Czuła pulsujący ból jeszcze zanim obudziła się na dobre. Jęknęła
przeciągle, zamroczona i niepewnie uchyliła powieki. Pierwszym, co ujrzała była
para niebiesko-zielonych oczu, wpatrujących się w nią z rozbawieniem i
nieskrywaną ciekawością zupełnie jakby była jakimś nowo odkrytym gatunkiem
zwierzęcia.
- Damon- westchnęła ochryple, czując na twarzy jego słodki oddech i jego
czuły, elektryzujący dotyk na policzku. Na jego ustach błąkał się jak zwykle
ten seksowny półuśmiech, którym tyle razy mamił kobiety a teraz wypróbowywał tę
sztuczkę na niej, seksownie mrużąc przy tym oczy, jakby rzucał jej wyzwanie
jednocześnie obserwując jej reakcje. Był tak blisko, że Elena poczuła się
zagrożona. W prawdzie wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził, ale mimo to
odsunęła się niepewnie. Był tak nieprzewidywalny, tak zaciekły i zdecydowany w
swych działaniach, wiedział doskonale jak działa na kobiety i jak sprawić, by
stały się mu uległe. A fakt, że ona za każdy razem mu się opierała tylko go
bardziej nakręcał. Elena potrząsnęła energicznie głową, jakby chciała odrzucić
od siebie te wszystkie myśli i niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, w
którym się znajdowała.
To jak nic był pokój hotelowy. Leżała w miękkim łóżku i świeżej,
pachnącej pościeli... Tylko jakim cudem się w nim znalazła? Ostatnie, co
pamiętała z poprzedniego wieczora to taniec na stole i namiętne usta blondyna,
schodzące coraz niżej.... Elena instynktownie spojrzała w dół na swoje ciało i
na moment wstrzymała oddech. Miała na sobie granatową koszulę Damona, sięgającą
jej do połowy ud a pod spodem jedynie czerwoną koronkową bieliznę. Podskoczyła
gwałtownie i zakryła się kołdrą aż po samą szyję.
- Rozebrałeś mnie?- zapytała z wyrzutem.
- W myślach wielokrotnie, ale niestety tym razem w udziale przypadło mi
raczej ubranie cię- odparł ze złośliwym uśmieszkiem.-nie powiem, żeby nie
sprawiło mi to przyjemności- dodał sugestywnym szeptem, instynktownie się do
niej zbliżając. Elena zmroziła go wzrokiem na co ten uśmiechnął się szelmowsko
i odsunął z miną pod tytułem:" nie wiesz, co tracisz". Dziewczyna
westchnęła ciężko przeczesując włosy palcami. Wampiryzm niestety nie uchronił
jej przed niesamowitym kacem i jedyne o czym potrafiła teraz myśleć to
plastikowy woreczek zapełniony ciepłą, życiodajną Rh plus. Jakby czytając w jej
myślach Damon sięgnął do szafeczki nocnej i wyjął z niej dokładnie to, czego
teraz potrzebowała. Nie czekając ani chwili dziewczyna odkorkowała zawleczkę i
zaczęła sączyć krew. Damon uśmiechnął się pod nosem, lustrując ją wzrokiem.
Nawet nie zdawała sobie sprawy jak działała na niego taka roztrzepana,
naturalna... seksowna. Ile razy wyobrażał ją sobie w takim wydaniu? Nagą lub
ubraną jedynie w jego koszulę? A teraz mógł na to patrzeć bezkarnie choć i tak
marne to było pocieszenie biorąc pod uwagę, że żadna z jego pięknych wizji się
tak na dobrą sprawę nie spełniła.
- Dziękuję- mruknęła Elena, oddając mu puste opakowanie. Kolory
momentalnie wróciły na jej twarz a i wzrok stał się przytomniejszy.
- Co się stało?- spytała, tym razem spokojnie. Damon westchnął, po raz
kolejny uśmiechając się pod nosem.
- Zacznijmy od tego co się nie stało-poprosił, bawiąc się z jej
cierpliwością- nie przespałaś się z tamtym gościem. Uprzedzając twoje kolejne
pytanie: tak, blondas żyje, chociaż już wie, że nie ładnie wykorzystywać
pijane, bezbronne brunetki o czekoladowych oczach i z napisem:"należę do
Salvatore'a" wytatuowanym na czole.
- Widzisz? I w tym problem: bo ja nie należę do ŻADNEGO Salvatore'a-
podkreśliła Elena oschle- jestem wolnym człowiekiem....
- Wampirem- nie mógł jej nie poprawić- i nawet jako taka masz fatalny gust.
Słodki blondasek? Serio?-skrzywił się ostentacyjnie- po związku ze Stefciem i
Matt-głąbem powinnaś już wiedzieć, że seksowny brunet to o wiele lepsze
rozwiązanie- dodał, ponownie zbliżając się do niej na odległość pocałunku. Tym
razem Elena zniosła jego spojrzenie sprawiając, że to on ostatecznie odwrócił
wzrok i się odsunął, widząc jej zaciętą minę.
- Dzięki za przyjacielską radę, następnym razem gdy będę się chciała z
kimś przespać po prostu z niej skorzystam- rzekła dumnie unosząc podbródek. W
oczach Damona rozbłysły niebezpieczne iskierki, ale wystarczyło jedno jej
chłodne spojrzenie, aby je ostudzić.
- Wiesz, że zawsze jestem do twojej dyspozycji- powiedział tylko.
- Wiesz, że związek mnie nie interesuje- przedrzeźniała go i ignorując
kompletnie jego rozpalone spojrzenie ześlizgnęła się z łóżka i rozejrzała się
po pokoju w poszukiwania ubrania. Damon zmarszczył brwi i w wampirzym tempie
znalazł się tuż za nią.
- Od kiedy? - spytał wprost do jej ucha. Elena westchnęła ciężko i
odwróciła się do niego twarzą w twarz. Była tak blisko, że ich klatki piersiowe
się ze sobą stykały. Czuł jej oddech, zapach... A za nimi było takie duże,
wygodne łóżko...
- Od kiedy nie mogę być ze Stefanem- odparła, wyrywając go z transu.
Damon jęknął przeciągle przewracając oczami. Oczywiście, musiała wspomnieć jego
brata...
- Nie rozumiem- on nie jest już rozpruwaczem tylko dawnym wiewiórkożercą
a ty za to jesteś teraz wampirem- zaczął, choć wszystko w nim krzyczało, żeby
się zamknął- moglibyście być ze sobą choćby i przez wieczność. Co was
powstrzymuje?
- To nie jest takie proste- westchnęła dziewczyna- ja już nie jestem tą
samą osobą. On nie jest taki sam. Przeszłość nas zmieniła i teraz zwyczajnie
nie umiemy odnaleźć drogi do siebie. Oboje się męczymy a ja... nie mogę być dłużej
dla nikogo ciężarem. Dopóki byłam w mieście wszystkim wam groziło
niebezpieczeństwo. Nie chcę, żeby Matt czuł się w obowiązku oddać za mnie
życie, by spłacić dług. Nie chcę, żeby Jeremy, Bonnie i Caroline rezygnowali z
marzeń. Nie chcę, żebyście ze Stefanem bez przerwy ratowali mi życie. Już zbyt
wielu przyjaciół w ten sposób straciłam... Przez Klausa odszedł Tyler, zmarli
Jenna i Alarick... Dopóki jestem poza miastem Klaus podąża za mną a wy macie
święty spokój. I dlatego powinniście pozwolić mi na to.... Dlatego powinieneś
odejść, nie szukać mnie, bo po co...
- Chcesz się zamienić w kolejną Katherine?- zdenerwował się Damon.
- Oczywiście, że nie- prychnęła Elena, oburzona- Katherine uciekała, by
ratować własny tyłek. Ja myślę jedynie o swoich bliskich, którzy codziennie
poświęcają się dla mnie, chociaż wcale nie powinni. Każdy z nich zasługuje na
dobre życie i nie ma znaczenia, czy jest człowiekiem, wilkołakiem, wiedźma czy
wampirem. Nie mam prawa im tego odbierać.
- Nie no ty chyba naprawdę nie pojmujesz czym jest instynkt
samozachowawczy- warknął wampir rozwścieczony do granic możliwości- naprawdę
nie widzisz, że każdy z nich walczy jak może, bo cię kochają? Ja walczę, bo nie
wyobrażam sobie tego świata bez ciebie. Bo bez względu na to , ile długich lat
i pięknych chwil mogę przeżyć zawsze wybiorę tę minutę z tobą zamiast wampirzej
wieczności. Myślisz, że ktokolwiek z nich czuje inaczej? Myślisz, że przestaną
walczyć, bo ty tego chcesz? Nie rozumiem jak mogłaś wyjechać bez słowa, przez
miesiąc nie dawać znaku życia a potem jeszcze prawić mi kazania. Jak mogłaś
odrzucić to wszystko, co daje wampiryzm na rzecz marnej egzystencji pod
hasłem:"uciec przed Klausem". Czy pomyślałaś chociaż przez chwilę,
jak bardzo będzie im ciebie brakowało? Pomyślałaś jak się poczują? Jak na
kogoś, kto chce być szlachetny jesteś wyjątkowo samolubna.
- Wydaje ci się, że poszłam na misję samobójczą, ale to ty tutaj z
naszej dwójki jesteś bardziej narażony- odparła Elena, spuszczając wzrok jakby
zawstydzona- kiedy wysyłałam do was esemesy wyraźnie prosiłam, żebyście mnie
nie szukali, ale ty oczywiście jak zwykle musiałeś zrobić na przekór...
- To było przed czy po tym, jak twój telefon wylądował w ściekach?-
zironizował. Elena spojrzała na niego wilkiem.
- Zrobiłam to, co było konieczne licząc się ze wszystkimi
konsekwencjami- powiedziała twardo, naciągając na biodra znalezione właśnie pod
łóżkiem szorty- wywabiłam Klausa z miasta i dokładnie o to chodziło. Nie może
się skupić na niczym poza mną, więc jest o wiele mniej ofiar śmiertelnych.
Oczywiście nie ocalę wszystkich, ale...
- Cholerna altruistka- syknął Damon kręcąc głową z udawanym podziwem-
zamierzasz zostać Chrystusem w spódnicy?
- Słuchaj, może ci się to nie podobać, ale ta podróż mnie odprężyła. To,
co widziałeś wczoraj w klubie... to byłam ja. Cała ja sprzed okresu, gdy to
wszystko się zaczęło. Może faktycznie odrobinę przegięłam, byłam w rozsypce, za
dużo wypiłam, ale... nie chcę stracić siebie, rozumiesz?
Rozumiał. O dziwo rozumiał i to aż za dobrze. Nagle cała złość gdzieś
wyparowała i nim się obejrzał podszedł do Eleny, która zakładała właśnie swoją
wczorajszą bluzkę odrzucając jego koszulę na łóżko i zdecydowanym ruchem ujął
jej drobną dłoń w swoje dłonie. Ujrzał jej zdziwienie, wyczuł drżenie jej ciała
gdy ich palce delikatnie i niepewnie się ze sobą przeplatały, słyszał jej
przyspieszony puls i nierówny oddech, zupełnie jakby się bała. Wiedział jednak
doskonale, że to nie ze strachu przygryzła dolną wargę i głośno przełknęła
ślinę. Nie, to wszystko przez ten jego subtelny dotyk, który niemal palił jej
skórę. To przez kształt jego ust i oszałamiający zapach...Przez głębię jego
oczu i perfekcyjnie zbudowane ciało... I przez zniewalającą aurę, jaką wokół
siebie roztaczał...
- Eleno- zaczął, próbując odgonić fantazje, w których to ona była główną
bohaterką- doskonale znam każdą część ciebie i wszystkie są równie rewelacyjne.
Masz osiemnaście lat i to do końca życia. Teraz powinnaś się już tylko bawić,
jesteś całkowicie za. Uwielbiam patrzeć na twoje szczęście, tyle, że... Ten
koleś z klubu...-celowo zawiesił głos.
- O nie- zaprotestowała Elena gwałtownie, wyrywając dłoń z jego uścisku-
kto jak kto, ale ty nie masz prawa mi prawić morałów. Nie jestem w związku i
tak jak powiedziałeś mam osiemnaście lat...
- Naprawdę zamierzałaś się z nim przespać, co?-westchnął zrezygnowany.
- Nic ci do tego!-zawołała buntowniczo.
- W porządku- warknął Damon- ale wiesz co? Myślałem, że najgorszą rzeczą
będzie widywanie cię codziennie z moim braciszkiem, jednak teraz dochodzę do
wniosku, że dużo gorzej jest zobaczyć cię z gościem, który w ogóle na ciebie
nie zasługuje.
- Och świetnie, więc przyjmij teraz radę od swojej najlepszej
przyjaciółki- podkreśliła złośliwie- i wyjedź. Niech każdy zajmie się własnym
życiem...
- Kiedy ty nie masz już życia- przerwał jej gwałtownie, nim zdołał
ugryźć się w język. Elena skrzywiła się na te słowa a w jej oczach stanęły łzy,
jednak nic nie powiedziała: zamiast tego w wampirzym tempie opuściła pokój.
- Brawo Damon- mruknął wampir do siebie- świetnie to rozegrałeś.
***
Jak co wieczór od zniknięcia Eleny wszyscy siedzieli w salonie
Salvatore'ów z posępnymi minami, gdy rozdzwonił się telefon. Rebekah sięgnęła
do tylnej kieszeni dżinsów, spojrzała na wyświetlacz i zamarła. Irytujący
dźwięk katował ich uszy dalej a ona spojrzała na Stefana, siedzącego w fotelu
ze szklaneczką burbona w ręku prosto z prywatnych zapasów Damona, na Caroline,
wpatrującą się nieobecnym wzrokiem w ogień trzaskający w kominku i na Bonnie i
Jeremiego, używających krwi chłopaka do wykonania zaklęcia namierzającego.
- Klaus?- zawołał Matt, zerkając wampirzycy przez ramię- niemożliwe...
Na imię pierwotnego wszystkie głowy momentalnie poderwały się w górę i
cztery pary oczu niemal wbiły Rebekah w kanapę. Wampirzyca westchnęła ciężko,
wzięła jeden, uspokajający wdech i nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Klaus, braciszku- zaszczebiotała słodko, ku zdziwieniu pozostałych-
jak tam twój przymusowy urlop? Owocny?
- Nawet nie masz pojęcia siostrzyczko- w słuchawce rozległ się wesoły
męski głos zabarwiony brytyjskim akcentem i Caroline oraz Stefan jak na
zawołanie skrzywili się z obrzydzeniem. Doskonały słuch momentami potrafił być
prawdziwym przekleństwem.
- Jesteś zadowolony- zauważyła Rebekah ledwie tłumiąc niepokój i
odruchowo chwyciła Matta za drżącą dłoń- dopiąłeś swego?
Przez moment zaległa cisza a wszyscy w pokoju wstrzymali oddechy, z
przerażeniem oczekując tego, co Klaus miał im do zakomunikowania. Boże, czy to
możliwe, aby...
- Mam Elenę- oznajmił, spełniając tym samym ich najgorsze
przypuszczenia- możesz przekazać "Załodze Odkupienia", że mam tę małą
dziwkę, choć złapanie jej wcale nie było łatwe. Sporo się nauczyła przez te
półtora roku- dodał jakby z podziwem.
- Klaus, ty podły draniu- zawołała Caroline mimo, że przyjaciele próbowali
ją powstrzymać. Klaus zachichotał.
- Miło mi cię słyszeć kochanie- powiedział wesoło wiedząc, że i tak go
usłyszy- a jeśli mi nie wierzycie mogę wam to udowodnić.
Zanim Rebekah zdołała spytać w jaki sposób telefon Caroline rozbrzmiał.
Dziewczyna drżącą ręką wyciągnęła go, przez chwilę w nim majstrowała a potem
wydała z siebie przerażony jęk.
- Klaus wysłał mi film- wyjaśniła, podając swój telefon przyjaciołom.
Sama nie mogła patrzeć na to, w jaki bestialski sposób hybrydy Klauso-podobne
znęcają się nad jej najlepszą przyjaciółką, przywiązaną do rozklekotanego
krzesła liną, nasączoną werbeną. Mimo, że nie widziała jej agonii, gdy raz za
razem któryś ze sług Klausa wbijał jej ostry kołek w ciało wciąż mogła usłyszeć
jej pełne bólu, rozdzierające uszy i serca krzyki. Stefan warknął rozwścieczony
i odruchowo odrzucił telefon od siebie w efekcie czego uderzył on w
przeciwległą ścianę i rozpadł się na miliony kawałeczków. Caroline nawet na to
nie zareagowała, wciąż przeżywając to, co przed chwilą widziała. Boże, Elena...
- Jak widzicie nie kłamałem- odezwał się Klaus beztrosko- udało mi się
schwytać tę małą dziwkę i teraz jesteśmy w Nowym Yorku czekając, aż któreś z
was łaskawie ruszy tyłki i zacznie szukać antywampirzego eliksiru. Wspomniałem
już, że jeśli zawiedziecie wasza przyjaciółka będzie za to płacić przez
wieczność?
Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy wbili pełne nadziei spojrzenia w
Bonnie, które właśnie kończyła zaklęcie namierzające i teraz krew Jeremiego
rozlała się po całej mapie, ułożonej na stole by za moment skupić się na
wielkich literach, tworzących dwa słowa: "Nowy York". A więc nie
kłamał. Bonnie bezradnie pokiwała głową, dając przyjaciołom znak, że Klaus mówi
całkowicie poważnie.
- Tik-tak- odezwała się hybryda w słuchawce, nim zakończył połączenie.
Stefan nie czekał długo. Wyrwał Rebekah telefon z dłoni i w wampirzym tempie
ulotnił się z pensjonatu.
***
- Jak to do cholery nie wiesz gdzie jest?- warknął Stefan, mocniej
ściskając Rebekah'owy telefon- przecież mówiłeś, że z nią rozmawiałeś!
Damon zwrócił oczy do nieba, mając dość narzekań braciszka. Jakby
poskromienie wampirzej wersji panny Gilbert było takie proste!!!
- Pokłóciliśmy się...- zaczął Damon.
- Cały ty...- wtrącił Stefan
- A ona uciekła nie wiadomo gdzie.-ciągnął brunet, jak gdyby tamten w
ogóle się nie odezwał- Szukałem jej już chyba we wszystkich klubach w tym
mieście, włączając też te ze striptizem.
- Pogięło cię do reszty?- obruszył się młodszy z braci- Elena nie...
- Zdziwiłbyś się- przerwał mu Damon, uśmiechając się łobuzersko i
bezceremonialnie zakończył połączenie. Wiedział, że musi znaleźć dziewczynę,
wiedział, że Klaus ją przetrzymywał, ale nią mając pojęcia dokąd ją zabrał
musiał szukać w ciemno. A co jeśli porwał ją w którymś z klubów, w których
ostatnimi czasy tak chętnie bywała? Pytał się już wszędzie: w sklepach, na
ulicach, w restauracjach, na stacjach benzynowych i teraz stanął przed
"Pandemonium"-jedynym klubem, do którego nie zajrzał. Zauroczył
bramkarza a gdy ten powiedział, że widział dziewczynę podobną do Eleny kazał mu
się wpuścić do środka.
Klub pękał w szwach. Ludzie tańczyli, całowali się, zaczynali grę
wstępną i pili bez umiaru. Wampir każdego, kogo mijał wypytywał o Elenę, gdy
wreszcie dotarł do baru i zamarł.
Siedziała tam, na barowym krześle i piła whysky w zastraszającym tempie.
Była pijana, widział to. Ledwie trzymała się na nogach, ale jednak wciąż nie
było jej dosyć. Co jakiś czas podchodził do niej jakiś napakowany dryblas,
próbujący flirtować, ale każdego z nich odsyłała z kwitkiem. Jeden, bardziej namolny
niż reszta zaczął się do niej bezceremonialnie dobierać, więc dziewczyna
chwyciła go za włosy i z całej siły uderzyła jego głową o bar tak, że osunął
się na podłogę bez przytomności. Damon przypatrywał się temu z podziwem, ale
zaraz dotarł do niego jeden istotny fakt: nie mogło jej tu być, bo przecież
Stefan wyraźnie powiedział, że przetrzymuje ją Klaus. Wampir skrzywił się
delikatnie, jednak zaraz przybrał na twarz czarujący uśmiech i wolnym krokiem
podszedł do dziewczyny.
- Zwiałaś Klausowi, czy po prostu mam zaszczyt ponownie spotkać
największą zdzirę w historii?- spytał słodko. Dziewczyna spojrzała na niego
półprzytomnie i ściągnęła brwi ze zdziwieniem.
- Jak mnie znalazłeś?- spytała marudnie, wychylając jednym haustem
kolejną szklankę whysky.
- To ja tu zadaję pytania- warknął wampir, po czym rozejrzał się po
sali. Nikt nie zwracał na nich najmniejszej uwagi i dobrze. Jednym ruchem
ścisnął jej gardło i w wampirzym tempie przygwoździł ją do ściany. Zamroczenie
na jej twarzy zastąpił czysty szok i wściekłość.
- Co ty wyprawiasz?- wrzasnęła, próbując mu się wyrwać- kompletnie ci
odbiło?
- co ty wyprawiasz?- wysyczał jej prosto w twarz- i przede wszystkim kim
jesteś?
- Elena, dupku. Twoja przyjaciółka.
- Udowodnij- zażądał, mocniej ściskając jej gardło i niemal unosząc ją
przy tym nad ziemią.
- Po raz pierwszy pocałowałeś mnie w moim pokoju. Wtedy cię odepchnęłam
a ty w akcie zemsty zabiłeś mi brata. Po raz drugi to ja pocałowałam ciebie,
wtedy gdy byłeś umierający. Po raz trzeci ty mnie, na moim ganku gdy
zauroczyłeś Jeremiego. Ostatnim razem to ja rzuciłam się na ciebie w motelu,
gdy szukaliśmy informacji o Marry. Bez przerwy mnie prowokujesz, jesteś okropny
a ja głupia, bo wybaczam ci za każdym razem. Ale jeśli teraz nie postawisz mnie
na ziemi to skończy się dzień dobroci dla zwierząt i własnoręcznie wbiję ci
kołek prosto w serce- wyrzuciła z siebie na jednym wydechu. Damon zmarszczył
brwi i odsunął się. Elena zaczęła ciężko łapać powietrze, rozcierając obolałe
gardło i spoglądając na skruszonego wampira wilkiem.
- Co ci odbiło?- warknęła.
- Wybacz- mruknął, chwytając ją pod łokieć- chętnie bym z tobą o tym
pogadał oraz o tym, dlaczego wybrałaś akurat te wspomnienia-dodał z czarującym
uśmiechem- ale musimy się zwijać, bo Klaus zawitał do Nowego Yorku.
Elena pobladłą gwałtownie na te słowa i pozwoliła wampirowi pociągnąć
się w stronę wyjścia. W wampirzym tempie dotarli do hotelu, w którym się
zatrzymała. Do małej walizeczki, którą nabyła w czasie podróży razem pakowali
najpotrzebniejsze rzeczy i minutę później byli już w samochodzie Damona. Z
piskiem opon wyjechali z hotelowego parkingu i włączyli się do ruchu ulicznego,
ignorując wszelkie znaki i ograniczenia prędkości.
***
To było naprawdę okropne miejsce i Tyler cieszył się, że już nie był
przywiązany do Klausa, bo inaczej musiałby robić te wszystkie straszne rzeczy
razem z resztą sobie podobnych. Choć nienawidził ich za to, co z ich ręki
spotkało jego przyjaciół, naprawdę szczerze im współczuł. Były tylko bezwolnymi
marionetkami w rękach pierwotnego, niczym zabawki, które można odłożyć na
półkę, kiedy się tylko chce. Tam bardzo starał się im pomóc tak jak pomógł sam
sobie, ale wiedział, że jeśli przyjdzie mu teraz walczyć, będzie musiał kogoś
poświęcić. Tu chodziło o życie jego przyjaciółki, nie mógł okazać litości tym,
którzy ją krzywdzili. Z tą myślą przemierzał najniebezpieczniejsze dzielnice
Nowego Yorku. Wreszcie dotarł do zatęchłego, opuszczonego magazynu. To tu,
według jego informatora Klaus przetrzymywał Elenę. Na myśl o jej ciepłym
uśmiechu i troskliwym spojrzeniu poczuł dziwną radość. Cieszył się, że wreszcie
ją zobaczy, choć jednocześnie martwiło go to, co może zobaczyć. Jak bardzo
zdołali ją zranić?
Bezproblemowo dostał się do środka i ujrzał prawdziwe piekło: na
rozklekotanym krześle, przywiązana sznurami nasączonymi werbeną siedziała
zakrwawiona Elena a raczej coś, co ją przypominało. Zmordowana, cała połamana i
pobita nie prezentowała się najlepiej. Nad nią stało pięciu rosłych gości,
którzy spojrzeli na niego gdy tylko wszedł do pomieszczenia i natychmiast
ustawili się w pozycji bojowej. W dłoni trzymali zakrwawione drewniane kołki-
narzędzia tortur. Tyler nawet nie chciał myśleć o tym, do czego im służyły, ale
sama świadomość tego, jak bardzo skrzywdzili Elenę pozwoliła mu błyskawicznie
pozbawić ich głów. Z Wyzwoloną Hybrydą nie mieli szans.
Brunet rzucił się w kierunku Eleny i rozwiązał pętające ją więzy jednym
płynnym ruchem ignorując ból, wywołany przez werbenę, którą były nasączone.
Dziewczyna osunęła się w jego ramionach.
- Tyler- wyszeptała a on bez słowa ją przytulił.
- Potrzebujesz krwi- stwierdził i zza pazuchy wyciągnął woreczek z
brunatnym płynem. Dziewczyna przejęła go i w kilka sekund wysączyła go do cna.
Z każdą kroplą wracały jej siły.
Nagle gdzieś z ciemności rozległo się klaskanie.
- Witaj Tylerze- odezwał się Klaus, spoglądając na swojego pierwszego
mieszańca z podziwem- dawno cię nie widziałem. Co cię tu sprowadza?
- Ty już dobrze wiesz co- warknął tamten stając z pierwotnym twarzą w
twarz- nie pozwolę ci skrzywdzić moich przyjaciół. Nigdy więcej ich nie
tkniesz, słyszysz?
- Obawiam się, że będę musiał cię rozczarować- westchnął tamten z
udawanym smutkiem i rzucił się w stronę Eleny, ale w ostatniej chwili Tyler
zastąpił mu drogę i odepchnął tak, że Klaus wylądował na przeciwległej ścianie
magazynu. Pierwotny warknął wściekle, obnażając kły i w wampirzym tempie
podbiegł do Tylera, okładając go pięściami. Rozgorzała walka a mimo, że była
dosyć wyrównana szala zwycięstwa powoli przechylała się na stronę pierwotnego.
- Elena, uciekaj- wysapał Tyler, z wyraźnym wysiłkiem sięgając do tylnej
kieszeni dżinsów. Wyciągnął z niej kołek... kołek z białego dębu. Po raz
pierwszy od dawna w oczach Klausa malował się realny strach.
- Skąd to masz?- warknął wściekle.
- Nie tylko ja pragnę twojej śmierci- Tyler uśmiechnął się złośliwie,
jednak gdy już miał wbić Klausowi kołek prosto w serce tym samym kończąc jego
marny żywot Elena podbiegła do niego w wampirzym tempie i jednym ruchem
skręciła mu kark. Oniemiały Klaus patrzył, jak ciało jego niedoszłego mordercy
osuwa się pod jego stopy a Elena Gilbert, słodka Elenka oblizuje się lubieżnie
z przebiegłym uśmiechem, błąkającym się po zbroczonych krwią wargach. Nie, coś
tu się nie zgadzało...
- Katherine- zrozumiał nagle a na twarzy wampirzycy pojawił szeroki
uśmiech, który zwykle zwiastował kłopoty.
- Nie ma za co, przyjacielu- odparła i już jej nie było. Klaus
uśmiechnął się do siebie.
"No cóż, może jednak warto utrzymywać stare
znajomości"- pomyślał, spoglądając na Tylera, leżącego u jego stóp.
Zapowiadała się niezła zabawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz