wtorek, 2 września 2014

Rozdział 3- Dogonić Króliczka


Damon zapewne przeraziłby się wiedząc, że jego zapas burbona został całkowicie opróżniony a cały salon w Pensjonacie zaścielały magiczne księgi zaklęć.
- Znalazłaś coś?- spytał Matt, wertując „Nadludzkie Przypadłości”, jedno z dzieł samej Emily Bennet. Bonnie pokręciła głową, sfrustrowana.
- W rodowej księdze nic nie ma- westchnęła, pocierając skronie w zamyśleniu- zaczynam wątpić w istnienie tego lekarstwa. To jakieś bujdy.
- Niekoniecznie- odezwał się Jeremy, niespodziewanie wchodząc do Pensjonatu. Podszedł do przyjaciół z szerokim uśmiechem na ustach i nie zważając na ich zdumione miny rzucił plik starannie złożonych kartek na ich kolana. Mulatka zmarszczyła brwi i zaczęła je dokładnie przeglądać. Jakieś niewyraźne obrazki przypominające malowidła naścienne, łacińskie teksty, których znaczenie nawet ona rozumiała jedynie w połowie i kilka krótkich historyjek przypominających bajki na dobranoc, zapisane zawiłym, średniowiecznym językiem...
- Co to jest?- spytał Matt, wbijając nic nierozumiejące spojrzenie w młodego Gilberta, który teraz niemal emanował dumą.
- Przepustka Eleny do wolności- odparł, a gdy Bonnie posłała mu spojrzenie,mówiące:”chyba zwariowałeś!” chłopak westchnął i rzuciwszy plecak, który dotąd znajdował się na jego ramionach na ziemię rozsiadł się wygodnie w skórzanym fotelu nieopodal kominka, w którym wesoło trzaskał ogień.
- Jest wiele mitów, dotyczących lekarstwa na wampiryzm, tak jak jest wiele mitów dotyczących samych wampirów- zaczął, ściszając głos niemal do szeptu- niektóre przypominają opowieści o Drakuli, inne to czysta bajka pokroju „Zmierzchu”, ale wśród nich znajdują się też takie, które opowiadają o istotach z którymi mamy do czynienia na co dzień. Istnieją legendy, mówiące o stworzeniu pierwszego krwiopijcy, ale je akurat znamy aż za dobrze. Na ich potwierdzenie mamy przecież Klausa, Rebekah i Elijah, choć ten ostatnimi czasy nie daje znaku życia. Jak wiadomo Esther przemieniła własne dzieci, które po jej śmierci rozproszyły się po całym świecie i na swój sposób niszczyły go. W tamtych czasach nie była ona przecież jedyną czarownicą a wiemy, że Pierwotne Wiedźmy były o wiele potężniejsze od tych znanym nam dzisiaj. No więc myślałem nad tym bardzo długo i w końcu nie wytrzymałem, więc na informatyce zacząłem buszować w internecie i natknąłem się....
- Szukałeś takich informacji w szkole?- przerwała mu Bonnie gwałtownie- oszalałeś? Czy ty w ogóle sobie zdajesz sprawę z tego, jakie to było nieodpowiedzialne? Jak...
- Musiałem coś zrobić- obruszył się brunet, obrzucając teraz mulatkę niechętnym spojrzeniem- moja ukochana siostra jest w rękach psychola, który jednym skinieniem palca może ją zabić a ja miałem po prostu siedzieć w szkole i udawać, że wszystko w porządku podczas gdy wy szukacie sposobu na uratowanie jej? Nie uważasz, że to brzmi jak chory żart?
- I ty się dziwisz, ze cię z takich akcji wykluczamy?- warknęła dziewczyna zrywając się na równe nogi- zachowujesz się jak smarkacz i narażasz nas wszystkich. Boże, jak można być tak głupim w mieście, posiadającym własnych łowców wampirów i zjawisk nadprzyrodzonych?
- Byłem ostrożny, nikt się nawet nie skapnął- krzyknął Jeremy donośnie- pan Morino nie zauważył, że podczas lekcji zajmowałem się czymś poza projektowaniem stron internetowych. To komputery, mój żywioł. Wyluzuj i daj mi dokończyć.
Bonnie już otwierała usta, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić tak łatwo, ale wtedy odezwał się Matt.
- On ma rację- powiedział łagodnie- jesteśmy podenerwowani, ale musimy wyluzować i przestać skakać sobie do oczu za każdym razem, gdy się w czymś nie zgadzamy, bo to do niczego nie prowadzi. Uspokójmy się. Jeremy, dokończ tę historię.
Gilbert zerknął na mulatkę, która zrobiła kilka uspokajających wdechów i skinęła głową na znak, że może kontynuować, po czym ostrożnie przysiadła na brzegu kanapy.
Niespiesznie sięgnął po kartki, które przyniósł i zagłębiając się w lekturze począł mówić.
- No więc okazuje się, że cała historia lekarstwa na wampiryzm skupia się na najlepszej przyjaciółce Esther, Sabine. Jako Pierwotna Czarownica była nieśmiertelna i jak głoszą podania oszałamiająco piękna. Miała w sobie wiele wrodzonego dobra a w wiosce, w której dorastali Pierwotni uchodziła za obrończynię, która chroniła miejscową ludność przed atakami wilkołaków. Po śmierci Esther usiłowała odwrócić zaklęcie, które kobieta rzuciła na swe dzieci rozumiejąc już, że uczyniła je w ten sposób potworami, ale wtedy Pierwotni uciekli i długo nie mogła ich odnaleźć. Skupiła się więc na naprawianiu szkód, jakie po sobie zostawiali licząc na to, że pewnego dnia Mikeal je znajdzie i zabije. Zawarła z nim umowę, że gdy tylko to się stanie jego również uśmierci, by wreszcie mógł połączyć się z rodziną. Mijały stulecia i nic nie wskazywało na to, by misja Mikeala choć w połowie się powiodła. Wędrując tak już piąty wiek i „sprzątając” po krnąbrnym rodzeństwie Sabine dotarła do wioski, w której to poznała młodego, ale za to bardzo potężnego czarownika Silasa. Według podań zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia a Sabine dostrzegła, że mimo iż chłopak jest młodszy od niej o te pięćset lat jego moc jest równa jej mocy. Idealnie się dopełniali, ale gdy już mogłoby się zdawać, że wszystko jest cudownie i kobieta wreszcie mogła zapomnieć o przykrym obowiązku, który gnał ją przez cały świat przez stulecia w wiosce pojawiła się oszałamiająco piękna kobieta- Amara, która zawróciła Silasowi w głowie. Sabine była okropnie o niego zazdrosna i to owa zazdrość zabiła w niej dobro, za które pokochał ją czarownik. Stała się złośliwa, zgorzkniała a momentami nawet okrutna. Dobro innych ludzi przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko Silas i to, by zdobyć go tylko dla siebie. Z czasem zaczęła uciekać się do podstępów i intryg, nie przebierała w środkach a Silas bardzo długo był niezdecydowany pomiędzy nimi dwiema. Pewnej nocy rywalka Sabine ukazała swe drugie oblicze i okazało się, że jest wampirzycą. W tamtych czasach już całkiem sporo się ich po świecie włóczyło, Mikealson'owie nie raz sobie folgowali w tym względzie. Amara pragnęła być z Silasem przez wieczność, a że mimo potężnej siły jaką dysponował nieśmiertelny wcale nie był, ostatecznie uczyniła z niego swego pobratymcę. Sabine była wściekła i zapragnęła zabić kobietę, która odebrała jej ukochanego, ale wtedy on stanął pomiędzy nimi i w tym dokładnie momencie postanowił podjąć decyzję, którą z nich wybrać na towarzyszkę nieśmiertelnego życia. Okazało się, że to za jego namową wampirzyca go przemieniła- pragnął sprawdzić, która z nich dwóch darzy go większą miłością i czy Sabine jest w stanie zagłuszyć niechęć do krwiopijców na rzecz ich wiecznego uczucia. Okazało się jednak, że wcale nie mogła i stworzyła lekarstwo na wampiryzm w desperackiej próbie odzyskania jego dawnego „ja”. Silas oświadczył, że z chwilą przemiany zgasł ostatni, słabo już tlący się płomień miłości do niej i odszedł z Amarą, jednak Sabine nie dała za wygraną i długo ich ścigała aż wreszcie udało jej się odebrać mu ukochaną i uwięzić na resztę wieczności. Legenda głosi, że od tamtej pory gonią się nawzajem- on, gnany szaleńczym pragnieniem ocalenia swej słodkiej Amary a Sabine, pragnąca zaaplikować mu anty-wampirze lekarstwo w nadziei, że dzięki temu odzyska jego miłość.
- Wow- westchnął Matt, gdy Jeremy zakończył opowieść i wbił w przyjaciół wyczekujące spojrzenie- piękna historia. A ty z pewnością zostaniesz cenionym mówcą, ale ile w tym wszystkim prawdy?
- Nie mam pojęcia- przyznał Jeremy- długo ślęczałem w bibliotece nad tymi tekstami, interpretując je i usiłując ustalić, na ile mają szansę być wiarygodne, ale...
- Nie ważne- przerwała mu Bonnie, po raz kolejny wertując kartki, które przyniósł- to już ustalę sama. Potrzebuję tylko doświadczonej, zaufanej czarownicy...
- Chyba czas, żebyś porozmawiała z matką- zauważył Matt, a Bonnie niechętnie skinęła głową.
- Nie będzie zachwycona- westchnęła mulatka, ruszając do wyjścia- no ale cóż, chyba będzie musiała to przełknąć.
***
- Jesteś tego pewien?- syknęła Caroline, stając przed gabinetem profesora Shane'a.
- Oczywiście- zapewnił ją Stefan i nie siląc się nawet na to, żeby zapukać po prostu wparował do środka. Caroline wielokrotnie potem powtarzała, że to był największy błąd, jaki tylko mogli popełnić. Widok roznegliżowanego profesorka w kręgu równie roznegliżowanych ludzi, mamroczących jakieś tylko dla nich zrozumiałe frazy przyprawił ją o gęsią skórkę. Na dźwięk otwieranych drzwi ci hm... dziwni ludzie podskoczyli i wbili w intruzów pełne wyrzutu spojrzenia. Stefan zagryzł wargę na myśl o tym, jaki ubaw miałby Damon, widząc jak Shane w panice sięga po jakiś koc, leżący nieopodal i szczelnie się nim otula, podchodząc do nich.
- Czego chcecie?- warknął z niezadowoleniem- przerwaliście połączenie...
- Wybacz, że wparowaliśmy prosto w środek orgii- mruknął Stefan z ironią godną samego Damona. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Czyżby jednak byli do siebie choć trochę podobni, jak przystało na braci?
- To nie orgia, a rytuał, którego wy nie jesteście częścią- odparł Shane dumnie unosząc podbródek- bądźcie łaskawi wyjść i...
- Mamy do ciebie sprawę Shane- przerwał mu Stefan- i dobrze wiesz, czego ta sprawa dotyczy. Lepiej odeślij przyjaciół do domu, musimy poważnie porozmawiać.
Shane udał zaskoczenie, ale jego przyspieszony puls tak dobrze słyszalny dla dwójki wampirów go zdradził. Wreszcie głośno przełknął ślinę i podszedł do gości, znajdujących się w gabinecie. Szepnął coś jednemu w z nich na ucho i odsunął się pospiesznie pod ścianę.
I dokładnie w tym momencie mężczyzna ten zamknął oczy i zaczął powtarzać jakieś wyuczone formułki pod nosem. W pomieszczeniu nagle zrobiło się zimno jak w kostnicy. Caroline odruchowo wzdrygnęła się. Już od tak dawna nie odczuwała chłodu.
- Stefan?- zawołała z paniką, gdy niespodziewanie wszystkie lampy pogasły i w gabinecie zapadły egipskie ciemności. W chwili, gdy imię przyjaciela opuściło jej usta, blondynka poczuła w piersi taki ucisk, że momentalnie osunęła się na kolana, głośno krzycząc z bólu. Dusiła, się... Ale to przecież niemożliwe, była wampirem....
- Czarownicy- usłyszała stłumiony głos Stefana i za chwilę jak przez mgłę do jej uszu dotarł trzask, przypominający dźwięk łamanych gałęzi i w tym momencie ból niespodziewanie zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wyczerpana osunęła się wprost w ramiona Stefana, który znalazł się przy niej nagle nie wiadomo skąd. Dziewczyna kurczowo zaciskała powieki, usiłując uspokoić oszalałe serce i po chwili odważyła się otworzyć oczy. Nad sobą ujrzała zatroskaną twarz Stefana, który pomógł jej wstać gdy tylko tego spróbowała. Caroline wzrokiem ogarnęła pokój i zamarła. Światło ponownie rozbłysło, oślepiając ją na moment a jej oczom ukazała się scena jak z horroru: na dywanie leżało dziesięć nagich ciał z przetrąconymi karkami.
- Musiałem to zrobić- wyjaśnił Stefan, spuszczając wzrok- inaczej by cię zabili...
- Wiem- zapewniła go dziewczyna, pocieszająco kładąc dłoń na jego ramieniu i spojrzała na profesora Shane'a, kulącego się pod ścianą.
- Nasłałeś ich na nas!- krzyknęła z niedowierzaniem- ich śmierć to twoja wina.
- Nie mieliście prawa mnie tu nachodzić- jęknął słabo, ale wtedy Stefan podbiegł do niego w wampirzym tempie i ignorując nawoływania Caroline ścisnął jego gardło i rzucił na biurko, zawalone jakimiś papierzyskami.
- A teraz grzecznie opowiesz nam wszystko, co wiesz na temat lekarstwa na wampiryzm- oznajmił wyszczerzając w uśmiechu wampirze kły.
***
Rebekah westchnęła ciężko, ponownie słysząc drażniący dźwięk telefonu i bez wahania nacisnęła czerwoną słuchawkę. Mogła go wyłączyć, ale jednak wciąż miała nadzieję, że to dzwoni Matt, zaniepokojony jej nagłym zniknięciem... Pragnęła choć raz poczuć, że chłopak naprawdę się o nią troszczy i wcale nie chodziło tu o troskę, jaką przeciętny, dobry człowiek odczuwa względem człowieka- chciała, by okazał jej trochę więcej hm... serca, tak jak okazywał je tej barbie- Caroline i małej zdzirze- Elenie. Niestety i tym razem się zawiodła. To tylko Klaus, który z niewiadomych jej powodów próbował się do niej dobijać od samego rana. Które to już nieodebrane połączenie? Pięćdziesiąte? Dla świętego spokoju mogłaby w sumie z nim porozmawiać, w końcu mimo wszystko wciąż był jej bratem i nie chciała całkowicie wykreślić go ze swojego życia. Jednak gdy tylko pomyślała, że zapyta ją gdzie się obecnie znajduje i co robi a ona będzie musiała kłamać zrezygnowała z tego pomysłu. Już i tak między nimi było zbyt wiele napięcia, nie chciała dodatkowo obciążać swojego sumienia, albo nadwerężyć tej słabej więzi, która ich jeszcze łączyła. Klaus nie mógł się dowiedzieć, że wróciła do domu.
Do ich miasta.
Do Nowego Orleanu.
Wieki temu to ona wraz z braćmi stworzyła to miasto. Nadała mu ten niepowtarzalny charakter i mimo że nie było jej tu od przeszło stulecia wciąż czuła się tak, jakby w całości, wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami należało do niej. Tu była panią, niemal królową. To dlatego natychmiast tu przybyła, gdy tylko Elijah poinformował ją, że ktoś zamienił połowę mieszkańców w armię wampirów, które powoli przejmowały nad Nowym Orleanem kontrolę. Krwiopijcy przestali się ukrywać, napadali niewinnych ludzi w środku dnia, nikt już nie czuł się bezpiecznie a Rebekah zachodziła w głowę kim był ich stwórca i jakim prawem przywłaszczył sobie jej królestwo? Czy nie wiedział, że to był ich teren? Że rodzina Pierwotnych bez większego problemu mogła go zabić, złamać niczym suchą gałązkę?
- Rebekah Mikealson- usłyszała za sobą lekko zachrypnięty głos i gwałtownie przystanęła zszokowana. Nie dbała o to, że zatrzymała się na środku ulicy, zmuszając przejeżdżające samochody do gwałtownego hamowania. Nie dbała o to, że kierowcy trąbią na nią, rozwścieczeni.
„- Przecież to niemożliwe”- przekonywała samą siebie, gdy odwróciła się w kierunku, z którego płynął ów głos.
Przed nią stał wysoki, muskularny, ciemnoskóry mężczyzna. Na oko miał może z dwadzieścia lat i przyglądał jej się z nieskrywanym zafascynowaniem, uśmiechając się kpiąco. Rebekah poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy.
- Marcel- wyszeptała i odruchowo zrobiła krok w tył, gdy brunet podszedł do niej na odległość pocałunku.
We własnej osobie- potwierdził mężczyzna- tęskniłaś?
- Co tu robisz?- zaatakowała go, ignorując pytanie- to twoja sprawka- dodała, nim zdołał jej odpowiedzieć- prawda?
- Dokładnie tak- przyznał wesoło, spoglądając na nią z ukosa- ale czy ty naprawdę chcesz teraz rozmawiać o interesach? Niezbyt romantyczny sposób na przywitanie kochanka- dodał, udając obrażonego.
- Byłego kochanka- sprostowała Rebekah, zakładając ręce na piersi.
- Technicznie rzecz biorąc nigdy ze sobą nie zerwaliśmy.
- Technicznie rzecz biorąc nie widzieliśmy się przez dwieście lat.
Marcel zmarszczył nos, jakby wspomnienie tak długiej rozłąki sprawiło mu ból, ale w jego czarnych jak noc oczach wciąż tańczyły iskierki rozbawienia. Niespodziewanie chwycił Rebekah za rękę i pociągnął ją w stronę bocznej uliczki. Dziewczyna nie opierała się, posłusznie szła tuż za nim, ale gdy tylko wyczuła jego zadowolenie, które nieco uśpiło jego czujność natychmiast wykorzystała moment i zaatakowała go od tyłu. Powrót Marcela oznaczał kłopoty zarówno dla niej jak i dla całego wampirzego półświatka. Musiała go unieszkodliwić a jedynym na to sposobem było po prostu wyrwanie mu serca. Nie przewidziała jednak tego, co zdarzyło się potem- Marcel odwrócił się do niej w wampirzym tempie, unieruchomił jej nadgarstek w chwili, gdy miała wykonać ten zdradziecki manewr i przycisnął ją do chłodnej ściany pobliskiego budynku, napierając na jej klatkę piersiową kołkiem...
Kołkiem z białego dębu.
Rebekah zamarła, zszokowana czując jak ostry szpikulec powoli przebija jej skórę. Jeśli dotrze do jej serca...
- Skąd to masz?- warknęła zaraz po tym, jak wydała z siebie stłumiony jęk bólu, gdy kołek głębiej wszedł w jej ciało. O Boże...
Nie twoja sprawa Bekah- odparł Marcel, czule gładząc ją po policzku wolną dłonią- już nie. Miałaś swoją szansę, ale ją zmarnowałaś. Kochałem cię, ale mnie zawiodłaś. Teraz patrząc na ciebie mam jedynie ochotę zadać ci tyle bólu, ile to tylko możliwe. Chcę, byś zdechła w męczarniach jak przystało na sukę. Nienawidzę cię.
- Zrób to, śmiało- zawołała wampirzyca wojowniczo- na co jeszcze czekasz? Boisz się czegoś? Zemsty Klausa, Elijah czy może własnych uczuć? Zrób to do cholery!
Prowokowała go, wiedziała o tym i bała się nawet pomyśleć, do czego może dojść, jeśli myli się co do niego. Jęknęła i mocno zacisnęła powieki, gdy kołek mocniej wsunął się w jej ciało. Teraz tylko milimetry dzieliło go od serca...
I wtedy, dokładnie w momencie, gdy Rebekah była gotowa pożegnać się z życiem poczuła, że drewno opuszcza jej ciało, jednak nim zdołała nacieszyć się chwilą ulgi i triumfu czyjeś gorące, namiętne wargi naparły na jej, obsypując tęsknymi, długimi, łakomymi pocałunkami. Natychmiast je odwzajemniła, czując gorąco oblewające całe je ciało. Tak wspaniale mógł całować jedynie...
- Marcel- wyszeptała wprost w jego wargi, bezwiednie błądząc dłońmi po całym jego ciele. Och, jak za tym tęskniła....
Brakowało mi ciebie- westchnął Marcel, przenosząc się z pocałunkami na jej szyję, podgryzając ją lekko, co wywołało przyjemne dreszcze, przebiagające wzdłuż całego jej ciała. Rebekah uśmiechnęła się pod nosem.
- Ten kołki to jednak całkiem fajna sprawa- zaczęła ostrożnie- dużo ich masz? Przydałoby mi się kilka.
Marcel zmarszczył brwi i uniósł wzrok, lustrując jej twarz.
- Czyżby braciszkowie zaczęli działać ci na nerwy?- zadrwił. Usta Rekebah rozciągnęły się w prowokacyjnym uśmieszku. Nie odpowiedziała. Po prostu przyciągnęła go do siebie w pocałunku.
***
- Ten nada się w sam raz- oznajmił Damon, wskazując podrzędny motelik, przed którym właśnie zaparkowali.
- Masz rację- przyznała Elena niechętnie i wysiadła z auta, ciągnąc za sobą niewielkich rozmiarów walizeczkę. Razem, ramię w ramię dotarli do recepcji.
- Dwa jednoosobowe pokoje- zwróciła się Elena do czarnowłosej dziewczyny, stojącej za ladą i już wyciągała portfel, gdy nagle Damon zatrzymał jej dłoń wpół gestu, stanowczo ściskając za nadgarstek.
- Chyba śnisz- prychnął- chcesz mieć osobny pokój, żeby znów próbować zwiać tak jak na tamtej stacji benzynowej?
- To nie byłaby próba, gdybyś tylko zachował się ja dżentelmen, zamiast wparować mi do łazienki- odpyskowała wściekła, wyrywając dłoń z jego uścisku- nie jestem twoją niewolnicą i nie mam pięciu lat, żebyś mnie musiał pilnować.
- Założymy się?- spytał groźnie, po czym pochylił się nad ladą, patrząc prosto w oczy recepcjonistce, z zafascynowaniem przysłuchującej się ich krótkiej wymianie zdań.
- Wynajmiesz nam jeden, dwuosobowy pokój...- zasugerował hipnotycznym półszeptem, uśmiechając się czarująco.
- Damon!- zawołała Elena w świętym oburzeniu, próbując odciągnąć go od wpatrzonej w niego jak w obrazek brunetki.
- ... i nie będziesz słuchać tego skrzata obok...
- Damon!- teraz była naprawdę wściekła.
- Nie zwracaj uwagi na tego dupka- poradziła oszołomionej dziewczynie, używając wampirzego wpływu- wynajmiesz nam dwa OSOBNE pokoje a potem zapomnisz, że w ogóle nas poznałaś.
- Wynajmiesz nam WSPÓLNY pokój- warknął wampir, odsuwając dziewczynę na bok.
- Dwa osobne!- teraz to ona go popchnęła.
- Jeden wspólny!- kolejne pchnięcie.
- Dwa osobne...
- Jeden- w wampirzym tempie Damon przyparł ją do ściany. Dziewczyna rozwarła wargi szeroko ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć, że tak nagle znów znalazł się na tyle blisko, by oszałamiać ją swoim męskim, zmysłowym zapachem. Jego ciało napierało na jej, zamykając ją w potrzasku. To wszystko działo się tak szybko, że kompletnie zbiło ją z tropu i chyba dokładnie o to chodziło. Elena zupełnie bezwiednie spuściła wzrok na jego lekko rozchylone wargi i dopiero po minucie zmusiła się, żeby znów spojrzeć mu w oczy. Te intensywnie zielono-niebieskie, hipnotyczne oczy...
- Jeden- wyszeptał wampir wprost w jej wargi i nie spuszczając z niej wzroku sięgnął po kluczyk, który właśnie podawała mu recepcjonistka. Gdy tylko Elena pojęła, co właśnie się stało odepchnęła go od siebie ze wściekłym pomrukiem, po czym ostentacyjnym krokiem zabrała walizkę, którą porzuciła przy recepcji i ruszyła w stronę głównego holu.
- Zapomnij, co się przed chwilą stało- nakazał Damon recepcjonistce- jesteśmy zwyczajnymi gośćmi- dodał i z szelmowskim uśmiechem ruszył za oddalającą się wampirzycą.
***
Caroline przeglądała stare fotografie nie mogąc powstrzymać łez. Widziała siebie, Bonnie i Elenę z czasów, gdy wszystko było takie proste: w trójkę były czirliderkami i jednocześnie największymi imprezowiczkami w szkole, Elena spotykała się z Mattem a Caroline próbowała dobierać się do Tylera, niestety bez powodzenia, bo ten był zaabsorbowany młodszą siostrą Donovana. Życie było beztroskie a oni uśmiechnięci i przebojowi, podziwiani i lubiani.... Wychowywali się razem, razem dorastali i wspólnie przeżywali wszystkie okropne rzeczy, które się wydarzyły: śmierć rodziców Eleny i jej rozstanie z Mattem, śmierć babci Bonnnie i siostry Matta, przemianę Caroline w wampira i Tylera w wilkołaka, zerwanie Caroline z Mattem a potem z Tylerem, jego przywiązanie do Klausa, powrót Rozpruwacza, śmierć Johna, Jenny, Isobell, Alaricka, matki Tylera... można by tak wymieniać bez końca. Przeżyli to wszystko, bo byli razem i nie bacząc na nic zawsze się wspierali, zawsze o siebie walczyli, walczyli o lepszą przyszłość, a teraz co? Tyler wyjechał "do ciotki" a Elena była przetrzymywana przez Klausa. Być może właśnie w tym momencie ją torturował, krzywdził a ona, mimo wampirzej natury nic nie mogła na to poradzić. Tak bardzo pragnęła znów uściskać przyjaciółkę, zobaczyć ją całą i zdrową, ale nie miała pomysłu, jak tego dokonać. Była taka bezradna...
Jej ponure rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Nie patrząc na wyświetlacz nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo?- odezwała się niepewnie, pospiesznie ocierając łzy. W tej chwili czuła się taka krucha...
- Caroline- usłyszała zachrypnięty, męski głos i zamarła wpół gestu, ze słuchawką przy uchu.
- Tyler- szepnęła oszołomiona. Tak dawno nie słyszała jego głosu. Tak za nim tęskniła, tak bardzo pragnęła z nim porozmawiać a teraz zwyczajnie zabrakło jej słów- Tyler, ja...
- Rozłącz się- wysapał, nie dając jej dokończyć a Caroline zamurowało.
- Co?...
I wtedy jej uszu dobiegł rozdzierający skowyt, męski wrzask i wreszcie zapadła głucha, niczym niezmącona cisza.
- Tyler?! Tyler!- Caroline krzyknęła do telefonu, przerażona. Boże, co tam się wydarzyło...
- Witaj kochanie- po drugiej stronie aparatu usłyszała wesoły, zabarwiony brytyjskim akcentem baryton, którego tak nienawidziła.
- Klaus- szepnęła, a jej niepokój się wzmógł. Tyler ją zostawił, by zemścić się na Pierwotnym za wszystko, co im zrobił. Jeżeli teraz byli razem...
- Jeśli go tknąłeś...- zaczęła, starając się ukryć strach i zabrzmieć groźnie, ale Klaus tylko roześmiał się, rozbawiony.
Spokojnie, twojemu kochasiowi nic nie grozi- zapewnił ją- jest jednak za to cena...
***
- Klaus chce Eleny?- prychnął Matt dwie godziny później, gdy wszyscy zebrali się w salonie Salvatore'ów po zagadkowym telefonie Caroline- nic nowego.
- Nie rozumiesz- westchnęła Bonnie, pocierając skronie- on już ją miał, ale wtedy zjawił się Tyler i ją uratował. Teraz Klaus wykorzystuje go, by zdobyć to na czym mu zależy.
- Nie mamy pojęcia, gdzie jest Elena- dodał Stefan- Damon miał jej szukać...
- Najwyraźniej mu zwiała- stwierdziła Caroline- jest bezpieczna, ale Tyler...- głos jej się załamał.
- Spokojnie- pocieszył ją Stefan, ściskając delikatnie jej dłoń- nie damy mu zginąć. A teraz przepraszam-dodał, sięgając po telefon- ale muszę coś załatwić.
Troje przyjaciół odprowadzało go wzrokiem, gdy wychodził z pensjonatu. Napięcie, które panowało między nimi można by było kroić nożem. Matt przygryzł dolną wargę, myśląc nad czymś intensywnie i nagle zerwał się z kanapy, ignorując zaskoczone spojrzenia Bonnie i Caroline.
- Ja też już muszę lecieć- wyjaśnił pokrótce i już go nie było.
Gdy tylko znalazł się poza zasięgiem wścibskich uszu wyjął telefon i wybrał pierwszy numer, który przyszedł mu do głowy. Dziewczyna, do której należał odebrała po pierwszym sygnale.
- Rebekah? Musisz mi pomóc...
***
Elena właśnie penetrowała walizkę w poszukiwaniu piżamy, gdy do pokoju wszedł Damon, chowając telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
- Dzwonił braciszek- wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie- a ty musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań- dodał stanowczo, zbliżając się do niej z założonymi rękami. Dziewczyna odruchowo zrobiła krok do tyłu i rzuciła jedno szybkie spojrzenie w kierunku okna, głośno przełykając ślinę.
Bała się z nim rozmawiać?
Bała się jego bliskości?
- To twoje zachowanie w klubie... cała ta podróż...- zaczął Damon, mrużąc oczy w zamyśleniu, jakby próbował dopasować do siebie fragmenty wyjątkowo skomplikowanej układanki- chciałaś być jak Katherine, prawda? Chciałaś zmylić Klausa, żeby nie wiedział, która z was to prawdziwa Elena Gilbert. To była tylko gra na czas, zgadłem?
Elena wbiła wzrok w dywan, przygryzając dolną wargę niemal do krwi. Długo milczała, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- Po części- przyznała w końcu- ale tylko po części. Damon, ja tak wiele straciłam w ciągu tych dwóch lat! Teraz na nowo odkrywam tę część siebie, o której zapomniałam. Nie masz pojęcia, jak mi było ciężko... nadal jest.
- Wiem o tym- zapewnił ją Damon miękko, ostrożnie ujmując jej twarz w swoje dłonie- dlatego teraz musisz mnie uważnie posłuchać: udało ci się nabrać Klausa. Gdy tylko Katherine zawitała do Nowego Yorku Klaus porwał ją myśląc, że to ty.
- Co?! Nie, nie chciałam tego...
- Nie żałuj tej suki- prychnął Damon z odrazą- Tyler uratował ją myśląc, że to ty a ona zostawiła go na pastwę tej pierwotnej gnidy.
Na moment szok odebrał Elenie zdolność mówienia.
- Cooo?!- wydukała w końcu, mając wrażenie, że zaraz zemdleje- nie, to niemożliwe.... O Boże.... Tyler....Musimy go uratować.... Musimy...
- Wiem.....
- Damon, trzeba coś zrobić!- wrzasnęła dziewczyna spanikowana, miotając się po pokoju.
- Wiem! Wiem!- Damon chwycił ją za ramiona i unieruchomił- uspokój się.
- Biedny Tyler- jęknęła Elena- biedna Caro. Co ja narobiłam....
- Hej! To nie twoja wina- zapewnił ją Damon zaskakująco łagodnie- znajdę go, ale ty musisz tutaj zostać...
- Nie ma mowy- zaprotestowała dziewczyna natychmiast- jestem teraz wampirem a w starciach z Klausem wyjdę na pewno lepiej niż ty. Nie możesz mi tego zabronić wiedząc, że mam rację.
Damon jęknął przeciągle, sfrustrowany.
- Masz trzymać się mnie i być mi posłuszna- nakazał jej surowo, a gdy skinęła głową dodał- gdy tylko dowiemy się, gdzie oni są plan jest następujący: wchodzimy i wychodzimy. Wszytko jasne?
- Tak- odparła Elena natychmiast. W jej oczach dostrzegł upór i zdecydowanie jak zawsze, gdy w grę wchodził los któregoś z jej przyjaciół. Dla nich była gotowa chociażby na śmierć i to właśnie tak przerażało Damona.
- Chodź- westchnął- nie mamy wiele czasu.
***
- Nie musiałeś jej zabijać- syknęła Elena jakieś trzy godziny później, skręcając z Damonem w ciemny zaułek w jednej z najgorszych dzielnic Nowego Yorku.
- Owszem, musiałem-odparł tamten szeptem- to była hybryda podporządkowana Klausowi. Wydałaby nas, zanim zdołalibyśmy ocalić Tylera.
- Uwiodłeś ją i wyciągnąłeś z niej informacje tak, by nic nie podejrzewała- Elena pokręciła głową z niedowierzaniem- po czym wyrwałeś jej serce- zakończyła grobowym tonem.
- I to wszystko zaledwie w godzinę- zauważył z dumą wampir, błyskając w ciemności zębami- czekaj- dodał i nim się spostrzegła przycisnął ją do chłodnej ściany budynku za jej plecami- patrz.
Elena ostrożnie wychyliła się ze swojej "bezpiecznej strefy" i zaniemówiła, widząc hybrydy krzątające się przed magazynem niczym strażnicy, broniący wejścia do starożytnej fortecy.
- To tutaj- wyszeptała, przerażona tym widokiem i ciężko przełknęła ślinę.
Och, na pewno nie wyjdą stąd żywi...
Ale to przecież Tyler...
Zrobiła jeden jedyny krok do przodu, ale nim zdołała opuścić kryjówkę i wstąpić w snop światła, jakie dawała jedyna działająca lampa Damon brutalnie pociągnął ją do tyłu i unieruchomił, przyciśniętą do chłodnej powierzchni ściany. Oczywiście, próbowała mu się wyrwać, ale z prawie stu siedemdziesięcioletnim wampirem nie miała szans.
Cóż, musiał przyznać, że mimo ich tragicznego położenia jej wściekłość wciąż niesamowicie go bawiła.
- Pamiętasz plan?- spytał, ostrzej niż zamierzał.
- Wchodzimy. Wychodzimy. Plan "B" jest tylko w wypadku sytuacji awaryjnych. Czy coś pominęłam?- nie mogła powstrzymać złośliwości. Damon zmrużył drapieżnie oczy i w końcu cofnął się zrezygnowany. No tak, teraz już nie było odwrotu...
Chwycił Elenę za rękę, gestem nakazując jej milczenie, po czym razem powoli zaczęli przesuwać się do przodu, wzdłuż ścian. Sługi Klausa pod żadnym pozorem nie mogły ich zauważyć, bo to element zaskoczenia dawał im jakiekolwiek szanse w tym starciu...
Już mieli opuścić swoją "Kryjówkę", gdy nagle coś lub ktoś brutalnie wyrwał drobną dłoń Eleny z żelaznego uścisku Damona. Wampir przystanął, zszokowany i rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie było młodej wampirzycy. Wszystko spowijała ciemność...
-Którą z suk jesteś? Przez mój głupi błąd nie mogę was odróżnić- dobiegł go przytłumiony szept, który zwykłemu człowiekowi mógł kojarzyć się z sykiem powietrza, wydobywającego się z przebitego balonika. Damon zmarszczył brwi i bez wahania ruszył w tamtym kierunku. Skręcił w lewo, potem w prawo...
"- Do diaska, czemu wszystkie te uliczki muszą wyglądać dokładnie tak samo?"- pomyślał sfrustrowany, gdy nagle jego oczom ukazał się nie kto inny, tylko Rebekah Mikealson, unosząca Elenę za szyję jakieś dwa metry nad ziemią z taką łatwością, jakby ważyła tyle co piórko. Dziewczyna bezradnie wierzgała nogami w powietrzu, rozpaczliwie próbując złapać oddech. Widząc to Damon bez namysłu rzucił się na niczego niespodziewającą się blondynkę i powalił ją na ziemię.
- To Elena idiotko- warknął, pomagając wstać z ziemi brunetce, która teraz rozmasowywała obolałe gardło.
- Skąd ta pewność? Mój brat raz już się pomylił- stwierdziła Pierwotna, zbliżając się do dziewczyny, ale w ostatniej chwili Damon zasłonił ją własnym ciałem, ustawiając się w pozycji bojowej. Rebekah zatrzymała się a na jej wydatne usta wkradł się kpiący uśmiech.
- Katherine Pierce jest w mieście a twoja słodka, kochana Elena zwodziła Klausa i zgrywała największą zdzirę numer dwa- powiedziała spokojnie- jeżeli wywłoka za twoimi plecami nie potwierdzi swojej tożsamości po dobroci wymuszę to na niej siłą.
Damon westchnął ciężko, próbując poskromić mordercze zapędy. Niespełna dwustuletni wampir i pisklak kontra ponad tysiącletnia Pierwotna... to nie mogło skończyć się dobrze. Jęknął w duchu nad takim marnotrawstwem cennego czasu po czym przybrał na twarz maskę uprzejmości i odwrócił się do Eleny.
- Które wspomnienie jej zaserwujemy?- mruknął z szelmowskim błyskiem w oku- może znów te z naszymi pocałunkami...
Dziewczyna przewróciła oczami i wbiła mordercze spojrzenie w rozbawioną blondynkę.
- Może powinnam przypomnieć ci dlaczego tak mnie nienawidzisz?- zaproponowała beznamiętnie- no bo poza tym, że mam normalną rodzinę, przyjaciół i ludzi, którzy mnie kochają wbiłam ci sztylet prosto w serce , chcąc ocalić plan, który i tak legł w gruzach. Zabawne, że własny brat nie spieszył się z przywróceniem cię do życia. Chyba nie bardzo tęsknił za wybuchową, rozhisteryzowaną, plastikową laleczką, jaką jesteś. A ty co myślisz?
- Auć- syknął Damon krzywiąc się przy tym, jakby naprawdę coś go rozbolało, zaraz jednak na jego usta powrócił ten cwany półuśmiech.
- Myślę, że jesteś prawdziwą suką, Eleno Gilbert- stwierdziła Rebekah i niespodziewanie jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Sięgnęła do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurteczki, którą miała na sobie i wyciągnęła dwa ostre jak brzytwa kołki z białego dębu. Damon i Elena zaniemówili na moment.
- Skąd to masz?- wyszeptała w końcu brunetka, bezwiednie wyciągając dłoń przed siebie, ale Rebekah momentalnie się cofnęła, zabierając kołki z jej zasięgu.
- Skąd to masz- powtórzyła Elena stanowczo- przecież spaliliście wszystkie białe dęby i most, który został z nich zbudowany....
- Myślę, że "skąd to masz" to bardzo dobre pytanie Eleno- wtrącił Damon z diabelskim błyskiem w oku- ale ważniejsze brzmi: co z tym zrobimy?
Na twarzy Rebekah pojawił się zagadkowy uśmiech. Damon i Elena wymienili spojrzenia. Czyżby przybycie Pierwotnej mogło się okazać zbawienne?
***
Elena skrzywiła się ze wstrętem na widok ciał, zaściełających wejście do magazynu. Mimo tylu okropności, których już doświadczyła wciąż nie potrafiła spokojnie patrzeć na cierpienie innych, nie ważne czy to był człowiek, czy istota nadprzyrodzona. Wiedziała, że Damon i Rebekah oczyszczali jej drogę, ale widok Pierwotnej, ściskającej wciąż bijące serce jednego z mieszańców naprawdę ją odrzucił. Siłą woli zmusiła się, żeby iść naprzód i wejść do magazynu.
Wokół panował nieprzenikniony mrok. Jedynie jej ulepszony wzrok pozwalał wychwycić takie szczegóły jak tona żelastwa i jakieś drewniane bale, walające się na podłodze, czy Tyler, przymocowany grubymi łańcuchami za nogi do sufitu...
-Tyler!- krzyknęła Elena i popędziła w jego kierunku, zapominając kompletnie o ostrożności. Chłopak zwisał bezwładnie głową w dół a z niewielkiej ranki na jego szyi miarowo kapała krew, ściekając po twarzy i włosach i uderzając w betonową podłogę. Dziewczyna dostrzegła także na jego odsłoniętym, umięśnionym torsie powoli gojące się siniaki, zadrapania i ranki. Z pewnością nie obchodzono się tu z nim delikatnie.
- Tyler- wyszeptała Elena po raz kolejny i już miała go uwolnić, gdy wtem drogę zagrodził jej Klaus we własnej osobie. Pierwotny przekrzywił głowę, przyglądając się jej z żywym zainteresowaniem przemieszanym z rozbawieniem a na jego kształtnych ustach błąkał się ironiczny uśmiech.
Wnioskuję, że tym razem naprawdę mam zaszczyt spotkać uroczą pannę Gilbert- stwierdził swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie i zbliżył się do niej na odległość pocałunku- - Witaj Eleno-szepnął czule, niespodziewanie wbijając dłoń w jej klatkę piersiową, co kompletnie pozbawiło ją tchu- żegnaj Eleno- dodał, próbując zacisnąć palce na jej sercu.
„-Zaraz umrę”-pomyślała Elena, czując niesamowity ból w każdym nerwie swego ciała, lecz nim Klaus zdołał dokończyć dzieła, rozpędzony Damon wbił mu kołek z białego dębu prosto w brzuch. Jedyna broń zdolna go zabić i szok wywołany tym niespodziewanym atakiem osłabiły go na tyle, że tan osunął się na kolana, spazmatycznie łapiąc oddech i wypuścił Elenę, która opadła na ziemię niczym szmaciana lalka- zmęczona i obolała, ale żywa. Podczas gdy ona próbowała uspokoić rozszalałe serce, które tłukło się o jej żebra z taką siła, jakby próbowało wydostać się na zewnątrz, Damon mocniej dociskał kołek do ciała Pierwotnego, rozkoszując się jękiem bólu, jaki blondyn mimowolnie z siebie wydał.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz a a obedrę cię tym ze skóry i sprawię, że sam będziesz mnie błagał o śmierć- powiedział uprzejmie, jakby zwracał się do starego przyjaciela a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki, co w połączeniu zabrzmiało tym bardziej groźnie.
- No tak, słodka Elena nie mogła przecież przyjść bez swego walecznego rycerza- wysapał Pierwotny i mimo swego żałosnego położenia jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu- ciekawi mnie tylko, gdzie w tym wszystkim nasz kochany Stefan.
Damon warknął wściekle na te słowa sprawiając, że kołek zatopił się w ciele Klausa niemal po sam trzon, na co ten odpowiedział stłumiony jękiem bólu a tymczasem Elena z wysiłkiem podniosła się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku Tylera. Rana co prawda w jednej chwili się zagoiła, ale okropne wrażenie, jakie pozostawił dotyk Klausa w jej wnętrzu sprawiło, że wzdrygnęła się ze wstrętem z trudem hamując odruch wymiotny. Musiała wziąć się w garść- w tej chwili najważniejszy był Tyler. Podeszła do niego, czule dotknęła jego zakrwawionej twarzy i uroniła jedną łzę. Chłopak był w fatalnym stanie, ale większość ran, w tym ta na szyi zdążyło się już zagoić. Pocieszona tym odkryciem sięgnęła do oplatającego bruneta łańcucha i jednym ruchem go zerwała. Chłopak opadł na ziemię z głuchym łoskotem a Elena zaraz go objęła odruchowo rozcierając jego ramiona, choć przecież wiedziała, że nie mógł odczuwać chłodu.
- Tyler- szepnęła potrząsając nim i całując w ciemne włosy- obudź się. Tyler, musimy...
I właśnie w tym momencie Elena usłyszała jęk bólu, który na pewno nie należał do Klausa...
… Zajętego miażdżeniem kości prawej dłoni Damona. Pierwotny wstał z ziemi, strzepał z koszuli niewidzialny pyłek i odrzucił kołek z białego dębu daleko za siebie, po czym kopnął zwijającego się u jego stóp z bólu Damona tak, że ten osunął się po przeciwległej ścianie magazynu.
- Damon!- wrzasnęła Elena przerażona i to właśnie ten wrzask sprawił, że Tyler wzdrygnął się i niepewnie uchylił powieki.
- Elena- wyszeptał słabo, niezdarnie próbując dźwignąć się na nogi. Dziewczyna pomogła mu, pozwalając oprzeć się na sobie całym ciężarem ciała, ale dokładnie w tym momencie Klaus znalazł się tuż przed nimi w wampirzym tempie i z mściwym uśmiechem odrzucił ją do tyłu w wyniku czego zarówno ona jak i Tyler upadli na ziemię z głuchym sapnięciem. Nie zdołali ponownie wstać, gdy Hybryda zbliżyła się do nich chcąc zadać kolejny cios, jednak nagle znikąd pojawiła się Rebekah. Okrążyła brata kilkukrotnie w wampirzym tempie i wbiła kołek z białego dębu tuż pod jego żebrami, po czym stanęła nad nim niczym mroczny anioł zemsty, uśmiechając się z wyższością.
Klaus warknął przeciągle, podczas gdy jego siostra leniwie obracała kolejny kołek w palcach.
- Dłużej się nie dało?- spytał Damon z przekąsem, przyciskając do piersi zmiażdżoną, krwawiącą dłoń.
- Brat nasłał na mnie całą armię swoich kundli- odparła Rebekah, po czym mocniej docisnęła drewniane narzędzie do ciała mężczyzny. Klaus ryknął niczym rozwścieczona bestia, próbując chwycić siostrę za nadgarstek i odepchnąć, jednak ta w porę się odsunęła.
- Uważaj Nick- rzuciła ze śmiechem- jak tak dalej pójdzie szybko stracisz wszystkich żołnierzy a wiesz, że następnych nie będzie.
Pospieszmy się- wtrąciła Elena, podtrzymując Tylera za ramiona. Chłopak ledwo trzymał się na nogach i sprawiał wrażenie, jakby lada moment miał zemdleć.
Zabierz go stąd- poleciła Rebekah tonem nieznoszącym sprzeciwu i odwróciła głowę w stronę dziewczyny, chcąc sprawdzić jej reakcję. To ta chwila nieuwagi wystarczyła, by Klaus zdołał wytrącić jej kołek z dłoni i rozkruszyć w drzazgi ten, który jeszcze niedawno tkwił w jego ciele.
Złe posunięcie siostrzyczko- stwierdził chłodno, po czym uderzył w jej klatkę piersiową z taką siłą, że ta przeleciała dobre parę metrów, nim opadła na ziemię. Zaraz jednak z wampirzą prędkością podniosła się do pionu. W tym samym momencie Damon ponownie zaatakował Pierwotnego. Zmiażdżona dłoń i wiek już na starcie czyniły go przegranym, ale furia w jaką wpadł dawały mu siłę, by przeciwstawić się Klausowi i nie tyle go pokonać, ile zatrzymać i unieruchomić. Ten parszywy mieszaniec po raz kolejny zranił Elenę, jego delikatną, słodką, niewinną Elenę i to w najgorszy z możliwych sposobów. Porwał kogoś, kto był dla niej ważny a potem niemal wyrwał jej serce. Na samą myśl o tym, co mogłoby się stać, gdyby tylko przyszedł za późno oblewały go zimne poty a oczy wilgotniały.
Zabierz stąd Tylera- poprosiła Elena, stając przed Rebekah, która właśnie z kołkiem w ręku, jedynym którym im pozostał, zmierzała w stronę walczących.
Rebekah, proszę- ponagliła ją Elena gestem nakazując, aby przekazała broń w jej ręce- nie zabijemy go, ale musimy go zatrzymać, zanim wykończy nas wszystkich. Jesteś od nas szybsza, wydostań stąd Tylera. Proszę- dodała błagalnie. Rebekah zawahała się i wbiła spojrzenie błękitnych oczu w czekoladowe tęczówki Eleny. Przez moment obie mierzyły się wzrokiem i wreszcie blondynka wolno pokiwała głową na znak zgody.
Nie zawiedź mnie tym razem- ostrzegła brunetkę groźnie i oddała jej kołek, po czym niemal wyszarpała Tylera z jej objęć i ulotniła się wraz z nim w wampirzym tempie. Elena odetchnęła głęboko, ważąc kołek w palcach i powoli odwróciła się w stronę walczących.
Z przerażeniem odkryła, że teraz szala zwycięstwa zdecydowanie przechyla się na stronę Klausa. Pierwotny dociskał Damona do ściany magazynu i choć brunet wciąż się z nim siłował jasne było, że nie wygra. Bez namysłu dziewczyna rzuciła się w ich kierunku i niemal staranowała Klausa w wampirzym tempie i po raz kolejny tego dnia ulokowała mordercze narzędzie w jego ciele, ten jednak jednak szybko się po tym otrząsnął i teraz spoglądał na brunetkę z żądzą mordu.
- Elena, uciekaj stąd!- warknął Damon, ponownie ustawiając się w pozycji bojowej tak, by osłonić ją własnym ciałem.
- Plan „B”- odparła dziewczyna i z wewnętrznej kieszeni skórzanej kurteczki wyjęła miniaturową bombę-dzieło Alaricka- którą zabrała z Mystick Falls przed wyjazdem. Damon warknął przeciągle, gdy odbezpieczyła zawleczkę i wyrzuciła niepozorną kuleczkę w górę... Od tej chwili mieli jakieś trzy sekundy na ucieczkę...
JEDEN- Damon odrzucił od siebie Klausa, który właśnie próbował wydrapać mu oczy...
DWA- Damon chwycił Elenę wpół i w wampirzym tempie przeniósł...
TRZY- Elena padła na chodnik jak długa a Damon na nią, osłaniając ją własnym ciałem przed odłamkami, które rozproszyły się w atmosferze, gdy potężny wybuch wstrząsnął magazynem i całą ulicą, roznosząc go na kawałki.
- W porządku?- spytała Elena, dysząc ciężko i ujęła jego powoli zdrowiejącą dłoń. Damon był cały umazany sadzą i krwią, jego koszula była poszarpana a twarz podrapana i dziewczyna uświadomiła sobie, że pewnie sama musi wyglądać podobnie.
Miałaś słuchać mnie we wszystkim- przypomniał jej Damon z wyrzutem- i użyć tego Alarick'owego wynalazku tylko w razie konieczności. Przecież wiesz, że nie mieliśmy pewności, że zadziała właściwie.
- Wiem, ale...
- Ciii- wampir zbliżył się do niej jeszcze bardziej i odruchowo ujął jej twarz w obie dłonie- uratowałaś nas- szepnął, kciukami delikatnie gładząc jej policzki. Elena poczuła, że skóra pod jego dotykiem zaczyna ją parzyć. Zamarli tak na dobrą minutę. Wampir spuścił wzrok na jej kształtne usta, które rozchyliły się delikatnie pod wpływem tego gorącego spojrzenia. Powoli, niczym w transie zbliżyli się do siebie i...
I wtedy ktoś odchrząknął znacząco sprawiając, że oboje podskoczyli w miejscu,w jednej chwili zrywając się na równe nogi.
Za nimi stała Rebekah, podtrzymująca słaniającego się na nogach Tylera i przyglądała im się ze złośliwym uśmiechem.
- Wybaczcie, że przerywam,ale zapewne dokładnie w tej chwili mój szalejący ze złości braciszek obmyśla plan zemsty, więc jeśli nie chcecie się z nim spotkać ponownie, tym razem bez broni to radzę...
Racja- przyznała Elena zmieszana i ostrożnie podeszła do Tylera. Bała się jego „świadomej” reakcji na jej widok, w końcu to przez nią tak naprawdę tu trafił, ale gdy ten tylko ją ujrzał wyrwał się z uścisku Rebekah i słaniając się na nogach podszedł do brunetki, obejmując ją z całej siły.
- Spokojnie... już dobrze- szeptała mu do ucha- wszystko będzie dobrze...
***
Pół godziny później siedzieli w pokoju hotelowym, wynajętym dzięki wampirzemu wpływowi i opatrywali rany. Wszyscy odświeżyli się dokładnie a po tym, jak Tyler się pożywił i umył prezentował się już zdecydowanie lepiej. Teraz Elena z całych sił starała się go namówić na powrót do Mystick Falls.
- Wiesz, po co wyjechałem- przypomniał jej brunet uparcie- ty wyjechałaś z tego samego powodu...
- W moim przypadku to miało sens- syknęła wampirzyca- ty zostawiasz za sobą Caroline, rodzinę, przyjaciół i całe swoje życie. Nie dostaniesz drugiej szansy, by to odzyskać. Wiesz o ty?
- Wiem- przyznał mieszaniec niechętnie.
- I mimo to ranisz wszystkich wokół a przede wszystkim siebie? W imię zemsty?
- Tyler- dodała już łagodniej i ujęła jego dłoń w swoje drobne dłonie- prawda jest taka, że nie pokonasz Klausa w pojedynkę. Musimy działać razem a póki co i tak wszyscy przez niego cierpimy. Po prostu nie pozwól na to, żebyśmy cierpieli jeszcze bardziej, dobrze?
Przez dłuższą chwilę Elena wpatrywała się w niego tymi oczami niewinnymi jak u łani i w końcu Tyler niechętnie pokiwał głową.
Piętnaście minut później dziewczyna odprowadzała jego i Rebekah do drzwi.
- Dbaj o niego- szepnęła błagalnie do ucha blondynce, którą niespodziewanie objęła- o nich wszystkich, a najlepiej zachowaj to, że mnie widziałaś dla siebie.
- Nie bądź egoistką Eleno- powiedziała Rebekah zaskakująco łagodnie- mają prawo wiedzieć, zresztą nawet jeśli nic nie powiem kundel się wygada.
W takim razie niech wiedzą, że bardzo ich kocham- odparła Elena z trudem hamując łzy- i że wszystko u mnie w porządku.
Rebekah zerknęła ukradkiem na Damona, przysłuchującego się tej rozmowie ze szklanką whysky w ręku.
- Bez wątpienia- rzekła ze złośliwym błyskiem w oku, po czym zniknęła za drzwiami. Parę sekund później Elena patrzyła przez okno za ich odjeżdżającym samochodem. Wierzchem dłoni otarła wilgotne oczy, starając się uspokoić. Tak bardzo tęskniła...
- Musimy znaleźć to lekarstwo- powiedziała, wyczuwając obecność Damona za plecami.
- Znajdziemy- zapewnił ją wampir, kładąc dłonie na jej ramionach- ale nie dziś. Dziś mamy jeden samolubny dzień, który spożytkujemy na dziki koncert w Cleveland, tańce do białego rana i nieprzyzwoite ilości alkoholu- dodał wesoło.
Elena parsknęła śmiechem.
- Oto złote rady Damona Salvatore.
Brunet wzruszył tylko ramionami, również się śmiejąc.
- Szykuj się. Zaraz wyjeżdżamy.
***
Elena zawsze lubiła bawić się z Damonem, a dzisiejszy wieczór przypomniał jej o ich wspólnej podróży do Georgii. To tam po raz pierwszy spędzili czas tylko we dwoje i to tam zrodziło się między nimi zaufanie i ta swoista nić porozumienia, która z czasem przekształciła się w przyjaźń.
„-Teraz wyglądam lepiej niż wtedy”- pomyślała dziewczyna z zadowoleniem, gdy po koncercie ACDC zmierzali w stronę najlepszego klubu w mieście. Na tę okazję Elena postanowiła nie prostować włosów, pozwalając swobodnym lokom miękko opaść na ramiona, pomalowała się nieco ostrzej niż zazwyczaj i ubrała obcisłą ciemnozieloną sukienkę, sięgającą jej za uda, czarną skórzaną
kurteczkę i szpilki w tym samym kolorze. Damon nie raz tego wieczoru powtarzał, że wygląda bosko, ale dopiero podziw innych mężczyzn utwierdził ją w przekonaniu, że mówi prawdę. W końcu on wcale nie był obiektywny...
Dziewczyna kątem oka zerknęła na swego towarzysza. On też prezentował się nieziemsko w tych swoich czarnych, skórzanych spodniach i granatowej koszuli, idealnie podkreślającej jego świetnie zbudowane ciało. Co tu dużo gadać: już sam uśmiech i spojrzenie niebiesko-zielonych oczu zwalało z nóg.
Panie przodem- powiedział Damon z przebiegłym uśmiechem, otwierając przed nią drzwi do klubu. Elena skinęła głową rozbawiona i wkroczyła do środka.
Gęsty tłum tańczących do muzyki techno dzielił ich od baru a jarzeniowe światła, jakie dawała wisząca pod sufitem dyskotekowa kula zapewne oślepiały większość znajdujących się w sali ludzi, ale poza tym nie mogli narzekać. Przepchali się do baru i zamówili po drinku- „tak na rozgrzewkę”- jak to określił Damon.
- Teraz zabawimy się w moim stylu- szepnął jej do ucha, gdy barman podał im trunek i jednym haustem wychylił swoją porcję. Elena roześmiała się jak mała, psotna dziewczynka i dołączyła do niego. Pili, tańczyli, grali w bilard, znów tańczyli... W tej chwili byli najbardziej beztroskimi wampirami pod słońcem.
- Jednak cieszę się, że za mną pojechałeś- wyznała Elena, gdy Damon okręcał ją w takt jakiejś szybkiej piosenki.
- A więc przyznajesz, że za mną tęskniłaś?- wymruczał jej do ucha, uwodzicielsko mrużąc oczy, jakieś dziesięć minut później, w drodze po kolejnego drinka.
- Hej, jestem pijana- zawołała dziewczyna i jakby na potwierdzenie swoich słów wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem- w tym stanie zrobię wszystko, co zechcesz.
- Wszystko?- powtórzył Damon z przebiegłym uśmiechem, zbliżając się do niej na odległość pocałunku.
- Nie łap mnie za słówka- roześmiała się perliście, odpychając go od siebie i rozkosznie przygryzła dolną wargę- zresztą co za przyjemność wykorzystać pijaną dziewczynę, która jutro niczego nie będzie pamiętać?
- To świetna okazja, żeby spróbować- wymruczał Damon, delikatnie przyciągając ją do siebie. Elena czuła jego męski, kuszący zapach a od jego elektryzującego dotyku zawróciło jej się w głowie. Wbił w nią swe intensywne, przewiercające duszę spojrzenie zmuszając ją do uległości. Bezwiednie spuściła wzrok na jego kształtne wargi, które wykrzywiły się teraz w przekornym uśmiechu. Gdy twarz wampira zbliżyła się do jej twarzy a jego wargi dzieliły od niej milimetry jej oddech gwałtownie przyspieszył.
- Przestań- szepnęła słabo, głośno przełykając ślinę. Teraz niemal muskali się wargami...
- Zatańczysz?- męski głos tuż obok przerwał tę chwilę. Elena, wciąż w objęciach Damona przeniosła zamglony wzrok na miedzianowłosego chłopaka, uśmiechającego się teraz do niej przyjaźnie i po dłuższej chwili odwzajemniła uśmiech.
- Jasne- zgodziła się i ignorując kompletnie Damona chwyciła nieznajomego za rękę i poprowadziła na parkiet. Wampir zacisnął dłonie w pięści patrząc, jak chłopak dotyka Elenę w taki sposób, na jaki jemu pozwoliła tylko raz, wtedy w motelu gdy rzuciła się na niego.
O co mogło chodzić? Nie chciała tego? Owszem chciała, widział pragnienie w jej oczach, słyszał jej przyspieszony puls a mimo to... Uciekała. Tak, to jest dobre określenie jej zachowania. Uciekała, bo bała się jego bliskości. Bała się do czego to mogłoby doprowadzić... No i pewnie podświadomie wciąż myślała o Stefanie. Cholera, co on miał poradzić na to, że tak bardzo pragnął ją pocałować zawsze, gdy tylko ją widział? Co mógł poradzić na to, że była dla niego niczym zakazany owoc, że darzył ją tak rozpaczliwą miłością? Jeden jej uśmiech, jeden dotyk, jeden nawet niewinny pocałunek czyniły z nim więcej niż seks z najseksowniejszą kobietą świata. Za każdym razem, gdy na nią spoglądał musiał się powstrzymywać, by się na nią nie rzucić. Ta tortura trwała już półtora roku...
„-Dosyć tego”- pomyślał wściekle, gdy miedzianowłosy frajer zaczął masować pośladki Eleny i w wampirzym tempie podszedł do tańczącej pary.
- Odbijany- warknął wyrywając dziewczynę z objęć „rudego” i przyciągnął ją do siebie jak najbliżej.
- Co ty robisz?- syknął- jeśli chciałaś się z kimś macać zawsze miałaś mnie do dyspozycji. Przynajmniej miałabyś pewność, że nie zarażę cię żadnym syfem.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć?- prychnęła Elena, nie na żarty wkurzona- przeleciałeś pół Mystick Falls, jestem pewna, że nie pytałeś żadnej z tych dziewczyn o kartę zdrowia.
Eleno...
- Daj spokój- warknęła dziewczyna, wyrywając się z jego objęć- nie rozumiem, dlaczego jesteś zazdrosny. Przyjaciele nie powinni się tak zachowywać. I nie masz prawa prawić mi morałów. Peter jest świetnym chłopakiem a ja jestem dorosła. Mam prawo do własnych znajomych, czy o ich wyborze też zamierzasz za mnie decydować, „tatusiu”?
To mówiąc odwróciła się na pięcie i nie oglądając się za siebie wyszła z klubu, wściekle postukując obcasami. Damon westchnął ciężko, przeczesując aksamitne, zaczesane do tyłu kruczoczarne włosy palcami i w końcu ruszył za nią. Nie mógł pozwolić na to, by po raz kolejny mu uciekła.
Mam spokojnie patrzeć na twoją autodestrukcję?-zawołał za nią widząc, że zmierza w stronę ich zaparkowanego po drugiej stronie ulicy cadilaca i w jednej chwili znalazł się tuż za nią.
- Zamierzasz ukraść mi samochód?- zapytał z rozbawieniem obserwując, jak z furią usiłuje otworzyć drzwi od strony kierowcy. -Hej hej, spokojnie wampirku- dodał łagodnie, chwytając ją za nadgarstek w momencie, gdy miała zamiar wybić szybę pięścią, wykorzystując swą nadludzką siłę- chyba trochę szalejesz, co?
W takim razie coś nas jednak łączy- warknęła Elena, obrzucając go niechętnym spojrzeniem. Damon ściągnął brwi a w jego niesamowitych oczach pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. Wampir w jednej sekundzie przyparł ją do samochodu, pokładając dłonie po obu stronach jej głowy i obdarzył ją uwodzicielskim uśmiechem, mrużąc seksownie oczy.
- Masz na myśli to, że oboje mamy na siebie ochotę?- spytał konspiracyjnym szeptem. Jego słodki oddech owionął jej twarz a ona głośno przełknęła ślinę, próbując się odsunąć najdalej, jak było to możliwe w tej niezręcznej pozycji. Gdyby tego nie zrobiła ich usta jak nic by się spotkały... Był tak blisko...Oszołamiał ją.... Uwodził...
Jedyne na co mam ochotę to kawa i gorąca kąpiel- odparła dziewczyna twardo i zebrała się w sobie, alby go odepchnąć- a teraz przepraszam- dodała, zmierzając w stronę miejsca pasażera. Damon uśmiechnął się pod nosem, wsiadając do auta.
***
Caroline, Jeremy, Stefan, profesor Shane i Matt rozmawiali właśnie w salonie Salvatore'ów o podróży Bonnnie do Kalifornii, gdzie miała nadzieję znaleźć swoją mamę , gdy nagle do Pensjonatu wkroczyła Rebekah a za nią....
- Tyler!- zawołała Caroline z niedowierzaniem i nie czekając ani chwili rzuciła mu się na szyję. Brunet mocno ją do siebie przycisnął, ledwo powstrzymując łzy szczęścia. Wzruszenie odebrało zebranym zdolność mówienia. Tak bardzo się o niego martwili... Tak za nim tęsknili...
Rebekah uśmiechnęła się pod nosem, gdy Matt podszedł do przyjaciela i dyskretnie ulotniła się z Pensjonatu. Jeszcze tyle rzeczy musiała załatwić...
- Rebekah- usłyszała krzyk, którego nie mogła pomylić z żadnym innym i odwróciła się z uśmiechem. W jej stronę biegł Matt Donovan. Jego cudowne, błękitne oczy błyszczały szczerą radością a na łagodnych ustach gościł szeroki uśmiech.
Dziękuję ci- wyznał szczerze- dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Dla nas.
- Wiem- odparła blondynka - to nie tylko moja zasługa. To Elena go uratowała...
- Rozmawiałaś z nią?- podchwycił blondyn natychmiast- Wszystko z nią w porządku?
- Tak, ma się dobrze- zapewniła go Rebekah i głośno przełknęła ślinę. Zapadła niezręczna cisza i po chwili Matt zbliżył się do niej nieznacznie.
- Znów uciekasz?- bardziej stwierdził niż zapytał, spoglądając na nią wyczekująco- gdzie ty się podziewałaś....
- Świat jest wielki Matt- powiedziała- ale możesz być pewny, że gdy tylko załatwię swoje sprawy natychmiast tu wrócę. Obiecuję- dodała, spontanicznie chwytając jego dłoń. Matt nie odpowiedział. Po prostu ją pocałował.
***
Nawet się nie przebrali ze stroju "imprezowego" na codzienny- po prostu ruszyli w drogę do nikąd. Właśnie, donikąd. Nie mieli pojęcia, gdzie szukać informacji o lekartwie i mknęli boczną drogą jadąc tak naprawdę przed siebie. Był środek nocy, minęła godzina a oni nie zamienili ze sobą nawet słowa. Damon za pomocą lusterka obserwował Elenę, pogrążoną we własnych myślach. W dłoni ściskała naszyjnik, który otrzymała od Stefana na samym początku ich znajomości. To był symbol ich wiecznej miłości, symbol więzi jaka ich łączyła. Zabawny był fakt, że ozdoba tak naprawdę nawet nie należała do Eleny tylko do Rebekah, która w latach dwudziestych spotykała się ze Stefanem, jednak on za sprawą hipnozy Klausa nie miał o tym pojęcia, gdy podarował go ukochanej brunetce. Teraz to było tylko wspomnienie...
- Mam już tego dość- warknął Damon, wyrywając tym samym dziewczynę z zamyślenia. Wampirzyca spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdy z piskiem opon zaparkował samochód na poboczu.
- Co ty wyprawiasz?- spytała, nic z tego nie rozumiejąc. Damon jednak ani myślał odpowiedzieć- spojrzał jej głęboko w oczy, po czym wpił się w jej usta z niezwykłą gwałtownością. Elena westchnęła cicho wprost w jego wargi, oddając pocałunek z żarliwością, o jaką nawet się nie podejrzewała. Tak bardzo go pragnęła... Tak doskonale całował.... Naprawdę można się w tym było zatracić bez reszty. Dziewczyna wplotła palce w jego aksamitnie czarne włosy i zadrżała, czując jego elektryzujacy dotyk w każdej części swego rozpalonego ciała. Wampir mocniej docisnął ją do fotela niemal się na niej kładąc i podciągnął jej sukienkę delikatnie do góry, masując jej uda. Gdy jednak jego natarczywe usta przeniosły się z pocałunkami na jej szyję i dekolt wrócił jej zdrowy rozsądek.
"- Co ja wyprawiam?"- zganiła się w duchu i niewiele myśląc zrzuciła z siebie bruneta, w wyniku czego jego głowa doznała bliskiego spotkania z dachem auta. Nie czekając na jego reakcję uciekła w wampirzym tempie.
"- To wszystko przez wampiryzm"- powtarzała sobie, biegnąc przez ciemny las- mam podwyższone libido, to przez to. Nie mogę....
Lecz nim zdołała dokończyć tę myśl coś gwałtownie ścisnęło ją za gardło i przycisnęło do drzewa nieopodal. Elena spojrzała wprost w roznamiętnione oczy Damona....
- Przestań- zażądała, gdy jego wargi ponownie niebezpiecznie się do niej zbliżyły.
- Przestanę, gdy ty przestaniesz- odparł i ponownie ją pocałował. Gdy tylko jego wargi dotknęły jej ust po jej silnej woli nie pozostało nawet śladu. Dziewczyna podskoczyła, oplatając go biodrami, splotła się z nim w namiętnym uścisku, odpowiadając na każdy jego pocałunek, każdy dotyk, wszystko....
Jak w transie rozerwała jego ciemną koszulę bładząc dłońmi gwałtownie po jego rozgrzanym torsie. Podobało jej się, jak reaguje na jej dotyk, jak szepcze wprost w jej usta jak bardzo mu tego brakowało.... Jak wzdycha w oszołomieniu, gdy ta oddaje każdy jego pocałunek....
Damon podciągnał jej sukienkę i uniósł ją za biodra, sprawiając, że jego twarz znajdowała się teraz pomiędzy jej udami... Rozkoszował się drżeniem jej ciała i rozpaczliwymi jękami, gdy językiem pięścił jej najczulsze miejsca, ssał jej delikatną skórę, wzbudzając jej podniecenie. Drażnił chłodnym językiem jej wejście, całował ją, chuchał.... Elena przygryzła dolną wargę niemal do krwi, starając się utrzymać równowagę opierając się o jego ramiona. Nigdy dotąd nie przeżyła niczego tak intensywnego, tak gwałtownego, tak elektryzującego... Nie umiała powstrzymać rozpaczliwych krzyków. Gdy jednak poczuła, że koniec jest blisko postanowiła zamienić role. Teraz to ona przyciskała go do drzewa, to ona pieściła jego tors, schodząc w dół. Nie myślała już jasno, gdy ścisnęła jego męskość, wywołując jego ciche westchnienie. Uśmiechnęła się zadziornie, wkładając ją sobie do ust. Pieściła go gwałtownie, niemal dziko, była tak spragniona jego bliskości... Nie zarejestrowała nawet momentu w którym Damon ponownie ją uniósł sprawiając, że oplotła go nogami i wszedł w nią jednym gwałtownym ruchem. Tak, ten facet doskonale wiedział, co robi. Poruszał się w niej, obsypując jednoczenie pocałunkami jej szyję, piersi, obojczyk doprowadzając ją do szału. Robił to czule, gwałtownie, dziko, namiętnie... Sprawiał wrażenie, jakby marzył o tym od dawne. Elena krzyczała w rytm jego ruchów a on robił wszystko, by opóźnić moment spełnienia. Gdy wreszcie ta potężna fala rozkoszy zalała ją wyginając jej ciało w łuch Elena wbiła paznokcie w plecy Damona i wrzasnęła wniebogłosy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego to trwa tak długo. Była wyczerpana, spocona i... wciąż nienasycona. Damon nie zakończył jednak połączenia z jej ciałem... Wciąż się w niej poruszał, wydobywając z jej ust kolejne jęki rozkoszy...
Ta noc była przecież jeszcze młoda, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz