Damon zapewne przeraziłby się wiedząc, że jego zapas burbona został
całkowicie opróżniony a cały salon w Pensjonacie zaścielały magiczne księgi
zaklęć.
- Znalazłaś coś?- spytał Matt, wertując „Nadludzkie Przypadłości”, jedno
z dzieł samej Emily Bennet. Bonnie pokręciła głową, sfrustrowana.
- W rodowej księdze nic nie ma- westchnęła, pocierając skronie w
zamyśleniu- zaczynam wątpić w istnienie tego lekarstwa. To jakieś bujdy.
- Niekoniecznie- odezwał się Jeremy, niespodziewanie wchodząc do
Pensjonatu. Podszedł do przyjaciół z szerokim uśmiechem na ustach i nie
zważając na ich zdumione miny rzucił plik starannie złożonych kartek na ich
kolana. Mulatka zmarszczyła brwi i zaczęła je dokładnie przeglądać. Jakieś niewyraźne
obrazki przypominające malowidła naścienne, łacińskie teksty, których znaczenie
nawet ona rozumiała jedynie w połowie i kilka krótkich historyjek
przypominających bajki na dobranoc, zapisane zawiłym, średniowiecznym
językiem...
- Co to jest?- spytał Matt, wbijając nic nierozumiejące spojrzenie w
młodego Gilberta, który teraz niemal emanował dumą.
- Przepustka Eleny do wolności- odparł, a gdy Bonnie posłała mu
spojrzenie,mówiące:”chyba zwariowałeś!” chłopak westchnął i rzuciwszy plecak,
który dotąd znajdował się na jego ramionach na ziemię rozsiadł się wygodnie w
skórzanym fotelu nieopodal kominka, w którym wesoło trzaskał ogień.
- Jest wiele mitów, dotyczących lekarstwa na wampiryzm, tak jak jest
wiele mitów dotyczących samych wampirów- zaczął, ściszając głos niemal do
szeptu- niektóre przypominają opowieści o Drakuli, inne to czysta bajka pokroju
„Zmierzchu”, ale wśród nich znajdują się też takie, które opowiadają o istotach
z którymi mamy do czynienia na co dzień. Istnieją legendy, mówiące o stworzeniu
pierwszego krwiopijcy, ale je akurat znamy aż za dobrze. Na ich potwierdzenie
mamy przecież Klausa, Rebekah i Elijah, choć ten ostatnimi czasy nie daje znaku
życia. Jak wiadomo Esther przemieniła własne dzieci, które po jej śmierci
rozproszyły się po całym świecie i na swój sposób niszczyły go. W tamtych
czasach nie była ona przecież jedyną czarownicą a wiemy, że Pierwotne Wiedźmy
były o wiele potężniejsze od tych znanym nam dzisiaj. No więc myślałem nad tym
bardzo długo i w końcu nie wytrzymałem, więc na informatyce zacząłem buszować w
internecie i natknąłem się....
- Szukałeś takich informacji w szkole?- przerwała mu Bonnie gwałtownie-
oszalałeś? Czy ty w ogóle sobie zdajesz sprawę z tego, jakie to było
nieodpowiedzialne? Jak...
- Musiałem coś zrobić- obruszył się brunet, obrzucając teraz mulatkę
niechętnym spojrzeniem- moja ukochana siostra jest w rękach psychola, który
jednym skinieniem palca może ją zabić a ja miałem po prostu siedzieć w szkole i
udawać, że wszystko w porządku podczas gdy wy szukacie sposobu na uratowanie
jej? Nie uważasz, że to brzmi jak chory żart?
- I ty się dziwisz, ze cię z takich akcji wykluczamy?- warknęła
dziewczyna zrywając się na równe nogi- zachowujesz się jak smarkacz i narażasz
nas wszystkich. Boże, jak można być tak głupim w mieście, posiadającym własnych
łowców wampirów i zjawisk nadprzyrodzonych?
- Byłem ostrożny, nikt się nawet nie skapnął- krzyknął Jeremy donośnie-
pan Morino nie zauważył, że podczas lekcji zajmowałem się czymś poza
projektowaniem stron internetowych. To komputery, mój żywioł. Wyluzuj i daj mi
dokończyć.
Bonnie już otwierała usta, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić tak
łatwo, ale wtedy odezwał się Matt.
- On ma rację- powiedział łagodnie- jesteśmy podenerwowani, ale musimy
wyluzować i przestać skakać sobie do oczu za każdym razem, gdy się w czymś nie
zgadzamy, bo to do niczego nie prowadzi. Uspokójmy się. Jeremy, dokończ tę
historię.
Gilbert zerknął na mulatkę, która zrobiła kilka uspokajających wdechów i
skinęła głową na znak, że może kontynuować, po czym ostrożnie przysiadła na
brzegu kanapy.
Niespiesznie sięgnął po kartki, które przyniósł i zagłębiając się w
lekturze począł mówić.
- No więc okazuje się, że cała historia lekarstwa na wampiryzm skupia
się na najlepszej przyjaciółce Esther, Sabine. Jako Pierwotna Czarownica była
nieśmiertelna i jak głoszą podania oszałamiająco piękna. Miała w sobie wiele
wrodzonego dobra a w wiosce, w której dorastali Pierwotni uchodziła za
obrończynię, która chroniła miejscową ludność przed atakami wilkołaków. Po śmierci
Esther usiłowała odwrócić zaklęcie, które kobieta rzuciła na swe dzieci
rozumiejąc już, że uczyniła je w ten sposób potworami, ale wtedy Pierwotni
uciekli i długo nie mogła ich odnaleźć. Skupiła się więc na naprawianiu szkód,
jakie po sobie zostawiali licząc na to, że pewnego dnia Mikeal je znajdzie i
zabije. Zawarła z nim umowę, że gdy tylko to się stanie jego również uśmierci,
by wreszcie mógł połączyć się z rodziną. Mijały stulecia i nic nie wskazywało
na to, by misja Mikeala choć w połowie się powiodła. Wędrując tak już piąty
wiek i „sprzątając” po krnąbrnym rodzeństwie Sabine dotarła do wioski, w której
to poznała młodego, ale za to bardzo potężnego czarownika Silasa. Według podań
zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia a Sabine dostrzegła, że mimo iż
chłopak jest młodszy od niej o te pięćset lat jego moc jest równa jej mocy.
Idealnie się dopełniali, ale gdy już mogłoby się zdawać, że wszystko jest
cudownie i kobieta wreszcie mogła zapomnieć o przykrym obowiązku, który gnał ją
przez cały świat przez stulecia w wiosce pojawiła się oszałamiająco piękna
kobieta- Amara, która zawróciła Silasowi w głowie. Sabine była okropnie o niego
zazdrosna i to owa zazdrość zabiła w niej dobro, za które pokochał ją
czarownik. Stała się złośliwa, zgorzkniała a momentami nawet okrutna. Dobro
innych ludzi przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie. Liczył się tylko
Silas i to, by zdobyć go tylko dla siebie. Z czasem zaczęła uciekać się do
podstępów i intryg, nie przebierała w środkach a Silas bardzo długo był niezdecydowany
pomiędzy nimi dwiema. Pewnej nocy rywalka Sabine ukazała swe drugie oblicze i
okazało się, że jest wampirzycą. W tamtych czasach już całkiem sporo się ich po
świecie włóczyło, Mikealson'owie nie raz sobie folgowali w tym względzie. Amara
pragnęła być z Silasem przez wieczność, a że mimo potężnej siły jaką dysponował
nieśmiertelny wcale nie był, ostatecznie uczyniła z niego swego pobratymcę.
Sabine była wściekła i zapragnęła zabić kobietę, która odebrała jej ukochanego,
ale wtedy on stanął pomiędzy nimi i w tym dokładnie momencie postanowił podjąć
decyzję, którą z nich wybrać na towarzyszkę nieśmiertelnego życia. Okazało się,
że to za jego namową wampirzyca go przemieniła- pragnął sprawdzić, która z nich
dwóch darzy go większą miłością i czy Sabine jest w stanie zagłuszyć niechęć do
krwiopijców na rzecz ich wiecznego uczucia. Okazało się jednak, że wcale nie
mogła i stworzyła lekarstwo na wampiryzm w desperackiej próbie odzyskania jego
dawnego „ja”. Silas oświadczył, że z chwilą przemiany zgasł ostatni, słabo już
tlący się płomień miłości do niej i odszedł z Amarą, jednak Sabine nie dała za
wygraną i długo ich ścigała aż wreszcie udało jej się odebrać mu ukochaną i
uwięzić na resztę wieczności. Legenda głosi, że od tamtej pory gonią się
nawzajem- on, gnany szaleńczym pragnieniem ocalenia swej słodkiej Amary a
Sabine, pragnąca zaaplikować mu anty-wampirze lekarstwo w nadziei, że dzięki
temu odzyska jego miłość.
- Wow- westchnął Matt, gdy Jeremy zakończył opowieść i wbił w przyjaciół
wyczekujące spojrzenie- piękna historia. A ty z pewnością zostaniesz cenionym
mówcą, ale ile w tym wszystkim prawdy?
- Nie mam pojęcia- przyznał Jeremy- długo ślęczałem w bibliotece nad
tymi tekstami, interpretując je i usiłując ustalić, na ile mają szansę być
wiarygodne, ale...
- Nie ważne- przerwała mu Bonnie, po raz kolejny wertując kartki, które
przyniósł- to już ustalę sama. Potrzebuję tylko doświadczonej, zaufanej
czarownicy...
- Chyba czas, żebyś porozmawiała z matką- zauważył Matt, a Bonnie
niechętnie skinęła głową.
- Nie będzie zachwycona- westchnęła mulatka, ruszając do wyjścia- no ale
cóż, chyba będzie musiała to przełknąć.
***
- Jesteś tego pewien?- syknęła Caroline, stając przed gabinetem
profesora Shane'a.
- Oczywiście- zapewnił ją Stefan i nie siląc się nawet na to, żeby
zapukać po prostu wparował do środka. Caroline wielokrotnie potem powtarzała,
że to był największy błąd, jaki tylko mogli popełnić. Widok roznegliżowanego
profesorka w kręgu równie roznegliżowanych ludzi, mamroczących jakieś tylko dla
nich zrozumiałe frazy przyprawił ją o gęsią skórkę. Na dźwięk otwieranych drzwi
ci hm... dziwni ludzie podskoczyli i wbili w intruzów pełne wyrzutu spojrzenia.
Stefan zagryzł wargę na myśl o tym, jaki ubaw miałby Damon, widząc jak Shane w
panice sięga po jakiś koc, leżący nieopodal i szczelnie się nim otula,
podchodząc do nich.
- Czego chcecie?- warknął z niezadowoleniem- przerwaliście połączenie...
- Wybacz, że wparowaliśmy prosto w środek orgii- mruknął Stefan z ironią
godną samego Damona. Uśmiechnął się na samą myśl o tym. Czyżby jednak byli do
siebie choć trochę podobni, jak przystało na braci?
- To nie orgia, a rytuał, którego wy nie jesteście częścią- odparł Shane
dumnie unosząc podbródek- bądźcie łaskawi wyjść i...
- Mamy do ciebie sprawę Shane- przerwał mu Stefan- i dobrze wiesz, czego
ta sprawa dotyczy. Lepiej odeślij przyjaciół do domu, musimy poważnie
porozmawiać.
Shane udał zaskoczenie, ale jego przyspieszony puls tak dobrze słyszalny
dla dwójki wampirów go zdradził. Wreszcie głośno przełknął ślinę i podszedł do
gości, znajdujących się w gabinecie. Szepnął coś jednemu w z nich na ucho i
odsunął się pospiesznie pod ścianę.
I dokładnie w tym momencie mężczyzna ten zamknął oczy i zaczął powtarzać
jakieś wyuczone formułki pod nosem. W pomieszczeniu nagle zrobiło się zimno jak
w kostnicy. Caroline odruchowo wzdrygnęła się. Już od tak dawna nie odczuwała
chłodu.
- Stefan?- zawołała z paniką, gdy niespodziewanie wszystkie lampy
pogasły i w gabinecie zapadły egipskie ciemności. W chwili, gdy imię
przyjaciela opuściło jej usta, blondynka poczuła w piersi taki ucisk, że
momentalnie osunęła się na kolana, głośno krzycząc z bólu. Dusiła, się... Ale
to przecież niemożliwe, była wampirem....
- Czarownicy- usłyszała stłumiony głos Stefana i za chwilę jak przez
mgłę do jej uszu dotarł trzask, przypominający dźwięk łamanych gałęzi i w tym
momencie ból niespodziewanie zniknął tak szybko, jak się pojawił. Wyczerpana
osunęła się wprost w ramiona Stefana, który znalazł się przy niej nagle nie
wiadomo skąd. Dziewczyna kurczowo zaciskała powieki, usiłując uspokoić oszalałe
serce i po chwili odważyła się otworzyć oczy. Nad sobą ujrzała zatroskaną twarz
Stefana, który pomógł jej wstać gdy tylko tego spróbowała. Caroline wzrokiem
ogarnęła pokój i zamarła. Światło ponownie rozbłysło, oślepiając ją na moment a
jej oczom ukazała się scena jak z horroru: na dywanie leżało dziesięć nagich
ciał z przetrąconymi karkami.
- Musiałem to zrobić- wyjaśnił Stefan, spuszczając wzrok- inaczej by cię
zabili...
- Wiem- zapewniła go dziewczyna, pocieszająco kładąc dłoń na jego
ramieniu i spojrzała na profesora Shane'a, kulącego się pod ścianą.
- Nasłałeś ich na nas!- krzyknęła z niedowierzaniem- ich śmierć to twoja
wina.
- Nie mieliście prawa mnie tu nachodzić- jęknął słabo, ale wtedy Stefan
podbiegł do niego w wampirzym tempie i ignorując nawoływania Caroline ścisnął
jego gardło i rzucił na biurko, zawalone jakimiś papierzyskami.
- A teraz grzecznie opowiesz nam wszystko, co wiesz na temat lekarstwa
na wampiryzm- oznajmił wyszczerzając w uśmiechu wampirze kły.
***
Rebekah westchnęła ciężko, ponownie słysząc drażniący dźwięk telefonu i
bez wahania nacisnęła czerwoną słuchawkę. Mogła go wyłączyć, ale jednak wciąż
miała nadzieję, że to dzwoni Matt, zaniepokojony jej nagłym zniknięciem...
Pragnęła choć raz poczuć, że chłopak naprawdę się o nią troszczy i wcale nie
chodziło tu o troskę, jaką przeciętny, dobry człowiek odczuwa względem
człowieka- chciała, by okazał jej trochę więcej hm... serca, tak jak okazywał
je tej barbie- Caroline i małej zdzirze- Elenie. Niestety i tym razem się
zawiodła. To tylko Klaus, który z niewiadomych jej powodów próbował się do niej
dobijać od samego rana. Które to już nieodebrane połączenie? Pięćdziesiąte? Dla
świętego spokoju mogłaby w sumie z nim porozmawiać, w końcu mimo wszystko wciąż
był jej bratem i nie chciała całkowicie wykreślić go ze swojego życia. Jednak
gdy tylko pomyślała, że zapyta ją gdzie się obecnie znajduje i co robi a ona
będzie musiała kłamać zrezygnowała z tego pomysłu. Już i tak między nimi było
zbyt wiele napięcia, nie chciała dodatkowo obciążać swojego sumienia, albo
nadwerężyć tej słabej więzi, która ich jeszcze łączyła. Klaus nie mógł się
dowiedzieć, że wróciła do domu.
Do ich miasta.
Do Nowego Orleanu.
Wieki temu to ona wraz z braćmi stworzyła to miasto. Nadała mu ten
niepowtarzalny charakter i mimo że nie było jej tu od przeszło stulecia wciąż
czuła się tak, jakby w całości, wraz ze wszystkimi jego mieszkańcami należało
do niej. Tu była panią, niemal królową. To dlatego natychmiast tu przybyła, gdy
tylko Elijah poinformował ją, że ktoś zamienił połowę mieszkańców w armię
wampirów, które powoli przejmowały nad Nowym Orleanem kontrolę. Krwiopijcy
przestali się ukrywać, napadali niewinnych ludzi w środku dnia, nikt już nie
czuł się bezpiecznie a Rebekah zachodziła w głowę kim był ich stwórca i jakim
prawem przywłaszczył sobie jej królestwo? Czy nie wiedział, że to był ich
teren? Że rodzina Pierwotnych bez większego problemu mogła go zabić, złamać
niczym suchą gałązkę?
- Rebekah Mikealson- usłyszała za sobą lekko zachrypnięty głos i
gwałtownie przystanęła zszokowana. Nie dbała o to, że zatrzymała się na środku
ulicy, zmuszając przejeżdżające samochody do gwałtownego hamowania. Nie dbała o
to, że kierowcy trąbią na nią, rozwścieczeni.
„- Przecież to niemożliwe”- przekonywała samą siebie, gdy odwróciła się
w kierunku, z którego płynął ów głos.
Przed nią stał wysoki, muskularny, ciemnoskóry mężczyzna. Na oko miał
może z dwadzieścia lat i przyglądał jej się z nieskrywanym zafascynowaniem,
uśmiechając się kpiąco. Rebekah poczuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy.
- Marcel- wyszeptała i odruchowo zrobiła krok w tył, gdy brunet podszedł
do niej na odległość pocałunku.
We własnej osobie- potwierdził mężczyzna- tęskniłaś?
- Co tu robisz?- zaatakowała go, ignorując pytanie- to twoja sprawka-
dodała, nim zdołał jej odpowiedzieć- prawda?
- Dokładnie tak- przyznał wesoło, spoglądając na nią z ukosa- ale czy ty
naprawdę chcesz teraz rozmawiać o interesach? Niezbyt romantyczny sposób na
przywitanie kochanka- dodał, udając obrażonego.
- Byłego kochanka- sprostowała Rebekah, zakładając ręce na piersi.
- Technicznie rzecz biorąc nigdy ze sobą nie zerwaliśmy.
- Technicznie rzecz biorąc nie widzieliśmy się przez dwieście lat.
Marcel zmarszczył nos, jakby wspomnienie tak długiej rozłąki sprawiło mu
ból, ale w jego czarnych jak noc oczach wciąż tańczyły iskierki rozbawienia.
Niespodziewanie chwycił Rebekah za rękę i pociągnął ją w stronę bocznej
uliczki. Dziewczyna nie opierała się, posłusznie szła tuż za nim, ale gdy tylko
wyczuła jego zadowolenie, które nieco uśpiło jego czujność natychmiast
wykorzystała moment i zaatakowała go od tyłu. Powrót Marcela oznaczał kłopoty
zarówno dla niej jak i dla całego wampirzego półświatka. Musiała go
unieszkodliwić a jedynym na to sposobem było po prostu wyrwanie mu serca. Nie
przewidziała jednak tego, co zdarzyło się potem- Marcel odwrócił się do niej w
wampirzym tempie, unieruchomił jej nadgarstek w chwili, gdy miała wykonać ten
zdradziecki manewr i przycisnął ją do chłodnej ściany pobliskiego budynku,
napierając na jej klatkę piersiową kołkiem...
Kołkiem z białego dębu.
Rebekah zamarła, zszokowana czując jak ostry szpikulec powoli przebija
jej skórę. Jeśli dotrze do jej serca...
- Skąd to masz?- warknęła zaraz po tym, jak wydała z siebie stłumiony
jęk bólu, gdy kołek głębiej wszedł w jej ciało. O Boże...
Nie twoja sprawa Bekah- odparł Marcel, czule gładząc ją po policzku
wolną dłonią- już nie. Miałaś swoją szansę, ale ją zmarnowałaś. Kochałem cię,
ale mnie zawiodłaś. Teraz patrząc na ciebie mam jedynie ochotę zadać ci tyle
bólu, ile to tylko możliwe. Chcę, byś zdechła w męczarniach jak przystało na
sukę. Nienawidzę cię.
- Zrób to, śmiało- zawołała wampirzyca wojowniczo- na co jeszcze
czekasz? Boisz się czegoś? Zemsty Klausa, Elijah czy może własnych uczuć? Zrób
to do cholery!
Prowokowała go, wiedziała o tym i bała się nawet pomyśleć, do czego może
dojść, jeśli myli się co do niego. Jęknęła i mocno zacisnęła powieki, gdy kołek
mocniej wsunął się w jej ciało. Teraz tylko milimetry dzieliło go od serca...
I wtedy, dokładnie w momencie, gdy Rebekah była gotowa pożegnać się z
życiem poczuła, że drewno opuszcza jej ciało, jednak nim zdołała nacieszyć się
chwilą ulgi i triumfu czyjeś gorące, namiętne wargi naparły na jej, obsypując
tęsknymi, długimi, łakomymi pocałunkami. Natychmiast je odwzajemniła, czując
gorąco oblewające całe je ciało. Tak wspaniale mógł całować jedynie...
- Marcel- wyszeptała wprost w jego wargi, bezwiednie błądząc dłońmi po
całym jego ciele. Och, jak za tym tęskniła....
Brakowało mi ciebie- westchnął Marcel, przenosząc się z pocałunkami na
jej szyję, podgryzając ją lekko, co wywołało przyjemne dreszcze, przebiagające
wzdłuż całego jej ciała. Rebekah uśmiechnęła się pod nosem.
- Ten kołki to jednak całkiem fajna sprawa- zaczęła ostrożnie- dużo ich
masz? Przydałoby mi się kilka.
Marcel zmarszczył brwi i uniósł wzrok, lustrując jej twarz.
- Czyżby braciszkowie zaczęli działać ci na nerwy?- zadrwił. Usta
Rekebah rozciągnęły się w prowokacyjnym uśmieszku. Nie odpowiedziała. Po prostu
przyciągnęła go do siebie w pocałunku.
***
- Ten nada się w sam raz- oznajmił Damon, wskazując podrzędny motelik,
przed którym właśnie zaparkowali.
- Masz rację- przyznała Elena niechętnie i wysiadła z auta, ciągnąc za
sobą niewielkich rozmiarów walizeczkę. Razem, ramię w ramię dotarli do
recepcji.
- Dwa jednoosobowe pokoje- zwróciła się Elena do czarnowłosej
dziewczyny, stojącej za ladą i już wyciągała portfel, gdy nagle Damon zatrzymał
jej dłoń wpół gestu, stanowczo ściskając za nadgarstek.
- Chyba śnisz- prychnął- chcesz mieć osobny pokój, żeby znów próbować
zwiać tak jak na tamtej stacji benzynowej?
- To nie byłaby próba, gdybyś tylko zachował się ja dżentelmen, zamiast
wparować mi do łazienki- odpyskowała wściekła, wyrywając dłoń z jego uścisku-
nie jestem twoją niewolnicą i nie mam pięciu lat, żebyś mnie musiał pilnować.
- Założymy się?- spytał groźnie, po czym pochylił się nad ladą, patrząc
prosto w oczy recepcjonistce, z zafascynowaniem przysłuchującej się ich
krótkiej wymianie zdań.
- Wynajmiesz nam jeden, dwuosobowy pokój...- zasugerował hipnotycznym
półszeptem, uśmiechając się czarująco.
- Damon!- zawołała Elena w świętym oburzeniu, próbując odciągnąć go od
wpatrzonej w niego jak w obrazek brunetki.
- ... i nie będziesz słuchać tego skrzata obok...
- Damon!- teraz była naprawdę wściekła.
- Nie zwracaj uwagi na tego dupka- poradziła oszołomionej dziewczynie,
używając wampirzego wpływu- wynajmiesz nam dwa OSOBNE pokoje a potem zapomnisz,
że w ogóle nas poznałaś.
- Wynajmiesz nam WSPÓLNY pokój- warknął wampir, odsuwając dziewczynę na
bok.
- Dwa osobne!- teraz to ona go popchnęła.
- Jeden wspólny!- kolejne pchnięcie.
- Dwa osobne...
- Jeden- w wampirzym tempie Damon przyparł ją do ściany. Dziewczyna
rozwarła wargi szeroko ze zdumienia, nie mogąc uwierzyć, że tak nagle znów
znalazł się na tyle blisko, by oszałamiać ją swoim męskim, zmysłowym zapachem.
Jego ciało napierało na jej, zamykając ją w potrzasku. To wszystko działo się
tak szybko, że kompletnie zbiło ją z tropu i chyba dokładnie o to chodziło.
Elena zupełnie bezwiednie spuściła wzrok na jego lekko rozchylone wargi i
dopiero po minucie zmusiła się, żeby znów spojrzeć mu w oczy. Te intensywnie
zielono-niebieskie, hipnotyczne oczy...
- Jeden- wyszeptał wampir wprost w jej wargi i nie spuszczając z niej
wzroku sięgnął po kluczyk, który właśnie podawała mu recepcjonistka. Gdy tylko
Elena pojęła, co właśnie się stało odepchnęła go od siebie ze wściekłym
pomrukiem, po czym ostentacyjnym krokiem zabrała walizkę, którą porzuciła przy
recepcji i ruszyła w stronę głównego holu.
- Zapomnij, co się przed chwilą stało- nakazał Damon recepcjonistce-
jesteśmy zwyczajnymi gośćmi- dodał i z szelmowskim uśmiechem ruszył za
oddalającą się wampirzycą.
***
Caroline przeglądała stare fotografie nie mogąc powstrzymać łez.
Widziała siebie, Bonnie i Elenę z czasów, gdy wszystko było takie proste: w
trójkę były czirliderkami i jednocześnie największymi imprezowiczkami w szkole,
Elena spotykała się z Mattem a Caroline próbowała dobierać się do Tylera, niestety
bez powodzenia, bo ten był zaabsorbowany młodszą siostrą Donovana. Życie było
beztroskie a oni uśmiechnięci i przebojowi, podziwiani i lubiani....
Wychowywali się razem, razem dorastali i wspólnie przeżywali wszystkie okropne
rzeczy, które się wydarzyły: śmierć rodziców Eleny i jej rozstanie z Mattem,
śmierć babci Bonnnie i siostry Matta, przemianę Caroline w wampira i Tylera w
wilkołaka, zerwanie Caroline z Mattem a potem z Tylerem, jego przywiązanie do
Klausa, powrót Rozpruwacza, śmierć Johna, Jenny, Isobell, Alaricka, matki
Tylera... można by tak wymieniać bez końca. Przeżyli to wszystko, bo byli razem
i nie bacząc na nic zawsze się wspierali, zawsze o siebie walczyli, walczyli o
lepszą przyszłość, a teraz co? Tyler wyjechał "do ciotki" a Elena
była przetrzymywana przez Klausa. Być może właśnie w tym momencie ją
torturował, krzywdził a ona, mimo wampirzej natury nic nie mogła na to
poradzić. Tak bardzo pragnęła znów uściskać przyjaciółkę, zobaczyć ją całą i
zdrową, ale nie miała pomysłu, jak tego dokonać. Była taka bezradna...
Jej ponure rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Nie patrząc na
wyświetlacz nacisnęła zieloną słuchawkę.
- Halo?- odezwała się niepewnie, pospiesznie ocierając łzy. W tej chwili
czuła się taka krucha...
- Caroline- usłyszała zachrypnięty, męski głos i zamarła wpół gestu, ze
słuchawką przy uchu.
- Tyler- szepnęła oszołomiona. Tak dawno nie słyszała jego głosu. Tak za
nim tęskniła, tak bardzo pragnęła z nim porozmawiać a teraz zwyczajnie zabrakło
jej słów- Tyler, ja...
- Rozłącz się- wysapał, nie dając jej dokończyć a Caroline zamurowało.
- Co?...
I wtedy jej uszu dobiegł rozdzierający skowyt, męski wrzask i wreszcie
zapadła głucha, niczym niezmącona cisza.
- Tyler?! Tyler!- Caroline krzyknęła do telefonu, przerażona. Boże, co
tam się wydarzyło...
- Witaj kochanie- po drugiej stronie aparatu usłyszała wesoły,
zabarwiony brytyjskim akcentem baryton, którego tak nienawidziła.
- Klaus- szepnęła, a jej niepokój się wzmógł. Tyler ją zostawił, by
zemścić się na Pierwotnym za wszystko, co im zrobił. Jeżeli teraz byli razem...
- Jeśli go tknąłeś...- zaczęła, starając się ukryć strach i zabrzmieć
groźnie, ale Klaus tylko roześmiał się, rozbawiony.
Spokojnie, twojemu kochasiowi nic nie grozi- zapewnił ją- jest jednak za
to cena...
***
- Klaus chce Eleny?- prychnął Matt dwie godziny później, gdy wszyscy
zebrali się w salonie Salvatore'ów po zagadkowym telefonie Caroline- nic
nowego.
- Nie rozumiesz- westchnęła Bonnie, pocierając skronie- on już ją miał,
ale wtedy zjawił się Tyler i ją uratował. Teraz Klaus wykorzystuje go, by
zdobyć to na czym mu zależy.
- Nie mamy pojęcia, gdzie jest Elena- dodał Stefan- Damon miał jej
szukać...
- Najwyraźniej mu zwiała- stwierdziła Caroline- jest bezpieczna, ale
Tyler...- głos jej się załamał.
- Spokojnie- pocieszył ją Stefan, ściskając delikatnie jej dłoń- nie
damy mu zginąć. A teraz przepraszam-dodał, sięgając po telefon- ale muszę coś
załatwić.
Troje przyjaciół odprowadzało go wzrokiem, gdy wychodził z pensjonatu.
Napięcie, które panowało między nimi można by było kroić nożem. Matt przygryzł
dolną wargę, myśląc nad czymś intensywnie i nagle zerwał się z kanapy,
ignorując zaskoczone spojrzenia Bonnie i Caroline.
- Ja też już muszę lecieć- wyjaśnił pokrótce i już go nie było.
Gdy tylko znalazł się poza zasięgiem wścibskich uszu wyjął telefon i
wybrał pierwszy numer, który przyszedł mu do głowy. Dziewczyna, do której
należał odebrała po pierwszym sygnale.
- Rebekah? Musisz mi pomóc...
***
Elena właśnie penetrowała walizkę w poszukiwaniu piżamy, gdy do pokoju
wszedł Damon, chowając telefon do tylnej kieszeni dżinsów.
- Dzwonił braciszek- wyjaśnił, widząc jej pytające spojrzenie- a ty
musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań- dodał stanowczo, zbliżając się do niej z
założonymi rękami. Dziewczyna odruchowo zrobiła krok do tyłu i rzuciła jedno
szybkie spojrzenie w kierunku okna, głośno przełykając ślinę.
Bała się z nim rozmawiać?
Bała się jego bliskości?
- To twoje zachowanie w klubie... cała ta podróż...- zaczął Damon,
mrużąc oczy w zamyśleniu, jakby próbował dopasować do siebie fragmenty
wyjątkowo skomplikowanej układanki- chciałaś być jak Katherine, prawda?
Chciałaś zmylić Klausa, żeby nie wiedział, która z was to prawdziwa Elena
Gilbert. To była tylko gra na czas, zgadłem?
Elena wbiła wzrok w dywan, przygryzając dolną wargę niemal do krwi.
Długo milczała, nie wiedząc jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
- Po części- przyznała w końcu- ale tylko po części. Damon, ja tak wiele
straciłam w ciągu tych dwóch lat! Teraz na nowo odkrywam tę część siebie, o
której zapomniałam. Nie masz pojęcia, jak mi było ciężko... nadal jest.
- Wiem o tym- zapewnił ją Damon miękko, ostrożnie ujmując jej twarz w
swoje dłonie- dlatego teraz musisz mnie uważnie posłuchać: udało ci się nabrać
Klausa. Gdy tylko Katherine zawitała do Nowego Yorku Klaus porwał ją myśląc, że
to ty.
- Co?! Nie, nie chciałam tego...
- Nie żałuj tej suki- prychnął Damon z odrazą- Tyler uratował ją myśląc,
że to ty a ona zostawiła go na pastwę tej pierwotnej gnidy.
Na moment szok odebrał Elenie zdolność mówienia.
- Cooo?!- wydukała w końcu, mając wrażenie, że zaraz zemdleje- nie, to
niemożliwe.... O Boże.... Tyler....Musimy go uratować.... Musimy...
- Wiem.....
- Damon, trzeba coś zrobić!- wrzasnęła dziewczyna spanikowana, miotając
się po pokoju.
- Wiem! Wiem!- Damon chwycił ją za ramiona i unieruchomił- uspokój się.
- Biedny Tyler- jęknęła Elena- biedna Caro. Co ja narobiłam....
- Hej! To nie twoja wina- zapewnił ją Damon zaskakująco łagodnie- znajdę
go, ale ty musisz tutaj zostać...
- Nie ma mowy- zaprotestowała dziewczyna natychmiast- jestem teraz
wampirem a w starciach z Klausem wyjdę na pewno lepiej niż ty. Nie możesz mi
tego zabronić wiedząc, że mam rację.
Damon jęknął przeciągle, sfrustrowany.
- Masz trzymać się mnie i być mi posłuszna- nakazał jej surowo, a gdy
skinęła głową dodał- gdy tylko dowiemy się, gdzie oni są plan jest następujący:
wchodzimy i wychodzimy. Wszytko jasne?
- Tak- odparła Elena natychmiast. W jej oczach dostrzegł upór i
zdecydowanie jak zawsze, gdy w grę wchodził los któregoś z jej przyjaciół. Dla
nich była gotowa chociażby na śmierć i to właśnie tak przerażało Damona.
- Chodź- westchnął- nie mamy wiele czasu.
***
- Nie musiałeś jej zabijać- syknęła Elena jakieś trzy godziny później,
skręcając z Damonem w ciemny zaułek w jednej z najgorszych dzielnic Nowego
Yorku.
- Owszem, musiałem-odparł tamten szeptem- to była hybryda
podporządkowana Klausowi. Wydałaby nas, zanim zdołalibyśmy ocalić Tylera.
- Uwiodłeś ją i wyciągnąłeś z niej informacje tak, by nic nie
podejrzewała- Elena pokręciła głową z niedowierzaniem- po czym wyrwałeś jej
serce- zakończyła grobowym tonem.
- I to wszystko zaledwie w godzinę- zauważył z dumą wampir, błyskając w
ciemności zębami- czekaj- dodał i nim się spostrzegła przycisnął ją do chłodnej
ściany budynku za jej plecami- patrz.
Elena ostrożnie wychyliła się ze swojej "bezpiecznej strefy" i
zaniemówiła, widząc hybrydy krzątające się przed magazynem niczym strażnicy,
broniący wejścia do starożytnej fortecy.
- To tutaj- wyszeptała, przerażona tym widokiem i ciężko przełknęła
ślinę.
Och, na pewno nie wyjdą stąd żywi...
Ale to przecież Tyler...
Zrobiła jeden jedyny krok do przodu, ale nim zdołała opuścić kryjówkę i
wstąpić w snop światła, jakie dawała jedyna działająca lampa Damon brutalnie
pociągnął ją do tyłu i unieruchomił, przyciśniętą do chłodnej powierzchni
ściany. Oczywiście, próbowała mu się wyrwać, ale z prawie stu
siedemdziesięcioletnim wampirem nie miała szans.
Cóż, musiał przyznać, że mimo ich tragicznego położenia jej wściekłość
wciąż niesamowicie go bawiła.
- Pamiętasz plan?- spytał, ostrzej niż zamierzał.
- Wchodzimy. Wychodzimy. Plan "B" jest tylko w wypadku
sytuacji awaryjnych. Czy coś pominęłam?- nie mogła powstrzymać złośliwości.
Damon zmrużył drapieżnie oczy i w końcu cofnął się zrezygnowany. No tak, teraz
już nie było odwrotu...
Chwycił Elenę za rękę, gestem nakazując jej milczenie, po czym razem
powoli zaczęli przesuwać się do przodu, wzdłuż ścian. Sługi Klausa pod żadnym
pozorem nie mogły ich zauważyć, bo to element zaskoczenia dawał im jakiekolwiek
szanse w tym starciu...
Już mieli opuścić swoją "Kryjówkę", gdy nagle coś lub ktoś
brutalnie wyrwał drobną dłoń Eleny z żelaznego uścisku Damona. Wampir
przystanął, zszokowany i rozejrzał się dookoła, ale nigdzie nie było młodej
wampirzycy. Wszystko spowijała ciemność...
-Którą z suk jesteś? Przez mój głupi błąd nie mogę was odróżnić- dobiegł
go przytłumiony szept, który zwykłemu człowiekowi mógł kojarzyć się z sykiem
powietrza, wydobywającego się z przebitego balonika. Damon zmarszczył brwi i
bez wahania ruszył w tamtym kierunku. Skręcił w lewo, potem w prawo...
"- Do diaska, czemu wszystkie te uliczki muszą wyglądać dokładnie
tak samo?"- pomyślał sfrustrowany, gdy nagle jego oczom ukazał się nie kto
inny, tylko Rebekah Mikealson, unosząca Elenę za szyję jakieś dwa metry nad
ziemią z taką łatwością, jakby ważyła tyle co piórko. Dziewczyna bezradnie
wierzgała nogami w powietrzu, rozpaczliwie próbując złapać oddech. Widząc to
Damon bez namysłu rzucił się na niczego niespodziewającą się blondynkę i
powalił ją na ziemię.
- To Elena idiotko- warknął, pomagając wstać z ziemi brunetce, która
teraz rozmasowywała obolałe gardło.
- Skąd ta pewność? Mój brat raz już się pomylił- stwierdziła Pierwotna,
zbliżając się do dziewczyny, ale w ostatniej chwili Damon zasłonił ją własnym
ciałem, ustawiając się w pozycji bojowej. Rebekah zatrzymała się a na jej
wydatne usta wkradł się kpiący uśmiech.
- Katherine Pierce jest w mieście a twoja słodka, kochana Elena zwodziła
Klausa i zgrywała największą zdzirę numer dwa- powiedziała spokojnie- jeżeli
wywłoka za twoimi plecami nie potwierdzi swojej tożsamości po dobroci wymuszę
to na niej siłą.
Damon westchnął ciężko, próbując poskromić mordercze zapędy. Niespełna
dwustuletni wampir i pisklak kontra ponad tysiącletnia Pierwotna... to nie
mogło skończyć się dobrze. Jęknął w duchu nad takim marnotrawstwem cennego
czasu po czym przybrał na twarz maskę uprzejmości i odwrócił się do Eleny.
- Które wspomnienie jej zaserwujemy?- mruknął z szelmowskim błyskiem w
oku- może znów te z naszymi pocałunkami...
Dziewczyna przewróciła oczami i wbiła mordercze spojrzenie w rozbawioną
blondynkę.
- Może powinnam przypomnieć ci dlaczego tak mnie nienawidzisz?-
zaproponowała beznamiętnie- no bo poza tym, że mam normalną rodzinę, przyjaciół
i ludzi, którzy mnie kochają wbiłam ci sztylet prosto w serce , chcąc ocalić
plan, który i tak legł w gruzach. Zabawne, że własny brat nie spieszył się z
przywróceniem cię do życia. Chyba nie bardzo tęsknił za wybuchową,
rozhisteryzowaną, plastikową laleczką, jaką jesteś. A ty co myślisz?
- Auć- syknął Damon krzywiąc się przy tym, jakby naprawdę coś go
rozbolało, zaraz jednak na jego usta powrócił ten cwany półuśmiech.
- Myślę, że jesteś prawdziwą suką, Eleno Gilbert- stwierdziła Rebekah i
niespodziewanie jej usta wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Sięgnęła do
wewnętrznej kieszeni skórzanej kurteczki, którą miała na sobie i wyciągnęła dwa
ostre jak brzytwa kołki z białego dębu. Damon i Elena zaniemówili na moment.
- Skąd to masz?- wyszeptała w końcu brunetka, bezwiednie wyciągając dłoń
przed siebie, ale Rebekah momentalnie się cofnęła, zabierając kołki z jej
zasięgu.
- Skąd to masz- powtórzyła Elena stanowczo- przecież spaliliście
wszystkie białe dęby i most, który został z nich zbudowany....
- Myślę, że "skąd to masz" to bardzo dobre pytanie Eleno-
wtrącił Damon z diabelskim błyskiem w oku- ale ważniejsze brzmi: co z tym
zrobimy?
Na twarzy Rebekah pojawił się zagadkowy uśmiech. Damon i Elena wymienili
spojrzenia. Czyżby przybycie Pierwotnej mogło się okazać zbawienne?
***
Elena skrzywiła się ze wstrętem na widok ciał, zaściełających wejście do
magazynu. Mimo tylu okropności, których już doświadczyła wciąż nie potrafiła
spokojnie patrzeć na cierpienie innych, nie ważne czy to był człowiek, czy
istota nadprzyrodzona. Wiedziała, że Damon i Rebekah oczyszczali jej drogę, ale
widok Pierwotnej, ściskającej wciąż bijące serce jednego z mieszańców naprawdę
ją odrzucił. Siłą woli zmusiła się, żeby iść naprzód i wejść do magazynu.
Wokół panował nieprzenikniony mrok. Jedynie jej ulepszony wzrok pozwalał
wychwycić takie szczegóły jak tona żelastwa i jakieś drewniane bale, walające
się na podłodze, czy Tyler, przymocowany grubymi łańcuchami za nogi do
sufitu...
-Tyler!- krzyknęła Elena i popędziła w jego kierunku, zapominając
kompletnie o ostrożności. Chłopak zwisał bezwładnie głową w dół a z niewielkiej
ranki na jego szyi miarowo kapała krew, ściekając po twarzy i włosach i
uderzając w betonową podłogę. Dziewczyna dostrzegła także na jego odsłoniętym,
umięśnionym torsie powoli gojące się siniaki, zadrapania i ranki. Z pewnością
nie obchodzono się tu z nim delikatnie.
- Tyler- wyszeptała Elena po raz kolejny i już miała go uwolnić, gdy
wtem drogę zagrodził jej Klaus we własnej osobie. Pierwotny przekrzywił głowę,
przyglądając się jej z żywym zainteresowaniem przemieszanym z rozbawieniem a na
jego kształtnych ustach błąkał się ironiczny uśmiech.
Wnioskuję, że tym razem naprawdę mam zaszczyt spotkać uroczą pannę
Gilbert- stwierdził swobodnie, jakby rozmawiali o pogodzie i zbliżył się do
niej na odległość pocałunku- - Witaj Eleno-szepnął czule, niespodziewanie
wbijając dłoń w jej klatkę piersiową, co kompletnie pozbawiło ją tchu- żegnaj
Eleno- dodał, próbując zacisnąć palce na jej sercu.
„-Zaraz umrę”-pomyślała Elena, czując niesamowity ból w każdym nerwie
swego ciała, lecz nim Klaus zdołał dokończyć dzieła, rozpędzony Damon wbił mu
kołek z białego dębu prosto w brzuch. Jedyna broń zdolna go zabić i szok
wywołany tym niespodziewanym atakiem osłabiły go na tyle, że tan osunął się na
kolana, spazmatycznie łapiąc oddech i wypuścił Elenę, która opadła na ziemię
niczym szmaciana lalka- zmęczona i obolała, ale żywa. Podczas gdy ona próbowała
uspokoić rozszalałe serce, które tłukło się o jej żebra z taką siła, jakby
próbowało wydostać się na zewnątrz, Damon mocniej dociskał kołek do ciała
Pierwotnego, rozkoszując się jękiem bólu, jaki blondyn mimowolnie z siebie
wydał.
- Jeszcze raz się do niej zbliżysz a a obedrę cię tym ze skóry i
sprawię, że sam będziesz mnie błagał o śmierć- powiedział uprzejmie, jakby
zwracał się do starego przyjaciela a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne
ogniki, co w połączeniu zabrzmiało tym bardziej groźnie.
- No tak, słodka Elena nie mogła przecież przyjść bez swego walecznego
rycerza- wysapał Pierwotny i mimo swego żałosnego położenia jego usta
wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu- ciekawi mnie tylko, gdzie w tym wszystkim
nasz kochany Stefan.
Damon warknął wściekle na te słowa sprawiając, że kołek zatopił się w
ciele Klausa niemal po sam trzon, na co ten odpowiedział stłumiony jękiem bólu
a tymczasem Elena z wysiłkiem podniosła się z ziemi i chwiejnym krokiem ruszyła
w kierunku Tylera. Rana co prawda w jednej chwili się zagoiła, ale okropne
wrażenie, jakie pozostawił dotyk Klausa w jej wnętrzu sprawiło, że wzdrygnęła
się ze wstrętem z trudem hamując odruch wymiotny. Musiała wziąć się w garść- w
tej chwili najważniejszy był Tyler. Podeszła do niego, czule dotknęła jego
zakrwawionej twarzy i uroniła jedną łzę. Chłopak był w fatalnym stanie, ale
większość ran, w tym ta na szyi zdążyło się już zagoić. Pocieszona tym
odkryciem sięgnęła do oplatającego bruneta łańcucha i jednym ruchem go zerwała.
Chłopak opadł na ziemię z głuchym łoskotem a Elena zaraz go objęła odruchowo
rozcierając jego ramiona, choć przecież wiedziała, że nie mógł odczuwać chłodu.
- Tyler- szepnęła potrząsając nim i całując w ciemne włosy- obudź się.
Tyler, musimy...
I właśnie w tym momencie Elena usłyszała jęk bólu, który na pewno nie
należał do Klausa...
… Zajętego miażdżeniem kości prawej dłoni Damona. Pierwotny wstał z
ziemi, strzepał z koszuli niewidzialny pyłek i odrzucił kołek z białego dębu
daleko za siebie, po czym kopnął zwijającego się u jego stóp z bólu Damona tak,
że ten osunął się po przeciwległej ścianie magazynu.
- Damon!- wrzasnęła Elena przerażona i to właśnie ten wrzask sprawił, że
Tyler wzdrygnął się i niepewnie uchylił powieki.
- Elena- wyszeptał słabo, niezdarnie próbując dźwignąć się na nogi.
Dziewczyna pomogła mu, pozwalając oprzeć się na sobie całym ciężarem ciała, ale
dokładnie w tym momencie Klaus znalazł się tuż przed nimi w wampirzym tempie i
z mściwym uśmiechem odrzucił ją do tyłu w wyniku czego zarówno ona jak i Tyler
upadli na ziemię z głuchym sapnięciem. Nie zdołali ponownie wstać, gdy Hybryda
zbliżyła się do nich chcąc zadać kolejny cios, jednak nagle znikąd pojawiła się
Rebekah. Okrążyła brata kilkukrotnie w wampirzym tempie i wbiła kołek z białego
dębu tuż pod jego żebrami, po czym stanęła nad nim niczym mroczny anioł zemsty,
uśmiechając się z wyższością.
Klaus warknął przeciągle, podczas gdy jego siostra leniwie obracała
kolejny kołek w palcach.
- Dłużej się nie dało?- spytał Damon z przekąsem, przyciskając do piersi
zmiażdżoną, krwawiącą dłoń.
- Brat nasłał na mnie całą armię swoich kundli- odparła Rebekah, po czym
mocniej docisnęła drewniane narzędzie do ciała mężczyzny. Klaus ryknął niczym
rozwścieczona bestia, próbując chwycić siostrę za nadgarstek i odepchnąć, jednak
ta w porę się odsunęła.
- Uważaj Nick- rzuciła ze śmiechem- jak tak dalej pójdzie szybko
stracisz wszystkich żołnierzy a wiesz, że następnych nie będzie.
Pospieszmy się- wtrąciła Elena, podtrzymując Tylera za ramiona. Chłopak
ledwo trzymał się na nogach i sprawiał wrażenie, jakby lada moment miał
zemdleć.
Zabierz go stąd- poleciła Rebekah tonem nieznoszącym sprzeciwu i
odwróciła głowę w stronę dziewczyny, chcąc sprawdzić jej reakcję. To ta chwila
nieuwagi wystarczyła, by Klaus zdołał wytrącić jej kołek z dłoni i rozkruszyć w
drzazgi ten, który jeszcze niedawno tkwił w jego ciele.
Złe posunięcie siostrzyczko- stwierdził chłodno, po czym uderzył w jej
klatkę piersiową z taką siłą, że ta przeleciała dobre parę metrów, nim opadła
na ziemię. Zaraz jednak z wampirzą prędkością podniosła się do pionu. W tym
samym momencie Damon ponownie zaatakował Pierwotnego. Zmiażdżona dłoń i wiek
już na starcie czyniły go przegranym, ale furia w jaką wpadł dawały mu siłę, by
przeciwstawić się Klausowi i nie tyle go pokonać, ile zatrzymać i unieruchomić.
Ten parszywy mieszaniec po raz kolejny zranił Elenę, jego delikatną, słodką,
niewinną Elenę i to w najgorszy z możliwych sposobów. Porwał kogoś, kto był dla
niej ważny a potem niemal wyrwał jej serce. Na samą myśl o tym, co mogłoby się
stać, gdyby tylko przyszedł za późno oblewały go zimne poty a oczy wilgotniały.
Zabierz stąd Tylera- poprosiła Elena, stając przed Rebekah, która
właśnie z kołkiem w ręku, jedynym którym im pozostał, zmierzała w stronę
walczących.
Rebekah, proszę- ponagliła ją Elena gestem nakazując, aby przekazała
broń w jej ręce- nie zabijemy go, ale musimy go zatrzymać, zanim wykończy nas
wszystkich. Jesteś od nas szybsza, wydostań stąd Tylera. Proszę- dodała
błagalnie. Rebekah zawahała się i wbiła spojrzenie błękitnych oczu w
czekoladowe tęczówki Eleny. Przez moment obie mierzyły się wzrokiem i wreszcie
blondynka wolno pokiwała głową na znak zgody.
Nie zawiedź mnie tym razem- ostrzegła brunetkę groźnie i oddała jej
kołek, po czym niemal wyszarpała Tylera z jej objęć i ulotniła się wraz z nim w
wampirzym tempie. Elena odetchnęła głęboko, ważąc kołek w palcach i powoli
odwróciła się w stronę walczących.
Z przerażeniem odkryła, że teraz szala zwycięstwa zdecydowanie przechyla
się na stronę Klausa. Pierwotny dociskał Damona do ściany magazynu i choć
brunet wciąż się z nim siłował jasne było, że nie wygra. Bez namysłu dziewczyna
rzuciła się w ich kierunku i niemal staranowała Klausa w wampirzym tempie i po
raz kolejny tego dnia ulokowała mordercze narzędzie w jego ciele, ten jednak
jednak szybko się po tym otrząsnął i teraz spoglądał na brunetkę z żądzą mordu.
- Elena, uciekaj stąd!- warknął Damon, ponownie ustawiając się w pozycji
bojowej tak, by osłonić ją własnym ciałem.
- Plan „B”- odparła dziewczyna i z wewnętrznej kieszeni skórzanej
kurteczki wyjęła miniaturową bombę-dzieło Alaricka- którą zabrała z Mystick
Falls przed wyjazdem. Damon warknął przeciągle, gdy odbezpieczyła zawleczkę i
wyrzuciła niepozorną kuleczkę w górę... Od tej chwili mieli jakieś trzy sekundy
na ucieczkę...
JEDEN- Damon odrzucił od siebie Klausa, który właśnie próbował wydrapać
mu oczy...
DWA- Damon chwycił Elenę wpół i w wampirzym tempie przeniósł...
TRZY- Elena padła na chodnik jak długa a Damon na nią, osłaniając ją
własnym ciałem przed odłamkami, które rozproszyły się w atmosferze, gdy potężny
wybuch wstrząsnął magazynem i całą ulicą, roznosząc go na kawałki.
- W porządku?- spytała Elena, dysząc ciężko i ujęła jego powoli
zdrowiejącą dłoń. Damon był cały umazany sadzą i krwią, jego koszula była
poszarpana a twarz podrapana i dziewczyna uświadomiła sobie, że pewnie sama
musi wyglądać podobnie.
Miałaś słuchać mnie we wszystkim- przypomniał jej Damon z wyrzutem- i
użyć tego Alarick'owego wynalazku tylko w razie konieczności. Przecież wiesz,
że nie mieliśmy pewności, że zadziała właściwie.
- Wiem, ale...
- Ciii- wampir zbliżył się do niej jeszcze bardziej i odruchowo ujął jej
twarz w obie dłonie- uratowałaś nas- szepnął, kciukami delikatnie gładząc jej
policzki. Elena poczuła, że skóra pod jego dotykiem zaczyna ją parzyć. Zamarli
tak na dobrą minutę. Wampir spuścił wzrok na jej kształtne usta, które
rozchyliły się delikatnie pod wpływem tego gorącego spojrzenia. Powoli, niczym
w transie zbliżyli się do siebie i...
I wtedy ktoś odchrząknął znacząco sprawiając, że oboje podskoczyli w
miejscu,w jednej chwili zrywając się na równe nogi.
Za nimi stała Rebekah, podtrzymująca słaniającego się na nogach Tylera i
przyglądała im się ze złośliwym uśmiechem.
- Wybaczcie, że przerywam,ale zapewne dokładnie w tej chwili mój
szalejący ze złości braciszek obmyśla plan zemsty, więc jeśli nie chcecie się z
nim spotkać ponownie, tym razem bez broni to radzę...
Racja- przyznała Elena zmieszana i ostrożnie podeszła do Tylera. Bała się
jego „świadomej” reakcji na jej widok, w końcu to przez nią tak naprawdę tu
trafił, ale gdy ten tylko ją ujrzał wyrwał się z uścisku Rebekah i słaniając
się na nogach podszedł do brunetki, obejmując ją z całej siły.
- Spokojnie... już dobrze- szeptała mu do ucha- wszystko będzie
dobrze...
***
Pół godziny później siedzieli w pokoju hotelowym, wynajętym dzięki
wampirzemu wpływowi i opatrywali rany. Wszyscy odświeżyli się dokładnie a po
tym, jak Tyler się pożywił i umył prezentował się już zdecydowanie lepiej.
Teraz Elena z całych sił starała się go namówić na powrót do Mystick Falls.
- Wiesz, po co wyjechałem- przypomniał jej brunet uparcie- ty wyjechałaś
z tego samego powodu...
- W moim przypadku to miało sens- syknęła wampirzyca- ty zostawiasz za
sobą Caroline, rodzinę, przyjaciół i całe swoje życie. Nie dostaniesz drugiej
szansy, by to odzyskać. Wiesz o ty?
- Wiem- przyznał mieszaniec niechętnie.
- I mimo to ranisz wszystkich wokół a przede wszystkim siebie? W imię
zemsty?
- Tyler- dodała już łagodniej i ujęła jego dłoń w swoje drobne dłonie-
prawda jest taka, że nie pokonasz Klausa w pojedynkę. Musimy działać razem a
póki co i tak wszyscy przez niego cierpimy. Po prostu nie pozwól na to, żebyśmy
cierpieli jeszcze bardziej, dobrze?
Przez dłuższą chwilę Elena wpatrywała się w niego tymi oczami niewinnymi
jak u łani i w końcu Tyler niechętnie pokiwał głową.
Piętnaście minut później dziewczyna odprowadzała jego i Rebekah do
drzwi.
- Dbaj o niego- szepnęła błagalnie do ucha blondynce, którą
niespodziewanie objęła- o nich wszystkich, a najlepiej zachowaj to, że mnie
widziałaś dla siebie.
- Nie bądź egoistką Eleno- powiedziała Rebekah zaskakująco łagodnie-
mają prawo wiedzieć, zresztą nawet jeśli nic nie powiem kundel się wygada.
W takim razie niech wiedzą, że bardzo ich kocham- odparła Elena z trudem
hamując łzy- i że wszystko u mnie w porządku.
Rebekah zerknęła ukradkiem na Damona, przysłuchującego się tej rozmowie
ze szklanką whysky w ręku.
- Bez wątpienia- rzekła ze złośliwym błyskiem w oku, po czym zniknęła za
drzwiami. Parę sekund później Elena patrzyła przez okno za ich odjeżdżającym
samochodem. Wierzchem dłoni otarła wilgotne oczy, starając się uspokoić. Tak
bardzo tęskniła...
- Musimy znaleźć to lekarstwo- powiedziała, wyczuwając obecność Damona
za plecami.
- Znajdziemy- zapewnił ją wampir, kładąc dłonie na jej ramionach- ale
nie dziś. Dziś mamy jeden samolubny dzień, który spożytkujemy na dziki koncert
w Cleveland, tańce do białego rana i nieprzyzwoite ilości alkoholu- dodał
wesoło.
Elena parsknęła śmiechem.
- Oto złote rady Damona Salvatore.
Brunet wzruszył tylko ramionami, również się śmiejąc.
- Szykuj się. Zaraz wyjeżdżamy.
***
Elena zawsze lubiła bawić się z Damonem, a dzisiejszy wieczór
przypomniał jej o ich wspólnej podróży do Georgii. To tam po raz pierwszy
spędzili czas tylko we dwoje i to tam zrodziło się między nimi zaufanie i ta
swoista nić porozumienia, która z czasem przekształciła się w przyjaźń.
„-Teraz wyglądam lepiej niż wtedy”- pomyślała dziewczyna z zadowoleniem,
gdy po koncercie ACDC zmierzali w stronę najlepszego klubu w mieście. Na tę
okazję Elena postanowiła nie prostować włosów, pozwalając swobodnym lokom
miękko opaść na ramiona, pomalowała się nieco ostrzej niż zazwyczaj i ubrała
obcisłą ciemnozieloną sukienkę, sięgającą jej za uda, czarną skórzaną
kurteczkę i szpilki w tym samym kolorze. Damon nie raz tego wieczoru
powtarzał, że wygląda bosko, ale dopiero podziw innych mężczyzn utwierdził ją w
przekonaniu, że mówi prawdę. W końcu on wcale nie był obiektywny...
Dziewczyna kątem oka zerknęła na swego towarzysza. On też prezentował
się nieziemsko w tych swoich czarnych, skórzanych spodniach i granatowej
koszuli, idealnie podkreślającej jego świetnie zbudowane ciało. Co tu dużo
gadać: już sam uśmiech i spojrzenie niebiesko-zielonych oczu zwalało z nóg.
Panie przodem- powiedział Damon z przebiegłym uśmiechem, otwierając
przed nią drzwi do klubu. Elena skinęła głową rozbawiona i wkroczyła do środka.
Gęsty tłum tańczących do muzyki techno dzielił ich od baru a jarzeniowe
światła, jakie dawała wisząca pod sufitem dyskotekowa kula zapewne oślepiały
większość znajdujących się w sali ludzi, ale poza tym nie mogli narzekać.
Przepchali się do baru i zamówili po drinku- „tak na rozgrzewkę”- jak to
określił Damon.
- Teraz zabawimy się w moim stylu- szepnął jej do ucha, gdy barman podał
im trunek i jednym haustem wychylił swoją porcję. Elena roześmiała się jak
mała, psotna dziewczynka i dołączyła do niego. Pili, tańczyli, grali w bilard,
znów tańczyli... W tej chwili byli najbardziej beztroskimi wampirami pod
słońcem.
- Jednak cieszę się, że za mną pojechałeś- wyznała Elena, gdy Damon
okręcał ją w takt jakiejś szybkiej piosenki.
- A więc przyznajesz, że za mną tęskniłaś?- wymruczał jej do ucha,
uwodzicielsko mrużąc oczy, jakieś dziesięć minut później, w drodze po kolejnego
drinka.
- Hej, jestem pijana- zawołała dziewczyna i jakby na potwierdzenie
swoich słów wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem- w tym stanie zrobię wszystko,
co zechcesz.
- Wszystko?- powtórzył Damon z przebiegłym uśmiechem, zbliżając się do
niej na odległość pocałunku.
- Nie łap mnie za słówka- roześmiała się perliście, odpychając go od
siebie i rozkosznie przygryzła dolną wargę- zresztą co za przyjemność
wykorzystać pijaną dziewczynę, która jutro niczego nie będzie pamiętać?
- To świetna okazja, żeby spróbować- wymruczał Damon, delikatnie
przyciągając ją do siebie. Elena czuła jego męski, kuszący zapach a od jego
elektryzującego dotyku zawróciło jej się w głowie. Wbił w nią swe intensywne,
przewiercające duszę spojrzenie zmuszając ją do uległości. Bezwiednie spuściła
wzrok na jego kształtne wargi, które wykrzywiły się teraz w przekornym
uśmiechu. Gdy twarz wampira zbliżyła się do jej twarzy a jego wargi dzieliły od
niej milimetry jej oddech gwałtownie przyspieszył.
- Przestań- szepnęła słabo, głośno przełykając ślinę. Teraz niemal
muskali się wargami...
- Zatańczysz?- męski głos tuż obok przerwał tę chwilę. Elena, wciąż w
objęciach Damona przeniosła zamglony wzrok na miedzianowłosego chłopaka,
uśmiechającego się teraz do niej przyjaźnie i po dłuższej chwili odwzajemniła
uśmiech.
- Jasne- zgodziła się i ignorując kompletnie Damona chwyciła
nieznajomego za rękę i poprowadziła na parkiet. Wampir zacisnął dłonie w pięści
patrząc, jak chłopak dotyka Elenę w taki sposób, na jaki jemu pozwoliła tylko
raz, wtedy w motelu gdy rzuciła się na niego.
O co mogło chodzić? Nie chciała tego? Owszem chciała, widział pragnienie
w jej oczach, słyszał jej przyspieszony puls a mimo to... Uciekała. Tak, to
jest dobre określenie jej zachowania. Uciekała, bo bała się jego bliskości.
Bała się do czego to mogłoby doprowadzić... No i pewnie podświadomie wciąż
myślała o Stefanie. Cholera, co on miał poradzić na to, że tak bardzo pragnął
ją pocałować zawsze, gdy tylko ją widział? Co mógł poradzić na to, że była dla
niego niczym zakazany owoc, że darzył ją tak rozpaczliwą miłością? Jeden jej
uśmiech, jeden dotyk, jeden nawet niewinny pocałunek czyniły z nim więcej niż
seks z najseksowniejszą kobietą świata. Za każdym razem, gdy na nią spoglądał
musiał się powstrzymywać, by się na nią nie rzucić. Ta tortura trwała już
półtora roku...
„-Dosyć tego”- pomyślał wściekle, gdy miedzianowłosy frajer zaczął
masować pośladki Eleny i w wampirzym tempie podszedł do tańczącej pary.
- Odbijany- warknął wyrywając dziewczynę z objęć „rudego” i przyciągnął
ją do siebie jak najbliżej.
- Co ty robisz?- syknął- jeśli chciałaś się z kimś macać zawsze miałaś
mnie do dyspozycji. Przynajmniej miałabyś pewność, że nie zarażę cię żadnym
syfem.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć?- prychnęła Elena, nie na żarty
wkurzona- przeleciałeś pół Mystick Falls, jestem pewna, że nie pytałeś żadnej z
tych dziewczyn o kartę zdrowia.
Eleno...
- Daj spokój- warknęła dziewczyna, wyrywając się z jego objęć- nie
rozumiem, dlaczego jesteś zazdrosny. Przyjaciele nie powinni się tak
zachowywać. I nie masz prawa prawić mi morałów. Peter jest świetnym chłopakiem
a ja jestem dorosła. Mam prawo do własnych znajomych, czy o ich wyborze też
zamierzasz za mnie decydować, „tatusiu”?
To mówiąc odwróciła się na pięcie i nie oglądając się za siebie wyszła z
klubu, wściekle postukując obcasami. Damon westchnął ciężko, przeczesując
aksamitne, zaczesane do tyłu kruczoczarne włosy palcami i w końcu ruszył za
nią. Nie mógł pozwolić na to, by po raz kolejny mu uciekła.
Mam spokojnie patrzeć na twoją autodestrukcję?-zawołał za nią widząc, że
zmierza w stronę ich zaparkowanego po drugiej stronie ulicy cadilaca i w jednej
chwili znalazł się tuż za nią.
- Zamierzasz ukraść mi samochód?- zapytał z rozbawieniem obserwując, jak
z furią usiłuje otworzyć drzwi od strony kierowcy. -Hej hej, spokojnie
wampirku- dodał łagodnie, chwytając ją za nadgarstek w momencie, gdy miała
zamiar wybić szybę pięścią, wykorzystując swą nadludzką siłę- chyba trochę
szalejesz, co?
W takim razie coś nas jednak łączy- warknęła Elena, obrzucając go
niechętnym spojrzeniem. Damon ściągnął brwi a w jego niesamowitych oczach
pojawił się jakiś niebezpieczny błysk. Wampir w jednej sekundzie przyparł ją do
samochodu, pokładając dłonie po obu stronach jej głowy i obdarzył ją uwodzicielskim
uśmiechem, mrużąc seksownie oczy.
- Masz na myśli to, że oboje mamy na siebie ochotę?- spytał
konspiracyjnym szeptem. Jego słodki oddech owionął jej twarz a ona głośno
przełknęła ślinę, próbując się odsunąć najdalej, jak było to możliwe w tej
niezręcznej pozycji. Gdyby tego nie zrobiła ich usta jak nic by się spotkały...
Był tak blisko...Oszołamiał ją.... Uwodził...
Jedyne na co mam ochotę to kawa i gorąca kąpiel- odparła dziewczyna
twardo i zebrała się w sobie, alby go odepchnąć- a teraz przepraszam- dodała,
zmierzając w stronę miejsca pasażera. Damon uśmiechnął się pod nosem, wsiadając
do auta.
***
Caroline, Jeremy, Stefan, profesor Shane i Matt rozmawiali właśnie w
salonie Salvatore'ów o podróży Bonnnie do Kalifornii, gdzie miała nadzieję znaleźć
swoją mamę , gdy nagle do Pensjonatu wkroczyła Rebekah a za nią....
- Tyler!- zawołała Caroline z niedowierzaniem i nie czekając ani chwili
rzuciła mu się na szyję. Brunet mocno ją do siebie przycisnął, ledwo
powstrzymując łzy szczęścia. Wzruszenie odebrało zebranym zdolność mówienia.
Tak bardzo się o niego martwili... Tak za nim tęsknili...
Rebekah uśmiechnęła się pod nosem, gdy Matt podszedł do przyjaciela i
dyskretnie ulotniła się z Pensjonatu. Jeszcze tyle rzeczy musiała załatwić...
- Rebekah- usłyszała krzyk, którego nie mogła pomylić z żadnym innym i
odwróciła się z uśmiechem. W jej stronę biegł Matt Donovan. Jego cudowne,
błękitne oczy błyszczały szczerą radością a na łagodnych ustach gościł szeroki
uśmiech.
Dziękuję ci- wyznał szczerze- dziękuję, to wiele dla mnie znaczy. Dla
nas.
- Wiem- odparła blondynka - to nie tylko moja zasługa. To Elena go
uratowała...
- Rozmawiałaś z nią?- podchwycił blondyn natychmiast- Wszystko z nią w
porządku?
- Tak, ma się dobrze- zapewniła go Rebekah i głośno przełknęła ślinę.
Zapadła niezręczna cisza i po chwili Matt zbliżył się do niej nieznacznie.
- Znów uciekasz?- bardziej stwierdził niż zapytał, spoglądając na nią
wyczekująco- gdzie ty się podziewałaś....
- Świat jest wielki Matt- powiedziała- ale możesz być pewny, że gdy
tylko załatwię swoje sprawy natychmiast tu wrócę. Obiecuję- dodała,
spontanicznie chwytając jego dłoń. Matt nie odpowiedział. Po prostu ją
pocałował.
***
Nawet się nie przebrali ze stroju "imprezowego" na codzienny-
po prostu ruszyli w drogę do nikąd. Właśnie, donikąd. Nie mieli pojęcia, gdzie
szukać informacji o lekartwie i mknęli boczną drogą jadąc tak naprawdę przed
siebie. Był środek nocy, minęła godzina a oni nie zamienili ze sobą nawet
słowa. Damon za pomocą lusterka obserwował Elenę, pogrążoną we własnych
myślach. W dłoni ściskała naszyjnik, który otrzymała od Stefana na samym
początku ich znajomości. To był symbol ich wiecznej miłości, symbol więzi jaka
ich łączyła. Zabawny był fakt, że ozdoba tak naprawdę nawet nie należała do
Eleny tylko do Rebekah, która w latach dwudziestych spotykała się ze Stefanem,
jednak on za sprawą hipnozy Klausa nie miał o tym pojęcia, gdy podarował go
ukochanej brunetce. Teraz to było tylko wspomnienie...
- Mam już tego dość- warknął Damon, wyrywając tym samym dziewczynę z
zamyślenia. Wampirzyca spojrzała na niego ze zdziwieniem, gdy z piskiem opon
zaparkował samochód na poboczu.
- Co ty wyprawiasz?- spytała, nic z tego nie rozumiejąc. Damon jednak
ani myślał odpowiedzieć- spojrzał jej głęboko w oczy, po czym wpił się w jej
usta z niezwykłą gwałtownością. Elena westchnęła cicho wprost w jego wargi,
oddając pocałunek z żarliwością, o jaką nawet się nie podejrzewała. Tak bardzo
go pragnęła... Tak doskonale całował.... Naprawdę można się w tym było zatracić
bez reszty. Dziewczyna wplotła palce w jego aksamitnie czarne włosy i zadrżała,
czując jego elektryzujacy dotyk w każdej części swego rozpalonego ciała. Wampir
mocniej docisnął ją do fotela niemal się na niej kładąc i podciągnął jej
sukienkę delikatnie do góry, masując jej uda. Gdy jednak jego natarczywe usta
przeniosły się z pocałunkami na jej szyję i dekolt wrócił jej zdrowy rozsądek.
"- Co ja wyprawiam?"- zganiła się w duchu i niewiele myśląc
zrzuciła z siebie bruneta, w wyniku czego jego głowa doznała bliskiego
spotkania z dachem auta. Nie czekając na jego reakcję uciekła w wampirzym
tempie.
"- To wszystko przez wampiryzm"- powtarzała sobie, biegnąc
przez ciemny las- mam podwyższone libido, to przez to. Nie mogę....
Lecz nim zdołała dokończyć tę myśl coś gwałtownie ścisnęło ją za gardło
i przycisnęło do drzewa nieopodal. Elena spojrzała wprost w roznamiętnione oczy
Damona....
- Przestań- zażądała, gdy jego wargi ponownie niebezpiecznie się do niej
zbliżyły.
- Przestanę, gdy ty przestaniesz- odparł i ponownie ją pocałował. Gdy
tylko jego wargi dotknęły jej ust po jej silnej woli nie pozostało nawet śladu.
Dziewczyna podskoczyła, oplatając go biodrami, splotła się z nim w namiętnym
uścisku, odpowiadając na każdy jego pocałunek, każdy dotyk, wszystko....
Jak w transie rozerwała jego ciemną koszulę bładząc dłońmi gwałtownie po
jego rozgrzanym torsie. Podobało jej się, jak reaguje na jej dotyk, jak szepcze
wprost w jej usta jak bardzo mu tego brakowało.... Jak wzdycha w oszołomieniu,
gdy ta oddaje każdy jego pocałunek....
Damon podciągnał jej sukienkę i uniósł ją za biodra, sprawiając, że jego
twarz znajdowała się teraz pomiędzy jej udami... Rozkoszował się drżeniem jej
ciała i rozpaczliwymi jękami, gdy językiem pięścił jej najczulsze miejsca, ssał
jej delikatną skórę, wzbudzając jej podniecenie. Drażnił chłodnym językiem jej
wejście, całował ją, chuchał.... Elena przygryzła dolną wargę niemal do krwi,
starając się utrzymać równowagę opierając się o jego ramiona. Nigdy dotąd nie
przeżyła niczego tak intensywnego, tak gwałtownego, tak elektryzującego... Nie
umiała powstrzymać rozpaczliwych krzyków. Gdy jednak poczuła, że koniec jest
blisko postanowiła zamienić role. Teraz to ona przyciskała go do drzewa, to ona
pieściła jego tors, schodząc w dół. Nie myślała już jasno, gdy ścisnęła jego
męskość, wywołując jego ciche westchnienie. Uśmiechnęła się zadziornie,
wkładając ją sobie do ust. Pieściła go gwałtownie, niemal dziko, była tak
spragniona jego bliskości... Nie zarejestrowała nawet momentu w którym Damon
ponownie ją uniósł sprawiając, że oplotła go nogami i wszedł w nią jednym
gwałtownym ruchem. Tak, ten facet doskonale wiedział, co robi. Poruszał się w
niej, obsypując jednoczenie pocałunkami jej szyję, piersi, obojczyk
doprowadzając ją do szału. Robił to czule, gwałtownie, dziko, namiętnie...
Sprawiał wrażenie, jakby marzył o tym od dawne. Elena krzyczała w rytm jego
ruchów a on robił wszystko, by opóźnić moment spełnienia. Gdy wreszcie ta
potężna fala rozkoszy zalała ją wyginając jej ciało w łuch Elena wbiła paznokcie
w plecy Damona i wrzasnęła wniebogłosy, nie mogąc zrozumieć, dlaczego to trwa
tak długo. Była wyczerpana, spocona i... wciąż nienasycona. Damon nie zakończył
jednak połączenia z jej ciałem... Wciąż się w niej poruszał, wydobywając z jej
ust kolejne jęki rozkoszy...
Ta noc była przecież jeszcze młoda, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz