- odezwał się Damon, przerażająco spokojnym głosem i w jednej sekundzie złapał go za gardło, unosząc nad ziemią co wywołało zduszony jęk zebranych- wiesz, co ci zrobię jeśli się nie sprawdzisz?
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy a jego oczy otworzyły się szeroko, gdy próbował za wszelką cenę złapać oddech. W momencie, gdy Damon zamierzał w sposób poetycki oderwać mu głowę, jako przestrogę dla innych drewniany szpikulec wylądował pomiędzy jego żebrami, o cal od serca. Jęknął i upadł na kolana, rzucając bruneta na ziemię. Pyzata dziewczynka podbiegła do parskającego mężczyzny  i pomogła mu wstać, tuląc delikatnie. W tej samej sekundzie Damon wyjął zbrodnicze narzędzie ze swego ciała i odrzucił w stronę swego oprawcy. Drewno przebiło krtań rudowłosej kobiety po trzydziestce i ta nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy martwa upadła na ziemię. Podróżnicy przyszykowali tymczasem kolejne śmiercionośne narzędzia, gotując się na walkę...
- Dosyć!- zawołała Abby, przerażona- on ma dostęp do krwi sobowtóra z rodu Petrovej. Zaproponuj im wymianę Damon.
Brunet zmarszczył brwi, rzucając wampirzycy pytające spojrzenie a tymczasem Podróżnicy zastygli w bezruchu, wpatrując się w Salvatore'a z nieskrywanym zainteresowaniem.
- To prawda?- zapytał jeden z nich.
- Zależy o co chodzi- odparł Damon, zerkając na nich podejrzliwie. Ciekawe, dlaczego im nie ufał...
- Krew sobowtóra odczyni klątwę, jaką na nas nałożyli nasi przodkowie- wyjaśniła nieśmiało pyzata dziewczynka- będziemy mogli odzyskać moc nie tracąc nieśmiertelności i nie krzywdząc nikogo.
- Skąd ja to znam- westchnął Damon, kręcąc głową z politowaniem- niech będzie, dam wam krew sobowtóra, ale tylko pod warunkiem, że pomożecie mi odnaleźć moją przyjaciółkę.
- Zgoda- odparła natychmiast dziewczynka.
- Nie ma mowy Nelly !- zaprostestował mężczna, który wciąż opierał się jej na ramieniu.
- Spokojnie- westchnęła- będzie dobrze. Musicie mi zaufać i pozwolić się połączyć z tą dziewczyną. To tylko chwila a potem będziemy wolni.
Zerknęła na towarzyszy : wszyscy jak jeden mąż zgodnie skinęli głowami i ustawili się w okrąg, chwytając się za ręce.
- Ponieważ jej nie znam, musisz mi o niej opowiedzieć- powiedziała Nelly, niespodziewanie ciągnąc Damona w stronę środka owego okręgu- musisz mnie chwycić za rękę i przekazać część swoich uczuć.
Damon zamyślił się na moment. Nie lubił mówić o uczuciach, ale tu chodziło o Elenę...
- Jest piękna- zaczął niepewnie- ma długie ciemnobrązowe włosy, które w dotyku przypominają jedwab i zawsze pachną jabłkami. Jej oczy są jak płynna czekolada i potrafią przejrzeć człowieka na wylot jednym tylko spojrzeniem. Uśmiecha się olśniewająco i zawsze gdy się śmieje w jej policzkach pokazują się urocze dołeczki. Jest mąrda, miła, życzliwa, współczująca i pełna życia. Jest dobra i charyzmatyczna....
- Kochasz ją- szepnęła Nelly i nagle jej źrenice powiększyły się do niemożliwych rozmiarów całkowicie przesłaniając białka i tęczówki. Dziewczyna zachwiała się niebezpiecznie i upadła na podłogę bez przytomności.
***

Jej życie od samego początku było idealne: kochająca, wspierająca się rodzina, lojalni przyjaciele i szkolna popularność- wszystko przychodziło jej z łatwością. Już w podstawówce wszyscy podziwali jej urodę, chłopcy oglądali się za nią z pożądaniem a dziewczęta z zazdrością. Nigdy jednak nie nabawiła się realnych wrogów- jej pozytywna energia i złote serce zjednywały ludzi. Upór, zapał i zamiłowanie do wysiłku fizycznego szybko zapewniły jej miejsce w drużynie chearladerek a nauka i zdobywanie dobrych stopni nie stanowiły dla niej żadnego wyzwania.

Krzyknęła po raz pierwszy, czując nieopisany ból i widząc pod powiekami kalejdoskop obrazów, które próbowała ułożyć w spójną całość. Pot spływał po jej czole strumieniami, ale ona nawet tego nie dostrzegała. Nie znajdowała się tu, gdzie jej ciało... Widziała i czuła dużo więcej niż można to sobie wyobrazić...

Z rodzicami i ciocią Jenną miała zawsze świetny kontakt- o wszystkim z nimi rozmawała i mimo tylu kłopotów, których im przysporzyła oni zawsze ją wspierali. Pamiętała przecież te wszystkie imprezy, o których wiedziała jedynie Jenna, będąca zawsze  najbardziej rozrywkową osobą w rodzinie. Pamiętała jak w piątej klasie popalała papierosy razem z Caroline, Bonnie i Mattem a w siódmej zioło razem z Tylerem. Pamiętala, jak po raz pierwszy się upiła, co skończyło się pięcioma szwami i tygodniowym szlabanem. Przez rok jej to wypominali, traktując tę historyjkę jak świetną opowiastkę przy rodzinnych obiadkach...


Kolejny krzyk przerwał wszechobecną ciszę. Pomimo jej błagań zakapturzona postać nie ujęła jej cierpienia wręcz przeciwnie: jeden ruch dłonią sprawił, że pulsujący ból w skroniach stał się na tyle silny, że jej skóra popękała a w miarę upływu krwi jej umysł zalewała kolejna fala wspomnień...

Pamiętała, jak z przyjaciółmi ukradła samochód swoich rodziców i zrobiła sobie wycieczkę do Vegas, co skończyło się nocą spędzoną w areszcie i kolejnym szlabanem, tym razem na miesiąc. Pamiętała, jak przeżywała zakaz imprezowania i wychodzenia z domu. To wtedy Matt i  Tyler, razem z butelką taniego wina znalezli sposób na wkradanie się do jej sypialni za pomocą dębu, rosnącego za oknem. Rozmawiali, śmiali się i pili a gdy tylko słyszeli kroki na schodach zaraz chłopcy chowali się do szafy albo do łazienki. To tam nakrył ich kiedyś Jeremy i wymusił na siostrze "dwutygodniowe niewolnictwo" w zamian za milczenie, co ich rodzice uznali za przejaw jakiejś dziwnej choroby. Pamiętała tych wszystkich chłopaków, z ktorymi flirtowała i swój początek związku z najlepszym przyjacielem Mattem gdy miała czternaście lat. Pamiętała eksycytację, gdy zdawała Caroline szczegółową relację z ich pierwszego pocałunku. Pamiętała, jak cieszyły ją wszystkie najdrobniejsze gesty, które robili jako para. Pamiętała swój pierwszy seks gdy miała niecałe szesnaście lat- niezdarny, zabawny, swobodny ale i romantyczny, czuły i delikatny. Pomimo upływu lat nie zamieniłaby tego doświadczenia na żadne inne. Byli uważani za najfajniejszą parę w szkole: chearladerka-  królowa szkoły i rozgrywający, podziwiany przez fanów sportu i miłośniczki sportowców.  Pamiętała wszystkie imprezy na rozpoczęcie lub zakończenie sezonu, w których brali udział a które zwykle kończyły się dzikim seksem w samochodzie lub w lesie. Byli betroscy i bez zażenowania smakowali wszystkich aspektów życia. Aż w pewnym momencie wszystko uległo zmianie...

Wiła się na kamiennym posłaniu, bezwiednie wbijając paznokcie w twardą powierzchnię. Gdy się pokruszyły a jej palce zaczęły krwawić zakapturzona postać uśmiechnęła się jedynie złowieszczo...

Najpierw Vicky i Matta zostawiła matka, która wyjechała nie wiadomo dokąd z jakimś nowopoznanym facetem. Elenie serce pękało, gdy widziała jego smutek ale krok po kroku pomagała mu odbudowywać życie, które nagle zwaliło mu się na głowę. Jako przyjaciółka. To właśnie wtedy Matt wyznał jej miłość po raz pierwszy na poważnie i zaczął snuć plany na przyszłość. Z dnia na dzień musiał dojrzeć by zaopiekować się siostrą i domem, więc po prostu szukał stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa, ale Elenę to wszystko przerażało. Jeszcze do tego nie dorosła i bała się przyznać, że jej troska o niego i miłość, którą go dażyła była braterska i nie miała nic wspólnego z porywczym uczuciem, jakie towarzyszyło jej niemal od przedszkola. Kochała go, ale nie była już zakochana, więc od pewnego czasu przestała odpowiadać na jego wyznania miłości. On był chyba jedyną osobą w ich otoczeniu, która nie dostrzegała, że między nimi coś się psuje. A może był po prostu jedynym, który nie chciał tego dostrzec? Potem ta ich kłótnia na imprezie i śmierć rodziców Eleny. Wszystko się zmieniło- mimo wsparcia jakiego udzielili jej przyjaciele na jakiś czas odcięła się od nich, skupiając się na bracie, który zaczął ćpać. Chłopak nic sobie nie robił z jej wymówek, bo sam przecież wielokrotnie widział dzikie wybryki dziewczyny a jako sierota czuł się bezkarny nawet wobec ciotki Jenny, która z dnia na dzień rzuciła wygodne życie w Nowym Jorku by zaopiekować się siostrzeńcami.

Rozpacz i nieopisany ból. Emocje, których wyzbyła się dawno temu zastępując je smutkiem i spokojem znów dawały o sobie znać, wyciskając z jej oczu łzy i wywołując gwałtowny szloch. Błagała o litość, nie chciała znów tego czuć, nie chciała tego ponownie przeżywać. Krzyczała i drżała konwulsyjnie, gdy kolejna porcja wspomnień doprowadzała ją do szału...

Zastosowała się do ostatniej rady rodziców i zerwała z Mattem. Zraniła go bardzo i siebie również, ale nie mogła żyć w związku bez przyszłości. Wcześniej była na to niegotowa. Teraz czuła się po prostu zbyt dojrzała na takie zabawy. Spędziła całe cztery miesiące w samotności radząc sobie z narkomanią brata, własnym bólem i wspomnieniami, które raniły najbardziej. Przyjaciele starali się ją wspierać, ale dopiero na początku kolejnego roku szkolnego Elena spotkała kogoś, kto potrafił ją w pełni zrozumieć. Zadziwiające jak wiele ciepła, radości i miłości mógł wprowadzić w jej życie niemal obcy chłopak. Elena odzyskała chęć do życia i na nowo zaczęłą je odbudowywać. W chwili gdy Stefan Salvatore ją pocałował ona straciła cały grunt pod stopami. W chwili gdy jej dotknął ona poczuła coś, czego nigdy do nikogo nie czuła- wszechogarniającą miłość, uczucie czyste i silne jak stal.  Ich pierwszy seks był nieziemski, czuły i niemal nieśmiały, ale na pewno nie delikatny. Aż wstyd przyznać, że ten sam człowiek, który dał jej tyle przyjemności i szczęścia mógł jednocześnie wprowadzić w jej życie największy mrok, a raczej ów mrok rozbudzić. Przecież i bez udziału Stefana Klaus kiedyś pokazałby się w Mystick Falls a wtedy nie miałby kto jej bronić przed jego zgubnym wpływem. Mimo wszystko kwestia wampiryzmu Stefana ciągnęła za sobą szereg różnych niedogodności: żądzę krwi, zemstę dawnych wrogów, przeszłość w postaci Katherine i jego brata... Ze wszystkim radzili sobie razem. Elena zwalczyła miłość Damona do Katherine a raczej jego obsesję na jej punkcie, co zaskutkowało tym, że się w Gilbertównie zakochał. Owszem, to był problem zarówno dla niej jak i dla Stefana, jednak miał też swoje dobre następstwa- Damon zaczął się zmieniać. To nie były jakieś drastyczne zmiany, raczej subtelne odstępstwa od normy, które sprawiły że z bezwględnego psychopaty przeistoczył się w psychopatę z uczuciami. Przeszedł długą drogę nim Elena zaczęła powaznie traktować jego miłość a jeszcze dłuższą niż odwzajemniła pierwszy gest, jakim jej to okazał- pocałunek. Całował ją wiele razy, choć nigdy dotąd nie odwzajemniła owych pocałunków tak jak to sobie wyobrażał, wiele razy również jej dotykał ale dla niej nie miało to wówczas takiego znaczenia jak dla niego. Od niepamiętnych czasów jej serce i oddech przyspieszały w jego towarzystwie, ale nigdy nie potrafił rozgryzć dlaczego, ponieważ Elena nie była jak wszystkie przedstawicielki jej gatunku i nie marzyła o tym, by wskoczyć mu do łóżka. Była na zabój zakochana w Stefanie, tak walczyła o tę miłość, a potem....


Zadrżała na wspomnienie, które sprawiło, że straciła do siebie resztki szacunku. Czuła ból zarówno cielesny jak i psychiczny a w tej chwili nie wiedziała, który jest gorszy. Walczyła z obrazami i uczuciami, których nie chciała odgrzebywać, ale w końcu dała za wygraną- przyjemność, którą miała odczuć ponownie, mogła ukoić choć na chwilę cierpienie, jakiego doświadczała w rzeczywistości...


- Damon!- wyjęczała, wypychając biodra w jego stronę. Dopiero co skończyli swój ostry seks na drzewie a on już ponownie znalazł się pomiędzy jej nogami, sprawiając jej niewyobrażalną rozkosz. Jego język pieścił ją w taki dziki sposób, niemal w wampirzym tempie....
- Aaaaa....Aaaaa...- jej jęki przybrały na sile, gdy dołączył jeszcze palce. Wbiła paznokcie w piasek na brzegu jeziora, mącąc chłodną wodę, która choć w części dawała jej ukojenie. Gdyby wampiry musiały oddychać, Damon byłby już martwy, ale tak mógł ją katować bez końca. Krzyknęła, gdy poczuła silne skurcze w dole brzucha, ale nawet to nie powstrzymało wygłodniałego wampira przed torturowaniem swoim chłodnym językiem jej najbardziej intymnych części ciała. Orgazm był długi i wyczerpujący, ale nie zdążyła ochłonąć, gdy poczuła usta Damona ssące jej prawy sutek. Jego język zataczał subtelne kręgi a ona wydawała z siebie rozpaczliwe jęki w rytm jego ruchów. W końcu nie wytrzymała- przeturlała się a gdy to on znalazł się pod nią uśmiechnęła się zwycięsko i zaczęła językiem znaczyć ścieżkę na jego idealnym torsie. Spiął wszystkie mięśnie, czując jej gwałtowny dotyk a gdy ścisnęła jego męskość wstrzymał oddech, obserwując ją z zainteresowaniem. Najpierw trochę się nim bawiła pocierając, chuchając i poklepując, z satysfakcją słuchając jego pełnych rozkoszy pomrukiwań. Potem polizała, co wywołało jego przeciągły jęk i wreszcie w całości włożyła do ust, wykonując subtelne ruchy. Gdy usłyszała jego urywany oddech i ponowne przepełnione dziką rozkoszą pomrukiwanie przyspieszyła, w minutę doprowadzając go na granicę szaleństwa. Gdy poczuł, że już dłużej nie wytrzyma niemal brutalnie zrzucił ją z siebie i jednym gwałtownym ruchem znalazł swe miejsce w jej ciele wywołując jej głośny krzyk. Poruszał się w niej w wampirzym tempie, spowalniając za każdym razem gdy czuł, że dziewczyna jest już blisko spełnienia. Rozkoszował się jej rozpaczliwym jękami, które wydobywały się z jej ponętnych ust a gdy wreszcie po pół godzinie tej tortury pozwolił jej szczytować był to najbardziej intensywny i długi orgazm w całym jej życiu. Nie wyszedł z niej od razu, wciąż się w niej poruszał przedłużając ich chwile przyjemności. W jej otumanionym alkoholem i rozkoszą umyśle pojawiła się myśl, że choć to już czwarty ich seks tej nocy do końca jeszcze daleko. Damon był niesamowicie namiętnym facetem, w dodatku tak długo powstrzymywał swą pokusę rzucenia się na nią, że teraz jego pragnienie nie pozwalało jej odejść. Nie to, żeby w ogóle zamierzała...


Elena gwałtownie podniosła się do pozycji siedzącej , próbując złapać oddech. Przekrwionymi oczami rezejrzała się dookoła, ale jedyne co dostrzegła to ciemność, której przeniknąć nie mogły nawet jej wampirze zmysły, kamienny stół na którym leżała i para zielonych oczu, wpatrujących się w nią w skupieniu. Dziewczyna zadrżała i przesunęła się na sam skraj swego "posłania", jak najdalej od tego bezlitosnego spojrzenia.
- Co się dzieje?- wyszeptała- kim jesteś?- dodała głośniej.
- Nie domyśliłaś się jeszcze?- dobiegł ją kobiecy głos a w kocich oczach pojawiły się iskierki rozbawienia- a sądziłam, że jesteś bystrzejsza, skoro tylu ludzi jest gotowych oddać za ciebie życie. Najwyrazniej w dzisiejszych czasach wystarczy ładna buzia.
Po tych słowach Elena poczuła dotyk smukłych, chłodnych palców na czole. Odruchowo chciała się cofnąć, ale nia miała siły, gdy kolejna fala wspomnień zalała jej umysł...
Chwile z Damonem i ze Stefanem zlewały się w jedną całość i już po chwili nie potrafiła ich od siebie odróżnić. Każdy pocałunek i pieszczota, które niegdyś przynosiły przyjemność i powodowały podskórny prąd teraz paliły żywym ogniem, zadając ból jej udręczonej duszy. Chwile z bliskimi, których straciła przeżywane na nowo rozdrapywały zabliznione już rany...
- Błagam, dość!- wychlipiała Elena, łapiąc się za głowę. Miała wrażenie, że jej czaszka nie wytrzyma ciśnienia i za moment eksploduje. Ból wzmagał się, gdy kolejne obrazy pojawiały się przed jej oczami. Dlaczego nawet te piękne momenty teraz zadawały takie realne cierpienie? Dlaczego zaczynała nienawidzić chwil, które zwykle tysiąckrotnie odtwarzała w myślach z radością?
- Proszę!- krzyknęła, wpadając w prawdziwą histerię. Nie mogła się uspokoić jeszcze długo po tym, jak obraz umierającej Jenny zniknął. Uczucia jakie wtedy ją ogarnęły teraz rozgorzały na nowo. Nie potrafiła ich poskromić...
- Życie pełne wrażeń- skwitowała kobieta z robawieniem, ignorując przepełnione cierpieniem jęki Eleny.
- Dlaczego to robisz?- wychrypiała brunetka oblizując spierzchnięte wargi. Każda komórka ciała paliła ją żywym ogniem a przed oczami wciąż miała kalejdoskop przewijających się wspomnień. Choć tym razem nie były aż tak żywe jak przed sekundą to wciąż natłok emocji, dzwięków i obrazów doprowadzał jak na skraj wytrzymałości, jednak dojmujący ból nie pozwalał osunąć się w niebyt na którego krawędzi była już od dawna.
- Masz w sobie ogień- kontynuowała kobieta, ignorując jej pytanie- życie wszystkich Petrovych było takie...nudne. W przypadku Tatii... no cóż, to była zwykła dziwka, więc nie trudno zgadnąć co stanowiło sens jej egzystencji. Życie Katherine można podzielić na dwa etapy: czas przed urodzeniem dziecka i czas ucieczki, na którą zmarnowała pięć długich wieków. Jednak ty... jesteś intrygująca. Nie umiem tego wytłumaczyć, bo też trudno się w tym wszystkim połapać.
- Nic dziwnego. Sama ledwo nadążam- przyznała dziewczyna a na jej usta mimowlnie wkradł się blady uśmiech- jednak wydaje mi się, że to nie twoja sprawa. Wciąż nie rozumiem, po co to wszystko.
- Obie jesteśmy stworzeniami magicznymi- zauważyła kobieta- to pewnie ciekawość- dodała kpiąco i ponownie tego dnia zagłębiła się we wspomnieniach Eleny, wywołując jej pełen bólu krzyk.
***
Katherine stęknęła i ponownie otworzyła oczy, słysząc kroki na korytarzu. Rozejrzała się po swoim więzieniu automatycznie szukając drogi ucieczki, ale przytwierdzona łańcuchami do podłoża i osłabiona głodem, trwającym już od tygodnia nie miałaby najmniejszych szans z tym, kogo się spodziewała.
Od tygodnia nikt nie zaszczycił jej swoją obecnością. Od tygodnia nie piła krwii. Od tygodnia nie uczestniczyła w żadnej imprezie. Od tygodnia była przymusową abstynenką seksualną i od tygodnia przebywała w tym lochu bez szansy na ocalenie. Czy mogło być lepiej?
Zamek w dziewiętnastowiecznych drzwiach odskoczył ze zgrzytem, przerywając jej rozmyślania i do pomieszczenia wszedł Stefan. Nawet w takiej sytuacji musiała zwrócić uwagę na idealnie zarysowane mięśnie, odznaczające się pod koszulką polo, którą miał na sobie i ten kuszący tyłeczek, uwydatniony dzięki idealnie przylegającym ciemnym dżinsom. Pamiętała jak w czasach wojny secesyjnej uwielbiała zanurzać dłonie w jego blond czuprynie i kosztować jego słodkich, zmysłowych warg. Może i nawet na swój sposób go kochała, dlatego do tej pory pozwalała mu żyć z tą  flondrą. Nie mogła jednak zaprzeczyć, że wiadomość o ich rozstaniu niesamowicie ją ucieszyła. Nie chodziło o to, że chciała do niego wrócić, bo Katherine Pierce nigdy się nie cofała, jednak była zadowolona, że jej wredna sukowata kopia nie okazała się taka idealna, za jaką wszyscy wokół ją mieli. Liczyła, że zginie śmiercią tragiczną z rąk samego Klausa, jednak jak zwykle się wywinęła. Suka.
Stefan prześlizgnął się wzrokiem po ceglastych piwnicznych ścianach po czym spojrzał na leżącą u jego stóp Kath i zmarszczył brwi.
- Nie wyglądasz najlepiej- stwierdził bez cienia zadowolenia czy ironii. Brunetka prychnęła i przewróciła oczami.
- Zgadnij kto mnie tak urządził- wychrypiała i za chwilę zaniosła się niemal gruzliczym kaszlem. Była słaba i to bardzo. Wiedziała, że powoli usycha, ale nie miała pojęcia ile ta męka jeszcze potrwa. Nie miała okazji się o tym przekonać, bo w kluczowym momencie wykupiła własną wolność i nie została zamknięta w krypcie razem z resztą swoich wampirzych znajomych, pozbawionych jedzenia i szansy na ocalenie.
Stefan wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał woreczek zapełniony po brzegi szpitalną krwią. Sam zapach sprawił, że oczy wampirzycy pociemniały z pragnienia a wokół nich pojawiły się charakterystyczne żyłki, sygnalizujące rychłe pożywienie się. Niemal agresywnie sięgnęła po woreczek, ale wtedy Stefan cofnął się, wywołując jej pełen zawodu i wściekłości pomruk.
- Musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań- powiedział- jeśli przekonasz mnie, że jesteś szczera, pozwolę ci się nasycić, jeśli nie...
- Jeśli nie to co? Pozwolisz mi cierpieć? Zabijesz mnie?- na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek- to nie ty, tylko twój brat. Nie jesteś taki jak Damon. Nie jesteś bezwzględny.
- Tu chodzi o Elenę a w takim wypadku nie mam taryfy ulgowej. Dla nikogo.- podkreślił dobitnie, wbijając w nią poważnie spojrzenie. Katherine zamyśliła się na moment, ale krew w ręce Stefana wciąż przykuwała jej wzrok i w końcu niechętnie skinęła głową. Stefan uśmiechnął się nikle i wziął głęboki wdech, chcąc zadać pierwsze pytanie.
- Co tu robisz?
- Mówiłam, chciałam opowiedzieć wam historię lekarstwa i przybliżyć młodemu jego dziedzictwo- powiedziała z przekonaniem, ale Stefan jedynie pokręcił głową.
- Oboje wiemy, ze ty nigdy nic nie robisz bezinteresownie i bez przyczyny- oznajmił- to musi mieć drugie dno.
- Chyba za dużo czasu spędzałeś z bratem- zakpiła Katherine- przestań mnie demonizować i spójrz na fakty: jaki miałabym cel w utrzymaniu mojego największego wroga w postaci najpotężniejszej istoty na ziemi? Przecież jako człowiek nie stanowiłby już zagrożenia.
- Tego usiłuję się dowiedzieć- odparł Stefan i wbił w nią wyczekujące spojrzenie. Po dłuższej chwili w końcu westchnął i odwrócił się na pięcie, kierujac się w stronę wyjścia.
- Co ty robisz?- zawołała za nim Katherine, przygryzając wargę za każdym razem, gdy jej wzrok spoczął na woreczku z krwią.
- Wracam do salonu poczekać jeszcze z tydzień aż zmądrzejesz i będziesz bardziej skora do współpracy- rzucił przez ramię i już miał zatrzasnąć za sobą ciężkie, mosiężne drzwi, gdy jego uszu doszedł cichy ledwie słyszalny szept.
- Nie chcę być człowiekiem.
Stefan zmarszczył brwi i odwrócił się w jej stronę. Sądził, że za chwilę usłyszy, że jest w ukrytej kamerze i że to jedynie głupi żart, ale nic podobnego się nie wydarzyło.
- Co ty mówisz?- spytał w końcu, zszokowany samotną łzą, spływającą po policzku panny Pierce.
- Skoro śmierć Pierwotnego niszczy cały jego ród to jak sądzisz, jak powrót jego człowieczeństwa wpłynie na nas?- odparła i chyba po raz pierwszy w życiu Stefan dostrzegł na jej twarzy realne przerażenie- myślisz, że dlaczego nie pozwoliłam Tylerowi go wtedy zabić? Może ten szczeniak jest gotów na śmierć, ale ja nie. Nie ma sposobu, by zniszczyć Kalusa i musicie się z tym pogodzić.
- Chcesz powiedzieć, że lubisz być potworem? - Stefan spojrzał na nią z niedowierzaniem- właściwie skąd tyle o tym wiesz? Lekarstwo...
- Mam wielu znajomych i sojuszników. Niemal tyle samo co wrogów- uśmiechnęła się z dumą- czarownice znają bajki, z których ja jeszcze nie wyrosłam.
- Czyli że niszcząc wampiryzm Klausa przywracamy człowieczeństwo wszystkim, którzy powstali z jego krwi?- na twarzy Stefana pojawił się szeroki uśmiech- i ty uważasz, że to dla mnie argument za tym, by nie szukać lekarstwa? Przecież to szansa na normalne życie i nie rozumiem jak możesz woleć tą... wegetację od posiadania rodziny, przyjaciół i spokojnej starości, przecież...
- No to musiałbyś się spieszyć, żeby zdążyć przeżyć takie życie.- odparła Kath.
- O czym ty...
- Odzyskalibyśmy swój normalny wiek, Stefan. Mam ponad sześćset lat a ty prawie sto pięćdziesiąt. Wiesz, co to by dla nas oznaczało?
Blondyn skrzywił się na samą myśl i z powątpiewaniem spojrzał na wampirzycę, ale nic nie sygnalizowało, by tym razem kłamała. Była szczera jak nigdy. Cholera.
Niewiele myśląc wampir rzucił Katherine woreczek z krwią, do którego przyssała się natychmiastowo a sam wybiegł z piwnicy prosto do salonu, gdzie czekała na niego zaniepokojona Caroline.
- Klaus nie odbiera- poinformowała go na wstępie a potem wnikliwie przyjrzała się jego twarzy- co się stało?
- Nie możemy wykorzystać na nim tego lekarstwa.- oświadczył a dziewczyna uniosła brwi wysoko, spoglądając na niego z niedowierzaniem.

- I co?- zapytał Damon natychmiast, gdy tylko Nelly zatrzepotała powiekami i niepewnie je uchyliła. Jej oczy już zdołały odzyskać naturalną barwę i teraz dziewczyna wyglądała już dużo lepiej niż kilka sekund temu, gdy jej pozbawione życia a w tym przypadku raczej duszy ciało powoli zaczynało sinieć.
- Ktoś mnie blokuje- powiedziała, ciężko przełykając ślinę- ktoś też próbuje przejąć nad nią kontrolę i sprawia jej tym niewyobrażalny ból, bo ona walczy. Przez chwilę wydawało mi się nawet, że uda mi się z nią porozmawiać, ale tam było tyle wspomnień, tyle obrazów...
- O czym ty mówisz?- warknął wampir a nastolatka niepewnie spojrzała mu w oczy.
- To wygląda tak, jakby jakiś Podróżnik próbował połapać się w jej życiu, żeby po uzyskaniu ciała mógł się w nim łatwo poruszać- powiedziała dziewczyna niepewnie- ale to niemożliwe z dwóch powodów: po pierwsze jedyni Podróżnicy na świecie znajdują się w tym pokoju a poza tym my nie mamy mocy, by wkraść się w czyjeś myśli czy wspomnienia. My w ogóle nie mamy mocy!
Damon uśmiechnął się do niej z pobłażaniem.
- Słowo "niemożliwe" nie istnieje w moim słowniku od 1864 roku- powiedział- a ty chyba potrzebujesz lepszej motywacji.
To mówiąc w wampirzym tempie okrążył Podróżników pięciu z nich pozbawiając głowy. Krew trysknęła na kremowe dywany i białe ściany a niedobitki odsunęli się w kierunku drzwi.
- Mieliśmy umowę- zawołała Nelly, drżąc z przerażenia.
- Nie dotrzymałaś jej warunków, więc je zmieniam- odparł Damon, chwytając dziewczynę za nadgarstek- nie dostaniecie ani kropli krwi Eleny, za to pozwolę wam żyć, jeśli ją znajdziesz.
           To mówiąc ulotnił się wraz z dziewczyną, zostawiając Abby i trójkę Podróżników w ciężkim szoku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz