- Pospiesz się Caro- ponagliła Elena przyjaciółkę, w pośpiechu
zakładając duże, koliste kolczyki.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- spytała blondynka z powątpiewaniem- nie
widziałaś ich od tygodnia i zaczęłaś w miarę normalne życie...
- Zaczęłam normalne życie- potwierdziła dziewczyna, kładąc duży nacisk
na przedostatnie słowo- i nic tego nie zmieni. Daj już spokój. Chodzę
normalnie do szkoły? Wróciłam do drużyny chearladerek? Spotykam się ze
znajomymi, biorę udział w imprezach i uczę się w międzyczasie?
- Nie ma za co- Caroline wyszczerzyła do niej śnieżnobiałe zęby a Elena
pokręciła tylko głową z rozbawieniem. Pewnie miałaby spory problem z
rozpoczęciem tego swojego "normalnego życia", ale hipnoza potrafiła
naprawdę zdziałać cuda. Z pomocą przyjaciółki wmówiła wszystkim znajomym i
nauczycielom, że wyjechała do rodziny na zaledwie dwa tygodnie i choć nie było
to uczciwe, dopisała kilka ocen w dzienniku, by być bardziej wiarygodnym. Teraz
robiła co w jej mocy, by zasłużyć sobie na te wszystkie pozytywne stopnie,
które się tam znalazły i mogła być z siebie naprawdę dumna, bo szło jej coraz
lepiej. Jedyną rzeczą, która w ostatnim czasie spędzała jej sen z powiek był
nieuchronnie zbliżający się koniec roku szkolnego i konieczność wyboru dalszej
drogi życiowej. Jako człowiek miała tyle planów- kariera gimnastyczki,
tancerki, pisarki lub archeologa zdawała stać przed nią otworem. Zawsze miała w
sobie zbyt wiele energii, by usiedzieć dłużej w jednym miejscu, ale teraz gdy
została wampirem te wszystkie marzenia legły w gruzach i nic nie mogła na to
poradzić. Nie mogła zdobyć sławy i robić tego co kocha zawodowo, bo musiała żyć
w cieniu i ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Może martwiła się na zapas, ale
przecież czas i tak kiedyś ją dogoni a wszystko co teraz zrobi, odbije się
echem na jej wiecznej przyszłości.
Elena ze smutkiem zrozumiała, że to tyczy się nie tylko jej studiów i
kariery. Chodziło także o milość. Dawniej wydawało jej się, że powoli zaczyna
rozumieć o co chodzi w tym uczuciu, ale teraz po tym wszystkim miała kompletny
mętlik w głowie. To, co łączyło ją ze Stefanem było czystym, stabilnym i silnym
uczuciem, wynikającym z dzielenia wspólnych pasji, pragnień i
światopoglądu . Przy nim nie musiała się niczym martwić, bo on zawsze zapewniał
jej spokój i poczucie bezpieczeństwa, na każdym kroku traktując ją jak swoją
prywatną księżniczkę, którą należy kochać, chronić i uwielbiać.
Z Damonem było inaczej. To, co było między nimi było czymś bardziej
skompikowanym, magicznym, niczym niewidzialne połączenie, które sprawiało, że
rozumieli się bez słów mimo oddzielnych poglądów na życie. Uczucie, które on do
niej żywił było silne, gwałtowne, namiętne... Właściwie wszystko, co Damon
robił, było namiętne. Namiętnie kochał, namiętnie nienawidził, namiętnie
całował, namiętnie pieścił i jak najbardziej namiętnie ją chronił, pragnąc
tylko jednego- wzajemności w uczuciach. Szybko okazało się, że największy
egoista i drań pod słońcem nie potrafi być samolubny wobec niej. Pragnął nie
tylko jej ciała- pragnął jej duszy, umysłu, pragnął zawładnąć jej sercem i
uczynić z niej swoją księżniczkę. Gwałtowność jego uczuć zawsze ją przerażała
tym bardziej, że wiedziała do czego ona tak naprawdę prowadzi.
Stefan potrafił żyć z nią w związku platonicznym i czułe gesty i słowa
przez pewien czas wystarczyły mu do szczęścia natomiast seks był dla niego
okazją do okazania swoich uczuć względem niej a nie zaspokojenia się i
poddania się własnym dzikim pragnieniom i to pewnie dlatego zawsze był
taki czuły i delikatny.
Oczy Damona zdradzały prawdę a każdy jego gest, słowo czy spojrzenie
prowadziły w taki czy inny sposób do tematów seksualnych. Był niczym wiecznie
niezaspokojony wampirzy żigolak, który mając uwielbienie i ciała wszystkich
dziewczyn jak na tacy pragnie uwagi jedynej dziewczyny, która mu się opiera.
Elena przyzwyczaiła się do jego sprośnych żarcików, flirciarskich spojrzeń i
frywolnych komentarzy, wiedząc, że on zwyczajnie się zgrywa. W końcu byli
przyjaciółmi a przyjaźń między Damonem Salvatore a ładną dziewczyną zapewne
właśnie tak wyglądała zwłaszcza, gdy relacja z tą łądną dziewczyną mogła
zdenerwować jego brata. Dopiero po tym, jak zabił jej brata zrozumiała, że to
ma swoje drugie dno, którego wcześniej nie chciała zauważyć. Facet zwyczajnie
jej pragnął jak nigdy nikogo i to pragnienie nie było wywołane jedynie
fizycznym przyciąganiem czy nawet zadziornym charakterem i szeregiem innych
cech, które go w niej pociągały, w kazdym razie nie tylko. To była miłość. A co
ona do niego czuła?
- Ziemia do Eleny- głos Caroline sprowadził ją z powrotem na ziemię.
Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie i spojrzała na przyjaciółkę półprzytomnie.
- Co?
- Zawiesiłaś się- zaśmiała się blondynka na widok jej zdezorientowanej
miny- o czym myślałaś?
- Ja... O niczym- odparła dziewczyna wymijająco, ale Caroline uniosła
brwi wysoko w górę, kręcąc głową z politowaniem- to czego chciała Bonnie?-
zapytała pospiesznie, nie chcąc dłużej drążyć tego tematu, co blondynka
zrobiłaby niewątpliwie, gdyby jej na to pozwoliła.
- Nie mam pojęcia- przyznała Caroline- mówiła, że chodzi o Jeremiego i
kazała ci przekazać, żebyś się nie martwiła, bo to nic złego. Mamy się
wszyscy spotkać w Pensjonacie i wtedy nam wyjaśni. Rozumiesz, była badzo
tajemnicza.
- Okey- westchnęła Elena i ujęła dłoń przyjaciółki- to chodźmy.
Blondynka uśmiechnęła się zadziornie i po chwili obie opuściły przytulny
pokoik panny Forbes w wampirzym tempie.
*******
"To były wspaniałe chwile, Stefan. Przykro mi. Przykro mi, że cię
zawiodłam. Przykro mi, że sama zniszczyłam szansę na naszą wspólną przyszłość.
Przykro mi, że wcale tego nie żałuję."- te kilka słów od tygodnia wciąż krążyło po jego głowie, powodując tępy
ból. W takich chwilach, gdy cierpienie nie pozwalało mu oddychać a w oczach
pojawiały się łzy miał tylko jedno pragnienie: przestać czuć cokolwiek. To był
najtrudniejszy okres w jego życiu, bo teraz wiedział, że wszystko zmieniło się
na dobre i nieodwracalnie. Jego wielka, epicka miłość odeszła bezpowrotnie,
zabierając ze sobą całe szczęście i światło, a przecież egzystował przez te półtora
wieku po to tylko, by móc ją spotkać i nauczyć się żyć. Została po nim jedynie
wydrążona, pusta skorupa i to ta skurupa zdecydowała, że nie pozwoli panience
Gilbert determinować swojego życia. Zraniła go i teraz nie miała już na niego
żadnego wpływu, absolutnie żadnego. Po tym co mu zrobiła nie zasługiwała na to,
by przez nią się zabijał, zadręczał albo ponownie wyrzekał się swojego
człowieczeństwa. Znalazł o wiele lepszy sposób na odreagowanie sytuacji i
zdecydowanie o wiele lepszy sposób na to, by choć odrobinę zagłuszyć ból.
Poranny seks z kimś, kto do złudzenia przypominał jego byłą dziewczynę
był ciekawym doświadczeniem zważywszy, że przecież dostrzegał pewne różnice
między nimi a nawet, gdy udało mu się stać na to zarówno ślepym jak i
głuchym, odmienne reakcje wciąż ukazywały prawdę. Nauczył się więc i to
ignorować, zatracając się w przyjemności, jaką ciało jego prywatnej
"Eleny " mu zapewniało.
Słyszał jej przyspieszony puls, nierówny oddech i urywane jęki rozkoszy,
gdy raz za razem zatapiał język w czeluściach jej kobiecości. Mamrotał imię
Eleny z każdym swoim wdechem, ale kobieta była zbyt pochłonięta doznaniami, by
chociażby to zauważyć. Wplotła palce w jego włosy, ciągnąc je delikatnie w
przepływie ekstazy aż wreszcie rytmiczne skurcze w najintymniejszej części jej
ciała wydobyły z jej ust głośny krzyk, przepełniony dziką i nieopisaną
rozkoszą. I wtedy ją pocałował, namiętnie i brutalnie a następnie wszedł w nią
głęboko i zaczął poruszać się szybko, zmuszając jej serce do kolejnego wysiłku
a mięśnie jej ciepłej i wąskiej kobiecości do kolejnych skurczy, które niemal
rozerwały ją od środka. Wpadł jakby w trans i już nie mógł przestać się
poruszać, wchodząc w nią raz za razem w wampirzym tempie. Nie przestawał nawet
wtedy, gdy kobieta zawyła dziko, sygnalizując nadchodzący orgazm ani wtedy, gdy
skurcze jej jaskini rozpusty spowodowały, że wlał się w nią w kilku spazmach,
pojękując z przyjemności i przedłużając ich chwile spełnienia.
I dokładnie wtedy, gdy był pod wpływem pierwotnych, drapieżnych instynktów
trzaśnięcie frontowych drzwi i krzyk jego brata sprowadziły go na ziemię.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!
***
Elena zawahała się przed drzwiami, ale ostatecznie zdecydowała się
zapukać. W końcu to nie był już jej dom a nawet nie był to dom jej chłopaka i
nie miała prawa wdzierać się do środka, kiedy tylko naszła ja taka ochota.
Musiała uszanować ich prywatność i to bolało ją chyba najbardziej- ten dystans,
który powstał z jej winy.
Nie minęła sekunda, gdy drzwi otworzył jej Damon z tym swoim zawadiackim
uśmiechem, opierając się nonszalancko o framugę. Lustrował ją od stóp do głów,
gdy pewnym krokiem przemknęła obok niego i dopiero wtedy zamknął drzwi,
zaprowadzając dziewczyny do salonu, gdzie, ku ich wyraźnemu zdziwieniu
siedzieli już Matt, Bonnie, Tyler i Rebekah z Klausem, który na widok kwaśnej
miny Gilbertówny roześmiał się gardłowo.
- Spokojnie skarbie, jestem tu w celach pokojowych a powiedziałbym
nawet, że towarzyskich- rzekł wesoło, wciąż spoglądając na Caroline, która
pospiesznie odwróciła od niego wzrok i usiadła obok Matta na kanapie. Pierwotny
zawsze wywoływał w niej mieszane uczucia, z którymi nie umiała sobie poradzić.
W dodatku była na niego zła, że przez tyle czasu się do niej nie odzywał, choć przecież
powinno ją to cieszyć. Mimo wszystko źle czuła się ze świadomością, że nie
odbiera jej telefonów a jeszcze gorzej z tym, że w jakiś dziwny sposób ją to
zabolało. Prawda była taka, że powoli zaczynała się o niego martwić, zwłaszcza
po tym, jak podczas ich ostatniej rozmowy uslyszała te dziwne wrzaski, które
praktycznie ją przerwały. Po tym, jak jej przyjaciele zatrzymali jego serce a
potem wpakowali go do trumny po czym Alarick go zakołkował wiedziała już, że
nawet Klaus nie jest niepokonany. Wmawiała sobie, że jej zaniepokojenie wynika
jedynie z tego, że w razie jego śmierci ona i jej przyjaciele podzieliliby jego
los, ale wiedziała przecież, że to nie do końca prawda. Była zła na siebie i na
niego, że w ogóle dał jej powód do zmartwienia, bo wydawało jej się, że zrobił
to specjalnie i doprowadzało ją to do szału. Sama już nie wiedziała co myśleć
ani jak się wobec niego zachować, więc postawiła na chłodną obojętność i
liczyła, że to zniechęci Pierwotnego do zaczynania jakiejkolwiek rozmowy z nią.
Dziewczyna była tak zamyślona, że kobiece zawodzenia i skomlenia dotarły
do niej ze sporym opóźnieniem. Zdziwiona spojrzała na przyjaciół, ale jedynie
część z nich obdarzona wampirzym słuchem podzielała jej zaskoczenie. Nikt nie
miał pojęcia, co to za dźwięk, wyrażający uczucia oscylujące między nieopisanym
bólem a dziką rozkoszą.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!-
wrzasnął Damon a Caroline aż poskoczyła w miejscu. Po piętnastu minutach do
salonu wkroczył Stefan a na jego widok Elena rozdziawiła usta.
Chłopak miał na sobie jedynie dżinsy i biały ręcznik, przewieszony przez
ramię. Jego umięśniony tors i jasne włosy wciąż lśniły od wody natomiast twarz
wyrażała kompletną dezorientację i szok. Nie spodziewał się jej tutaj a przynajmniej
nie w najbliższym czasie. Był na siebie zły, bo nie potrafił ukryć swego
rodzaju zachwytu nad tą śliczną brunetką, ubraną w koktajlową, kwiecistą
sukienkę przed kolano, dżinsową kurteczkę z rękawami trzy czwarte i rzymianki
na wysokim obcasie. W jej pięknych czekoladowych oczach dopatrzył się odrobiny
leku i niepewności, które za wszelką cenę starała się ukryć, gdy odruchowo
poprawiła lśniące włosy, spływające gęstą falą na ramiona i plecy. Zawsze tak
robiła gdy była zdenerwowana. Sam był zdenerwowany, gdy uświadomił sobie w
jakim znalazł się położeniu. Jeszcze niedawno był pewien, że opinia Eleny
Gilbert na jego temat już nie ma dla niego najmniejszego znaczenia, jednak
teraz pragnął tylko, by ta ulotniła się stąd jak najszybciej, nim pozna o nim prawdę.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie?- syknął rozwścieczony w stronę brata, a
przyjaciele wymienili zaskoczone i zdezorientowane spojrzenia. Stefan nigdy się
tak nie zachowywał a napięta atmosfera nie służyła nikomu z tu obecnych. Elena
zmarszczyła brwi, probując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Ty też byś wiedział, gdybyś nie spędził ostatniego tygodnia w łóżku,
tylko wśród ludzi którzy choć trochę zasługują na twoją uwagę- odparł Damon,
nawet nie próbując ukryć złosliwego uśmiechu. Stefan zacisnął mięśnie szczęki z
siłą imadła, ale gdy już zamierzał się na bruneta niespodziewanie obok niego
pojawiła się Katherine w samym ręczniku, spogladając na niego z wyraźnym
wyrzutem.
- Nie dość, że zostawiasz mnie samą bez wyraźnego powodu to jeszcze nie
dotrzymujesz danej obietnicy- mruknęła naburmuszona- mieliśmy wziąć WSPÓLNY
prysznic, pamiętasz? Teraz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić- dodała
uwodzicielsko, przejeżdżając poznokciami po jego nagim torsie. Stefan spróbował
się od niej odsunąć i rzucił spanikowane spojrzenie w stronę zszokowanej Eleny.
Dopiero teraz Katherine zauważyła, że nie są sami i jej twarz rozciągnęła się w
drapieżnym uśmiechu. Wszyscy spoglądali na rozgrywającą się scenę z szokiem
wymalowanym na twarzy, jedynie Damon i Klaus przyglądali się temu z żywym
zainteresowaniem i rozbawieniem.
- Ups, niezręczna sytuacja- mruknęła Katherine, udając zawstydzenie-
cześć przyjacielu!
- Katerina- Klaus skinął jej głową a na widok zdziowionego spojrzenia
Caroline dodał- uratowała mnie przed twoim nadgorliwym wilczkiem, tym samym
spłacając swój dług.
Tyler, który siedział jak na szpilkach poruszył się niespokojnie a
Caroline spiorunowała Pierwotnego spojrzeniem.
- Zraniła mojego przyjaciela, ty go torturowałeś- warknęła, usiłując
pohamować złość- jak możesz być jej z tego powodu wdzięczny? Tak po prostu, po
pięciuset latach ścigania i powolnego niszczenia jej życia nagle odpuszczasz
jej wszystkie grzechy i zwracasz wolność?
- Chowanie urazy jest przereklamowane- odparł Klaus tonem, który
Caroline zawsze doprowadzał do szału- powinnaś to poważnie przemyśleć,
kochanie.
- I pomysleć, że kiedyś zdawało mi się, że jest w tobie choć odrobinę
dobra- prychnęła dziewczyna a Rebekah zakrztusiła się bourbonem, który zabrała
z prywatnego zapasu Damona, ignorując jego protesty. Gdy zaczęła prychać i
parskać a potem wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem, brat zmroził ją groźnym
spojrzeniem.
- Wybaczcie- odchrząknęła, starając się ukryć rozbawienie- kontynuujcie.
- Powinnaś się cieszyć, że jestem taki wspaniałomyślny- ciągnął Klaus,
ponownie przenosząc spojrzenie na niemal czerwoną ze złości Caroline- gdyby nie
to twój wierny piesek już dawno straciłby serce i wcale nie chodzi mi tu o
ciebie.
- Z tego co wiem, Tyler jest ostatnim z twoich mieszańców- Caroline
uśmiechnęła się chytrze- jedynym dowodem na to, że istnieje coś, co potrafisz
zrobić od początku do końca. Zabicie go byłoby czystą głupotą.
- Jest tym mieszańcem, który mi się sprzeciwił i próbował zakołkować za
pomocą białego dębu- poprawił ją blondyn- zabicie go byłoby przejawem
niebywałego miłosierdzia.
Dziewczyna już coś chciała na to odpowiedzieć, ale wtedy jej uszu
doszedł roztrzęsiony głos Stefana.
- Eleno...- blondynka spojrzała na swojego przyjaciela i dopiero teraz
przypomniała sobie, w jakiej jednoznacznej sytuacji go zastali. Wszyscy
wstrzymali oddech i w skupieniu obserwowali Elenę i Stefana, którzy od momentu
pojawienia się Katherine nie zamienili ze sobą ani słowa, wciąż wpatrując się w
siebie z mieszaniną niedowierzania, wściekłości, smutku i bólu. Elena
przeniosła wzrok na Kath, która uśmiechnęła się chytrze i popędziła na górę
zapewne się ubrać, odprowadzana spojrzeniem swego sobowtóra a dopiero potem
znów na Stefana, który raz po raz to otwierał to zamykał usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego rezygnował. Damon obserwował ich z
diabelskim uśmieszkiem i chyba jako jedyny w pokoju był całkowicie rozluźniony.
Napiętą atmosferę możnaby było kroić nożem, jednak jemu zdawało się to w ogóle
nie przeszkadzać a wręcz przeciwnie- był całkiem zadowolony z biegu wydarzeń.
- Gratuluję, czyżby powrót pierwszej milości sprzed lat?- zakpiła Elena
zakładając ręce na piersi i przybierając na twarz chłodną maskę opanowania.
Mina Stefana stężała a jego oczy przesłoniła pajęczyna mrozu. Elenę przebiegł
niekontrolowany dreszcz. Nigdy, nawet gdy ponownie obudził się w nim Rozpruwacz
nie widziała u niego takiego chłodu.
- To już raczej nie twoja sprawa- odparł beznamiętnie- nie po tym, jak
dałaś się przelecieć mojemu własnemu bratu a potem poinformowałaś, że
cytuję:"wcale tego nie żałujesz".
Wszyscy zamarli, zszkowani i wytrzeszczyli oczy na Elenę, która
automatycznie oblała się rumiencem i Damona, którego wargi rozciągnęły się
w szatanskim, przepełnionym arogancją uśmiechu. Pierwotni zachichotali
cicho, ale nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi, wszyscy byli pochłonięci
sceną, która się tu rozgrywała. Elena i Damon? Czy to jakiś żart? Ona nie
mogła... Ale jedno spojrzenie na minę Caroline wystarczyło, by potwierdzić tę
straszną prawdę. Ona wiedziała, od początku wiedziała. Musiała wiedzieć, w
końcu Elena mieszkała z nią już od tygodnia i na pewno się jej zwierzyła, nie
mogąc czegoś takiego dłużej w sobie dusić. Ani Bonnie, ani Matt czy Tyler nie
rozumieli jedynie, dlaczego i z nimi nie podzieliła się tą informacją- przecież
byli jej przyjaciółmi i wspieraliby ją mimo wszystko, zamiast teraz
wychodzić na idotów, nie mogących nawet porządnie zamknąć ust i zrobić
jakiegokowielk innego ruchu. Szok był obezwładniający.
- Martwię się o ciebie Stefanie, ale sam powinieneś to wiedzieć-
wyjaśniła spokojnie Elena- podczas naszej rozmowy powiedziałam ci także, co do
ciebie czuję, jednak ty postanowiłeś zapamiętać tylko to, co było dla ciebie
wygodne. W porządku, nie mam żalu. Rozumiem, że to dla ciebie trudne, że
cierpisz. Nie potrafię jedynie zrozumieć, czemu postanowiłeś odreagować z kimś,
kto zranił cię tyle razy. Aż tak za mną tęsknisz, że pocieszasz się kimś, kto
wygląda jak ja, czy chciałeś wzbudzić moją zazdrość?
- Nie schlebiaj sobie- prychnął Stefan- minęły czasy, gdy wszystko w
moim życiu było podporządkowane tylko i wyłącznie tobie. Ta twoja scena
zazdrości naprawdę nie była moją intencją, ale miło, że choć raz możesz
postawić się na moim miejscu. Może to oduczy cię ranienia innych i bawienia się
ich uczuciami.
Cios prosto w serce... Stefan widział, jak po twarzy Eleny przemyka
grymas bólu i wiedział, jak bardzo ją te słowa zraniły. Nie chciał tego, ale
mimowolnie porównał ją do Katherine i dziewczyna doskonale zrozumiała tą
aluzję. W jej oczach pojawiła się wyraźna odraza, gdy do salonu powróciła jego
"kochanka" z tym swoim zadowolonym, pełnym wyższości i arogancji
uśmieszkiem a to z kolei sprawiło, że on także poczuł ten ból.
- Sprzedałeś się Stefanie- stwierdziła Elena a w jej głosie pobrzemiewała
pogarda i żal-uważasz, że postąpiłam źle, ale sam zachowujesz się jak rasowa
męska dziwka.
Po tych słowach dziewczyna odwróciła się na pięcie i z założonymi rękami
usiadła obok Caroline, które ścisnęła jej dłoń w geście pocieszenia. Damon
posłał bratu pełne wyższości spojrzenie, jednak gdy chciał przemknąć obok niego
ten złapał go zdecydowanym gestem za ramię i odciągnął na bok.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie- syknął wściekły- wiedziałeś, a mimo to
mnie nawet nie uprzedziłeś. Zrobiłeś to celowo, przyznaj się. Chcesz ją zdobyć
w taki sposób i myślisz, że ona nagle ci padnie w ramiona a oboje wiemy, że ona
taka nie jest i nawet ty nie jesteś w stanie tego zmienić.
- Po pierwsze zrobiła to już dwa razy- zaszydził Damon z aroganckim
uśmieszkiem, wyrywając się z jego uścisku- poza tym myślałem, że zdanie Eleny
już cię nie obchodzi. To przecież dlatego obracasz jej sobowtóra, prawda? Bo
jej nienawidzisz.
Stefan zaniemówił na moment podczas gdy jego brat, usatysfakcjonowany,
dołączył do zgromadzenia, które otoczyło Bonnie i jednocześnie przeszywało
Elenę spojrzeniami do tego stopnia, że dziewczyna wbiła wzrok w dywan, byle
tylko ich nie widzieć. Po chwili obok niego stanęła Katherine z chytrym
uśmiechem na ustach i również zaczęła przysłuchiwać się wiedźmie.
- Mówiłam ci to przez telefon Caro. Chodzi o Jeremiego a właściwie o
jego moce łowcy wampirów, które wymykają się spod kontroli- powiedziała Bonnie
na jednym wydechu a choć starała się by nie brzmiało to aż tak strasznie, Elena
pobladła gwałtownie. W tej chwili jej problemy osobiste nagle stały się bardzo
banalne i niemal roześmiała się głośno, rozbawiona faktem, że kiedykolwiek się
nimi przejmowała, gdy obok działy się takie straszne rzeczy. Jej brat był
prawdziwym utrapieniem, przez które wszystko inne traciło znaczenie.
- Co dokładnie masz na myśli?- spytała, ciężko przełykając ślinę. Nim
jednak Bonnie zdołała cokowiek powiedzieć, głos zabrał Klaus, z którego twarzy
nie schodził ten jego irytujący, tajemniczy uśmieszek.
- W wielkim skrócie: twój ślamazarny braciszek wymordował pół miasta,
które powoli zamienia się w krwiożercze potwory, średnio co minutę pukające do
waszych drzwi, jakby tylko czekały na śmierć. Przepowiednia głosi, że potrzeba
siedemdziesiąt ofiar, by stworzyć mapę do lekarstwa a mały Gilbert ma na swoim
koncie dopiero dwadzieścia trzy morderstwa. Powoli jego znak się rozrasta, ale
chyba rozumiesz, że nie mamy aż tyle czasu.
- Zaraz: dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?!- warknęła
Elena, zrywając się z miejsca i zaczęła krążyć po pokoju, nerwowo mierzwiąc
włosy- i jakie wampiry zabijał? Bonnie, przecież miałaś go pilnować! Jak mogłaś
na to pozwolić?! I skąd te wampiry się tu znalazły? Przecież w Mystick Falls
nie ma istoty nadnaturalnej, której byśmy nie znali!
- Eleno...- zaczęła wiedźma ostrożnie podchodząc do przyjaciółki- on
zabił Shane'a, Meredith Fell, kilka innych osób, spokrewnionych z członkami
Rady...
Elena zamarła i zakryła usta dłonią, jakby próbowała stłumić krzyk lub
szloch, choć była zbyt skołowana, by zrobić którąkolwiek z tych rzeczy.
Mulatka otoczyła ją ramionami i szeptała do ucha słowa pocieszenia, ale nawet
to nie przynosiło ulgi. Po policzkach wampirzycy stoczyło się kilka słonych
łez, których nie umiała powstrzymać a których wstydziła się nade wszystko widząc,
jaką ma widownię.
- Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz dawno temu bym ci o tym
powiedziała- wymruczała Kath prowokacyjnie, na co wszyscy spiorunowali ją
wzrokiem a sama Elena spojrzała na przyjaciół z dziką furią w oczach,
gwałtownie odsuwając się od przyjaciółki.
- Ona o tym wiedziała?!- wykrzyknęła wstrząśnięta.
- Oczywiście, że nie- prychnął Damon i niby to przypadkiem godził
łokciem w żebra wampirzycy na co ta warknęła z bólu i zmroziła go spojrzeniem.
- Nie wiedziała- zapewnił Stefan dziewczynę i chyba pierwszy raz od ich
feralnej wymiany zdań na nia spojrzał. Elena uśmeichnęła się do niego nieśmiało
a ten tylko skinał jej głową i natychmiast odwrócił wzrok. W głowie huczała jej
jedna myśl:"Straciłam go na zawsze? Straciłam ich oboje?".
- Dajcie spokój tym waszym prywatnym melodramatom- warknął Klaus, tracąc
nagle cały swój spokój i opanowanie- potrzebujemy tego lekarstwa na gwałt i
jeśli będzie trzeba, to zmuszę Gilberta do kolejnych czterdziestu siedmiu
brutalnych morderstw, żeby je zdobyć, więc lepiej, żebyście z nami
współpracowali.
- Czy do tego twojego zakutego łba nie dociera, że ktoś najwyraźniej
również chce dostać się do tego lekarstwa i wykorzystuje w tym celu mieszkańców
miasta, zmieniając ich w dzikie bestie i nasyłając pod sam nos Jeremiego?- tym
razem to Caroline wpadła we wściekłość- a może to twoja sprawka?
- Rozczarowujesz mnie, kochanie- mruknął Klaus z udawaną urazą- jak
możesz sądzic, ze posunąłbym się do czegoś takiego?
- To byłoby w twoim stylu- odparła blondynka, zakładając ręce na piersi-
jesteś najpodlejszą kreaturą, jaka chodzi po tej ziemi.
- Dość- przerwała im Rebekah- do jasnej cholery, tu chodzi o Elijah,
Nik! Opanuj się, albo sama cię do tego zmuszę! Odstawiasz większy teatrzyk niż
nasz Odwieczny Trójkąt, a uwierz, to wielki wyczyn.
- Hej!- Matt posłał dziewczynie karcące spojrzenie, na co ta przygryzła
dolną wargę a Elena dopiero teraz zauważyła, że pomiędzy tą dwójką również jest
jakieś niewytłumaczalne napięcie, którego nie umiała jednak do końca określić.
Czuła, że to jakaś grubsza sprawa i obiecała sobie solennie, że gdy tylko choć
na moment odetchną pełną piersią, zamiast bez przerwy przeciwstawiać się
problemom weźmie przyjaciela na spytki i nie odpuści, dopóki ten nie wyśpiewa
jej całej prawdy.
- Co jest z Elijah?- zapytała zaniepokojona, kierując spojrzenie na
wyraźnie podenerwowaną Pierwotną. Ta spojrzała jej głęboko w oczy tak jak
wtedy, gdy odbijali Tylera i miała zdecydować, czy warto jej zaufać a potem
westchnęła ciężko.
- Oto, co możecie wiedzieć: nie mamy pojęcia, gdzie jest nasz brat, bo
jakiś niemal nastoletni samozwańczy król porwał go i więzi nie wiadomo gdzie i
dlaczego.
- Co za problem?- Damon zmarszczył brwi skonsternowany- odbijcie go,
jesteście Pierowtnymi do cholery.
- Świetny pomysł- prychnęła Rebekah, posyłając mu pogardliwe spojrzenie-
w końcu Marcel na do dyspozycji jedynie czarownicę, równającą się swoją potęgą
z naszą matką i sadzonki z białego dębu.
- Układ jest prosty- rzekł Klaus- wy pomagacie nam na waszych zasadach
ale możliwie jak najszybciej zdobyć mapę do lekarstwa a potem je odnaleźć, a my
wykorzystujemy je, by unieszkodliwić Marcela i uratować brata. W zamian wszyscy
pozostaniecie przy życiu i będziecie mogli użyć jednej dawki leku w dowolnym
celu, zastrzegam jednak, że jeden z sobowtórów musi stać się człowiekiem tak
czy inaczej i to przez starciem z Marcelem- będę potrzebował moich
hybryd, żeby złamać jego linię obrony.
- A co, jeśli się nie zgodzimy?- spytał Damon arogancko, na co Klaus
uśmiechnął się półgębkiem.
- Wtedy i tak znajdziemy lekarstwo, zabierzemy sobowtóra i pokonamy
Marcela ratując Elijah, z tym, że wszyscy stracicie przy tym głowy łącznie z
Jeremiem i resztą tego paskudnego miasteczka.
- Jesteś odrażający- syknęła Caroline.
- Zgadzam się- powiedziała Elena w tym samym czasie a wszyscy spojrzeli
na nią zdziwieni- nie mam nic przeciwko temu, żeby uratować Elijah a skoro mój
brat nie pozbędzie się tego morderczego zapędu chciałabym, żeby chociaż
skierował go w dobrym kierunku i wykorzystał w dobrym celu.
- No to ustalone- Klaus klasnał w dłonie i zerwał się z fotela, na
którym dotąd siedział- musimy tylko ustalić plan...
- Ja mam plan- wtrąciła Bonnie- musimy się tylko rozdzielić. Caroline,
Damon, Rebekah, Matt, Klaus i Tyler zostaną w mieście i spróbują ustalić, kto
zamienił mieszkańców w wampiry a ja, Ben, Jeremy, Stefan i Elena pojedziemy do
domku nad jeziorem Gilbertów i tam na spokojnie zadziałamy tak, by ofiary Jera
nie były przypadkowe. Może uda mi się nawet spróbować zwalczyć jego chęć zabicia
ciebie, Eleno.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki z wdzięcznością, ale wtedy
odezwał się Stefan.
- Nigdzie nie jadę- oświadczył twardo, wbijając w Elenę świdrujące
spojrzenie.
- Słucham?- Bonnie zmarszczyłą brwi ze zdziwieniem.
- Powiedziałem, że nigdzie nie jadę- powtórzył blondyn głośniej- zostanę
w Mystick Falls i pomogę prowadzić to śledztwo, Kath z resztą też się przyda a
mam pewne obawy co do tego, czy gdybym zostawił ją z wami sam na sam po
powrocie zastałbym ją żywą. Ale spokojnie, jestem pewien, ze Elena chętnie
pojedzie z Damonem. Ostatnio tak miło spędza im się razem czas.
Elena wstrzymała oddech i stanęła ze Stefanem twarzą w twarz.
- Właściwie to z chęcią z nim pojadę- wysyczała- z chęcia też bym ci coś
na to odpowiedziała, ale zwyczajnie nie mam ochoty marnować na to swojego czasu
ani energii. To było żałosne i poniżej pasa.- to mówiąc szybkim krokiem
opuściła Pensjonat.
- Jak mozesz?- warknęła Caroline, podchodząc do Stefana i zamachnąwszy
się uderzyła go w twarz z taką siłą, że po jego policzku pociekła krew- Stefan
jakiego znam nie pozwoliłby, żeby wlasny ból i cierpienie przysłoniły mu zdrowy
rozsądek. Ona ma rację, zachowujesz się jak męska dziwka. Męska dziwka, która
nigdy nie zazna miłości, bo nie umie o nią zawalczyć i straci wszystkich na
których jej zależy. Gratuluję, jesteś bardziej podobny do Damona niż sądziłam-
dodała i wybiegła w ślad za przyjaciółką.
- Komedia, prawdziwa komedia- skomentowała Rebekah kąśliwie,
ostentacyjnie wywracając oczami.
***
- Zatarłeś wszystkie ślady?- zapytał Ben, wyglądając przez okno. Był
wściekły. Nie sądził, że wampiry potrafią być aż tak głupie, by jego instrukcje
potraktować aż tak dosłownie. No bo który idiota uwierzyłby, że sąsiedzi,
znajomi i przyjaciele po przemianie tak po prostu pukają do drzwi łowcy
wampirów bez wyraźnego celu? Owszem, chciał się pozbyć ewentualnych przeszkód,
jakie mogliby stanowić członkowie Rady i ci wtajemniczeni, spoufaleni z Drużyną
Światła, jak w myślach zaczął nazywać przyjaciół Bonnie i cieszył się, że dzięki
niemu znak Jeremiego już niedługo będzie skończony, ale przez tego palanta
wszyscy nabrali podejrzeń i zabierają młodego do jakiegoś domku nad jeziorem,
by tam zapanować nad jego morderczymi zapędami i tym samym ocalić jego
udręczoną duszyczkę. Wszystko pięknie, tylko to znacznie opóźni tworzenie się
"mapy mistycznego świata" a przecież dla Bena teraz, gdy machina znów
ruszyła liczyła się każda sekunda!
- Zatarłem- potwierdził wampir po drugiej stronie słuchawki a w tym
samym momencie za oknem Ben ujrzał nadjeżdżającego sedana Bonnie.
- Obyś tym razem mnie nie zawiódł- syknął do telefonu i rozłączył się,
po czym przybrał na twarz wymuszony uśmiech i pomachał do czarownicy. Szczęście
w nieszczęściu, że zaprosili go na ten cały wyjazd.
"Hmmm, szczęście? No na pewno nie dla nich"- pomyślał i
opuścił swój dom, po raz ostatni zerkając na beżowe ściany salonu, w którym
niegdyś tak często przesiadywał z Abby. Gdyby ona tylko wiedziała... Ale
oczywiście nie wiedziała i to zapewniało jej chwilowe bezpieczeństwo. Chwilowe,
bo nie wiedział, co jeszcze może wymyślić jej córeczka i ci jej psychiczni
przyjaciele.
- Wsiadaj- powiedziała Bonnie, gdy dotarł do jej auta i przywitał się z
Jeremiem niewyraźnym mruknięciem- musimy wrócić do Mystick Falls, nim tamci
wyjadą.
"Żegnaj Los Angeles"- pomyślał blondyn z niejakim
rozrzewieniem.
***
Kilkanaście godzin później Elena krążyła po pokoju przyjaciółki,
wyjmując swoje rzeczy z szafek, które ta wspaniałomyślnie przeznaczyła do jej
swobodnego użytku.
- Nie powinnaś się tym tak przejmować- powiedziała Caroline i nerwowo
przygryzła dolną wargę obserwując, jak Elena z furią wrzuca swoje ubrania do
torby podróżnej- i wcale nie musisz tam jechać z Damonem.
- Nie chodzi o niego tylko o mojego brata- odparła dziewczyna, zamykając
walizkę- nie mogę całe życie siedzieć ci na głowie i może uda mi się wreszcie
wrócić do domu.
- Daj spokój- Caorline wywróciła oczami- dobrze wiesz, że moj dom to
także twój dom a moja mama uwielbia cię i nie ma nic przeciwko, że z nami
mieszkasz. Ja też się z tego cieszę. Z resztą dopiero co wróciłaś i znowu
wyjeżdżasz? Co ze szkołą i...
Elena spojrzała na nią z pobłażaniem a Caroline tylko westchnęła z
rezygnacją.
- Czasem przeklinam te swoje wampirze zdolności- mruknęła- tak Eleno, oczywiście,
że z przyjemnością zauroczę miasteczko i obiecuję, że nikt nie zauważy nawet
twojej nieobecności. W końcu zajmie mi to zaledwie kilka dni, co to jest w
obliczu wieczności?
- Dzięki- zawołała Elena wesoło i przelotnie pocałowała ją w policzek po
czym wybiegła z domu, gdy rozległ się dźwięk klaksonu. Tak, Damon do
cierpliwych nie należał. Caroline wyjrzała przez okno w chwili, gdy
przyjaciółka zajmowała miejsce pasażera po czym wampir odpalił silnik i z
piskiem opon odjechali.
"Będą z tego kłopoty"- pomyślała blondynka z niesmakiem.
***
Jechali już od jakichś dziesięciu minut pogrążeni w ciszy, gdy Elena
zorientowała się, że samochód Bonnie jedzie tuż za nimi. W bocznym lusterku
dostrzegła uśmiech przyjaciółki i Bena, pogrążonych w rozmowie oraz posępną
minę Jeremiego. Westchnęła ciężko i znów wbiła wzrok w przednią szybę. Od
tygodnia w przerwach między nauką a zamartwianiem się o swoje życie uczuciowe
po głowie krążyła jej jedna myśl:"Nie mogę go stracić". Tak bardzo
chciała, by wszystko się ułozyło i by każdy z bliskich jej ludzi zaznał
szczęścia i prawdziwego, życiowego spełnienia. Chciała, by jej brat miał
normalne życie, by mógł żyć na własnych zasadach i cieszyć się każdym dniem.
Jak on musi się czuć ze świadomością, że zabił tylu bądź co bądź ludzi, że
zamordował osoby, które znał i cenił? Jak mógł się czuć z myslą, że omal nie
pozbawił życia własną siostrę? Tak bardzo chciała go w tej chwili przytulić i
powiedzieć, że się wcale nie gniewa, że wszystko będzie dobrze. Nie mogła tego
zrobić i to ją bolało. Nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane
przebywać z Jeremiem w jednym pomieszczeniu a co dopiero zbliżyć się do
niego. Nie umiała żyć bez niego a on nie umiał żyć bez niej. Byli rodzeństwem a
ona potrzebowała brata, tak samo jak on siostry, jedynego zywego członka swojej
rodziny. Był jeszcze chłopcem, zagubionym nastolatkiem, który nie umiał
poradzić sobie bez wsparcia najbliżeszj osoby. Tylko czy tą najbliższą osobą
wciąż była ona? Przecież on teraz pragnął jej śmierci, znienawidził ją z całego
serca a ona nie mogła nic na to poradzić. Może już było za późno? Może już go
straciła?
- Stawiam dolara za każdą twoją myśl- odezwał się Damon niespodziewanie
a Elena pokręciła głową z roztargnieniem.
- Wciąż to samo- odparła, wzruszając ramionami- Jer, Klaus... ten cały
Podróżnik, który zabrał wtedy moją krew... Tak właściwie to do czego mu ona
potrzebna? I jeszcze ta czarownica, która była taka potężna i przed którą
ostrzegał nas tamten facet... A jeśli to ma jakiś związek z tym całym tajemniczym
Marcelem?
- Też o tym myślałem- przyznał Damon i uśmiechnął się półgębkiem na
widok jej zaskoczenia- nie patrz tak na mnie, ja też kiedyś układałem puzzle i
umiem łączyć fakty. Klaus mówił, że Marcel ma po swojej stronie czarownicę
równie potężną, co pierwotne wiedźmy a ten cały Podróżnik, Jake, Jack... Nie
ważne, w kazdym razie twierdził, że nawet po śmierci jest w stanie nas
skrzywdzić i jeszcze ta jej moc, o której mi opowiadałaś... Próbowała
dostać się do twojego umysły, ale przecież żadna czarownica tego nie potrafi.
- Z tego będą jeszcze kłopoty, zawsze gdy w grę wchodzi magia sobowtóra
przeradza się to w...
- Kłopoty?- Elena tylko pokiwała głową ze smutkiem- obiecuję, że nikt
cię nie skrzywdzi Eleno- oświadczył z mocą i sięgnął po jej dłoń, ściskając jej
palce w geście pocieszenia. Dziewczyna spuściła wzrok na ich splecione dłonie a
on obserwował w lusterku jej reakcję. Początkowo zmarszczyła brwi, jakby
analizowała swoje uczucia, związane z tą niespodziewaną bliskością i jego
dotykiem. Słyszał przecież przyspieszone bicie serca, czuł szybko bijący puls i
nierówny oddech. Potem jednak pokręciła głową jakby z niezadowoleniem
zmieszanym z niedowierzaniem, zacisnęła usta w cienką linię i z zaciętym
błyskiem w oczach wyrwała rękę z jego uścisku. Przez chwilę mierzyli się
wzrokiem aż w końcu Damon ponownie spojrzał na drogę a Elena znów zapatrzyła
się przed siebie, jakby udając, że nic podobnego nie miało miejsca.
- Znów bawimy się w udawanie nienawiści?- spytał wampir z szelmowskim
uśmiechem na ustach.
- Ja w nic się nie bawię, Damon- odparła Elena uparcie- jedyne czego
chcę to odzyskać brata i pozbyć się Pierwotnych z naszego życia raz na zawsze.
To, że z tobą jadę wynika tylko z tego, że nie mam wyboru- ty i Bonnie w jednym
aucie to zły pomysł a ja i Jeremy w drugim chyba jeszcze gorszy. To nie znaczy,
że ci wybaczyłam.
- Chyba mam deja vu- westchnął wampir, kręcąc głową
z politowaniem- z chęcią przekonam się, jak długo tak wytrzymasz- dodał,
przeciągając głoski i wbił w nią świdrujące spojrzenie swoich zmrużonych
seksownie, niesamowitych oczu, ale Elena wciąż uparcie patrzyła przed siebie,
zacisnęła usta i rozsiadła się w fotelu, zakłądając ręce na piersi jakby ten
swój bunt i upór chciała wyraźnie zamanifestować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz