środa, 22 października 2014

Garść Informacji

Po pierwsze nie wiem, co się stało, ale nie dostałam żadnego odzewu z waszej strony w związku z najnowszym rozdziałem. Był aż tak kiepski? Pamiętajcie więc, że komentarze nie polegają jedynie na chwaleniu, lecz również na wytykaniu błędów i krytyce, więc proszę się nie krępować i walić śmiało xD

Zapraszam również na mojego nowego bloga wszystkich fanów serialu "Gossip Gril", paringu Blair i Chuck'a lub po prostu miłośników gorących, wybuchowych romansów, intryg i skandali. Już niedługo ( a być możę nawet dzisiaj) pojawi się tam rozdział 1. Gorąco zachęcam do odwiedzania i komentowania :***



http://you-know-you-love-me-chuck-and-blair.blogspot.com/


EDIT: Dopiero zauważyłam, że jako link podałam adres do TEGO bloga. Już to zmieniłam i liczę, że dzięki temu zwiększy się liczba wyśiwetleń a także komentarzy ;))

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 13. Bez Granic, Bez Odpowiedzi

 Dodaję dzisiaj, zgodnie z obietnicą. Jak zwykle w trakcie zmieniłam jeszcze z piędziesiąt razy, cała ja xD  Jestem wykończona i nawet nie sprawdzała błędów, więc byłabym wdzięczna za wskazanie ich :****

ENJOY :****






- Myślałem, że czarownice nie mogą tego robić. To ingerencja w prawa natury. 
- Inaczej domyśliliby się, że cos jest nie tak. Nie możesz wniknąć w kolejne ciało, nie budząc przy tym podejrzeń. Dla nas wszystkich liczy się jedynie to, by ocalić świat przed moimi dziećmi i ich potomkami.  Jeśli chcę naprawić błędy, muszę się poświęcić.


Krew w jego żyłach na nowo zawrzała, gdy serce rozpoczęło nieśmiałą walkę o dominację nad śmiercią. Po chwili jego klatka piersiowa zaczęłą unosić się i opadać a podrażnione przez długi niedostatek tlenu płuca wywołały niemal gruźliczy kaszel. Gdzieś na samym skraju świadomości usłyszał dźwięk, przypominający pisk myszy, uciekającej przed kotem i nie musiał nawet otwierać oczu, by wiedzieć, do kogo należy.
- Ben?- wyjąkała Bonnie a on uśmiechnął szczerze, chyba po raz pierwszy od stuleci.
- Wróciłem- szepnął jedynie i wykończony opadł na poduszki. Gdy poczuł na sobie rozbiegane dłonie mulatki już wiedział, że teraz wszystko będzie dobrze. Gra wciąż trwa, a on może być jedynym zwycięscą.

****

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ


- Nalej mi jeszcze- nakazał Stefan bełkotliwie, obracając się na barowym krześle. Donovan spojrzał na wampira z niepokojem i pokręcił głową, zaciskając usta w cienką linię. 
- Nie ma mowy- zaprotestował, zabierając mu sprzed nosa prostokątną szklaneczkę- wypiłeś dość na dzisiaj i na kilka następnych miesięcy. Ktoś inny na twoim miejscu umarłby trzy razy. Idź do domu, stary.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię?- zdenerwował się Salvatore, spoglądając na przyjaciela w taki sposób, że aż go ciarki przeszły. Jednak od odejścia Tylera był innym człowiekiem. Zmienił się, zmuszony radzić sobie całkowicie sam w gronie nadprzyrodzonych popaprańców. Nie był już zwyczajnym wesołym wyrostkiem, pracującym za barem a stanowczym mężczyzną, który nie mógł pozwolić, by kolejny z jego przyjaciół się stoczył. Spojrzał w zamgłone oczy Stefana, które w tej chwili wyrażały jedynie pustkę. 
- Nie matrw się, nie popadnę w naług- mruknął wampir z krzywym usmiechem- po prostu po pijaku o wiele łatwiej znieść niektóre rzeczy. 
-Wszyscy mamy problemy- powiedział Matt z troską, jednocześnie obsługując kolejnego klienta- i to takie, o jakich zwykłym ludziom się nie śniło.  Ja też nie mam się najlepiej, ale to nie znaczy, że powinienem zapijać swój smutek i żal. O takich rzeczach się rozmawia, zwłaszcza, gdy ma się do tego dobrego słuchacza. 
- A ty zgłaszasz się na ochotnika?- prychnął Stefan pogardliwie, ale gdy Matt spojrzał na niego znacząco, westchnął ciężko- nie ma o czym gadać, jasne? Straciłem dziewczynę, którą kochałem a ona pocieszyła się w ramionach mojego rodzonego brata. Straciłem dziewczynę, której nie kochałem, bo uciekła jak ostatni tchórz, za co na własne nieszczęście nawet nie mogę jej winić. Zginął dzieciak, którego miałem chronić a my dalej nie znaleźliśmy sprawcy...
- To się po prostu stało, okey?- Matt klepnął go po przyjacielsku w ramię, uśmiechając się blado- nic na to nie poradzimy i trzeba żyć dalej. Pamiętaj, że wszyscy kogoś straciliśmy. Na szczęście mamy jeszcze siebie. 
- Matt ma rację- wtrąciła Rebekah, która niespodziewanie pojawiła się koło nich i pokręciła głową widząc stan Stefana, po czym bez zbędnych komentarzy chwyciła go wpół i pomogła mu zwlec się z barowego krzesła. Zatoczyli się oboje, powoli sunąc w stronę wyjścia.
- Zaopiekuję się nim, nie martw się- zapewniła Matta z delikatnym uśmiechem, jednak to wcale nie uspokoiło blondyna, wręcz przeciwnie- po wszystkim, co się między nimi ostatnio wydarzyło stał się bardziej czujny na to kto znajduje się w pobliżu Pierwotnej a relacja Rebekah i Stefana zaczęła napawać go niepokojem. Nie było tajemnicą, że wampirzyca miała słabość do Salvatore'a ze względu na ich goracy romans w latach dwudziestych. Był jedną z nielicznych osób, na których Rebekah kiedykolwiek zależało, czyli jego potencjalnym rywalem.

Rywalem? 

Co to słowo w ogóle oznaczało? Rywal, to osoba walcząca o coś, przeciwnik, którego nalezy pokonać. A w tym przypadku jaka była nagroda?
Długo zastanawiał się nad postępowaniem Pierwotnej, ale nigdy nie doszedł do satysfakcjonujących wniosków, nigdy nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć własnych odczuć, związanych z podobnymi sytuacjami. No bo czy mógł winić Rebekah za te nieliczne przejawy człowieczeństwa? A może ona zawsze była wspaniałą dziewczyną, skrywającą się za maską chłodu i ironii? Skoro w stosunku do niego potrafiła się zachować przywoicie dlaczego miałaby odmówić tego Stefanowi, swojej dawnej miłości, który przecież nigdy tak naprawdę jej nie skrzywdził? I co właściwie się między nimi działo? Jakie znaczenie miał ten pocałunek, a właściwie całus w pośpiechu i pod wpływem emocji, głównie wdzięczności i szczęścia z odzyskania przyjaciela?
Od tych wszystkich pytań aż rozbolała go głowa a tu przecież nie było czasu na roztkliwianie się nad sobą. Wyrzuty sumienia ogarnęły go już w chwili, gdy uświadomił sobie, że zamiast opłakiwać Tylera i okazywać mu należny pośmiertny szacunek on krąży myślami wokół dziewczyny, potwora właściwie, tyle razy próbującego zniszczyć życie jego przyjaciołom. Nawet teraz wraz z bratem szantażem zmusiła ich do pomocy w znalezieniu lekarstwa, które z pewnością chciała wykorzystać do niecnych celów. Jak ktoś taki może budzić w drugim człowieku całą gamę pozytywnych uczuć i reakcji? Powinien to sobie ostro wypersfadować już wtedy, gdy po raz pierwszy pomyślał, że Rebekah Mikealson wcale nie jest taka zła, że jest całkiem miła, tylko zagubiona i że miłość do niej wcale nie jest aż tak nierealna, jak mogłoby się  z początku wydawać. Był idiotą, kompletnym debilem i nic na to nie mógł poradzić. Ta dziewczyna budziła jego zaintersowanie i jak ostatni kretyn wierzył, że mógłby jej pomóc, że nie jest tak do końca stracona, że on, Matt Donovan, potrafiłby przywrócić ją na właściwe tory, choć jasne było, że ona nigdy nie będzie ani do końca dobra, ani do końca zła. Nie umiał jej zaszufladkować i chyba wcale nie chciał. Jedyne, o czym marzył od chwili, gdy ją pocałował to to, aby lepiej ją poznać i zrozumieć. Bał się, bo powoli zaczynało mu zależeć a do tej pory jedynymi kobietami w jego życiu, pomijając nieżyjącą siostrę była Elena, Caroline i Bonnie. Nie miał pojęcia jak się wobec tego zachować i czy Rebekah myśli tak samo, więc zwyczajnie ignorował własne potrzeby i udawał, że nic takiego się nie wydarzyło, że do tego pocałunku, który właściwie nie był niczym specjalnym, wcale nie doszło. Czy naprawdę jeden malutki gest może zmienić tak wiele, przewrócić życie do góry nogami?
 Wiedział, że powinien przestać o tym myśleć, lecz mimo  to nie potrafił tego powstrzymać. Nie, gdy obiekt jego wątpliwości stał tuż obok patrząc na niego wielkimi oczami, koloru burzowego nieba. Do pracy powrócił dopiero wtedy, gdy Rebekah i Stefan zniknęli mu z oczu. Wciąż nie mógł się na niczym skupić i bez przerwy się mylił. W końcu frustracja sięgnęła zenitu- rozeźlony rzucił fartuch na blat i bez słowa opuścił lokal, zostawiając go pod opieką nowego pracownika, Davida Astone'a, który zastąpił Jeremiego na czas jego nieobecności. Nie obchodziło go, czy chłopak sobie poradzi, czy jutro po przyjściu do Mystick Grill nie dowie się, że musi szukać nowej pracy i czy knajpa w ogóle będzie tu jeszcze stała. Chyba po raz pierwszy w żyicu pomyślał, że przecież stać go na więcej i że musi w końcu pomyśleć o sobie.

"Kawa, prysznic i kilka godzin snu powinny postawić mnie na nogi"- stwierdził w myślach, głośno ziewając.

****

- No i co ty sobą reprezetujesz?- jęknęła Rebekah, siłą wyciągając go z samochodu. Stefan zatoczył się i gdyby nie jej opiekuńcze ramię na pewno ległby na ziemię jak kłoda. Blondynka zacmokała z dezaprobatą i w wampirzym tempie przeniosła go do jego sypialni, rzucając na łóżko. Salvatore wybuchnął niepochamowanym, pijackim śmiechem.
- I co teraz?- spytał bełkotliwie, unosząc się delikatnie na łokciach- bo zapowiada się całkiem nieźle- dodał z błyskiem w oczach i lubieżnie oblizał wargi. Pierwotna wywróciła oczami i bez słowa sięgnęła do wewnętrzej kieszeni swojej skórzanej kurtki, wyciągając fiolkę z przezroczystym płynem. Stefan zmarszczył brwi i posłał jej pytające spojrzenie, ale w mig pojął wszystko, gdy wampirzyca odkorkowała zawleczkę i wylała na niego kilka kropel substancji. Skóra w miejscu, z którym zetknął się płyn zaczęła skwierczeć i parować, by po chwili ukazać niewielkie, piekące ranki. Stefan zawył, zaskoczony i spojrzał na uśmiechniętą od ucha do ucha Pierwotną z wściekłością malującą się w zielonych, już przytomnych oczach.
- Werbena- warknął, pocierając boleśnie pulsujące ranki, które powoli zaczynały się goić- oszalałaś?
- Musiałam cię uratować, bo zaczynałeś się zachowywać się jak twój brat- stwierdziła blondynka spokojnie- brakowało tylko, żebyś urządził dziką imprezę na grobie swoich ofiar i zażądał butelkę burbona.
- Jesteś okropna- stwierdził wampir tonem obrażonego pięciolatka. Rebekah zachichotała.
- Wiem- odparła rezolutnie, przysiadając obok niego na łóżku- a ty już nie jesteś taki pijany jak kilka minut temu. Nie ma za co.
Stefan zmrużył oczy i spojrzał na nią z wyraźną rezygnacją.
- Ty naprawdę musisz mnie nienawidzić, skoro chcesz doprowadzić do tego, że w końcu eksploduję z nadmiaru emocji i myśli- powiedział na wpół żartem na wpół serio- alkohol pozwala zapomnieć.
- Nie zapomnieć tylko zagłuszyć- poprawiła go dziewczyna, odruchowo przeczesując palcami jego brązowo-złote włosy- po wytrzeźwieniu wszystko wraca z podwójną siłą. Skończmy tę dyskusję- nie jesteś Damonem, ty inaczej radzisz sobie z problemami. Stawiasz im czoła. Nie pozwól, żeby ta dziewczyna...
- TA DZIEWCZYNA ma na imię Elena i nie będę o niej z tobą rozmawiał- uciął ostro, krzywiąc się z bólu, jakby sama myśl o ukochanej napawała go cierpieniem. Przez chwilę Rebekah i Salvatore mierzyli się na spojrzenia, ale w końcu oboje spuścili wzrok, zawstydzeni kierunkiem, w jakim podążyła ich rozmowa.
- Okey, przepraszam. Nie powinnam się mieszać- powiedziała w końcu Rebekah sztywno a gdy Stefan skinął głową na znak rozejmu, uśmeichnęła się blado- powiem to inaczej: musimy jak najszybciej ustalić, kto zamienia mieszkańców w wampiry i jesteś nam do tego niezbędny. Weź się w garść, inaczej brat małej zdziry, którą tak bardzo chronisz zacznie krzywdzić dawnych znajomych, przyjaciół, rodzinę...
- Po raz kolejny nam grozisz?- spytał Stefan z  niedowierzaniem.
- Nie ja, mój brat- odpowiedziała Rebekah z powagą wręcz urzędową- nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel a czas powoli nam się kończy. Naprawdę potrzebujemy tego lekarstwa- podkreśliła, ruszając do drzwi- prześpij się, nabierz sił.
- Ty wiesz, kto zabija mieszkańców- zawołał za nią Salvatore, gdy ta sięgnęła po klamkę. Rebekah zatrzymała się wpół gestu, stojąc plecami do niego. Przez jej głowę przebiegła naraz gonitwa myśli. Każda gorsza od poprzedniej. I tysiące wspomnień, które zlewały się w jedno, tworząc niewyraźny kalejdoskop obrazów, wrażeń, dźwięków.



Tydzień wcześniej, Mystick Falls

Roztrzęsiony Matt to nie był widok, który pragnęła oglądać codziennie.
Siedział na kanapie w swoim salonie, podczas gdy ona krzątała się w kuchni niemal w wampirzym tempie, przygotowując herbatę. Po chwili podała mu kubek parującego płynu. Chłopak podziękował jej niewyraźnie i upił łyk, jakby nie czując gorąca, niemal wrzątku, który przecież parzył mu język i przełyk. Zresztą od momentu, gdy przyprowadziła go do domu stał się nieczuły na wszystko. Jego twarz umorusana była ziemią, ubranie poszarpane i zbroczone krwią, wargi sine a włosy zlepione od potu. Cały się trząsł i nawet nie chciała wiedzieć co widzą w tej chwili jego zamglone, nieobecne oczy. Wyglądał ja siedem nieszczęść i tak się czuł, gdy po jego policzkach sływały gorzkie łzy. On sam jakby nie zdawał sobie nawet z tego sprawy, nieświadomy tego, co się z nim właściwie dzieje. Już dawno wyzbył się dumy i wstydu, obalił przekonanie, że mężczyźni nie powinni płakać i okazywać tak silnych emocji. Być może w innych okolicznościach czułby się głupio, przeżywając to wszystko w towarzystwie Pierwotnej, ale nie dziś- dziś odnalazł ukojenie w jej ramionach, w jej pokrzepiającym uśmiechu i w jej czułych słowach pocieszenia, szeptanych wprost do ucha. Chyba po raz pierwszy od śmierci Vicky czuł się jak mały zagubiony chłopiec- bezradny i podatny na zranienia. Pragnął jedynie zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Ból, przeszywający jego ciało był nie do zniesienia.
- Był dla mnie jak brat- wyjąkał drżącym głosem. To były jego pierwsze słowa, od kiedy usiadł na tej kanapie i Rebekah nastawiła uszu, uważnie słuchając wszystkiego, co miał do powiedzenia- razem uczyliśmy się liczyć, pisać, jeździć na rowerze i podrywać dziewczyny. On i Elena wspierali mnie, gdy mój tata umarł i gdy matka zostawiła nas, żeby podróżować z jakimś fagasem po Europie. Był przy mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia a ja przy nim w chwilach jego triumfu.  Zrobiłbym dla niego wszystko a nie potrafiłem go ochronić.Na moich oczach oderwał mu głowę, widziałem to! Widziałem, jak umiera, patrzyłem mu prosto w oczy i nic nie zrobiłem! Nie mogłem się ruszyć! Nie mogłem mu pomóc! Co ze mnie za przyjaciel?!

Najgorsze było to, że Matt za nic nie potrafił przypomnieć sobie twarzy oprawcy. Pamiętał wszystko co się wydarzyło, każdy szczegół tamtej nocy, ale nie rzecz najistotniejszą- kto zabił, kto dokonał tak makabrycznego aktu przemocy i uszedł z tego bezkarnie. Rebekah próbowała nawet na niego wpłynąć, zmusić do uruchomienia tego wspomnienia, lecz z marnych skutkiem. Wywołało to jedynie większą rozpacz Matta i przysporzyło mu tylko więcej bólu, więc zaprzestała dalszych działań.Jednego jednak była już pewna na sto procent- ktoś majstrował przy jego wspomnieniach, jakich wampir lub wiedźma, dysponująca siłą równającą się potęgą Pierwotnych. Rebekah miała nawet podejrzenia co do tego, kto był na tyle okrutny, by zatrzeć po sobie ślady jednocześnie zostawiając w głowie bezbronnego chłopaka tak makabryczne obrazy, ale nie mogła ich teraz potwierdzić. Nie, dopóki nie była pewna, że Matt jest całkowicie bezpieczny.
- Matt, Matt- szepnęła miękko zmuszając go, by na nią spojrzał. Ból i desperacja, malujące się w jego oczach ją przeraziły, sprawiły, że na moment przestała oddychać. Nie miała pojęcia jak zareagować.
- Proszę, zabierz to ode mnie- jęknął, chwytając się za głowę- nie chcę tego czuć! Dlaczego wszystkich tracę?! Proszę, nie chcę tego wiedzieć, pamiętać! Błagam!Nie zniosę już więcej, rozumiesz?!
- Tak- potwierdziła, głośno przełykając ślinę. Wiedziała, że to co zamierzała zrobić było pójściem na łatwiznę, że w normalnych okolicznościach Matt by tego nie poparł, ale to nie były normalne okoliczności a on znajdował się na skraju załamania nerwowego. 
Rebekah ujęła jego twarz w obie dlonie i spojrzała mu prosto w oczy. 
- Niczego nie widziałeś.- powiedziała z mocą- To wszystko było tylko złym snem. Śmierć Tylera była bezbolesna, dla ciebie też. Ty żyjesz dalej- jesteś przyjacielem, futbolistą, prowdzisz normalne życie. Ból minął. Teraz jesteś spokojny.
Jej źrenice kolejno rozszerzały się i zwężały przy każdym słowie, hipnotyzując blondyna, sprawiając że nie mógł wykonać żadnego ruchu, odwrócić wzroku. Po chwili z jego ust wydobył się spokojny, beznamiętny głos.
- Tyler umarł, ale nie cierpiał. Ja żyję dalej- jestem przyjacielem, futbolistą, prowadzę normalne życie. Tylera już nie ma, ale to nie boli. Jestem spokojny.
Rebekah uważnie obserwowała jego twarz. Widziała moment, w którym jego łzy obeschły a z oczu zniknął desperacki błysk szaleńca. Jego oddech powoli wracał do normy a on sam przestał się trząść i wpartrywał się w Pierwotną wielkimi jak spodki oczami. 
- Matt, wszystko w porządku?- spytała niepewnie. Nie odpowiedział- pocałował ją jedynie namiętnie, napierając na nią tak, że aż się położyła na kanapie.
Mimo, że jako wampir była od niego znacznie silniejsza poddała się jego zabiegom bez słowa protestu. 
Całowali się zachłannie, namiętnie, ucząc się siebie na pamięć. Matt wplótł palce w jej złote włosy i pociągnał delikatnie sprawiając, że jej gardła wydobył się zduszony jęk przyjemności. Powtórzył ten manewr, dżąc z podniecenia. Już zapomniał, jakie to wspaniałe uczucie. 
Rebekah, czując jego dłonie, błądzące po kazdym zakamarku jej ciała nie pozostała mu dłużna. Po chwili jego koszula wylądowała na dywanie. Jęknęła, gdy zaczął ssać jej szyję, miadżyć w dłoni jej pełną pierś, podgryzać płatek ucha. Gorące soki zawrzały u wrót jej kobiecości. 
Matt był taki czuły, namiętny, kochany. Jedynym co się dla niego liczyło była jej przyjemność a to upajało niczym afrodyzjak. W jej wnętrzu zawrzało pragnienie, silne i nieokiełznane. W tej chwili przestała myśleć, wszystko inne straciło znaczenie. Już dawno zapomniała o tajemniczym mordercy, o okrutnej śmierci Tylera, o lekarstwie na wampiryzm, o swoim bracie. Nic się już nie liczyło poza grą ich spragnionych siebie ciał. 
Oboje byli zaskoczeni rozwojem sytacji. Nigdy nie pomyśleliby, że to może się tak potoczyć, że może nimi zawładnąć tak dzikie pożądanie. Nic też nie zapowiadało, że się temu tak po prostu poddadzą, że kiedykolwiek wydarzy się coś podobnego. 
I dokładnie w tym momencie rozdzwonił się jej telefon. Początkowo go nie usłyszała, zajęta siłowaniem się z paskiem od spodni Matta, potem próbowała ignorować tę irytującą melodyjkę, całując jego tors. Jednak w momencie, gdy chłopak już miał ją pozbawić górnej części garderoby zirytowana do granic możliwości wescthnęła cięzko i nacisnęła tę cholerną zieloną słuchawkę. 
- Halo?- warknęła a po drugiej stronie aparatu usłyszała tak dobrze znany śmiech, który zmroził krew w jej żyłach. 
- Witaj kochanie, widzę, że dobrze się bawisz- powiedział wesoło Marcel a Rebekah zamarła wpół gestu- wiedziałem, że kobieta taka jak ty nie będzie na mnie czekać całą wieczność, ale muszę przyznać, że jestem rozczarowany tą marną podróbą, którą mnie zastąpiłaś...
- Czego chcesz?!- krzyknęła, rozglądając się wokół nerwowo. Romantyczny nastrój gdzieś się ulotnił a z upajającego pożądania pozostał jedynie palący wstyd i jedno pytanie: "Co ja najlepszego Wyprawiam?!"- pokaż się tchórzu!- warknęła do słuchawki, odpychając od siebie dłonie Matta. 
- Spokojnie kochanie, bo podwyższy ci się ciśnienie a to szkodzi kobietom w twoim wieku- zironizował, doprowadzając ją do białej gorączki. 
- Poczekaj, jak tylko cię dorwę pożałujesz, że żyjesz!
- Doprawdy? A nie wolisz się dowiedzieć, kto zginie następny? Kot tym razem straci głowę...
Rebekah z furią rzuciła telefon przed siebie a ten roztrzaskał się o najbliższą ścianę. Tym pięknym akcentem zakończyła połączenie z byłym kochankiem. 
Matt wpatrywał się w nią z mieszaniną zdziwienia i lęku. Rebekah jednak wiedziała, że w takim stanie jest niebezpieczna dla każdego kto wejdzie jej w drogę, tym bardziej dla człowieka, istoty bezbronnej i całkowicie niewinnej. Uciekła więc w wampirzym tempie bez słowa wyjaśnienia, zostawiając go w najgorszym dniu jego życia na wpółnagiego i całkowicie zdezorientowanego. 
Nie odeszła jednak daleko. Całą noc czekała, krążąc wokół jego domu czekając, aż Marcel lub któryś z jego sługusów się pojawi, by mogła zakończyć tę sprawę raz na zawsze. Na szczęście lub nieszczęście od tamtej pory w Mystick Falls nie wydarzyło się już nic więcej godnego uwagi. 



Rebekah potrząsnęła głową, wybudzając się ze wspomnień. Spojrzała w zielone oczy Stefana, oczekujące wyraźnej odpowiedzi na nurtujące go pytania. Pierwotna głośno przełknęła ślinę.
- Nie- powiedziała w końcu beznamiętnie- nie mam zielonego pojęcia- dodała i opuściła jego pokój, zostawiając go samego i zdezorientowanego, zatopionego we własnych myślach.
No cóż, w mieście takim jak Mystick Falls  historia lubiła się powtarzać.


****

 - Elena- usłyszała gdzieś na granicy świadomości, pomiędzy jawą a snem. Jęknęła, niespiesznie uchylając powieki i westchnęła ciężko, czując pulsujący ból w skroniach i szczęce. Początkowo dzienne światło ją oślepiło, jednak już po chwili jej oczom ukazała się rozświetlona szerokim uśmiechem twarz Bonnie. 
- Gdzie ja jestem?- wychrypiała Elena, rozglądając się wokół i probując podnieść się do pozycji siedzącej. Udało się, jednak nie bez pomocy Bonnie, co bardzo ją zaniepokoiło. Była wampirem, nie powinna być tak słaba i tak bardzo bezbronna.
Syknęła cicho, czując palący ból w każdym mięśniu. Jednak wraz z wybudzaniem się z chwilowego otępienia jej własne dolegliwości zeszły na dalszy plan. Z przerażenia aż zaczęła się trząść, jej oczy stały się wielkie jak spodki a pod powiekami zgromadziły się łzy.
- Jeremy!- jęknęła i spróbowała wstać, jednak opiekuńcze ramię przyjaciółki jej na to nie pozwoliło. Przez chwilę się szamotały po czym Elena, zrezygnowana, opadła ponownie na poduszki.
- Z Jeremiem wszystko w porządku- zapewniła ją Bonnie, gładząc troskliwie jej twarz- Damon, ja a nawet Ben się nim zajmujemy....
- Damon?- podchwyciła Elena a na jej twarzy, najwyraźniej całkowicie bezwiednie, pojawił się delikatny uśmiech- to znaczy, że wszyscy mają się dobrze, tak?
- Tak- potwierdziła mulatka- wszystko będzie dobrze, ale....
- W takim razie możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?- przerwała jej Elena, rozglądając się wokół z ciekawością. Bonnie zmarszczyła brwi a po chwili na jej twarz powrócił szeroki, trochę figlarny uśmiech.
- Nie kojarzysz miejsca, gdzie spędziłaś najlepsze imprezy w liceum?- zażartowała a dezorientacja na twarzy przyjaciółki tylko dodatkowo ją rozbawiła- to domek letniskowy Caroline.
No tak! Dopiero teraz wampirzyca zrozumiała, dlaczego to miejsce wydało jej się znajome. Ojciec Caroline zostawił ją i jej matkę, gdy jej przyjaciółka była zaledwie dziewięcioletnią dziewczynką. Oczywiście Caro w końcu zaczęła go rozumieć a nawet popierać, wiedziała, że jako homoseksualista nie mógł sprzeciwić się swojej naturze, nawet dla córki, którą przecież bardzo kochał. On jednak robił wszystko, by wynagrodzić jej te wszystkie lata, gdy nie mógł być dla niej ojcem dwadziesta cztery godziny na dobę a ona, choć nie miała mu tego za złe, często korzystała z jego chojności. I tak wyprosiła u niego zakup domku letniskowego nad urokliwym jeziorem, gdzie średnio raz na tydzień razem z Tylerem, Mattem, Eleną i Bonnie organizowała najlepsze imprezy dla całej szkolnej elity, albo nocowanki w gronie przyjaciół, zależnie od humoru. Najważniejsze było to, że ten domek był jej taką ostoją wolności, miejscem, którego nie skalała rodzicielska kontrola. To tu Elena straciła dziewictwo z Mattem, to tu Caroline po raz pierwszy się całowała ze swoim pierwszym chłopakiem, Nicolasem Stewartem i tu Vicky zaczęła po kryjomu palić skręty. To miejsce było kolebką ich dorosłości, miejscem, gdzie wszystko się zaczęło i wszystko się skończyło. W końcu impreza, z której rodzice próbowali zabrać Elenę w noc, gdy ulegli wypadkowi też miała miejsce w tym domku, w donku, który przechowywał wspomnienia ich beztroski i młodzeińczego szczęścia. Jeszcze teraz, patzrąc na drewniane ściany Elenie zdawało się, że słyszy oszałamiająco głośno muzykę, śmiechy pijanego towarzystwa i wyznania, które padały podczas zabawy w "butelkę".
- Jak się tu znaleźliśmy?- spytała. Jej ostatnim wspomnieniem był płonący domek letniskowy jej rodziców a jakby nie było znajdował się on kilka kilometrów od tego miejsca...
- Damon cię tu przyniósł- wyjaśniła jej Bonnie ostrożnie a Elena odniosła nieodprate wrażenie, że coś przed nią ukrywa- wasz samochód doznał lekkich obrażeń podczas pożaru a nie mogliście jechać z nami i Jerem z wiadomych względów...
Elena zmarszczyła brwi, ale po chwili rzeczywistość uderzyła w nią z podwójną siłą.
No tak. Jeremy, łowca wampirów, brat, który pragnął jej śmierci...
- Wszystko będzie dobrze- zapewniła ją szybko przyjaciółka, widząc smutek w jej spojrzeniu- naprawimy to...
- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje- jęknęła Elena, łapiąć się za głowę. Czuła się fatalnie- bolało ją całe ciało, wszystkie mięśnie i każdy z osobna. Byłą osłabiona i widziała jak przez mgłę. Przez to wszystko myślała z opóźnieniem a słowa Bonnie prawie do niej nie docierały.
Mulatka objęła ją ramieniem uspokajająco.
- Krew Bena cię zatruła- powiedziała powoli tonem, którym dorosły tłumaczy dziecku największe oczywistości tak, aby go nie przestraszyć- jest nienaturalna a ty się na nim pożywiłaś... Swoją drogą to dosyć ciekawe i musi mieć związek z jego bezpośrednim powiązaniem z pierwszymi czarownicami...
- Nic z tego nie rozumiem...
- No tak, trudno się dziwić. W końcu straciłaś cały tydzień...
- Że jak?!
Bonnie uśmiechnęła się pocieszająco i chwyciła ją za rękę.
- Już tłumaczę- wzięła głęboki oddech i przełknęła głośno ślinę- przede wszystkim musisz wiedzieć, że waszego domku nie dało się uratować. Przykro mi Eleno. Pamiętasz w ogóle moment pożaru?
- Oczywiście- odparła dziewczyna natychmiast zdziwiona tym pytaniem.
- No właśnie to nie jest takie oczywiste. Widzisz, byłaś bardzo osłabiona, nie myślałaś trzeźwo i gdy Damon wrócił ratować Jeremiego...
- Zaryzykował dla niego życie?- przerwała jej Elena, wpatrując się w nią szeroko otwartymi oczami, pełnymi przerażenia.
- Raczej dla ciebie- poprawiła ją czarownica z bladym uśmiechem- w każdym razie ty wpadłaś w amok. Wciąż myślałaś o mnie, o swoim bracie, ale... Jak już mówiłam byłaś bardzo osłabiona, potrzebowałaś krwi i poddałaś się swoim instynktom-  pożywiłaś się na Benie, jednocześnie podając mi swoją krew. Ocknęłam się dokładnie w momencie, gdy Damon wyniósł Jera z płonącego budynku a ty straciłaś przytomność. To nie powinno się wydarzyć, bo przecież fizycznie dzięki krwi Bena odzyskałaś pełnię sił. Potem zobaczyłam, że Ben nie oddycha...
- O mój Boże, zabiłam go?!- zawołała Elena z czystym przerażeniem.
- Spokojnie- Bonnie położyła ręce na jej ramionach w uspokajającym geście- daj mi dokończyć. Byłam zła, smutna i przerażona, ale pamiętałam, jak przywróciłam Jera do życia i pomyślałam, że mogłabym chociaż spróbować to samo zrobić z Benem. Jednak okazało się, że wasz samochód wyłądował w jeziorze- Jeremy musiał go tam ulokować po tym, jak ogłuszył mnie i Bena. W każdym razie jasne było, że trzeba coś zrobić- ty byłaś nieprzytomna, Jer ogłuszony, ale wciąż śmiertelnie niebezpieczny, Damon osłabiony do granic możliwości a ja chora z przerażenia. Zadecydowaliśmy, że ja pojadę swoim samochodem razem z Benem a właściwie jego ciałem, i Jeremiem a Damon zaniesie cię do najbliższego bezpiecznego miejsca.Nie mieliśmy wyjścia, gdyby Jer się ocknął i zechciał was zaatakować nie mielibyśmy możliwości, by was obronić.  Podałam Damonowi dokładne wskazówki jak dotrzeć do domku letniskowego Caroline i sama odjechałam w tamtym kierunku. Pamiętałam, że Caroline trzyma klucz pod wycieraczką a poza tym ten domek należy do niej, do wampira więc nie mieliście najmniejszego problemu, żeby się tu dostać.
Droga była okropna, cudem uniknęłam wypadku samochodowego... Damon wcale nie miał lepiej. Nie mógł się pożywić, był wykończony prawie jak wtedy, gdy ugryzł go wilkołak a mimo to niósł cię przez las... Gdy w końcu dołączył do mnie trzy godziny później słaniał się na nogach, był spocony i blady jak papier, cały poraniony i posiniaczony. Myślałam, że ma przywidzenia, wciąż powtarzał, że musi cię chronić, że grozi ci niebezpieczeństwo... Podałam mu krew z zapasów Caro a ciebie położyłam w sypialni obok. Tej samej nocy ocknął się Ben...
- Udało ci się go uratować- Elena odetchnęła z ulgą, ale Bonnie zacisnęła usta w cienką linię, kręcąc głową.
- Nie zdążyłam nic zrobić i to było w tym wszystkim najdziwniejsze- tamtej nocy uwierzyłam w cuda- rzekła z powagą- do tej pory nie wiem, co się stało i to mnie martwi. Skąd mam wiedzieć, czy nie zadziałała tu czarna magia?
- Przekonamy cię- zapewniła ją Elena, próbując ignorować nasilający się ból głowy- a możesz mi wyjaśnić, co oznacza, że ominęłam cały tydzień?
- Tyle czasu byłaś nieprzytomna- odparła mulatka- oczywiście budziłaś się czasem, ale zawsze wtedy mówiłaś od rzeczy i ponownie zasypiałaś. Ben powiedział, że to rodzaj pierwotnej osłony, że jego krew tak wpływa na wampiry. Gdy  dociera do organizmu wampira działa jak trucizna z tą różnicą, że oczywiście nie może doprowadzić do śmierci. Wtedy jedynym ratunkiem jest poczekać aż całkowicie wyparuje. W normalnych warunkach dzieje się to wraz ze wzrostem aktywności i wytwarzanej energii, ale ty byłaś nieprzytomna, więc ten cały proces uległ zaburzeniu. Przez cały ten czas nie mogliśmy cię karmić, stąd twoje dolegliwości. Ale teraz, gdy już rozmawiasz ze mną normalnie wiem, że resztki krwi Bena opuściły twój oraganizm...
- A co z Jeremiem?- zapytała Elena, ignorując swoje naturalne reakcje, które pojawiły się na samą wzmiankę o świeżej krwi- gdzie jest Damon? Muszę z nim porozmawiać...
- Jeremy jest pod dobrą opieką- odparła Bonnie z pokrzepiającym uśmiechem- ja i Ben pracujemy nad tym, żeby przywrócić go do naturalności a Damon... próbuje panować nad jego agresją.
- Co to znaczy?- zaniepokoiła się Elena. Przecież dobrze znała skłonności mrocznego wampira, wiedziała jakimi metodami się posługuje a jej siedemnastoletni braciszek czego by nie zrobił nie zasłużył na traumę do końca życia- chcę z nim porozmawiać- zażądała ponownie.
- Do usług- usłyszała w odpowiedzi męski głos, który z pewnością nie należał do jej przyjaciółki. Wampirzyca rozejrzała się zdezorientowana i w progu ujrzała Damona Salvatore we własnej osobie.
Z wrażenia aż zaparło jej dech. Czy on był kiedykolwiek równie przystojny i seksowny jak w tej chwili?
Jego jedwabiste kruczoczarne włosy były lśniące, nastroszone i zaczesane do tyłu. Czarna koszula idealnie podkreślała perfekcyjnie umięśnioną klatkę piersiową a rozpięty guziczek przy szyi odsłaniał fragment gładkiej skóry, której fakturę zdołała już poznać. Intensywnie lazurowe oczy w oprawie naturalnie długich i czarnych rzęs, których pozazdrościć mogłaby mu niejedna dziewczyna, wyraźnie odcinały się na tle bladej skóry. I wreszcie te zmysłowe pełne usta, które wręcz zapraszały do pocałunków a które teraz wygięte były w kpiarskim uśmiechu.
Damon widział dokładnie jej wzrok, prześlizgujący się po każdym centymetrze jego ciała i napawało go to dumą i satysfakcją. Opierał się nonszalancko o futrynę drzwi, niespiesznie obracając w palcach woreczek ze szpitalną krwią i czekał na moment, gdy dziewczyna wybudzi się z transu, w jaki teraz wpadła i uświadomi sobie, że właśnie bezczelnie rozbiera go wzrokiem, po czym spuści głowę i zakłopotana załozy włosy za ucho, rumieniąc się delikatnie na policzkach. Znał to na pamięć i podejrzewał, że i tym razem będzie tak samo.
I w końcu ich oczy się spotkały. Oboje zatonęli w swoich spojrzeniach, tracąc momentalnie komtakt z rzeczywistością. W tej chwili nie było rzeczy ważniejszej od głębi, w której mogli tonąć bez końca i tych wszystkich uczuć, na które natykali się po drodze. Radość, namiętność, pragnienie... To wszystko czaiło się gdzieś tam, nanizana na nitki czasu, czekając na dogodny moment, by się ujawnić.  kompletnie zapominając o Bonnie, siedzącej przecież na łóżku obok Eleny. Dopiero odchrząknięcie mulatki wybudziło ich z transu.
- Zostawię was samych- powiedziała czarownica i nie czekając na reakcję przyjaciółki ulotniła się z pokoju. Elena zmarszczyła brwi i zaśmiała się nerwowo, gdy Damon przysiadł na brzegu jej łóżka i podał jej woreczek z krwią. Niemal rozerwała opakowanie i przyssała się do rurki, przymykając oczy z rozkoszy. Była tak koszmarnie głodna...
Damon uśmiechnął się pod nosem i delikatnie pogładził ją po policzku.
- Spokojnie skarbie, wiem, że jesteś głodna- powiedział- musieliśmy cię trochę zagłodzić, ale spójrz na to z innej strony- teraz możesz jeść do woli i nie martwić się o figurę!
Elena nie mogła powstrzymać śmiechu na te słowa, ale pech chciał, że usta miała pełne krwi i częśc jej posiłku po prostu wypłynęła kącikami, plamiąc jej brodę na brunatno. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, ale wampir tylko pokręcił na to głową i zaczął ją wycierać, stopniowo przybliżając się do niej coraz bardziej. Zamarli tak na dobrą sekundę, ledwie centymetry od swoich ust. On wciąż gładził ją po twarzy, choć już dawno otarł z niej krew a ona nie mogła przestać wpatrywać się w jego usta, które wręcz urosły w jej oczach. Damon przybliżył się powoli, powolutku i już ich wargi miały zatopić się w pocałunku, gdy...
- Co działo się przez ten tydzień?- spytała Elena na jednym wdechu, wprost w jego usta. Damon zamarł i przymknął powieki, licząc w myślach do dziesięciu, po czym odsunął się od niej i z lubieżnym uśmiechem, patrząc jej prosto w oczy, oblizał palce, wciąż brudne od krwi, którą wytarł z jej twarzy. Elena głośno przełknęła ślinę, ale choć serce tłukło jej się w piersi i on na sto procent to słyszał nie odwróciła wzroku.
- Najpierw najedz się do syta- zakomenderował, podając jej kolejne woreczki z krwią- ciepła Rh plus, chyba dobrze pamiętałem?- dodał z łobuzerskim uśmiechem. Elena przewróciła oczami i odkorkowała pierwszą zawleczkę, sącząc brunatny płyn. Kolejne dziesięć minut minęło im w ciszy. Damon z lubością obserwował, jak Elena zaspokaja jedną ze swoich podstawowych potrzeb, coraz spokojniej pijąc krew. Widział, jak kolory powoli wracają na jej twarz, jak napięcie, sygnalizujące ból i inne fizyczne objawy niedożywienia opuszcza jej ciało, jak dziewczyna powoli odzyskuje wigor i energię.
- No więc?- ponagliła go, gdy ostatnia porcja ciepłego płynu została przez nią opróżniona do cna.
- A co chcesz wiedzieć?- spytał Damon zrezygnowany. Miał nadzieję odroczyć tę nieuniknioną rozmowę jak najdalej w czasie a właściwie to miał nadzieję w tej chwili robić coś kompletnie innego, również za pomocą ust, ale jednak...
- Najlepiej wszystko- zarządziła Elena z pełnym  wigoru uśmiechem, którego tak brakowało mu przez ostatnie siedem dni, tym samym wyrywając go z jego marzeń. W oczach Damona zalśniły niebezpieczne iskierki, które spowodowały przyspieszone bicie jej serca. Damon zmrużył oczy seksownie i wydął usta w wyrazie wyższości.
- Może zacznę tam, gdzie wiedźma skończyła ci opowiadać- zaproponował z chytrym uśmiechem- byłaś nieprzytomna, budziłaś się średnio co cztery godziny cała rozpalona, gadałaś od rzeczy, mamrotałaś przez sen...
- Mamrotałam przez sen?- spytała dziewczyna, wytężając umysł, by przypomnieć sobie co takiego jej się śniło, ale w głowie miała  jedynie czarną dziurę- co  mówiłam?- dodała z obawą. Ten niebezpieczny błysk w jego oczach mówił jej, że to nic dobrego.
- Właściwie niewiele- odparł z pozoru obojętnym tonem. Nie wytrzyał jednak długo, bo już po chwili na jego twarz powrócił złośliwy uśmiech zdobywcy- poza tym, co już wiem: że jestem nieziemsko przystojny, że nie można mi się oprzeć, że marzysz o tym, żeby znów mnie pocałować...- z każdym słowem zbliżał się do niej coraz bardziej, ale Elena przerwała jego zabiegi jednym, mocnym uderzeniem puchowej poduszki. Damon jęknął teartalnie, udając wielkie cierpienie, ale to jedynie wywołało pobłażliwe spojrzenie Eleny i jej pełen kpiny uśmiech.
- Bądź poważny- poprosiła, wywracając oczami.
- Jestem całkowicie poważny- obruszył się wampir- a ty naprawdę uważasz, że jestem seksowny. Masz to wypisane na twarzy kochanie- dodał, celowo kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Jego bezpośredność zbiła ją z tropu do tego stopnia, że na moment zaniemówiła, czując gorąco w każdym fragmencie swojego ciała.

"-Czy to było naprawdę aż tak widoczne?"- zastanawiała się gorączkowo. Przecież robiła wszystko, co tylko mogła, żeby się od niego odsunąć, oddzielić tę część swojej niechlubnej przeszłości grubą kreską i poskładać swoje życie a raczej to, co z niego zostało, z powrotem do kupy.
Damon chyba zauważył, jaki mętlik w jej głowie wywołały jego bezmyślne słowa, bo przestał się uśmiechać i wbił intensywne spojrzenie w jej oczy, jakby tam mógł wyczytać wszystkie sekrety jej duszy, których nigdy nie wyjawiłaby głośno. Przecież to miał być tylko niewinny żarcik, ale od chwili ich "małej" przygody w Nowym Yorku ona każde jego słowo brała aż nad to na serio i analizowała, jakby oceniając, czy jej zagraża.
- Księżniczko- szepnął, ujmując jej twarz w obie dłonie. Miejsca, których dotykały jego smukłe palce paliły ją żywym ogniem, spróbowała odwrócić od niego wzrok, ale jej na to nie pozwolił, uspokajająco gładząc ją po policzkach. Ale jego dotyk wcale jej nie uspokoił a jedynie pobudzić myśli i pragnienia, które chciała zakopać na samym dnie swojej świadomości- jakoś to będzie, nie? Wszystko się ułoży...
Widziała, ile wysiłku kosztowały go te słowa. Widziała, jak bardzo się starał.
"Jakoś to będzie" znaczyło tyle co: "Wiem, że to był tylko niewinny wybryk, że żałujesz. Wiem, że i tak pójdę w odstawkę, ale chcę chociaż móc być przy tobie, zawalczyć mimo, że na końcu to zawsze będzie Stefan". To bolało także i ją, nawet bardziej niż chciała to przyznać. I nie chodziło tylko o jej niezwykłą wrażliwość na ludzką krzywdę ani nawet o wyrzuty sumienia- to było coś znacznie prostszego, coś do czego potrafiła się przyznać i z czym umiała się pogodzić: Damon był dla niej ważny. Tyle razy ją ratował, służył radą i pomocą, tak wiele dobrego dla niej zrobił i tak bardzo wyróżnił się na tle innych ludzi, że nie mogło być inaczej.
- Damon...- szepnęła, odejmując jego dłonie od swojej twarzy. nie mogła już dłużej znieść jego dotyku ani tego intensywnego spojrzenia- dla mnie teraz najważniejszy jest mój brat- wyznała szczerze. Mimo wszystko nie chciała, żeby poczuł się odtrącony, po raz kolejny zresztą- i myślę, że w tej sytuacji dla ciebie tez powinien być. Wszystko inne może poczekać.
- Poczekać?- Damon spojrzał na nią z niedowierzaniem- już jutro możemy nie żyć!
- Proszę cię- jęknęła wampirzyca- dobrze wiesz, że...
- Wiem- przerwał jej Damon już spokojnie i uśmiechnął się blado- ale muszę cię o coś jeszcze zapytać.
- Jasne- Elena spojrzała na niego z nieskrywaną ciekawością i ulgą. Damon przygryzł wargę i zacisnął pięści, spuszczając wzrok. Denerwował się? Przecież to kompletnie nie było w jego stylu...
- Pamiętasz, co mi powiedziałaś wtedy, podczas pożaru, zanim straciłaś przytomność?- spytał gorączkowo, jakby jej odpowiedź była dla niego w tej chwili priorytetem, rzeczą niezbędną do życia. A ona zmarszczyła brwi, zmuszając się po raz kolejny do przeszukania wspomnień. Czy pamiętała?
Ogień, ból, obezwładniający dym, drgające z gorąca powietrze, strach... strach o Bonnie, o Damona, o  Jeremiego, który przecież robił to wszystko, będąc częściowo w transie... Ramiona Damona i jego oczy błagające, by się nie poddawała, by walczyła... I jego zmysłowe usta, widziane już przez mgłę, poruszające się coraz wolniej i wolniej...
- A powinnam?- spytała w końcu, ale zaraz tego pożałowała, bo nim Damon zdołał nad sobą zapanować na jego twarzy dostrzegła wyraźną rezygnację i rozczarowanie. Wampir uśmiechnął się do niej blado, krótko ścisnął jej dłoń i wstał.
- Nie, to nic ważnego- stwierdził siląc się na obojętny ton głosu i ruszył w kierunku drzwi- a co do Jeremiego to właśnie idę z nim trochę potrenować. Mówię ci, robi postępy.
- Co? Zaczekaj...- ale jej dalsze słowa stanowczo przerwało donośne trzaśnięcie drzwi. Elena została w pokoju sama.
Dziewczyna dała upust gotującym się w niej emocjom rozbijając wazon, stojący na stoliczku nocnym. Zacisnęła wargi, powstrzymując krzyk, który pragnął wydobyć się z jej piersi i z roztargnieniem spojrzała w okno.
Jej oczom ukazał się Damon, który w wampirzym pędzie kopał w dorodny dąb, który rósł w tym miejscu odkąd Elena sięgnęła pamięcią. Drzewo aż zatrzęsło się całe w posadach i przełamało na pół. Elena aż podskoczyła na ten widok. I dokładnie wtedy Damon spojrzał w  keirunku jej okna, chyba tylko po to, by ujrzeć jej przerażone spojrzenie i łzy, zbierające się kącikach oczu. Dziewczyna odkoczyła jak oparzona, oddychając ciężko. Nie chciała, żeby myślał, że go szpieguje.
Damon głośno przełknął ślinę i odszedł  w kierunku lasu.
W głowie Eleny wciąż uparcie krążyła jedna myśl: "To moja wina".


****

Marcel okążał swoich podwładnych, zaciskając usta w cienką linię. 
- Mieliście ich śledzić!- zagrzmiał a trójka średniej budowy chłopaczków aż skurczyła się w sobie- mieliście JĄ śledzić! A tymczasem wy wracacie tu z podkulonymi ogonami... 
- Panie, tam jest wampir potężniejszy od któregokolwiek z nas- odważył się odezwać blondwłosy Dominic drżącym głosem- kazał  się wynosić, groził śmiercią...
- A wy tak po prostu go posłuchaliście?- mulat cały aż trząsł się ze złości- samotnego wampirka...
- On jest potężniejszy...
- Milcz, już to słyszałem!- warknął Marcel- nie baliście się kręcić w pobliżu najpotężniejszych wampirów na świecie a przestraszyliście się jednego krwiopijcy mimo waszej liczebnej przewagi? Po co ja was przemieniłem do chlery?!
- Tamci nie wiedzieli o naszej obecności- bronił się słabo Dominic- on był..
 Ale mulat miał już dosyć tych bezsensownych tłumaczeń. Jednym zdecydowanym ruchem całą trójkę pozbawił głów. Trzy włochate piłeczki potoczyły się po podłodze, ich oczy zastygły w wyrazie zdziwienia. 
Marcel ponownie rozpoczął wędrówkę w tę i z powrotem, myśląc gorączkowo nad tą beznadziejną sytuacją. Musiał to jakoś rozwiązać, musiał mieć oko na Klausa i Rebekah. Wiedział, że zrobią wszystko, żeby go powstrzymać i ocalić brata. Musiał być krok przed nimi, umieć przewidzieć każdy ich ruch i mieć czas na zaplanowanie kontr-ataku. W dodatku ci trzej idioci zasiali w nim ziarenko zwątpienia. A co jeśli tam rzeczywiście krąży niepokonany wampir, broniący wstępu do miasta? Co jeśli rzeczywiście podobnie jak on znaleźli sobie potężnego sojusznika?

- Ja to zrobię- odezwała się milcząca dotąd Devina. Mulat zdziwiony zmrużył oczy, wpatrując się w jej czekoladowe tęczówki. Wciąż nie mógł przywyknąć do jej nowego wyglądu, choć niewątpliwie był o wiele bardziej korzystny niż poprzedni. Jej usta rozciągnęły się w chytrym uśmiechu. 
- Ja nikogo się nie boję, to inni boją się mnie- rzekła z pewnością- wyglądam jak te ich sobowtórki a przecież wszyscy je tam chołubią i kochają. Co może się nie udać?
Z każdym jej słowem troska na twarzy Marcela stopniowo ustępowała miejsca pełnej satysfkacji. 
- Nic. To plan idealny- stwierdził, wpijając się w jej pełne usta. 
Tak, zdecydowanie wolał ją w obecnym wydaniu. 


****


Elena westchnęła ciężko i podniosła się z łóżka. Miała dosyć bezczynności i ciągłego zadręczania się tymi wszystkimi problemami. Musiała im stawić czoła do cholery a nie chować się po kątach niczym mała, bezbronna dziewczynka. Z tą myślą opuściła pokój, w którym nieświadomie spędziła ostatni tydzień. 
- Damon już wrócił?- usłyszała głos Bena. No tak zapomniała o swoim wampirzym słuchu. Wzruszyła ramionami i zdecydowała się, żeby to zignorować. Potrzebowała pójść na spacer, potrzebowała odrobiny świeżego powietrza. Jednak kolejne słowa sprawiły, że wrosła w podłogę i nie mogła się ruszyć. 
- Wiesz, że wolałabym o tym nie rozmawiać- powiedziała Bonnie udręczonym głosem- nie popieram tego, nie cierpię jej okłamywać. 
- Elena to silna dziewczyna, ale wiesz, że nie zniosłaby czegoś takiego- zapewniał ją blondyn- wiesz, że to jedyne wyjście. Chyba, że wolisz narazić się Klausowi a tym samym zaryzykować życie swoje, Jeremiego, swoich przyjaciół...
- A co z jego zdrowiem psychicznym?- wybuchła mulatka- gdy już przywrócimy go do normalności jak myślisz, jak zniesie poczucie winy za tyle popełnionych zbrodni? Jak zniesie to, że Damon specjalnie dla niego przemieniał tych wszystkich ludzi? 
- Nie mieliśmy wyjścia i dobrze i tym wiesz- westchnął Ben- nie przejmuj się, wszystko będzie...
- Co?- niespodziewanie dla obojga do pokoju wkroczyła Elena z wściekłością wypisaną na twarzy- wszystko będzie dobrze, to chciałeś powiedzieć?! 
- Eleno...-zaczęła Bonnie, ale brunetka postawiła dłoń na sztorc, skutecznie ją uciszając. 
- Po prostu się zamknij- warknęła dziewczyna i szybkim krokiem kierując się w stronę drzwi- Jeremy!- wołała po drodze. 
- Eleno! Elena, nie!- krzyczeli za nią Bonnie i Ben, ale dziewczyna wykorzystała wampirze tempo, żeby ich zgubić. 
Znalazła się na werandzie, gdy usłyszała czyjś przeraźliwy okrzyk i pojedyncze warknięcie. Czym prędzej ruszyła w tamtym kierunku. Działała jak w amoku. Podbiegła do Damona, który przytrzymywał przerażonego mężczyznę tęgiej budowy i odrzuciła go ze dwa metry do przodu. Zaskoczenie zrobiło swoje i wampir osunął się po przeciwległym drzewie. Zaraz jednak podniósł się na nogi i spojrzał na zmierzającą w jego kierunku szybkim krokiem Elenę.
Jej długie włosy powiewały na wietrze niczym u średniowiecznej walecznej księżniczki. Jej ruchy były przyspieszone, wściekłe, oczy płonęły a twarz wyrażała żądzę mordu.  W tecj chwili przypominała mrocznego anioła zemsty, burzę nie do pokonania. Jednak zanim zdążyła do niego dotrzeć coś wpadło na nią z impetem, powalając ją na ziemię swoim ciężarem. 
- Jeremy- szepnęła oszołomiona, widząc tuż przed sobą twarz brata stężałą gniewem. Tak dawno go nie widziała, tak bardzo za nim tęskniła... Jednak w najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że będzie to wyglądało tak jak w tej chwili, że będzie musiała bronić się przed nim, jakby był jej wrogiem. 
Jeremy był naprawdę silny. Silniejszy niż ostatnim razem gdy ją zaatakował  i chyba bardziej zdecydowany. Nie zawahałby się wbić w jej delikatne ciało drewnianego kołka, gdyby coś nie odciągnęło go gwałtownie do tyłu. Bonnie i Ben podbiegli do niej i pomogli jej wstać, ale ona gwałtownie wyrwała się z ich uścisku, by wbić w Damona, trzymającego od tyłu wierzgającego nogami Jeremiego, mordercze spojrzenie. 
-Jak mogłeś psychopato?!- wrzasnęła. 
- Eleno, ja ci wszystko wyjaśnię- zaczęła Bonnie, stojąca za nią, ale Elena była wściekła bardziej niż kiedykolwiek i nawet nie miała ochoty tego słuchać. 
- Zamknij się wreszcie Bennett!- warknęła i ponownie spojrzała na Damona, który z wyraźnym wysiłkiem próbował zapanować nad młodym łowcą wampirów. Tymczasem mężczyzna, który miał się stać jego ofiara wykorzystał chwilę zamieszania i ulotnił się w wampirzym tempie. 
- Pięknie, uciekł nam! Gratuluję ci Eleno!- zakpił Damon- Teraz będzie terroryzować turystów. 
Elena zamarła i po chwili wystrzeliła jak z procy policzkując go z taką siłą, na jaką dotąd nigdy sobie nie pozwoliła. Jego twarz odskoczyła na bok a na policzku pojawiła się dosyć głęboka rana, która natychmiast nabiegła krwią. Damon powoli podniósł dłoń do twarzy a gdy ujrzał palce, zabarwione na brunatno spojrzał na dziewczynę z mieszaniną złości i dumy. 
- Ty mała...- zaczął, ale przerwało mu jej kolejne uderzenie, tym razem pięścią w nos. Nie dbała o konsekwencje, musiała dać upust swojej wściekłości i bezsilności. Jak on mógł jej to zrobić? Jak mógł?
- Zwykle nie biję kobiet, ale jeśli zaraz nie przestaniesz...- warknął, nastawiając nos z charakterystycznym chrupnięciem, jakie wydaje kość, powracająca na swoje miejsce.
- No dalej!- krzyknęła Elena- uderz mnie, po tobie już wszystkiego mogę się teraz spodziewać! 
W tym momencie Jeremy wyrwał się z silnego uścisku Damona i wystrzelił jak z procy w kierunku siostry, ale nim zdołał ponownie ją zaatakować Ben zareagował, wymawiając wyuczone formułki zaklęć i po chwili Jeremy upadł na ziemię bez przytomności. 
- Coś ty mu zrobił?!- wrzasnęła Elena na czarownika, z przerażeniem spoglądając na brata. Miała tego dosyć, nie wiedziała już komu może ufać a komu nie. Nie wiedziała, co powinna zrobić, jak sobie z tym wszystkim poradzić. 
- Unieszkodliwiłem go- odparł Ben spokojnie i bez wysiłku podniósł chłopaka- ale nie na długo, on jest coraz silniejszy. Zaniosę go do jego pokoju- dodał, po czym zniknął z ich pola widzenia. 
Elena znów spojrzała na Damona, po jej policzkach sływały gorzkie łzy. Ten widok ranił jego martwe serce, ale nie dał tego po sobie poznać, zachowując kamienny wyraz twarzy. 
- Jak mogłeś?!- ponownie zapytała, uderzając w jego tors z całą siłą, jaką w sobie miała- jak mogłeś to zrobić, łajdaku?! Nienawidzę cię! Nienawidzę!
Salvatore stał spokojnie, pozwalając jej się wypłakać i wyrzyć a gdy zauważył, że powoli opada z sił chwycił w locie jej nadgarstki i spojrzał głęboko w oczy. 
- Nie mieliśmy wyjścia- powiedział, dokładnie artykułując każdą literę- uwierz mi, to było najlepsze rozwiązanie...
- Najlepsze rozwiązanie?!- warknęła, wyrywając się z jego uścisku i zaczęła krążyć nerwowo niczym pies, goniący swój ogon- zabijanie niewinnych ludzi uważasz za rozwiązanie?! Pomyślałeś, jak on może się z tym czuć?! Profesora Shane'a, Meredith Fell i tych wszystkich innych, którzy pukali do jego domu też przemieniłeś?! Może wszyscy o tym wiedzieli, tylko ukrywali przede mną prawdę?! Macie mnie za idotkę?!
- A ty myślisz, że byłbym taki bezduszny?! Myślisz, że zrobiłbym ci coś takiego?! - również krzyknął, tracąc cierpliwość. Wreszcie jego wybuchowy temperament dał o sobie znać. 
- Tak! Oczywiście, że tak! Jak zwykle, nie liczy się dla ciebie nic poza własnymi chorymi ambicjami! Tak naprawdę to zawiodłam się tylko na tobie- dodała z żalem spoglądając na przyjaciółkę, która pod siłą tego spojrzenia aż spuściła wrok- Po Damonie mogłam się tego spodziewać, ale ty? Jak mogłaś zrobić to mi?! Jak mogłaś zrobić to Jeremiemu?!
Odpowiedziała jej cisza. Elena tylko pokręciła głową i ruszyła w stronę domku. 
- Zabieram mojego brata- rzuciła jeszcze przez ramię- nie pozwolę na to wszystko...
- Jak zamierzasz to zrobić? On cię zabije przy pierwszej lepszej okazji!- zawołał za nią Damon. Wiedział, że w tym stanie była zdolna do wszystkiego a tym bardziej do spełnienia swojej groźby. Musiał chociaż spróbować powstrzymać ją w sposób cywilizowany, nim wcieli w życie plan, przez który ponownie go znienawidzi- to nie byli niewinni ludzie, tylko okrutni mordercy! Tak naprawdę tylko przysłużyliśmy się społeczeństwu!
Elena zamarła i powoli odwróciła się w jego kierunku. 
- Nie mieliście prawa- powiedziała głosem nabrzmiałym od łez-nie chcę was więcej widzieć- dodała już spokojniej i zniknęła za drzwiami domku. Trzaśnięcie drzwi jej pokoju usłyszała nawet Bonnie, która cała się trzęsła od targającego nią szlochu. 
Damon przygryzł dolną wargę i wymienił krótkie spojrzenie z czarownicą. W jego głowie wciąż pobrzmiewały  złowieszcze słowa Eleny: 

"Nie chcę was więcej widzieć"
"Nie chcę was więcej widzieć"
"Nie chcę was więcej widzieć"
                                                        "Nie chcę was więcej widzieć..."

niedziela, 12 października 2014

INFORMACJA!!!!

Wiem, że w sumie piszę teraz do was bez sensu, jednak to informacja dla tych, którzy czekają na kolejny rozdział. Pojawi się on jutro, najpóźniej pojutrze (przepisany jest już w całości, ale muszę go jeszcze dopracować). Mam nadzieję, że kogoś ta informacja zainteresuje ;)

Słodkich snów ( z uwagi na późną godzinę) życzę wszystkim moim czytelnikom :***