wtorek, 2 września 2014

Rozdziła 2- Osłabienie

Czuła pulsujący ból jeszcze zanim obudziła się na dobre. Jęknęła przeciągle, zamroczona i niepewnie uchyliła powieki. Pierwszym, co ujrzała była para niebiesko-zielonych oczu, wpatrujących się w nią z rozbawieniem i nieskrywaną ciekawością zupełnie jakby była jakimś nowo odkrytym gatunkiem zwierzęcia.
- Damon- westchnęła ochryple, czując na twarzy jego słodki oddech i jego czuły, elektryzujący dotyk na policzku. Na jego ustach błąkał się jak zwykle ten seksowny półuśmiech, którym tyle razy mamił kobiety a teraz wypróbowywał tę sztuczkę na niej, seksownie mrużąc przy tym oczy, jakby rzucał jej wyzwanie jednocześnie obserwując jej reakcje. Był tak blisko, że Elena poczuła się zagrożona. W prawdzie wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził, ale mimo to odsunęła się niepewnie. Był tak nieprzewidywalny, tak zaciekły i zdecydowany w swych działaniach, wiedział doskonale jak działa na kobiety i jak sprawić, by stały się mu uległe. A fakt, że ona za każdy razem mu się opierała tylko go bardziej nakręcał. Elena potrząsnęła energicznie głową, jakby chciała odrzucić od siebie te wszystkie myśli i niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała.
To jak nic był pokój hotelowy. Leżała w miękkim łóżku i świeżej, pachnącej pościeli... Tylko jakim cudem się w nim znalazła? Ostatnie, co pamiętała z poprzedniego wieczora to taniec na stole i namiętne usta blondyna, schodzące coraz niżej.... Elena instynktownie spojrzała w dół na swoje ciało i na moment wstrzymała oddech. Miała na sobie granatową koszulę Damona, sięgającą jej do połowy ud a pod spodem jedynie czerwoną koronkową bieliznę. Podskoczyła gwałtownie i zakryła się kołdrą aż po samą szyję.
- Rozebrałeś mnie?- zapytała z wyrzutem.
- W myślach wielokrotnie, ale niestety tym razem w udziale przypadło mi raczej ubranie cię- odparł ze złośliwym uśmieszkiem.-nie powiem, żeby nie sprawiło mi to przyjemności- dodał sugestywnym szeptem, instynktownie się do niej zbliżając. Elena zmroziła go wzrokiem na co ten uśmiechnął się szelmowsko i odsunął z miną pod tytułem:" nie wiesz, co tracisz". Dziewczyna westchnęła ciężko przeczesując włosy palcami. Wampiryzm niestety nie uchronił jej przed niesamowitym kacem i jedyne o czym potrafiła teraz myśleć to plastikowy woreczek zapełniony ciepłą, życiodajną Rh plus. Jakby czytając w jej myślach Damon sięgnął do szafeczki nocnej i wyjął z niej dokładnie to, czego teraz potrzebowała. Nie czekając ani chwili dziewczyna odkorkowała zawleczkę i zaczęła sączyć krew. Damon uśmiechnął się pod nosem, lustrując ją wzrokiem. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak działała na niego taka roztrzepana, naturalna... seksowna. Ile razy wyobrażał ją sobie w takim wydaniu? Nagą lub ubraną jedynie w jego koszulę? A teraz mógł na to patrzeć bezkarnie choć i tak marne to było pocieszenie biorąc pod uwagę, że żadna z jego pięknych wizji się tak na dobrą sprawę nie spełniła.
- Dziękuję- mruknęła Elena, oddając mu puste opakowanie. Kolory momentalnie wróciły na jej twarz a i wzrok stał się przytomniejszy.
- Co się stało?- spytała, tym razem spokojnie. Damon westchnął, po raz kolejny uśmiechając się pod nosem.
- Zacznijmy od tego co się nie stało-poprosił, bawiąc się z jej cierpliwością- nie przespałaś się z tamtym gościem. Uprzedzając twoje kolejne pytanie: tak, blondas żyje, chociaż już wie, że nie ładnie wykorzystywać pijane, bezbronne brunetki o czekoladowych oczach i z napisem:"należę do Salvatore'a" wytatuowanym na czole.
- Widzisz? I w tym problem: bo ja nie należę do ŻADNEGO Salvatore'a- podkreśliła Elena oschle- jestem wolnym człowiekiem....
- Wampirem- nie mógł jej nie poprawić- i nawet jako taka masz fatalny gust. Słodki blondasek? Serio?-skrzywił się ostentacyjnie- po związku ze Stefciem i Matt-głąbem powinnaś już wiedzieć, że seksowny brunet to o wiele lepsze rozwiązanie- dodał, ponownie zbliżając się do niej na odległość pocałunku. Tym razem Elena zniosła jego spojrzenie sprawiając, że to on ostatecznie odwrócił wzrok i się odsunął, widząc jej zaciętą minę.
- Dzięki za przyjacielską radę, następnym razem gdy będę się chciała z kimś przespać po prostu z niej skorzystam- rzekła dumnie unosząc podbródek. W oczach Damona rozbłysły niebezpieczne iskierki, ale wystarczyło jedno jej chłodne spojrzenie, aby je ostudzić.
- Wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji- powiedział tylko.
- Wiesz, że związek mnie nie interesuje- przedrzeźniała go i ignorując kompletnie jego rozpalone spojrzenie ześlizgnęła się z łóżka i rozejrzała się po pokoju w poszukiwania ubrania. Damon zmarszczył brwi i w wampirzym tempie znalazł się tuż za nią.
- Od kiedy? - spytał wprost do jej ucha. Elena westchnęła ciężko i odwróciła się do niego twarzą w twarz. Była tak blisko, że ich klatki piersiowe się ze sobą stykały. Czuł jej oddech, zapach... A za nimi było takie duże, wygodne łóżko...
- Od kiedy nie mogę być ze Stefanem- odparła, wyrywając go z transu. Damon jęknął przeciągle przewracając oczami. Oczywiście, musiała wspomnieć jego brata...
- Nie rozumiem- on nie jest już rozpruwaczem tylko dawnym wiewiórkożercą a ty za to jesteś teraz wampirem- zaczął, choć wszystko w nim krzyczało, żeby się zamknął- moglibyście być ze sobą choćby i przez wieczność. Co was powstrzymuje?
- To nie jest takie proste- westchnęła dziewczyna- ja już nie jestem tą samą osobą. On nie jest taki sam. Przeszłość nas zmieniła i teraz zwyczajnie nie umiemy odnaleźć drogi do siebie. Oboje się męczymy a ja... nie mogę być dłużej dla nikogo ciężarem. Dopóki byłam w mieście wszystkim wam groziło niebezpieczeństwo. Nie chcę, żeby Matt czuł się w obowiązku oddać za mnie życie, by spłacić dług. Nie chcę, żeby Jeremy, Bonnie i Caroline rezygnowali z marzeń. Nie chcę, żebyście ze Stefanem bez przerwy ratowali mi życie. Już zbyt wielu przyjaciół w ten sposób straciłam... Przez Klausa odszedł Tyler, zmarli Jenna i Alarick... Dopóki jestem poza miastem Klaus podąża za mną a wy macie święty spokój. I dlatego powinniście pozwolić mi na to.... Dlatego powinieneś odejść, nie szukać mnie, bo po co...
- Chcesz się zamienić w kolejną Katherine?- zdenerwował się Damon.
- Oczywiście, że nie- prychnęła Elena, oburzona- Katherine uciekała, by ratować własny tyłek. Ja myślę jedynie o swoich bliskich, którzy codziennie poświęcają się dla mnie, chociaż wcale nie powinni. Każdy z nich zasługuje na dobre życie i nie ma znaczenia, czy jest człowiekiem, wilkołakiem, wiedźma czy wampirem. Nie mam prawa im tego odbierać.
- Nie no ty chyba naprawdę nie pojmujesz czym jest instynkt samozachowawczy- warknął wampir rozwścieczony do granic możliwości- naprawdę nie widzisz, że każdy z nich walczy jak może, bo cię kochają? Ja walczę, bo nie wyobrażam sobie tego świata bez ciebie. Bo bez względu na to , ile długich lat i pięknych chwil mogę przeżyć zawsze wybiorę tę minutę z tobą zamiast wampirzej wieczności. Myślisz, że ktokolwiek z nich czuje inaczej? Myślisz, że przestaną walczyć, bo ty tego chcesz? Nie rozumiem jak mogłaś wyjechać bez słowa, przez miesiąc nie dawać znaku życia a potem jeszcze prawić mi kazania. Jak mogłaś odrzucić to wszystko, co daje wampiryzm na rzecz marnej egzystencji pod hasłem:"uciec przed Klausem". Czy pomyślałaś chociaż przez chwilę, jak bardzo będzie im ciebie brakowało? Pomyślałaś jak się poczują? Jak na kogoś, kto chce być szlachetny jesteś wyjątkowo samolubna.
- Wydaje ci się, że poszłam na misję samobójczą, ale to ty tutaj z naszej dwójki jesteś bardziej narażony- odparła Elena, spuszczając wzrok jakby zawstydzona- kiedy wysyłałam do was esemesy wyraźnie prosiłam, żebyście mnie nie szukali, ale ty oczywiście jak zwykle musiałeś zrobić na przekór...
- To było przed czy po tym, jak twój telefon wylądował w ściekach?- zironizował. Elena spojrzała na niego wilkiem.
- Zrobiłam to, co było konieczne licząc się ze wszystkimi konsekwencjami- powiedziała twardo, naciągając na biodra znalezione właśnie pod łóżkiem szorty- wywabiłam Klausa z miasta i dokładnie o to chodziło. Nie może się skupić na niczym poza mną, więc jest o wiele mniej ofiar śmiertelnych. Oczywiście nie ocalę wszystkich, ale...
- Cholerna altruistka- syknął Damon kręcąc głową z udawanym podziwem- zamierzasz zostać Chrystusem w spódnicy?
- Słuchaj, może ci się to nie podobać, ale ta podróż mnie odprężyła. To, co widziałeś wczoraj w klubie... to byłam ja. Cała ja sprzed okresu, gdy to wszystko się zaczęło. Może faktycznie odrobinę przegięłam, byłam w rozsypce, za dużo wypiłam, ale... nie chcę stracić siebie, rozumiesz?
Rozumiał. O dziwo rozumiał i to aż za dobrze. Nagle cała złość gdzieś wyparowała i nim się obejrzał podszedł do Eleny, która zakładała właśnie swoją wczorajszą bluzkę odrzucając jego koszulę na łóżko i zdecydowanym ruchem ujął jej drobną dłoń w swoje dłonie. Ujrzał jej zdziwienie, wyczuł drżenie jej ciała gdy ich palce delikatnie i niepewnie się ze sobą przeplatały, słyszał jej przyspieszony puls i nierówny oddech, zupełnie jakby się bała. Wiedział jednak doskonale, że to nie ze strachu przygryzła dolną wargę i głośno przełknęła ślinę. Nie, to wszystko przez ten jego subtelny dotyk, który niemal palił jej skórę. To przez kształt jego ust i oszałamiający zapach...Przez głębię jego oczu i perfekcyjnie zbudowane ciało... I przez zniewalającą aurę, jaką wokół siebie roztaczał...
- Eleno- zaczął, próbując odgonić fantazje, w których to ona była główną bohaterką- doskonale znam każdą część ciebie i wszystkie są równie rewelacyjne. Masz osiemnaście lat i to do końca życia. Teraz powinnaś się już tylko bawić, jesteś całkowicie za. Uwielbiam patrzeć na twoje szczęście, tyle, że... Ten koleś z klubu...-celowo zawiesił głos.
- O nie- zaprotestowała Elena gwałtownie, wyrywając dłoń z jego uścisku- kto jak kto, ale ty nie masz prawa mi prawić morałów. Nie jestem w związku i tak jak powiedziałeś mam osiemnaście lat...
- Naprawdę zamierzałaś się z nim przespać, co?-westchnął zrezygnowany.
- Nic ci do tego!-zawołała buntowniczo.
- W porządku- warknął Damon- ale wiesz co? Myślałem, że najgorszą rzeczą będzie widywanie cię codziennie z moim braciszkiem, jednak teraz dochodzę do wniosku, że dużo gorzej jest zobaczyć cię z gościem, który w ogóle na ciebie nie zasługuje.
- Och świetnie, więc przyjmij teraz radę od swojej najlepszej przyjaciółki- podkreśliła złośliwie- i wyjedź. Niech każdy zajmie się własnym życiem...
- Kiedy ty nie masz już życia- przerwał jej gwałtownie, nim zdołał ugryźć się w język. Elena skrzywiła się na te słowa a w jej oczach stanęły łzy, jednak nic nie powiedziała: zamiast tego w wampirzym tempie opuściła pokój.
- Brawo Damon- mruknął wampir do siebie- świetnie to rozegrałeś.
***
Jak co wieczór od zniknięcia Eleny wszyscy siedzieli w salonie Salvatore'ów z posępnymi minami, gdy rozdzwonił się telefon. Rebekah sięgnęła do tylnej kieszeni dżinsów, spojrzała na wyświetlacz i zamarła. Irytujący dźwięk katował ich uszy dalej a ona spojrzała na Stefana, siedzącego w fotelu ze szklaneczką burbona w ręku prosto z prywatnych zapasów Damona, na Caroline, wpatrującą się nieobecnym wzrokiem w ogień trzaskający w kominku i na Bonnie i Jeremiego, używających krwi chłopaka do wykonania zaklęcia namierzającego.
- Klaus?- zawołał Matt, zerkając wampirzycy przez ramię- niemożliwe...
Na imię pierwotnego wszystkie głowy momentalnie poderwały się w górę i cztery pary oczu niemal wbiły Rebekah w kanapę. Wampirzyca westchnęła ciężko, wzięła jeden, uspokajający wdech i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Klaus, braciszku- zaszczebiotała słodko, ku zdziwieniu pozostałych- jak tam twój przymusowy urlop? Owocny?
- Nawet nie masz pojęcia siostrzyczko- w słuchawce rozległ się wesoły męski głos zabarwiony brytyjskim akcentem i Caroline oraz Stefan jak na zawołanie skrzywili się z obrzydzeniem. Doskonały słuch momentami potrafił być prawdziwym przekleństwem.
- Jesteś zadowolony- zauważyła Rebekah ledwie tłumiąc niepokój i odruchowo chwyciła Matta za drżącą dłoń- dopiąłeś swego?
Przez moment zaległa cisza a wszyscy w pokoju wstrzymali oddechy, z przerażeniem oczekując tego, co Klaus miał im do zakomunikowania. Boże, czy to możliwe, aby...
- Mam Elenę- oznajmił, spełniając tym samym ich najgorsze przypuszczenia- możesz przekazać "Załodze Odkupienia", że mam tę małą dziwkę, choć złapanie jej wcale nie było łatwe. Sporo się nauczyła przez te półtora roku- dodał jakby z podziwem.
- Klaus, ty podły draniu- zawołała Caroline mimo, że przyjaciele próbowali ją powstrzymać. Klaus zachichotał.
- Miło mi cię słyszeć kochanie- powiedział wesoło wiedząc, że i tak go usłyszy- a jeśli mi nie wierzycie mogę wam to udowodnić.
Zanim Rebekah zdołała spytać w jaki sposób telefon Caroline rozbrzmiał. Dziewczyna drżącą ręką wyciągnęła go, przez chwilę w nim majstrowała a potem wydała z siebie przerażony jęk.
- Klaus wysłał mi film- wyjaśniła, podając swój telefon przyjaciołom. Sama nie mogła patrzeć na to, w jaki bestialski sposób hybrydy Klauso-podobne znęcają się nad jej najlepszą przyjaciółką, przywiązaną do rozklekotanego krzesła liną, nasączoną werbeną. Mimo, że nie widziała jej agonii, gdy raz za razem któryś ze sług Klausa wbijał jej ostry kołek w ciało wciąż mogła usłyszeć jej pełne bólu, rozdzierające uszy i serca krzyki. Stefan warknął rozwścieczony i odruchowo odrzucił telefon od siebie w efekcie czego uderzył on w przeciwległą ścianę i rozpadł się na miliony kawałeczków. Caroline nawet na to nie zareagowała, wciąż przeżywając to, co przed chwilą widziała. Boże, Elena...
- Jak widzicie nie kłamałem- odezwał się Klaus beztrosko- udało mi się schwytać tę małą dziwkę i teraz jesteśmy w Nowym Yorku czekając, aż któreś z was łaskawie ruszy tyłki i zacznie szukać antywampirzego eliksiru. Wspomniałem już, że jeśli zawiedziecie wasza przyjaciółka będzie za to płacić przez wieczność?
Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy wbili pełne nadziei spojrzenia w Bonnie, które właśnie kończyła zaklęcie namierzające i teraz krew Jeremiego rozlała się po całej mapie, ułożonej na stole by za moment skupić się na wielkich literach, tworzących dwa słowa: "Nowy York". A więc nie kłamał. Bonnie bezradnie pokiwała głową, dając przyjaciołom znak, że Klaus mówi całkowicie poważnie.
- Tik-tak- odezwała się hybryda w słuchawce, nim zakończył połączenie. Stefan nie czekał długo. Wyrwał Rebekah telefon z dłoni i w wampirzym tempie ulotnił się z pensjonatu.
***
- Jak to do cholery nie wiesz gdzie jest?- warknął Stefan, mocniej ściskając Rebekah'owy telefon- przecież mówiłeś, że z nią rozmawiałeś!
Damon zwrócił oczy do nieba, mając dość narzekań braciszka. Jakby poskromienie wampirzej wersji panny Gilbert było takie proste!!!
- Pokłóciliśmy się...- zaczął Damon.
- Cały ty...- wtrącił Stefan
- A ona uciekła nie wiadomo gdzie.-ciągnął brunet, jak gdyby tamten w ogóle się nie odezwał- Szukałem jej już chyba we wszystkich klubach w tym mieście, włączając też te ze striptizem.
- Pogięło cię do reszty?- obruszył się młodszy z braci- Elena nie...
- Zdziwiłbyś się- przerwał mu Damon, uśmiechając się łobuzersko i bezceremonialnie zakończył połączenie. Wiedział, że musi znaleźć dziewczynę, wiedział, że Klaus ją przetrzymywał, ale nią mając pojęcia dokąd ją zabrał musiał szukać w ciemno. A co jeśli porwał ją w którymś z klubów, w których ostatnimi czasy tak chętnie bywała? Pytał się już wszędzie: w sklepach, na ulicach, w restauracjach, na stacjach benzynowych i teraz stanął przed "Pandemonium"-jedynym klubem, do którego nie zajrzał. Zauroczył bramkarza a gdy ten powiedział, że widział dziewczynę podobną do Eleny kazał mu się wpuścić do środka.
Klub pękał w szwach. Ludzie tańczyli, całowali się, zaczynali grę wstępną i pili bez umiaru. Wampir każdego, kogo mijał wypytywał o Elenę, gdy wreszcie dotarł do baru i zamarł.
Siedziała tam, na barowym krześle i piła whysky w zastraszającym tempie. Była pijana, widział to. Ledwie trzymała się na nogach, ale jednak wciąż nie było jej dosyć. Co jakiś czas podchodził do niej jakiś napakowany dryblas, próbujący flirtować, ale każdego z nich odsyłała z kwitkiem. Jeden, bardziej namolny niż reszta zaczął się do niej bezceremonialnie dobierać, więc dziewczyna chwyciła go za włosy i z całej siły uderzyła jego głową o bar tak, że osunął się na podłogę bez przytomności. Damon przypatrywał się temu z podziwem, ale zaraz dotarł do niego jeden istotny fakt: nie mogło jej tu być, bo przecież Stefan wyraźnie powiedział, że przetrzymuje ją Klaus. Wampir skrzywił się delikatnie, jednak zaraz przybrał na twarz czarujący uśmiech i wolnym krokiem podszedł do dziewczyny.
- Zwiałaś Klausowi, czy po prostu mam zaszczyt ponownie spotkać największą zdzirę w historii?- spytał słodko. Dziewczyna spojrzała na niego półprzytomnie i ściągnęła brwi ze zdziwieniem.
- Jak mnie znalazłeś?- spytała marudnie, wychylając jednym haustem kolejną szklankę whysky.
- To ja tu zadaję pytania- warknął wampir, po czym rozejrzał się po sali. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi i dobrze. Jednym ruchem ścisnął jej gardło i w wampirzym tempie przygwoździł ją do ściany. Zamroczenie na jej twarzy zastąpił czysty szok i wściekłość.
- Co ty wyprawiasz?- wrzasnęła, próbując mu się wyrwać- kompletnie ci odbiło?
- co ty wyprawiasz?- wysyczał jej prosto w twarz- i przede wszystkim kim jesteś?
- Elena, dupku. Twoja przyjaciółka.
- Udowodnij- zażądał, mocniej ściskając jej gardło i niemal unosząc ją przy tym nad ziemią.
- Po raz pierwszy pocałowałeś mnie w moim pokoju. Wtedy cię odepchnęłam a ty w akcie zemsty zabiłeś mi brata. Po raz drugi to ja pocałowałam ciebie, wtedy gdy byłeś umierający. Po raz trzeci ty mnie, na moim ganku gdy zauroczyłeś Jeremiego. Ostatnim razem to ja rzuciłam się na ciebie w motelu, gdy szukaliśmy informacji o Marry. Bez przerwy mnie prowokujesz, jesteś okropny a ja głupia, bo wybaczam ci za każdym razem. Ale jeśli teraz nie postawisz mnie na ziemi to skończy się dzień dobroci dla zwierząt i własnoręcznie wbiję ci kołek prosto w serce- wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Damon zmarszczył brwi i odsunął się. Elena zaczęła ciężko łapać powietrze, rozcierając obolałe gardło i spoglądając na skruszonego wampira wilkiem.
- Co ci odbiło?- warknęła.
- Wybacz- mruknął, chwytając ją pod łokieć- chętnie bym z tobą o tym pogadał oraz o tym, dlaczego wybrałaś akurat te wspomnienia-dodał z czarującym uśmiechem- ale musimy się zwijać, bo Klaus zawitał do Nowego Yorku.
Elena pobladłą gwałtownie na te słowa i pozwoliła wampirowi pociągnąć się w stronę wyjścia. W wampirzym tempie dotarli do hotelu, w którym się zatrzymała. Do małej walizeczki, którą nabyła w czasie podróży razem pakowali najpotrzebniejsze rzeczy i minutę później byli już w samochodzie Damona. Z piskiem opon wyjechali z hotelowego parkingu i włączyli się do ruchu ulicznego, ignorując wszelkie znaki i ograniczenia prędkości.
***
To było naprawdę okropne miejsce i Tyler cieszył się, że już nie był przywiązany do Klausa, bo inaczej musiałby robić te wszystkie straszne rzeczy razem z resztą sobie podobnych. Choć nienawidził ich za to, co z ich ręki spotkało jego przyjaciół, naprawdę szczerze im współczuł. Były tylko bezwolnymi marionetkami w rękach pierwotnego, niczym zabawki, które można odłożyć na półkę, kiedy się tylko chce. Tam bardzo starał się im pomóc tak jak pomógł sam sobie, ale wiedział, że jeśli przyjdzie mu teraz walczyć, będzie musiał kogoś poświęcić. Tu chodziło o życie jego przyjaciółki, nie mógł okazać litości tym, którzy ją krzywdzili. Z tą myślą przemierzał najniebezpieczniejsze dzielnice Nowego Yorku. Wreszcie dotarł do zatęchłego, opuszczonego magazynu. To tu, według jego informatora Klaus przetrzymywał Elenę. Na myśl o jej ciepłym uśmiechu i troskliwym spojrzeniu poczuł dziwną radość. Cieszył się, że wreszcie ją zobaczy, choć jednocześnie martwiło go to, co może zobaczyć. Jak bardzo zdołali ją zranić?
Bezproblemowo dostał się do środka i ujrzał prawdziwe piekło: na rozklekotanym krześle, przywiązana sznurami nasączonymi werbeną siedziała zakrwawiona Elena a raczej coś, co ją przypominało. Zmordowana, cała połamana i pobita nie prezentowała się najlepiej. Nad nią stało pięciu rosłych gości, którzy spojrzeli na niego gdy tylko wszedł do pomieszczenia i natychmiast ustawili się w pozycji bojowej. W dłoni trzymali zakrwawione drewniane kołki- narzędzia tortur. Tyler nawet nie chciał myśleć o tym, do czego im służyły, ale sama świadomość tego, jak bardzo skrzywdzili Elenę pozwoliła mu błyskawicznie pozbawić ich głów. Z Wyzwoloną Hybrydą nie mieli szans.
Brunet rzucił się w kierunku Eleny i rozwiązał pętające ją więzy jednym płynnym ruchem ignorując ból, wywołany przez werbenę, którą były nasączone. Dziewczyna osunęła się w jego ramionach.
- Tyler- wyszeptała a on bez słowa ją przytulił.
- Potrzebujesz krwi- stwierdził i zza pazuchy wyciągnął woreczek z brunatnym płynem. Dziewczyna przejęła go i w kilka sekund wysączyła go do cna. Z każdą kroplą wracały jej siły.
Nagle gdzieś z ciemności rozległo się klaskanie.
- Witaj Tylerze- odezwał się Klaus, spoglądając na swojego pierwszego mieszańca z podziwem- dawno cię nie widziałem. Co cię tu sprowadza?
- Ty już dobrze wiesz co- warknął tamten stając z pierwotnym twarzą w twarz- nie pozwolę ci skrzywdzić moich przyjaciół. Nigdy więcej ich nie tkniesz, słyszysz?
- Obawiam się, że będę musiał cię rozczarować- westchnął tamten z udawanym smutkiem i rzucił się w stronę Eleny, ale w ostatniej chwili Tyler zastąpił mu drogę i odepchnął tak, że Klaus wylądował na przeciwległej ścianie magazynu. Pierwotny warknął wściekle, obnażając kły i w wampirzym tempie podbiegł do Tylera, okładając go pięściami. Rozgorzała walka a mimo, że była dosyć wyrównana szala zwycięstwa powoli przechylała się na stronę pierwotnego.
- Elena, uciekaj- wysapał Tyler, z wyraźnym wysiłkiem sięgając do tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnął z niej kołek... kołek z białego dębu. Po raz pierwszy od dawna w oczach Klausa malował się realny strach.
- Skąd to masz?- warknął wściekle.
- Nie tylko ja pragnę twojej śmierci- Tyler uśmiechnął się złośliwie, jednak gdy już miał wbić Klausowi kołek prosto w serce tym samym kończąc jego marny żywot Elena podbiegła do niego w wampirzym tempie i jednym ruchem skręciła mu kark. Oniemiały Klaus patrzył, jak ciało jego niedoszłego mordercy osuwa się pod jego stopy a Elena Gilbert, słodka Elenka oblizuje się lubieżnie z przebiegłym uśmiechem, błąkającym się po zbroczonych krwią wargach. Nie, coś tu się nie zgadzało...
- Katherine- zrozumiał nagle a na twarzy wampirzycy pojawił szeroki uśmiech, który zwykle zwiastował kłopoty.
- Nie ma za co, przyjacielu- odparła i już jej nie było. Klaus uśmiechnął się do siebie.
"No cóż, może jednak warto utrzymywać stare znajomości"- pomyślał, spoglądając na Tylera, leżącego u jego stóp. Zapowiadała się niezła zabawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz