środa, 3 września 2014

Rozdział 10- Ból Istnienia

- Pospiesz się Caro- ponagliła Elena przyjaciółkę, w pośpiechu zakładając duże, koliste kolczyki.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- spytała blondynka z powątpiewaniem- nie widziałaś ich od tygodnia i zaczęłaś w miarę normalne życie...
- Zaczęłam normalne życie- potwierdziła dziewczyna, kładąc duży nacisk na przedostatnie słowo- i nic tego nie zmieni.  Daj już spokój. Chodzę normalnie do szkoły? Wróciłam do drużyny chearladerek? Spotykam się ze znajomymi, biorę udział w imprezach i uczę się w międzyczasie?
- Nie ma za co- Caroline wyszczerzyła do niej śnieżnobiałe zęby a Elena pokręciła tylko głową z rozbawieniem. Pewnie miałaby spory problem z rozpoczęciem tego swojego "normalnego życia", ale hipnoza potrafiła naprawdę zdziałać cuda. Z pomocą przyjaciółki wmówiła wszystkim znajomym i nauczycielom, że wyjechała do rodziny na zaledwie dwa tygodnie i choć nie było to uczciwe, dopisała kilka ocen w dzienniku, by być bardziej wiarygodnym. Teraz robiła co w jej mocy, by zasłużyć sobie na te wszystkie pozytywne stopnie, które się tam znalazły i mogła być z siebie naprawdę dumna, bo szło jej coraz lepiej. Jedyną rzeczą, która w ostatnim czasie spędzała jej sen z powiek był nieuchronnie zbliżający się koniec roku szkolnego i konieczność wyboru dalszej drogi życiowej. Jako człowiek miała tyle planów- kariera gimnastyczki, tancerki, pisarki lub archeologa zdawała stać przed nią otworem. Zawsze miała w sobie zbyt wiele energii, by usiedzieć dłużej w jednym miejscu, ale teraz gdy została wampirem te wszystkie marzenia legły w gruzach i nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła zdobyć sławy i robić tego co kocha zawodowo, bo musiała żyć w cieniu i ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Może martwiła się na zapas, ale przecież czas i tak kiedyś ją dogoni a wszystko co teraz zrobi, odbije się echem na jej wiecznej przyszłości.
Elena ze smutkiem zrozumiała, że to tyczy się nie tylko jej studiów i kariery. Chodziło także o milość. Dawniej wydawało jej się, że powoli zaczyna rozumieć o co chodzi w tym uczuciu, ale teraz po tym wszystkim miała kompletny mętlik w głowie. To, co łączyło ją ze Stefanem było czystym, stabilnym i silnym uczuciem, wynikającym z dzielenia  wspólnych pasji, pragnień  i światopoglądu . Przy nim nie musiała się niczym martwić, bo on zawsze zapewniał jej spokój i poczucie bezpieczeństwa, na każdym kroku traktując ją jak swoją prywatną księżniczkę, którą należy kochać, chronić i uwielbiać.
Z Damonem było inaczej. To, co było między nimi było czymś bardziej skompikowanym, magicznym, niczym niewidzialne połączenie, które sprawiało, że rozumieli się bez słów mimo oddzielnych poglądów na życie. Uczucie, które on do niej żywił było silne, gwałtowne, namiętne... Właściwie wszystko, co Damon robił, było namiętne. Namiętnie kochał, namiętnie nienawidził, namiętnie całował, namiętnie pieścił i jak najbardziej namiętnie ją chronił, pragnąc tylko jednego- wzajemności w uczuciach. Szybko okazało się, że największy egoista i drań pod słońcem nie potrafi być samolubny wobec niej. Pragnął nie tylko jej ciała- pragnął jej duszy, umysłu, pragnął zawładnąć jej sercem i uczynić z niej swoją księżniczkę. Gwałtowność jego uczuć zawsze ją przerażała tym bardziej, że wiedziała do czego ona tak naprawdę prowadzi.
Stefan potrafił żyć z nią w związku platonicznym i czułe gesty i słowa przez pewien czas wystarczyły mu do szczęścia natomiast seks był dla niego okazją do  okazania swoich uczuć względem niej a nie zaspokojenia się i poddania się własnym dzikim pragnieniom i to  pewnie dlatego zawsze był taki czuły i delikatny.
Oczy Damona zdradzały prawdę a każdy jego gest, słowo czy spojrzenie prowadziły w taki czy inny sposób do tematów seksualnych. Był niczym wiecznie niezaspokojony wampirzy żigolak, który mając uwielbienie i ciała wszystkich dziewczyn jak na tacy pragnie uwagi jedynej dziewczyny, która mu się opiera. Elena przyzwyczaiła się do jego sprośnych żarcików, flirciarskich spojrzeń i frywolnych komentarzy, wiedząc, że on zwyczajnie się zgrywa. W końcu byli przyjaciółmi a przyjaźń między Damonem Salvatore a ładną dziewczyną zapewne właśnie tak wyglądała zwłaszcza, gdy relacja z tą łądną dziewczyną mogła zdenerwować jego brata. Dopiero po tym, jak zabił jej brata zrozumiała, że to ma swoje drugie dno, którego wcześniej nie chciała zauważyć. Facet zwyczajnie jej pragnął jak nigdy nikogo i to pragnienie nie było wywołane jedynie fizycznym przyciąganiem czy nawet zadziornym charakterem i szeregiem innych cech, które go w niej pociągały, w kazdym razie nie tylko. To była miłość. A co ona do niego czuła?
- Ziemia do Eleny- głos Caroline sprowadził ją z powrotem na ziemię. Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie i spojrzała na przyjaciółkę półprzytomnie.
- Co?
- Zawiesiłaś się- zaśmiała się blondynka na widok jej zdezorientowanej miny- o czym myślałaś?
- Ja... O niczym- odparła dziewczyna wymijająco, ale Caroline uniosła brwi wysoko w górę, kręcąc głową z politowaniem- to czego chciała Bonnie?- zapytała pospiesznie, nie chcąc dłużej drążyć tego tematu, co blondynka zrobiłaby niewątpliwie, gdyby jej na to pozwoliła.
- Nie mam pojęcia- przyznała Caroline- mówiła, że chodzi o Jeremiego i kazała ci przekazać, żebyś  się nie martwiła, bo to nic złego. Mamy się wszyscy spotkać w Pensjonacie i wtedy nam wyjaśni. Rozumiesz, była badzo tajemnicza.
- Okey- westchnęła Elena i ujęła dłoń przyjaciółki- to chodźmy.
Blondynka uśmiechnęła się zadziornie i po chwili obie opuściły przytulny pokoik panny Forbes w wampirzym tempie.
*******
"To były wspaniałe chwile, Stefan. Przykro mi. Przykro mi, że cię zawiodłam. Przykro mi, że sama zniszczyłam szansę na naszą wspólną przyszłość. Przykro mi, że wcale tego nie żałuję."- te kilka słów od tygodnia wciąż krążyło po jego głowie, powodując tępy ból. W takich chwilach, gdy cierpienie nie pozwalało mu oddychać a w oczach pojawiały się łzy miał tylko jedno pragnienie: przestać czuć cokolwiek. To był najtrudniejszy okres w jego życiu, bo teraz wiedział, że wszystko zmieniło się na dobre i nieodwracalnie. Jego wielka, epicka miłość odeszła bezpowrotnie, zabierając ze sobą całe szczęście i światło, a przecież egzystował przez te półtora wieku po to tylko, by móc ją spotkać i nauczyć się żyć. Została po nim jedynie wydrążona, pusta skorupa i to ta skurupa zdecydowała, że nie pozwoli panience Gilbert determinować swojego życia. Zraniła go i teraz nie miała już na niego żadnego wpływu, absolutnie żadnego. Po tym co mu zrobiła nie zasługiwała na to, by przez nią się zabijał, zadręczał albo ponownie wyrzekał się swojego człowieczeństwa. Znalazł o wiele lepszy sposób na odreagowanie sytuacji i zdecydowanie o wiele lepszy sposób na to, by choć odrobinę zagłuszyć ból.
Poranny seks z kimś, kto do złudzenia przypominał jego byłą dziewczynę był ciekawym doświadczeniem zważywszy, że przecież dostrzegał pewne różnice między nimi a nawet, gdy udało mu się stać na to zarówno ślepym jak i głuchym,  odmienne reakcje wciąż ukazywały prawdę. Nauczył się więc i to ignorować, zatracając  się w przyjemności, jaką ciało jego prywatnej "Eleny " mu zapewniało.
Słyszał jej przyspieszony puls, nierówny oddech i urywane jęki rozkoszy, gdy raz za razem zatapiał język w czeluściach jej kobiecości. Mamrotał imię Eleny z każdym swoim wdechem, ale kobieta była zbyt pochłonięta doznaniami, by chociażby to zauważyć. Wplotła palce w jego włosy, ciągnąc je delikatnie w przepływie ekstazy aż wreszcie rytmiczne skurcze w najintymniejszej części jej ciała wydobyły z jej ust głośny krzyk, przepełniony dziką i nieopisaną rozkoszą. I wtedy ją pocałował, namiętnie i brutalnie a następnie wszedł w nią głęboko i zaczął poruszać się szybko, zmuszając jej serce do kolejnego wysiłku a mięśnie jej ciepłej i wąskiej kobiecości do kolejnych skurczy, które niemal rozerwały ją od środka. Wpadł jakby w trans i już nie mógł przestać się poruszać, wchodząc w nią raz za razem w wampirzym tempie. Nie przestawał nawet wtedy, gdy kobieta zawyła dziko, sygnalizując nadchodzący orgazm ani wtedy, gdy skurcze jej jaskini rozpusty spowodowały, że wlał się w nią w kilku spazmach, pojękując z przyjemności i przedłużając ich chwile spełnienia.
I dokładnie wtedy, gdy był pod wpływem pierwotnych, drapieżnych instynktów trzaśnięcie frontowych drzwi i  krzyk jego brata sprowadziły go na ziemię.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!
***
Elena zawahała się przed drzwiami, ale ostatecznie zdecydowała się zapukać. W końcu to nie był już jej dom a nawet nie był to dom jej chłopaka i nie miała prawa wdzierać się do środka, kiedy tylko naszła ja taka ochota. Musiała uszanować ich prywatność i to bolało ją chyba najbardziej- ten dystans, który powstał z jej winy.
Nie minęła sekunda, gdy drzwi otworzył jej Damon z tym swoim zawadiackim uśmiechem, opierając się nonszalancko o framugę. Lustrował ją od stóp do głów, gdy pewnym krokiem przemknęła obok niego i dopiero wtedy zamknął drzwi, zaprowadzając dziewczyny do salonu, gdzie, ku ich wyraźnemu zdziwieniu siedzieli już Matt, Bonnie, Tyler i Rebekah z Klausem, który na widok kwaśnej miny Gilbertówny roześmiał się gardłowo.
- Spokojnie skarbie, jestem tu w celach pokojowych a powiedziałbym nawet, że towarzyskich- rzekł wesoło, wciąż spoglądając na Caroline, która pospiesznie odwróciła od niego wzrok i usiadła obok Matta na kanapie. Pierwotny zawsze wywoływał w niej mieszane uczucia, z którymi nie umiała sobie poradzić. W dodatku była na niego zła, że przez tyle czasu się do niej nie odzywał, choć przecież powinno ją to cieszyć. Mimo wszystko źle czuła się ze świadomością, że nie odbiera jej telefonów a jeszcze gorzej z tym, że w jakiś dziwny sposób ją to zabolało. Prawda była taka, że powoli zaczynała się o niego martwić, zwłaszcza po tym, jak podczas ich ostatniej rozmowy uslyszała te dziwne wrzaski, które praktycznie ją przerwały. Po tym, jak jej przyjaciele zatrzymali jego serce a potem wpakowali go do trumny po czym Alarick go zakołkował wiedziała już, że nawet Klaus nie jest niepokonany. Wmawiała sobie, że jej zaniepokojenie wynika jedynie z tego, że w razie jego śmierci ona i jej przyjaciele podzieliliby jego los, ale wiedziała przecież, że to nie do końca prawda. Była zła na siebie i na niego, że w ogóle dał jej powód do zmartwienia, bo wydawało jej się, że zrobił to specjalnie i doprowadzało ją to do szału. Sama już nie wiedziała co myśleć ani jak się wobec niego zachować, więc postawiła na chłodną obojętność i liczyła, że to zniechęci Pierwotnego do zaczynania jakiejkolwiek rozmowy z nią.
Dziewczyna była tak zamyślona, że kobiece zawodzenia i skomlenia dotarły do niej ze sporym opóźnieniem. Zdziwiona spojrzała na przyjaciół, ale jedynie część z nich obdarzona wampirzym słuchem podzielała jej zaskoczenie. Nikt nie miał pojęcia, co to za dźwięk, wyrażający uczucia oscylujące między nieopisanym bólem a dziką rozkoszą.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!- wrzasnął Damon a Caroline aż poskoczyła w miejscu. Po piętnastu minutach do salonu wkroczył Stefan a na jego widok Elena rozdziawiła usta.
Chłopak miał na sobie jedynie dżinsy i biały ręcznik, przewieszony przez ramię. Jego umięśniony tors i jasne włosy wciąż lśniły od wody natomiast twarz wyrażała kompletną dezorientację i szok. Nie spodziewał się jej tutaj a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Był na siebie zły, bo nie potrafił ukryć swego rodzaju zachwytu nad tą śliczną brunetką, ubraną w koktajlową, kwiecistą sukienkę przed kolano, dżinsową kurteczkę z rękawami trzy czwarte i rzymianki na wysokim obcasie. W jej pięknych czekoladowych oczach dopatrzył się odrobiny leku i niepewności, które za wszelką cenę starała się ukryć, gdy odruchowo poprawiła lśniące włosy, spływające gęstą falą na ramiona i plecy. Zawsze tak robiła gdy była zdenerwowana. Sam był zdenerwowany, gdy uświadomił sobie w jakim znalazł się położeniu. Jeszcze niedawno był pewien, że opinia Eleny Gilbert na jego temat już nie ma dla niego najmniejszego znaczenia, jednak teraz pragnął tylko, by ta ulotniła się stąd jak najszybciej, nim pozna o nim prawdę.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie?- syknął rozwścieczony w stronę brata, a przyjaciele wymienili zaskoczone i zdezorientowane spojrzenia. Stefan nigdy się tak nie zachowywał a napięta atmosfera nie służyła nikomu z tu obecnych. Elena zmarszczyła brwi, probując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Ty też byś wiedział, gdybyś nie spędził ostatniego tygodnia w łóżku, tylko wśród ludzi którzy choć trochę zasługują na twoją uwagę- odparł Damon, nawet nie próbując ukryć złosliwego uśmiechu. Stefan zacisnął mięśnie szczęki z siłą imadła, ale gdy już zamierzał się na bruneta niespodziewanie obok niego pojawiła się Katherine w samym ręczniku, spogladając na niego z wyraźnym wyrzutem.
- Nie dość, że zostawiasz mnie samą bez wyraźnego powodu to jeszcze nie dotrzymujesz danej obietnicy- mruknęła naburmuszona- mieliśmy wziąć WSPÓLNY prysznic, pamiętasz? Teraz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić- dodała uwodzicielsko, przejeżdżając poznokciami po jego nagim torsie. Stefan spróbował się od niej odsunąć i rzucił spanikowane spojrzenie w stronę zszokowanej Eleny. Dopiero teraz Katherine zauważyła, że nie są sami i jej twarz rozciągnęła się w drapieżnym uśmiechu. Wszyscy spoglądali na rozgrywającą się scenę z szokiem wymalowanym na twarzy, jedynie Damon i Klaus przyglądali się temu z żywym zainteresowaniem i rozbawieniem.
- Ups, niezręczna sytuacja- mruknęła Katherine, udając zawstydzenie- cześć przyjacielu!
- Katerina- Klaus skinął jej głową a na widok zdziowionego spojrzenia Caroline dodał- uratowała mnie przed twoim nadgorliwym wilczkiem, tym samym spłacając swój dług.
Tyler, który siedział jak na szpilkach poruszył się niespokojnie a Caroline spiorunowała Pierwotnego spojrzeniem.
- Zraniła mojego przyjaciela, ty go torturowałeś- warknęła, usiłując pohamować złość- jak możesz być jej z tego powodu wdzięczny? Tak po prostu, po pięciuset latach ścigania i powolnego niszczenia jej życia nagle odpuszczasz jej wszystkie grzechy i zwracasz wolność?
- Chowanie urazy jest przereklamowane- odparł Klaus tonem, który Caroline zawsze doprowadzał do szału- powinnaś to poważnie przemyśleć, kochanie.
- I pomysleć, że kiedyś zdawało mi się, że jest w tobie choć odrobinę dobra- prychnęła dziewczyna a Rebekah zakrztusiła się bourbonem, który zabrała z prywatnego zapasu Damona, ignorując jego protesty. Gdy zaczęła prychać i parskać a potem wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem, brat zmroził ją groźnym spojrzeniem.
- Wybaczcie- odchrząknęła, starając się ukryć rozbawienie- kontynuujcie.
- Powinnaś się cieszyć, że jestem taki wspaniałomyślny- ciągnął Klaus, ponownie przenosząc spojrzenie na niemal czerwoną ze złości Caroline- gdyby nie to twój wierny piesek już dawno straciłby serce i wcale nie chodzi mi tu o ciebie.
- Z tego co wiem, Tyler jest ostatnim z twoich mieszańców- Caroline uśmiechnęła się chytrze- jedynym dowodem na to, że istnieje coś, co potrafisz zrobić od początku do końca. Zabicie go byłoby czystą głupotą.
- Jest tym mieszańcem, który mi się sprzeciwił i próbował zakołkować za pomocą białego dębu- poprawił ją blondyn- zabicie go byłoby przejawem niebywałego miłosierdzia.
Dziewczyna już coś chciała na to odpowiedzieć, ale wtedy jej uszu doszedł roztrzęsiony głos Stefana.
- Eleno...- blondynka spojrzała na swojego przyjaciela i dopiero teraz przypomniała sobie, w jakiej jednoznacznej sytuacji go zastali. Wszyscy wstrzymali oddech i w skupieniu obserwowali Elenę i Stefana, którzy od momentu pojawienia się Katherine nie zamienili ze sobą ani słowa, wciąż wpatrując się w siebie z mieszaniną niedowierzania, wściekłości, smutku i bólu. Elena przeniosła wzrok na Kath, która uśmiechnęła się chytrze i popędziła na górę zapewne się ubrać, odprowadzana spojrzeniem swego sobowtóra a dopiero potem znów na Stefana, który raz po raz to otwierał to zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego rezygnował. Damon obserwował ich z diabelskim uśmieszkiem i chyba jako jedyny w pokoju był całkowicie rozluźniony. Napiętą atmosferę możnaby było kroić nożem, jednak jemu zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać a wręcz przeciwnie- był całkiem zadowolony z biegu wydarzeń.
- Gratuluję, czyżby powrót pierwszej milości sprzed lat?- zakpiła Elena zakładając ręce na piersi i przybierając na twarz chłodną maskę opanowania. Mina Stefana stężała a jego oczy przesłoniła pajęczyna mrozu. Elenę przebiegł niekontrolowany dreszcz. Nigdy, nawet gdy ponownie obudził się w nim Rozpruwacz nie widziała u niego takiego chłodu.
- To już raczej nie twoja sprawa- odparł beznamiętnie- nie po tym, jak dałaś się przelecieć mojemu własnemu bratu a potem poinformowałaś, że cytuję:"wcale tego nie żałujesz".
Wszyscy zamarli, zszkowani i wytrzeszczyli oczy na Elenę, która automatycznie oblała się rumiencem i Damona, którego wargi rozciągnęły się w  szatanskim, przepełnionym arogancją uśmiechu. Pierwotni zachichotali cicho, ale nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi, wszyscy byli pochłonięci sceną, która się tu rozgrywała. Elena i Damon? Czy to jakiś żart? Ona nie mogła... Ale jedno spojrzenie na minę Caroline wystarczyło, by potwierdzić tę straszną prawdę. Ona wiedziała, od początku wiedziała. Musiała wiedzieć, w końcu Elena mieszkała z nią już od tygodnia i na pewno się jej zwierzyła, nie mogąc czegoś takiego dłużej w sobie dusić. Ani Bonnie, ani Matt czy Tyler nie rozumieli jedynie, dlaczego i z nimi nie podzieliła się tą informacją- przecież byli jej  przyjaciółmi i wspieraliby ją mimo wszystko, zamiast teraz wychodzić na idotów, nie mogących nawet porządnie zamknąć ust i zrobić jakiegokowielk innego ruchu. Szok był obezwładniający.
- Martwię się o ciebie Stefanie, ale sam powinieneś to wiedzieć- wyjaśniła spokojnie Elena- podczas naszej rozmowy powiedziałam ci także, co do ciebie czuję, jednak ty postanowiłeś zapamiętać tylko to, co było dla ciebie wygodne. W porządku, nie mam żalu. Rozumiem, że to dla ciebie trudne, że cierpisz. Nie potrafię jedynie zrozumieć, czemu postanowiłeś odreagować z kimś, kto zranił cię tyle razy. Aż tak za mną tęsknisz, że pocieszasz się kimś, kto wygląda jak ja, czy chciałeś wzbudzić moją zazdrość?
- Nie schlebiaj sobie- prychnął Stefan- minęły czasy, gdy wszystko w moim życiu było podporządkowane tylko i wyłącznie tobie. Ta twoja scena zazdrości naprawdę nie była moją intencją, ale miło, że choć raz możesz postawić się na moim miejscu. Może to oduczy cię ranienia innych i bawienia się ich uczuciami.
Cios prosto w serce... Stefan widział, jak po twarzy Eleny przemyka grymas bólu i wiedział, jak bardzo ją te słowa zraniły. Nie chciał tego, ale mimowolnie porównał ją do Katherine i dziewczyna doskonale zrozumiała tą aluzję. W jej oczach pojawiła się wyraźna odraza, gdy do salonu powróciła jego "kochanka" z tym swoim zadowolonym, pełnym wyższości i arogancji uśmieszkiem a to z kolei sprawiło, że on także poczuł ten ból.
- Sprzedałeś się Stefanie- stwierdziła Elena a w jej głosie pobrzemiewała pogarda i żal-uważasz, że postąpiłam źle, ale sam zachowujesz się jak rasowa męska dziwka.
Po tych słowach dziewczyna odwróciła się na pięcie i z założonymi rękami usiadła obok Caroline, które ścisnęła jej dłoń w geście pocieszenia. Damon posłał bratu pełne wyższości spojrzenie, jednak gdy chciał przemknąć obok niego ten złapał go zdecydowanym gestem za ramię i odciągnął na bok.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie- syknął wściekły- wiedziałeś, a mimo to mnie nawet nie uprzedziłeś. Zrobiłeś to celowo, przyznaj się. Chcesz ją zdobyć w taki sposób i myślisz, że ona nagle ci padnie w ramiona a oboje wiemy, że ona taka nie jest i nawet ty nie jesteś w stanie tego zmienić.
- Po pierwsze zrobiła to już dwa razy- zaszydził Damon z aroganckim uśmieszkiem, wyrywając się z jego uścisku- poza tym myślałem, że zdanie Eleny już cię nie obchodzi. To przecież dlatego obracasz jej sobowtóra, prawda? Bo jej nienawidzisz.
Stefan zaniemówił na moment podczas gdy jego brat, usatysfakcjonowany, dołączył do zgromadzenia, które otoczyło Bonnie i jednocześnie przeszywało Elenę spojrzeniami do tego stopnia, że dziewczyna wbiła wzrok w dywan, byle tylko ich nie widzieć. Po chwili obok niego stanęła Katherine z chytrym uśmiechem na ustach i również zaczęła przysłuchiwać się wiedźmie.
- Mówiłam ci to przez telefon Caro. Chodzi o Jeremiego a właściwie o jego moce łowcy wampirów, które wymykają się spod kontroli- powiedziała Bonnie na jednym wydechu a choć starała się by nie brzmiało to aż tak strasznie, Elena pobladła gwałtownie. W tej chwili jej problemy osobiste nagle stały się bardzo banalne i niemal roześmiała się głośno, rozbawiona faktem, że kiedykolwiek się nimi przejmowała, gdy obok działy się takie straszne rzeczy. Jej brat był prawdziwym utrapieniem, przez które wszystko inne traciło znaczenie.
- Co dokładnie masz na myśli?- spytała, ciężko przełykając ślinę. Nim jednak Bonnie zdołała cokowiek powiedzieć, głos zabrał Klaus, z którego twarzy nie schodził ten jego irytujący, tajemniczy uśmieszek.
- W wielkim skrócie: twój ślamazarny braciszek wymordował pół miasta, które powoli zamienia się w krwiożercze potwory, średnio co minutę pukające do waszych drzwi, jakby tylko czekały na śmierć. Przepowiednia głosi, że potrzeba siedemdziesiąt ofiar, by stworzyć mapę do lekarstwa a mały Gilbert ma na swoim koncie dopiero dwadzieścia trzy morderstwa. Powoli jego znak się rozrasta, ale chyba rozumiesz, że nie mamy aż tyle czasu.
- Zaraz: dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?!- warknęła Elena, zrywając się z miejsca i zaczęła krążyć po pokoju, nerwowo mierzwiąc włosy- i jakie wampiry zabijał? Bonnie, przecież miałaś go pilnować! Jak mogłaś na to pozwolić?! I skąd te wampiry się tu znalazły? Przecież w Mystick Falls nie ma istoty nadnaturalnej, której byśmy nie znali!
- Eleno...- zaczęła wiedźma ostrożnie podchodząc do przyjaciółki- on zabił Shane'a, Meredith Fell, kilka innych osób, spokrewnionych z członkami Rady...
Elena zamarła i zakryła usta dłonią, jakby próbowała stłumić krzyk lub szloch, choć była  zbyt skołowana, by zrobić którąkolwiek z tych rzeczy. Mulatka otoczyła ją ramionami i szeptała do ucha słowa pocieszenia, ale nawet to nie przynosiło ulgi. Po policzkach wampirzycy stoczyło się kilka słonych łez, których nie umiała powstrzymać a których wstydziła się nade wszystko widząc, jaką ma widownię.
- Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz dawno temu bym ci o tym powiedziała- wymruczała Kath prowokacyjnie, na co wszyscy spiorunowali ją wzrokiem a sama Elena spojrzała na przyjaciół z dziką furią w oczach, gwałtownie odsuwając się od przyjaciółki.
- Ona o tym wiedziała?!- wykrzyknęła wstrząśnięta.
- Oczywiście, że nie- prychnął Damon i niby to przypadkiem godził łokciem w żebra wampirzycy na co ta warknęła z bólu i zmroziła go spojrzeniem.
- Nie wiedziała- zapewnił Stefan dziewczynę i chyba pierwszy raz od ich feralnej wymiany zdań na nia spojrzał. Elena uśmeichnęła się do niego nieśmiało a ten tylko skinał jej głową i natychmiast odwrócił wzrok. W głowie huczała jej jedna myśl:"Straciłam go na zawsze? Straciłam ich oboje?".
- Dajcie spokój tym waszym prywatnym melodramatom- warknął Klaus, tracąc nagle cały swój spokój i opanowanie- potrzebujemy tego lekarstwa na gwałt i jeśli będzie trzeba, to zmuszę Gilberta do kolejnych czterdziestu siedmiu brutalnych morderstw, żeby je zdobyć, więc lepiej, żebyście z nami współpracowali.
- Czy do tego twojego zakutego łba nie dociera, że ktoś najwyraźniej również chce dostać się do tego lekarstwa i wykorzystuje w tym celu mieszkańców miasta, zmieniając ich w dzikie bestie i nasyłając pod sam nos Jeremiego?- tym razem to Caroline wpadła we wściekłość- a może to twoja sprawka?
- Rozczarowujesz mnie, kochanie- mruknął Klaus z udawaną urazą- jak możesz sądzic, ze posunąłbym się do czegoś takiego?
- To byłoby w twoim stylu- odparła blondynka, zakładając ręce na piersi- jesteś najpodlejszą kreaturą, jaka chodzi po tej ziemi.
- Dość- przerwała im Rebekah- do jasnej cholery, tu chodzi o Elijah, Nik! Opanuj się, albo sama cię do tego zmuszę! Odstawiasz większy teatrzyk niż nasz Odwieczny Trójkąt, a uwierz, to wielki wyczyn.
- Hej!- Matt posłał dziewczynie karcące spojrzenie, na co ta przygryzła dolną wargę a Elena dopiero teraz zauważyła, że pomiędzy tą dwójką również jest jakieś niewytłumaczalne napięcie, którego nie umiała jednak do końca określić. Czuła, że to jakaś grubsza sprawa i obiecała sobie solennie, że gdy tylko choć na moment odetchną pełną piersią, zamiast bez przerwy przeciwstawiać się problemom weźmie przyjaciela na spytki i nie odpuści, dopóki ten nie wyśpiewa jej całej prawdy.
- Co jest z Elijah?- zapytała zaniepokojona, kierując spojrzenie na wyraźnie podenerwowaną Pierwotną. Ta spojrzała jej głęboko w oczy tak jak wtedy, gdy odbijali Tylera i miała zdecydować, czy warto jej zaufać a potem westchnęła ciężko.
- Oto, co możecie wiedzieć: nie mamy pojęcia, gdzie jest nasz brat, bo jakiś niemal nastoletni samozwańczy król porwał go i więzi nie wiadomo gdzie i dlaczego.
- Co za problem?- Damon zmarszczył brwi skonsternowany- odbijcie go, jesteście Pierowtnymi do cholery.
- Świetny pomysł- prychnęła Rebekah, posyłając mu pogardliwe spojrzenie- w końcu Marcel na do dyspozycji jedynie czarownicę, równającą się swoją potęgą z naszą matką i sadzonki z białego dębu.
- Układ jest prosty- rzekł Klaus- wy pomagacie nam na waszych zasadach ale możliwie jak najszybciej zdobyć mapę do lekarstwa a potem je odnaleźć, a my wykorzystujemy je, by unieszkodliwić Marcela i uratować brata. W zamian wszyscy pozostaniecie przy życiu i będziecie mogli użyć jednej dawki leku w dowolnym celu, zastrzegam jednak, że jeden z sobowtórów musi stać się człowiekiem tak czy inaczej i to  przez starciem z Marcelem- będę potrzebował moich hybryd, żeby złamać jego linię obrony.
- A co, jeśli się nie zgodzimy?- spytał Damon arogancko, na co Klaus uśmiechnął się półgębkiem.
- Wtedy i tak znajdziemy lekarstwo, zabierzemy sobowtóra i pokonamy Marcela ratując Elijah, z tym, że wszyscy stracicie przy tym głowy łącznie z Jeremiem i resztą tego paskudnego miasteczka.
- Jesteś odrażający- syknęła Caroline.
- Zgadzam się- powiedziała Elena w tym samym czasie a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni- nie mam nic przeciwko temu, żeby uratować Elijah a skoro mój brat nie pozbędzie się tego morderczego zapędu chciałabym, żeby chociaż skierował go w dobrym kierunku i wykorzystał w dobrym celu.
- No to ustalone- Klaus klasnał w dłonie i zerwał się z fotela, na którym dotąd siedział- musimy tylko ustalić plan...
- Ja mam plan- wtrąciła Bonnie- musimy się tylko rozdzielić. Caroline, Damon, Rebekah, Matt, Klaus i Tyler zostaną w mieście i spróbują ustalić, kto zamienił mieszkańców w wampiry a ja, Ben, Jeremy, Stefan i Elena pojedziemy do domku nad jeziorem Gilbertów i tam na spokojnie zadziałamy tak, by ofiary Jera nie były przypadkowe. Może uda mi się nawet spróbować zwalczyć jego chęć zabicia ciebie, Eleno.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki z wdzięcznością, ale wtedy odezwał się Stefan.
- Nigdzie nie jadę- oświadczył twardo, wbijając w Elenę świdrujące spojrzenie.
- Słucham?- Bonnie zmarszczyłą brwi ze zdziwieniem.
- Powiedziałem, że nigdzie nie jadę- powtórzył blondyn głośniej- zostanę w Mystick Falls i pomogę prowadzić to śledztwo, Kath z resztą też się przyda a mam pewne obawy co do tego, czy gdybym zostawił ją z wami sam na sam po powrocie zastałbym ją żywą. Ale spokojnie, jestem pewien, ze Elena chętnie pojedzie z Damonem. Ostatnio tak miło spędza im się razem czas.
Elena wstrzymała oddech i stanęła ze Stefanem twarzą w twarz.
- Właściwie to z chęcią z nim pojadę- wysyczała- z chęcia też bym ci coś na to odpowiedziała, ale zwyczajnie nie mam ochoty marnować na to swojego czasu ani energii. To było żałosne i poniżej pasa.- to mówiąc szybkim krokiem opuściła Pensjonat.
- Jak mozesz?- warknęła Caroline, podchodząc do Stefana i zamachnąwszy się uderzyła go w twarz z taką siłą, że po jego policzku pociekła krew- Stefan jakiego znam nie pozwoliłby, żeby wlasny ból i cierpienie przysłoniły mu zdrowy rozsądek. Ona ma rację, zachowujesz się jak męska dziwka. Męska dziwka, która nigdy nie zazna miłości, bo nie umie o nią zawalczyć i straci wszystkich na których jej zależy. Gratuluję, jesteś bardziej podobny do Damona niż sądziłam- dodała i wybiegła w ślad za przyjaciółką.
- Komedia, prawdziwa komedia- skomentowała Rebekah kąśliwie, ostentacyjnie wywracając oczami.
***
- Zatarłeś wszystkie ślady?- zapytał Ben, wyglądając przez okno. Był wściekły. Nie sądził, że wampiry potrafią być aż tak głupie, by jego instrukcje potraktować aż tak dosłownie. No bo który idiota uwierzyłby, że sąsiedzi, znajomi i przyjaciele po przemianie tak po prostu pukają do drzwi łowcy wampirów bez wyraźnego celu? Owszem, chciał się pozbyć ewentualnych przeszkód, jakie mogliby stanowić członkowie Rady i ci wtajemniczeni, spoufaleni z Drużyną Światła, jak w myślach zaczął nazywać przyjaciół Bonnie i cieszył się, że dzięki niemu znak Jeremiego już niedługo będzie skończony, ale przez tego palanta wszyscy nabrali podejrzeń i zabierają młodego do jakiegoś domku nad jeziorem, by tam zapanować nad jego morderczymi zapędami i tym samym ocalić jego udręczoną duszyczkę. Wszystko pięknie, tylko to znacznie opóźni tworzenie się "mapy mistycznego świata" a przecież dla Bena teraz, gdy machina znów ruszyła liczyła się każda sekunda!
- Zatarłem- potwierdził wampir po drugiej stronie słuchawki a w tym samym momencie za oknem Ben ujrzał nadjeżdżającego sedana Bonnie.
- Obyś tym razem mnie nie zawiódł- syknął do telefonu i rozłączył się, po czym przybrał na twarz wymuszony uśmiech i pomachał do czarownicy. Szczęście w nieszczęściu, że zaprosili go na ten cały wyjazd.
"Hmmm, szczęście? No na pewno nie dla nich"- pomyślał i opuścił swój dom, po raz ostatni zerkając na beżowe ściany salonu, w którym niegdyś tak często przesiadywał z Abby. Gdyby ona tylko wiedziała... Ale oczywiście nie wiedziała i to zapewniało jej chwilowe bezpieczeństwo. Chwilowe, bo nie wiedział, co jeszcze może wymyślić jej córeczka i ci jej psychiczni przyjaciele.
- Wsiadaj- powiedziała Bonnie, gdy dotarł do jej auta i przywitał się z Jeremiem niewyraźnym mruknięciem- musimy wrócić do Mystick Falls, nim tamci wyjadą.
"Żegnaj Los Angeles"- pomyślał blondyn z niejakim rozrzewieniem.
***
Kilkanaście godzin później Elena krążyła po pokoju przyjaciółki, wyjmując swoje rzeczy z szafek, które ta wspaniałomyślnie przeznaczyła do jej swobodnego użytku.
- Nie powinnaś się tym tak przejmować- powiedziała Caroline i nerwowo przygryzła dolną wargę obserwując, jak Elena z furią wrzuca swoje ubrania do torby podróżnej- i wcale nie musisz tam jechać z Damonem.
- Nie chodzi o niego tylko o mojego brata- odparła dziewczyna, zamykając walizkę- nie mogę całe życie siedzieć ci na głowie i może uda mi się wreszcie wrócić do domu.
- Daj spokój- Caorline wywróciła oczami- dobrze wiesz, że moj dom to także twój dom a moja mama uwielbia cię i nie ma nic przeciwko, że z nami mieszkasz. Ja też się  z tego cieszę. Z resztą dopiero co wróciłaś i znowu wyjeżdżasz? Co ze szkołą i...
Elena spojrzała na nią z pobłażaniem a Caroline tylko westchnęła z rezygnacją.
- Czasem przeklinam te swoje wampirze zdolności- mruknęła- tak Eleno, oczywiście, że z przyjemnością zauroczę miasteczko i obiecuję, że nikt nie zauważy nawet twojej nieobecności. W końcu zajmie mi to zaledwie kilka dni, co to jest w obliczu wieczności?
- Dzięki- zawołała Elena wesoło i przelotnie pocałowała ją w policzek po czym wybiegła z domu, gdy rozległ się dźwięk klaksonu. Tak, Damon do cierpliwych nie należał. Caroline wyjrzała przez okno w chwili, gdy przyjaciółka zajmowała miejsce pasażera po czym wampir odpalił silnik i z piskiem opon odjechali.
"Będą z tego kłopoty"- pomyślała blondynka z niesmakiem.
***
Jechali już od jakichś dziesięciu minut pogrążeni w ciszy, gdy Elena zorientowała się, że samochód Bonnie jedzie tuż za nimi. W bocznym lusterku dostrzegła uśmiech przyjaciółki i Bena, pogrążonych w rozmowie oraz posępną minę Jeremiego. Westchnęła ciężko i znów wbiła wzrok w przednią szybę. Od tygodnia w przerwach między nauką a zamartwianiem się o swoje życie uczuciowe po głowie krążyła jej jedna myśl:"Nie mogę go stracić". Tak bardzo chciała, by wszystko się ułozyło i by każdy z bliskich jej ludzi zaznał szczęścia i prawdziwego, życiowego spełnienia. Chciała, by jej brat miał normalne życie, by mógł żyć na własnych zasadach i cieszyć się każdym dniem. Jak on musi się czuć ze świadomością, że zabił tylu bądź co bądź ludzi, że zamordował osoby, które znał i cenił? Jak mógł się czuć z myslą, że omal nie pozbawił życia własną siostrę? Tak bardzo chciała go w tej chwili przytulić i powiedzieć, że się wcale nie gniewa, że wszystko będzie dobrze. Nie mogła tego zrobić i to ją bolało. Nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane przebywać z Jeremiem  w jednym pomieszczeniu a co dopiero zbliżyć się do niego. Nie umiała żyć bez niego a on nie umiał żyć bez niej. Byli rodzeństwem a ona potrzebowała brata, tak samo jak on siostry, jedynego zywego członka swojej rodziny. Był jeszcze chłopcem, zagubionym nastolatkiem, który nie umiał poradzić sobie bez wsparcia najbliżeszj osoby. Tylko czy tą najbliższą osobą wciąż była ona? Przecież on teraz pragnął jej śmierci, znienawidził ją z całego serca a ona nie mogła nic na to poradzić. Może już było za późno? Może już go straciła?
- Stawiam dolara za każdą twoją myśl- odezwał się Damon niespodziewanie a Elena pokręciła głową z roztargnieniem.
- Wciąż to samo- odparła, wzruszając ramionami- Jer, Klaus... ten cały Podróżnik, który zabrał wtedy moją krew... Tak właściwie to do czego mu ona potrzebna? I jeszcze ta czarownica, która była taka potężna i przed którą ostrzegał nas tamten facet... A jeśli to ma jakiś związek z tym całym tajemniczym Marcelem?
- Też o tym myślałem- przyznał Damon i uśmiechnął się półgębkiem na widok jej zaskoczenia- nie patrz tak na mnie, ja też kiedyś układałem puzzle i umiem łączyć fakty. Klaus mówił, że Marcel ma po swojej stronie czarownicę równie potężną, co pierwotne wiedźmy a ten cały Podróżnik, Jake, Jack... Nie ważne, w kazdym razie twierdził, że nawet po śmierci jest w stanie nas skrzywdzić i jeszcze ta jej moc, o której mi opowiadałaś...  Próbowała dostać się do twojego umysły, ale przecież żadna czarownica tego nie potrafi.
- Z tego będą jeszcze kłopoty, zawsze gdy w grę wchodzi magia sobowtóra przeradza się to w...
- Kłopoty?- Elena tylko pokiwała głową ze smutkiem- obiecuję, że nikt cię nie skrzywdzi Eleno- oświadczył z mocą i sięgnął po jej dłoń, ściskając jej palce w geście pocieszenia. Dziewczyna spuściła wzrok na ich splecione dłonie a on obserwował w lusterku jej reakcję. Początkowo zmarszczyła brwi, jakby analizowała swoje uczucia, związane z tą niespodziewaną bliskością i jego dotykiem. Słyszał przecież przyspieszone bicie serca, czuł szybko bijący puls i nierówny oddech. Potem jednak pokręciła głową jakby z niezadowoleniem zmieszanym z niedowierzaniem, zacisnęła usta w cienką linię i z zaciętym błyskiem w oczach wyrwała rękę z jego uścisku. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem aż w końcu Damon ponownie spojrzał na drogę a Elena znów zapatrzyła się przed siebie, jakby udając, że nic podobnego nie miało miejsca.
- Znów bawimy się w udawanie nienawiści?- spytał wampir z szelmowskim uśmiechem na ustach.
- Ja w nic się nie bawię, Damon- odparła Elena uparcie- jedyne czego chcę to odzyskać brata i pozbyć się Pierwotnych z naszego życia raz na zawsze. To, że z tobą jadę wynika tylko z tego, że nie mam wyboru- ty i Bonnie w jednym aucie to zły pomysł a ja i Jeremy w drugim chyba jeszcze gorszy. To nie znaczy, że ci wybaczyłam.
- Chyba mam deja vu- westchnął wampir, kręcąc głową z politowaniem- z chęcią przekonam się, jak długo tak wytrzymasz- dodał, przeciągając głoski i wbił w nią świdrujące spojrzenie swoich zmrużonych seksownie, niesamowitych oczu, ale Elena wciąż uparcie patrzyła przed siebie, zacisnęła usta i rozsiadła się w fotelu, zakłądając ręce na piersi jakby ten swój bunt i upór chciała wyraźnie zamanifestować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz