środa, 3 września 2014

Rozdział 9- Koniec nie zawsze rodzi początek

                        



Dobra zabawa, alkohol i krew jakoś dziś nie przynosiły ukojenia. Mimo tylu wypitych drinków nie mógł wyrzucić z pamięci obrazu swego brata i Eleny, obściskujących się w taki czuły sposób na powitanie. Mimo tylu rozerwanych tętnic wciąż nie mógł pozbyć się tego cholernego bólu, który rozprzestrzeniał się od miejsca w którym biło jego wampirze serce i opanowywał całe jego ciało i umysł. Mimo tylu pięknych kobiecych ciał i tylu pocałunków wciąż nie mógł zapomnieć smaku warg Eleny i kształu jej powabnego ciała ani tym bardziej tego przyjemnego uczucia, gdy mógł trzymać ją w objęciach i kosztować za każdym razem, gdy naszła go taka ochota. A nachodziła go bardzo często... Cholera.
Nie mógł już tego dłużej znieść. Musiał się znieczulić, bo powoli tracił zmysły. Opuścił bar około godziny pierwszej w nocy i ruszył ulicą w drodze donikąd. W pewnym momencie mrok rozświetliły migączące w oddali światła jakiegoś samochodu a twarz Damona rozciągnęła się w drapieżnym uśmiechu, gdy połozył się w poprzek jezdni sprawiając, że stała się nieprzejedna. On był łowcą a te naiwne, skamlące owieczki były ofiarami, których zyły z łatwością i bez żadnych sprupułów osuszył do cna. Miały pecha, że trafiły akurat na niego- bezdusznego krwiopijcę, nieczułego na krzyki i błagania. Po wszystkim czuł się lepiej, o wiele lepiej. Z ironią stwierdził, że z przyjemnością wróci teraz do domu i być może nawet spotka się ze słodką Eleną. Niech dziewczyna ma satysfakcję z tego, że choć raz  w życiu miała rację, przynajmniej co do niego. Uśmiechając się złośliwie ruszył w drogę powrotną, zbroczoną krwią i ciałami jego dzisiejszych ofiar. W tej chwili miał gdzieś Radę i całe to zakichane miasteczko. Ból zniknął. Wszystko inne także.

***************************************


- Wiedźma, która cię uprowadziła chciała mnie?- zdziwił się Jeremy, siadając na kanapie obok siostry- ale po co? 
- Nie mam pojęcia- przyznała Elena niechętnie- ale przysięgam się dowiedzieć- dodała z mocą, ściskając jego dłoń. Podskoczyła w miejscu w momencie, w którym Stefan ujął jej drugą dłoń i ucałował jej zewnętrzną stronę, chcąc dodać jej otuchy. Gdy odsunęła się od niego niepewnie, wszyscy obecni posłali jej zdziwione spojrzenia. Ona sama nie bardzo wiedziała, co nią w tym momencie kierowało. Od momentu, w którym zobaczyła przeszywający ją na wskroć, pełen ukrytego cierpienia wzrok Damona nie mogła spojrzeć Stefanowi w oczy, ba, ona po raz pierwszy w życiu czuła się w jego towarzystwie niepewnie i tak bardzo nie na swoim miejscu jak to tylko możliwe. Pod wpływem świdrującego spojrzenia Stefana i pozostałych przyjaciół spuściła wzrok i kilkukrotnie otworzyła usta, ale nie wydobyły się z nich żadne słowa wyjaśnienia. Wreszcie dziewczyna pokręciła głową, jakby próbowała pozbyć się jakichś natętnych myśli i zerwała się na równe nogi. - Muszę odpocząć- wyjąkała ze wzrokiem wbitym w dywan i w wampirzym tempie wbiegła na piętro, zatrzaskując się w jednym z gościnnych pokoi. - Co ją ugryzło?- zapytał Tyler, marszcząc brwi. Matt bezradnie pokręcił głową na znak, że nie ma pojęcia a Caroline tylko uśmiechnęła się niepewnie. - Pewnie jest bardzo zmęczona- mruknęła- jak tylko wydobrzeje wszystko wróci do normy. - Właśnie- poparł ją Stefan, wstając z kanapy- jak my wszyscy. Za nami trudny okres, musimy odpocząć a potem pomyślimy co dalej. - Będzie dobrze- uśmiechnęła się Bonnie, widząc jego kwaśną minę i żegnając się z przyjaciółmi wraz z Benem opuściła Pensjonat. Jeremy patrzył za nimi z mściwością, podczas gdy powoli reszta rozchodziła się do domów. Tyler zaoferował się podwieźć Caroline, która ochoczo przystała na jego propozycję i po chwili już ich nie było a Matt miał nocną zmianę w Grillu, więc czym prędzej popędził do pracy, zostawiając nadnaturalne problemy za sobą. Po chwili  Stefan i Jeremy zdecydowali się zażyć odribinę odpoczynku i  ruszyli na piętro. Mijając pokój, w którym zatrzymała się Elena Stefan cudem oparł się pokusie, żeby do niej zajrzeć. Chciał ją chociaż przytulić, zobaczyć jej uśmiech, dotknąć jej i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze, choćby miało być to największym kłamstwem w historii świata. Odkąd Damon wyszedł nie wiadomo dokąd Elena wydawała się jakaś taka przygaszona i nieobecna, mimo, że starała się to ukryć za tym swoim zniewalającym uśmiechem. Stefan sądził, że teraz uda im się to wszystko jakoś wyjaśnić i poskładać w całość, ale ona odgrodziła się od niego niewidzialnym murem, którego nie potrafił sforsować. Wybrała osobny pokój, daleko od jego pokoju mimo, że tam zostawiła wiele swoich, zapewne potrzebnych rzeczy. Wyraźnie chciała być sama i to bolało najbardziej. Bo przecież była sama przez ostatnie trzy miesiące i wciąż nie było jej dość. 

**************************************************

- Myślisz, że wszystko się ułoży?- zapytała Caroline, gdy zaparkowali przed jej domem, spoglądając na Tylera wyczekująco. Brunet westchnął ciężko, przygryzając dolną wargę. - Nie wiem- szepnął, bezradnie wzruszając ramionami- ale bardzo bym tego chciał-dodał, spoglądając na nią z bólem. To spojrzenie sprawiło, że po jej plecach przebiegł jakiś dziwny prąd, który zmusił jej serce niemal do galopu. Tyler patrzył na nią chyba przez wieczność, stopniowo się do niej zbliżając a ona nie miała w sobie dość siły, aby zaprotestować. Jego oczy mówiły wszystko. Zaglądały w najskrytsze zakamarki jej duszy a ona nie umiała się przed tym bronić. Gdy przycisnął swoje usta do jej warg była przegrana- przywarła do niego całą sobą, oddając się temu słodkiemu jak miód pocałunkowi całym swoim osiemnastoletnim sercem, zapominając o bożym świecie. Wplotła palce w jego ciemne włosy, wzdychając z ekscytacji. Przez chwilę wszystko było tak jak dawniej- byli po prostu zakochaną w sobie parą szczeniaków, które jakimś cudem miały przed sobą całą wieczność na spory i nastoletnie kłótnie i pragnęły cieszyć się chwilami pierwszych miłosnych zawirowań. Ale Caroline dobrze wiedziała, że oszukuje samą siebie, pragnąc przywrócić czasy, które już dawno minęły. Może i wtedy było łatwiej, ale to nie znaczy że lepiej. Zbyt wiele się wydarzyło, zbyt wiele spraw przestało mieć znaczenie na rzecz innych, ważniejszych. Caroline dorosła, wiele zrozumiała i wiele nauczyła się przez ten czas, stając się niezależną i odpowiedzialną młodą kobietą, jednak Tyler nie był obecny w procesie jej ewolucji. Każdy ruch jego warg i języka, który delikatnie podrażniał jej podniebienie przypominał o tym, że nie było go przy niej, gdy najbardziej go potrzebowała i gdy on najbardziej potzrebował jej. Przypominał o tym, że zemsta była dla niego ważniejsza od ludzi, którzy go kochali, była ważniejsza od wszystkiego, w co oboje przecież wierzyli. Był gotowy, by to stracić i chyba właśnie tak się stało. Nie mogła tak po prostu o tych wszystkich nieporozumieniach i cierpieniach zapomnieć. Nie byłaby w stanie spojrzeć w lustro, gdyby to zrobiła. Gdy więc ciepłe dłonie Tylera delikatnie wsunęły się za materiał jej koronkowej bluzeczki, muskając gładką skórę brzucha i pleców, dziewczyna zdecydowanym ruchem odsunęła go od siebie i ignorując jego zdziwione spojrzenie zapatrzyła się w przestrzeń, nerwowo przygryzając dolną wargę.
- Caroline, ja...- zaczął Tyler, jednak blondynka powstrzymała go ruchem ręki.
- Martwię się o naszych przyjaciół, o naszą przyszłość. O Elenę, Stefana, Bonnie i Matta. Wszystko się pokomplikowało i nie ma już odwrotu, musismy sobie z tym poradzić razem- podkreśliła dobitnie- jednak to, że jestem rozbita, niepewna i smutna nie oznacza, że masz prawo, by pocieszać mnie w taki sposób. Straciłeś je z chwilą, gdy z własnej woli mnie zostawiłeś. Jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i chyba bym umarła gdyby coś ci się stało, jednak nic więcej. Walczę o ciebie, bo jesteś moim przyjacielem, ale nie mogę być z kimś, kto postępuje w ten sposób. Jeżeli kiedyś dojrzejesz, zrozumiesz mnie, ale wiem, że w tej chwili to boli. Bardzo mi przykro, ale to ty pierwszy zadałeś mi cios i teraz musisz zmierzyć się z konsekwencjami jak dorosły facet.  Nie mam w zwyczaju całować się albo iść do łóżka z kimś, z kim nie jestem w związku. To była dawna Caroline, a ty nie miałeś jeszcze okazji poznać mojego nowego wcielenia. Mam do siebie minimum szacunku i ty też musisz się nauczyć opierać własnym żądzą i pragnieniom, bo to już nie raz cię zgubiło. A teraz wybacz, ale mama na pewno się o mnie martwi. Dobranoc.- Dziewczyna zakończyła swój monolog głośnym zaczerpnięciem tchu i już miała wysiadać, gdy Tyler chwycił ją za ramię, odwracając w swoją stronę i przybliżył się do niej ponownie na odległość pocałunku.
- Ja kocham cię w każdym wydaniu- wyznał i zbliżył się jeszcze bardziej, składając na jej policzku delikatny, ale za to bardzo sugestywny pocałunek- a gdy już będziesz leżeć w łóżku i zadręczając się tym, że być może powiedziałaś za dużo, albo w zbyt gorzkich słowach, wiedz, że to wszystko było piękne i prawdziwe. Właśnie dlatego cię kocham- jesteś moim aniołem stróżem, który chroni mnie przed popełnieniem największych głupot i zawsze jest obok, by skopać mi tyłek, gdy coś sknocę. Nie mogę cię stracić, nie ważne czy jako dziewczynę czy też po prostu przyjaciółkę. Caroline na moment zamarła, spiorunowana wrażeniem, jakie wywarło na niej to wyznanie, ale chwilę potem otrząsnęła się z szoku i bez słowa opuściła auto, zostawiając Tylera samego, pogrążonego we własnych myślach. Gdy tylko dotarła do swojej sypialni natychmiast rzuciła się do okna i odkryła, że wóz chłopaka wciąż stoi w tym samym miejscu co wcześniej a sam kierowca spogląda prosto w jej stronę znad uchylonej szyby. Nie potrafiła się cofnąć, toteż trwała w bezruchu do momentu, w którym Tyler ostatecznie odpalił silnik i z piskiem opon odjechał, pozostawiając po sobie poczucie pustki i osamotnienia. Blondynka z ciężkim westchnieniem rzuciła się na łóżko nawet nie raczywszy zdjąć butów. Skurczybyk miał rację- zadręczała się.
"Dziś już raczej nie zasnę"- pomyślała z rezygnacją.


********************************************


Drogi pamiętniku! Jestem idotką. Teraz mam już stuprocentową pewność, że nie ma we mnie za grosz moralności i inteligencji.  Nie sądziłam, że prawda może być tak bolesna i trudna do przyjęcia. Prawda powinna wyzwalać, dawać poczucie bezpieczeństwa i szczęście, a tymczasem sprawia ból większy od kłamstwa, w którym dotąd starałam się żyć. Damon przeze mnie cierpi, Stefan przeze mnie cierpi. Wszyscy moi przyjaciele przeze mnie cierpią. A to wszystko dlatego, że jestem największą idiotką w dziejach świata. Żałosne. Nie mogę spojrzeć w oczy Damona. Nie umiem patrzeć na jego ból, choć po tym co zrobił powinno mi to sprawiać przyjemność. Boję się, co teraz zrobi, boję się zbliżyć do Stefana. Za chwilę zacznę bać się własnego cienia a nie chcę tego. Zaczynam popadać w paranoję. Wiem do czego zdolny jest skrzywdzony Damon. Wiem, do czego w ogóle jest zdolny a ostatnimi czasy udowodnił mi tylko, że wcale nie zmienił się tak bardzo, jak starał się to pokazać. Jego zachowanie i nastroje zależą ode mnie a ja go zraniłam. Czy będzie chciał się mścić? Już sobie wyobrażam te jego niewybredne aluzję i niby to luźne żarciki, które będą miały za zadanie zranić mnie albo wzbudzić moje poczucie winy. Będzie mnie tak katował przez wieczność sprawiając, że stracę tych, na których opinii zależy mi najbardziej aż ostatecznie zdepcze moją relację ze Stefanem, niszcząc to na co tak ciężko pracowaliśmy. Jego również stracę- czegoś takiego się nie wybacza. Żaden z nich mi nie wybaczy. Chyba właśnie popadłam w paranoję. Elena podskoczyła gwałtownie, słysząc pukanie w szybę, ale odetchnęła z ulgą widząc roześmianą twarz Caroline. Schowała pamiętnik pod poduszkę i podeszła do okna, wpuszczając przyjaciółkę do środka.
- Co tu robisz?- spytała zaciekawiona, siadając na łóżku obok blondynki.
- Stęskniłam się- oznajmiła dziewczyna szeptem- postanowiłam cię odwiedzić.
- Serio Caro, powiedz co się dzieje- Elena zawsze perfekcyjnie wyczuwała, gdy z którymś z jej przyjaciół działo się coś niedobrego. Ta umiejętność często postrzegana była jako dar, jednak konkretnie w tym momencie to było najgorsze przekleństwo z możliwych. Caroline westchnęła ciężko, pocierając skronie.
- Całowałam się z Tylerem- wyznała w końcu, przygryzając dolną wargę nerwowo i z ironią godną samego Damona zauważyła, że dzisiejszego dnia zdażyło się to więcej razy, niż w ciągu całego jej życia.
- To nic złego- powiedziała brunetka, ścierając samotną łzę, spływającą po policzku przyjaciółki i uśmiechnęła się do niej delikatnie- wciąż się kochacie a Tyler już i tak wiele przeszedł i zrozumiał swoje błędy. Po co karać go dwa razy i przy okazji jeszcze siebie?
- A ty? Dlaczego każesz Stefana?- odbiła pałeczkę blondynka, wnikliwie badając twarz Eleny z której zniknęły wszelkie oznaki rozbawienia.
- Nie o tym chciałaś ze mną rozmawiać- odparła dziewczyna wymijająco.
- Ale ja tak bardzo bym chciała, żeby wam się ułożyło!- wykrzyknęła nagle blondynka z przejęciem- jesteście dla siebie idealni, niczym Romeo i Julia. Nie pozwól, żeby jakiś tam Parys to zniszczył.
Elena zmarszczyła brwi, spoglądając na dziewczynę jakby zwiariowala.
- Okej, po pierwsze ciszej, bo gdzieś tu śpi Jeremy a Stefan i Damon mają wampirzy słuch- odparła, siłą woli powstrzymując się przed warknięciem- po drugie nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz. Rozumiem, że jesteś postrzeloną romantyczką, ale żeby...
- Doskonale wiesz o czym mówię- prychnęła Caroline- chodzi o to wszystko, co robi Damon, aby was rozdzielić. Wiem, że jest pociągający, seksowny i Bóg wie co jeszcze, ale nie zapominaj, że on marzy jedynie, żeby cię przelecieć a to dlatego, że jesteś tą, która mu się opiera.
- A więc uważasz, że jego zaangażowanie w odzyskanie Stefana było jedynie pretekstem do tego, żeby zaciągnąć mnie do łóżka?!- warknęła Elena, zrywając się z miejsca- Myślisz, że tyle razy narażał dla mnie i przy okazji dla moich przyjaciół życie ze zwykłego kaprysu, albo żeby zaspokoić jakieś swoje wygórowane ambicje?! Myślisz, że troszczył i troszczy się o mnie, bo ma nadzieję na nagrodę?! Myślisz, że tyle czasu zmarnował po to, żeby mnie przelecieć?! A co, gdybym ci powiedziała, że już to zrobił a mimo to trwa przy mnie, wciąż twierdząc, że mu na mnie zależy?!
- Nie mówisz poważnie!- teraz to Caroline podniosła głos, stając z przyjaciółką twarzą w twarz. Gdyby spojrzenia mogły zabijać w tej chwili obie padłyby trupem.
- Nie, nie mówię poważnie- wysyczała Elena- a teraz wynoś się. Jestem zmęczona.
Caroline otworzyła usta szeroko, zszokowana, ale w końcu pod naciskiem spojrzenia Eleny odwróciła się na pięcie urażona, po czym ulotniła się z Pensjonatu w wampirzym tempie. Elena opadła na łóżko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Teraz już wiedziała, że na pewno tej nocy nie zaśnie. Nie miała pojęcia, co tak ją rozwścieczyło, chyba chodziło o samą perspektywę Damona, jako podłego intryganta. To znaczy wiedziała, że był podłym intrygantem, ale nigdy nie względem niej a przynajmniej nie w taki perfidny sposób, w jaki przedstawiła to Caroline. Powinna być już przyzwyczajona do tego, w jaki sposób jej przyjaciele odnoszą się do Damona, bo często sama miała do niego podobny stosunek. Mimo to nie spodziewała się tylu ostrych słów i to w jakiś przedziwny sposób godziło bezpośrednio w jej osobę. Czuła się zraniona, choć wcale nie powinna. W gruncie rzeczy Caro powiedziała samą gorzką prawdę, w końcu przed swoim porwaniem sama oskarżyła Damona o podobny fałsz i zakłamanie. Co się z nią działo? Elena westchnęła ciężko i wstała, postanawiając iść do kuchni- jedynego nieużywanego pomieszczenia w tym domu. Potrzebowała szklanki wody i chwili świętego spokoju. Na to drugie niestety nie miała co liczyć.
- Uuu.. gorąąco - ktoś za nią zamruczał, przeciągając głoski  a ją aż przeszły ciarki pod wpływem tych kilku prostych słów i upuściła szklankę z wodą, która rozbiła się w drobny mak. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i odwróciła się przodem do Damona, który lustrował ją od stóp do głów, uśmiechając się uwodzicielsko i zatrzymując spojrzenie na dłużej na głębokim dekolcie jej zwiewnej, sięgającej połowy ud jedwabnej koszuli nocnej. Siła tego spojrzenia sprawiała, że Elena czuła się niemal naga i zapragnęła czym prędzej zniknąć z jego pola widzenia. Nie mogła mu jednak dać tej satysfakcji.
- Widzisz, co narobiłeś?- spytała chłodno, zabierając się za wycieranie mokrej plamy na podłodze i zbierania potłuczonego szkła. Żmudna praca, ale przynajmniej miała pretekst, by nie patrzeć mu w oczy. Mimo to czuła jego przeszywający wzrok dosłownie w każdej częsci swojego ciała i to wystarczyło, aby zrobiło jej się nieznośnie gorąco. To z kolei wprawiło ją w jeszcze gorszy nastrój a świadomość, że ma prawo bezkarnie wyżyć się na Damonie przynosiła ukojenie. Czy to już podpada pod chorobę psychiczną?
- Nie moja wina, że z ciebie taka sierota- prychnął wampir- ups, wybacz. To chyba wciąż za wcześnie- dodał złośliwie, gdy dziewczyna zmroziła go wzrokiem. Ta zareagowała instynktownie- chwyciła całą garść drobinek szkła, które zostały po rozbitej szklance i rzuciła w Damona. Brunet zasyczał dziko, gdy wbiły się w jego ciało, powodując tępy ból. Czerpała satysfakcję z myśli, że aby je usunąć będzie potrzebował mnóstwo cierpliwości, której o dziwo nie posiadał w nadmiarze.
- Dupek- wycedziła, wprost do jego warg. Już chciała odejść, gdy Damon chwycił ją pod ramię, przyciągając do siebie.
- Muszę być dupkiem, skoro mnie nienawidzisz- zauważył, uśmiechając się chytrze- w końcu jestem jak ten Parys, który marzy tylko o tym, żeby cię przelecieć... ups, chyba jednak już to zrobiłem.
- Podsłuchiwałeś !- wykrzyknęła dziewczyna w świętym oburzeniu. O dziwo ten fakt mocniej nią wstrząsnął niż te jego tandetne żarciki, dotyczące ich wspólnych... przygód, to chyba dobre określenie.
- Wróciłem do domu i usłyszałem twoją rozmowę z blondi na temat Stefcia... Wiesz, że mam naturę odkrywcy- uśmiechnął się czarująco, ale na niej nie robiło to wrażenia. Nie wtedy, gdy była taka wściekła.
- Na twoim miejscu kupiłabym sobie pinsetę- odparła złośliwie- pozbywanie się tych odłamków może zająć ci trochę czasu... Jak dobrze, że masz na to całą wieczność.
- Nie myśl, że to pozostanie bez echa- z jego twarzy wciąż nie schodził ten jego irytujący uśmieszek- czy Stefan wie o naszych nowojorskich przygodach? Jesteś pewna, że chcesz wskrzesić ten związek, ponownie budując go na kłamstwie?
- To nie twoja sprawa!
- Jak to nie? To przecież mój kochany braciszek i nie mogę pozwolić, żebyś go raniła. Ja tu jestem jedynym, który powinien dostawać od ciebie po głowie, zapomniałaś? Jestem jedynym, który ma prawo cierpieć. Jestem w końcu wielkim, złym wampirem pozbawionym uczuć. Bez skrupułów zrujnuję Stefanowi jego bajeczkę, uświadamiając, że już wiem, jaka jego dziewczyna potrafi być niegrzeczna w łóżku. Jak myślisz, jak zareaguje? Podejrzewam, że on nie miał okazji w pełni przetestować wszystkich twoich zdolności manualnych i hm... ustnych, chyba mogę to tak nazywać? Biedny chłopczyk, nie wie, co stracił- dodał, lubieżnie oblizując wargi. W tym samym momencie jego głowa gwałtownie odskoczyła do tyłu pod wpływem zetknięcia z rozpędzoną dłonią Eleny. Wampir z niedowierzaniem potarł nabiegły krwią policzek, piorunując dziewczynę spojrzeniem.
- Wykorzystałeś to, że byłam pijana a potem rozdarta i roztrzęsiona i teraz śmiesz mnie obrażać i szantażować?- warknęła brunetka, zbliżając się do niego na odległość pocałunku. Jej oczy ciskały błyskawice a wargi zaciśniete były w cienką linię, co mogło oznaczać, że była wściekła. Bardzo, bardzo wściekła. Czy to normalne, że poczuł z tego powodu dziką satysfakcję i pożądanie, które w jednej chwili opanowało całe jego ciało? Nie mówiąc już o tym ciepłym, rozkosznym uczuciu, ktore ogarnęło go na myśl o tym, jaka ona jest śliczna i słodka, gdy się złości.
- Czy takie wytłumaczenie choć trochę cię uspokaja i ucisza wyrzuty sumienia?- spytał Damon spokojnie, przekrzywiając głowę z zainteresowaniem- bo prawda jest taka, że zwyczajnie poddałaś się swoim pragnieniom. Nawet ty od czasu do czasu potrzebujesz seksu a z tego co wiem od wyjazdu Stefana nie miałaś okazji zaspokoić swoich żądz. Powinnaś się cieszyć, że znalazł się ktoś, kto z przyjemnością ci pomógł. Twoja frustracja zaczynała już powoli działać mi na nerwy.
Elena otworzyła usta szeroko, osłupiała, jednak na szczęście lub też nie od odpowiedzi uratował ją donośny krzyk, mogący należeć jedynie do jej brata. Dziewczyna momentalnie zapomniała o wszystkim innym i rzuciła się w kierunku, z którego dochodził owy hałas. Damon bez słowa popędził za nią. Razem wbiegli po schodach i zapewne dziewczyna przewróciłaby się, gdyby nie silne ramiona Damona, które jak zwykle uchroniły ją przed upadkiem. Gdy tylko złapała równowagę jak burza wpadła  do pokoju Jeremiego, jednak nikogo w nim nie zastała.
- Jer?- zawołała donośnie, a wabiona  odgłosem  tłuczonych naczyń i dzikich, niemal zwierzęcych okrzyków biegała po całym piętrze, by w końcu dotrzeć do jednego z gościnnych pokoi, gdzie ujrzała swojego brata, szamoczącego się w silnym uścisku Stefana. Chłopak krzyczał i warczał, wierzgając nogami na wszystkie strony i zrzucając w ten sposób  znajdujące się na półkach przedmioty a wampirowi z trudem udawało się go ujarzmić. Biała pościel na łóżku była skotłowana i poplamiona czymś, co pachniało jak wampirza krew. Na podłodze leżał drewniany kołek, przy którym klęczała... Zaraz, czy to nie jest....
- Katherine?- warknęła Elena z niedowierzaniem, odpychając wampirzycę, by ostatecznie dotrzeć do brata. Chłopak sprawiał wrażenie jakby oszalał- krzyczał i rzucał się, nawet nie dostrzegając jej obecności i jakby nie słysząc jej kojącego  głosu.
- Co się dzieje?!- zapytała Elena Stefana, na którego czoło wstąpiły już kropelki potu co było dziwne jak na wampira, starając się jednocześnie przekrzyczeć wrzaski brata. - Zaatakował mnie- krzyknęła Katherine, rozwścieczona, próbując jednocześnie rzucić się w kierunku nastolatka, co okazało się niemożliwe za sprawą silnego uścisku Damona na jej poranionym przedramieniu. Wampirzyca syknęła z bólu i posłała mu nienawistne spojrzenie. Ten tylko uśmiechnął się chytrze, mocniej wbijając paznokcie w jej ranę.
- To tylko zadrapanie, nie dramatyzuj- powiedział z miną niewiniątka- do wesela się zagoi. Choć na to, że ktoś zechce ci przysiądz miłość aż po grób nie masz co liczyć, no chyba że ten ktoś będzie zwykłym samobójcą- dodał ze złośliwym uśmiechem. Tymczasem Elena spróbowała przejąć od młodszego Salvatore'a swojego brata, co okazało się wcale nie takim prostym przedsięwzięciem. Nawet nie wiedziała, że Jeremy miał w sobie tyle siły i skrywanej agresji. Gdy warknął na nią po jej ciele przebiegł zimny dreszcz. Przytuliła go do siebie, próbując uspokoić, ale on wciąż nie mógł powstrzymać targających nim konwulsji. - Co się stało?- spytała łagodnie, głądząc go po plecach i mierzwiąc nieco przydługie już włosy- braciszku, proszę powiedz mi. Wszystko przecież będzie dobrze. Proszę, powiedz mi co się dzieje.
- Śni...Śniło mi się, żeeee....żee cię zabijam- wyjąkał chłopak ledwo słyszalnie, w tej samej chwili poddając się uściskowi siostry i chowając twarz w jej włosach- jaaa... jaaa wiem.... wiedziałem, że to było coś dobrego i... i czułem, że powinienem zakończyć twoje życie, bo.... bo ty jesteś zła... czułem, że jesteś... - I dlatego próbowałeś mnie zabić?- warknęła Katherine, ale została gwałtownie uciszona przez Damona.
- Ciii- wyszeptała Elena- to był tylko sen. Zły sen, nic więcej. Przecież ja cały czas będę przy tobie. Nigdy cię nie zostawię, słyszysz? Nie pozwolę cię skrzywdzić. Jesteśmy rodzeństwem, oprócz ciebie nie mam już nikogo. Kocham cię, już dobrze...
W tym momencie wszelkie hamulce puściły i Jeremy wybuchnął rozpaczliwym płaczem. Gdzieś z boku Damon prychnął pogardliwie, ale Elena zignorowała go, mocniej przytulając brata, który na jej ramię wylewał wszystkie swoje żale, które przez tyle czasu kotłowały się w jego siedemnastoletnim sercu. Opłakiwał nie tylko swój zatrważająco realny sen- opłakiwał swoją relację z Bonnie, każdą sekundę, gdy myślał, że stracił siostrę na zawsze i każdą chwilę, gdy czuł się kompletnie niepotrzebny podczas poszukiwania wampirzycy. Stefan wymienił z Eleną delikatny uśmiech i zabrał się za porządkowanie tego małego bałaganu, który zrobił jej brat ciesząc się jednocześnie, że burzę mają już za sobą. - Lądujesz w piwnicy- warknął Damon, ciągnąc opierającą się Katherine za sobą, ale dokładnie w tym samym czasie zdarzyło się kilka rzeczy- Stefan odwrócił się tyłem, chcąc postawić figurkę żołnierza na miejsce i dokładnie w tym momencie oczy Jeremiego zapłonęły i nim ktokolwiek zdołał go powstrzymać chłopak zerwał się na równe nogi, chwycił za wciąż  leżący na ziemi kołek i wbił go głęboko w plecy Stefana sprawiając, że ten osunął się na kolana z głośnym jękiem.
- Jeremy!- zawołała Elena z przerażeniem, podczas gdy Damon w przeciągu sekundy znalazł się tuż przy nim, rozbrajając go doszczętnie i rzucając na podłogę.
- Przestań!- warknęła dziewczyna, przerażona tym morderczym wyrazem twarzy brata. Chłopak obnarzył zęby niczym najprawdziwsze zwierzę i syczał na nich, jakby byli jego wrogami. Zachowywał się jak ktoś obcy.
- Jer...- szepnęła Elena niepewnie, wyciągając przed siebie dłoń, ale gdy chciała zrobić krok w jego stronę, ramię Damona skutecznie jej to uniemożliwiło. - To mój brat- przypomniała mu brunetka- nie jest sobą, ale mnie nie skrzywdzi.
Wampir niechętnie, z ociąganiem się przesunął a ona kleknęła przy młodym Gilbercie, podchodząc do niego powoli, ostrożnie niczym do dzikiego zwierza, którym w tej chwili zdawał się być. Chłopak patrzył na nią nieufnie a gdy przekroczyła niewidzialną, ustanowioną przez niego granicę rzucił się na nią, ściskając z całej siły za gardło. Niemal natychmiast dziewczyna zaczęła się dusić, mimo, że jako wampir nie musiała oddychać, a przed jej oczami zatańczyły czarne mroczki. Jak przez mgłę ujrzała, jak Damon i Stefan odciągają od niej Jeremiego, który z dziką furią rzucił się tym razem na Katherine, powalając ją na ziemię. Szamotali się na miękkim dywanie, ale ku zaskoczeniu wszystkich szanse na zwycięstwo w tym pojedynku zdawały się być wyrównane mimo, że chłopak był przecież tylko człowiekiem.
- Jest taki silny...- wyjąkała Elena do Stefana, rozcierając obolałe gardło. Tymczasem Damon dołączył do walki, ściskając Gilberta za nadgarstki, jednak ten jakimś cudem oswobodził się, zadając wampirowi dosyć bolesne jak na zwykłego śmiertelnika ciosy. Ten w furii odrzucił go na przeciwległą ścianę, ale chłopak otrząsnął się w zadziwiającym tempie i chwyciwszy kawałek rozbitego w szale krzesła zamachnął się na siostrę, która w ostatnim momencie chwyciła go za ramię, uniemożliwiając wbicie morderczego narzędzia w swoje serce.
- Ocnij się, Jeremy to przecież ja!- krzyknęła dziewczyna czując, że powoli traci przewagę w tym starciu. Chłopak jednak ani myślał jej posłuchać. - Zdechniesz jak pies- warknął, patrząc na nią z obrzydzeniem. Elenę aż zmroziło a Jeremy wykorzystał chwilę jej nieuwagi, żeby ją zaatakować i zapewne gdyby nie Damon, wampirzyca juz dawno byłaby martwa. Brunet posunął się do ostateczności i jednym ruchem skręcił mu kark.
- NIE!- wrzasnęła Elena, zakrywając usta dłonią  i z przerażeniem patrzyła, jak bezwładne ciało jej brata osuwa się na podłogę. - Nie, nie...- mamrotała, klękając przy nim i ujeła jego prawą dłoń, na ktorej widniał zdobiony pierścień Gilbertów- gwarancja powrotu do życia. Po jej policzkach spływały słone łzy, gdy  szlochając cichutko przytuliła do siebie nieruchome ciało brata. Stefan spróbował objąć ją ramieniem, ale Elena odkoczyła od niego, zupełnie jakby jego dotyk ją palił i nawet zraniony wyraz jego twarzy w tej chwili nie zrobił na niej wrażenia.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że ona tutaj jest?!- krzyknęła, głosem nabrzmiałym z emocji- wiedziałeś?!- warknęła tym razem na Damona, który uniósł ręce w obronnym geście.
- Nic a nic- zapewnił ją wampir- nie jestem jak mój pacyfistyczny braciszek i z pewnością nie stałaby tu przed tobą, gdybym tylko o tym wiedział. Wierz mi, lochy to zdecydowanie lepsze lokum dla takich szmat jak ona.
- Świetnie- prychnęła Elena, zrywając się na równe nogi- zadzwonię do Bonnie: Jeremy zachowuje się jakby był opętany. Czy mogę was tu zostawić samych bez obawy, że gdy wrócę ktoś będzie o głowę krótszy?- spytała całkowicie poważnie, a Damon posłał w stronę Katherine znaczące spojrzenie, uśmiechając się niczym dziecko na widok lizaka. Elena pokręciła głową  i opuściła pokój, wykręcając numer do przyjaciółki, która odebrała już po pierwszym sygnale.
- Bonnie? Mamy problem.


*****************************************************


- Jak mogłeś nie powiedzieć mi o tym, że ona tutaj jest?!- spytała Elena, obrzucając Stefana oskarżycielskim spojrzeniem. Blondyn aż skulił się w sobie pod naporem jej spojrzenia i zerknął na przyjaciół, którzy posyłali mu współczujące uśmiechy.  Była trzecia w nocy i wszyscy, włącznie z niechcianą wampirzycą i Benem siedzieli w salonie Salvatore'ów, czekając aż Jeremy powróci do życia. Katherine prychnęła cicho.
- Wciąż tu jestem, w razie gdybyście jeszcze tego nie zauważyli- warknęła, dumnie unosząc podbródek- niegrzecznie obmawiać kogoś, w dodatku w jego towarzystwie.
- Widzisz? Oboje zgadzamy się, że powinnaś wylądować w lochach- oznajmił Damon, posyłając jej czarujący uśmiech, ale wampirzyca odkoczyła od niego, posykując groźnie. - Przepraszam Eleno- szepnął Stefan ze skruchą- nie chciałem cię martwić, przecież dopiero co wróciłaś...
- Widzisz?! Dokładnie o to chodzi.  Nie potrafisz być ze mną szczery?!- dziewczynę powoli ogarniała dzika furia. Nie umiała nad sobą zapanować, miała wszystkiego powyżej uszu a to był przecież dopiero początek.
- Przepraszam- powtórzył Stefan tak cicho, że tylko wyczulone wampirze zmysły mogły wyłapać poszczególne dźwięki, spajając je w jedną całość- nie chciałem cię urazić, z resztą byłem pewien, że niedługo ona się ulotni i nikt z nas nie będzie musiał jej więcej oglądać. Przepraszam- dodał i bez ostrzeżenia zamknął ją w niedźwiedzim uścisku. Elena nie opierała się- wtuliła się w niego ufnie, oddychając głęboko. Jego obecność wciąż działała na nią kojąco i dziewczyna powoli uspakajała się, czując w całym ciele przyjemne ciepło. To chyba nazywało się poczucie bezpieczeństwa- to wspaniałe uczucie, o którym już dawno zdołała zapomnieć. Ponad ramieniem  Stefana ujrzała wpatrującego się w nią Damona, który natychmiast odwrócił twarz w drugą stronę, gdy tylko ich oczy się spotkały. Udawał, że nic go nie rusza, a przecież Elena znała go zbyt dobrze, by uwierzyć, że nie cierpi. Głośno przełknęła ślinę, spoglądając w drugą stronę, gdzie jej oczom ukazał się delikatny uśmiech Caroline, zapatrzonej w obejmującą się parę jak w obrazek. Elena nieśmiało odwzajemniła uśmiech i ruchem ust przekazała jedno słowo:"Przepraszam". Blondynka najwyraźniej to zrozumiała, bo posłała w jej stronę całusa. W tej chwili Elena czuła się naprawdę dobrze i niemal zaczęła wierzyć w lepsze jutro. Poddając się magii chwili spojrzała Stefanowi prosto w oczy i pochyliła się w jego stronę, zerkając na jego kształtne, lekko rozchylone usta. Blondyn bezwiednie przybliżył się do niej i pochylił głowę, gotowy do upragnionego pocałunku, który nigdy nie nastąpił, bo dokładnie w tym samym momencie Jeremy głośno zaczerpnąwszy powietrza do płuc zerwał się z kanapy, roglądając się po salonie zdezorientowany i zagubiony.
- Jer...- szepnęła Elena, ale gdy tylko chłopak na nią spojrzał w jego oczach pojawiły się niebezpieczne błyski i ten zacięty wyraz, którego nigdy u niego nie widziała. Przeraziła się, gdy jej własny, ukochany braciszek warknął na nią niczym zwierzę i rzucił się do przodu z morderczym wyrazem twarzy. Zanim udało mu się do niej dotrzeć jej przyjaciele unieruchomili go w silnym, wampirzym uścisku, broniąc jej przed atakiem. Chłopak szarpał się na wszystkie strony, ale nie udało mu się wyswobodzić.
- Zabiliście mnie!- ryknął- Mordercy! Zasługujecie na potępienie! Mordercy!
- Wszystko ci wyjaśnię, tylko się uspokój- jęknęła załamana Elena. Nie wiedziała, co wywołało w nim aż tak silną żądzę mordu. Nie miała pojęcia, że istnieje siła, zdolna popchnąć Jeremiego do zaatakowania jej. Była przerażona i przede wszystkim zraniona. Musiała to przyznać- czuła się opuszczona i oszukana. Własny brat pragnął jej śmierci. Kiedy zdołał ją znienawidzić?
- Jeremy uspokój się!- Caroline starała się być stanowcza i pokazać chłopakowi, że jego zachowanie jest nie na miejscu, ale jej tłumaczenia nie przynosiły rezultatów- przecież nikt nie chce ci zrobić krzywdy!
- Powiedziała morderczyni- prychnął młody Gilbert- zasługujecie na serię wymyślnych tortur i śmierć! Nienawidzę każdej chwili w waszym towarzystwie i zrobię wszystko, żebyście przed śmiercią jak najbardziej cierpieli.
- Zmyślnie- pochwalił Damon, uśmiechając się leniwie, niczym kot dybający na swoją ofiarę- mogę go adoptować i  udawać, że to on jest moim bratem?- mruknął do Eleny i Stefana, którzy zmrozili go spojrzeniem. Wampir uniósł ręce w geście kapitulacji, wciąż uśmiechając się w ten swój irytujący sposób. Ale czy to doprawdy była jego wina, że nawet młody Gilbert czasem potrafił pokazać jaja, podczas gdy jego własny brat zachowywał się non stop jak rozpieszczona panienka? Oczywiście gdy miał te swoje "lepsze" momenty. W tych gorszych stawał się bezdusznym potworem, potrafiącym za jednym zamachem naćpać się krwią i zapominać całe dnie. Jego rzekoma odwaga wówczas polegała jedynie na tym, że nie czuł strachu. Nie czuł zupełnie nic. Czy to więc aż takie dziwne, że Damon jako starszy brat chciał mieć choć raz w życiu jakiś powód do dumy?
- Nienawidzę cię- wycedził Jeremy, patrząc jedynie na swoją siostrę, która pobladła gwałtownie na te słowa, o ile u wampira to w ogóle możliwe.
- Jer...- wychrypiała, gdy pod powiekami zapiekły ją gorzkie łzy. Walczyła z nimi, nie chciała okazywać słabości. Tak bardzo starała się być silna...
- O mój Boże- wyszeptała Bonnie, zbliżając się do Jeremiego na odległość pocałunku. Zajrzała mu głęboko w oczy sprawiając, że nie był w stanie odwrócić wzroku, po czym delikatnie dotknęła jego klatki piersiowej, pocierając ją i mamrocząc jakieś łacińskie frazesy. Wszyscy zamarli gwałtownie, wstrzymując oddech.
- Możesz dokończyć ten wasz nieudolny masaż erotyczny z dala od mojego domu?- zażartował Damon, gdy cisza zaczęła się przedłużać w nieskończoność- patrzę na to i aż burbon podchodzi mi do gardła, a to niedobry znak.
- Więc po prostu na to nie patrz- poradziła Elena zgryźliwie, rzucając mu jedno krótkie, karcące spojrzenie i znów przeniosła wzrok na czarownicę i swojego brata, który zamarł na dobrą minutę, powoli uspokajając oddech i roszalałe z emocji serce. Po chwili, która Elenie zdawał się być wiecznością Bonnie spojrzała na przyjaciół, po czym delikatnie zdjęła koszulkę chłopaka przez głowę (w tym momencie Damon zagwizdał przeciągle, imitując zachowanie rozszalałych fanek na rockowych koncertach). Ich oczom ukazała się jego dobrze zbudowana klatka piersiowa, naznaczona dziwnymi symbolami, przypominającymi runy.
- Co to jest?- spytała zszokowana Elena. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale przeczuwała, że to wszystko zwiastuje kłopoty. Gdzieś obok Katherine ze świstem wciągnęła powietrze do płuc, ale Elena  nie zwracała na nią uwagi. Wciąż wpatrywała się w brata, którego ciało pokrywały te przedziwne tatuaże.
- Jesteście potomkami nadnaturalnych łowców wampirów- maszyn do zabijania- wyjaśniła cicho Bonnie- Jeremy zabił wampira w mojej obronie i rozpoczął tym proces przemiany. Wydaje mi się, że te napady to skutek uboczny- nienawiść do wampiryzmu i wszystkiego, co nienaturalne jest przypisana osobom takim jak on, nie może tego kontrolować, musi "oczyścić" świat z istot wam podobnych. Teraz już nie ma odwrotu a te symbole, to najprawdopodobniej mapa do lekarstwa...
- NIE!- wrzasnęła Katherine, rzucając się do przodu- on musi zginąć! Nie możecie tego zrobić! Nie możecie tam dotrzeć!
Wampirzyca chwyciła za pogrzebacz, znajdujący się przy kominku i w wampirzym tempie podbiegła do niespodziewającego się ataku Jeremiego. Chłopak z pewnością by zginął, gdyby nie interwencja Bonnie, która zafundowała sobowtórowi "tętniaka mózgu", jak to określał Damon. Kath opadł na kolana, ciężko dysząc i pojękując z bólu, ale przed upadkiem uchroniły ją ramiona Damona, który brutalnie pociągnął ją do góry, zmuszając do szybkiego marszu, prosto w stronę piwnicy.
- Zaczekaj!- zawołał za nim Stefan, a gdy Damon marszcząc brwi odwrócił się w jego stronę, ciągnąc za sobą słaniającą się na nogach Katherine, blondyn zbliżył się do wampirzy i spojrzał jej prosto w oczy.
- Dlaczego tak naprawdę jesteś temu przeciwna Kath?- zapytał, zaskakująco łagodnie- chodzi ci tylko o możliwość przywrócenia wszystkim wampirom z  linii Klausa człowieczeństwa? Boisz się, że użyjemy lekarstwa na tobie? Brunetka nie odpowiedziała, spuszczając wzrok. - Dlaczego nie wyjechałaś, gdy tylko zwróciłem ci wolność?- drążył Stefan- dlaczego zostałaś? Co cię tutaj trzyma?
- Nie rozumiesz?- spytała wampirzyca i delikatnie, opuszkami palców pogładziła jego policzek- wszystko, co powiedziałam ci wtedy jako Elena było prawdą. Wszystko, co do słowa. Czy tak trudno ci uwierzyć w to, że wszystko co robię w tej chwili, robię bezinteresownie, z myślą o tobie? Wszystkich na moment zamurowało, nawet Jeremiego, który przez chwilę, podobnie jak reszta przyjaciół, przyglądał się reakcji Eleny. Tylko, że w nim  w przeciwieństwie do Tylera, Caroline, Bonnie czy Matta jej łzy i zraniony wyraz twarzy wywołały jedynie dziką satysfakcję.
- W twoim słowniku nie ma takiego słowa jak "bezinteresowność"- powiedział Stefan, odsuwając dziewczynę od siebie gwałtownie- samo udawanie Eleny było egoistyczne, Kath. Może nigdy tego nie zrozumiesz, ale to co było między nią a mną było magiczne i nieporównywalne do tego uczucia, jakie dawniej z tobą dzieliłem. Już nigdy nie nabiorę się na twoje gierki. Nie nienawidzę cię, ale nie jesteś kobietą, z którą mógłbym być.
- Wcześniej mówiłeś co innego- zauważyła z właściwą sobie złośliwością i brutalnie ciągnięta za ramię przez Damona opuściła salon. Nawet, gdy zniknęła z pola widzenia napięcie, które wywolała nie opadło. Elena, unikając wzroku Stefana spojrzała na brata, którego Bonnie siłą wyprowadziła z Pensjonatu, mamrocząc coś o tym, że teraz przez kilka dni pomieszka razem z nim w domu Gilbertów, gdzie Elena nie powinna się na razie pokazywać ze względu na swoje bezpieczeństwo. Jeremy posłał siostrze ostatnie, nienawistne spojrzenie nim zatrzasnął drzwi, odcinając się od niej brutalnie. To bolało, tak starsznie bolało, rozywając jej serce na kwałeczki. Ben uśmiechnął się do niej niepewnie i podążył śladami czarownicy a reszta przyjaciół spojrzała na Elenę, która osłupiała wciąż stała w bezruchu, wpatrując się w jeden nieokreślony punkt na ścianie. Tymczasem do salonu wrócił Damon, ignorując krzyki i groźby Katherine, dochodzące z piwnicy i rozchodzące się po całym domu. Stefan spróbował znów objąć brunetkę, ale ta odsunęła się od niego niepewnie i powoli zaczęła wspinać się po schodach.
- Eleno...- zaczął ostrożnie, spoglądając na nią błagalnie.
- Stefan, w porządku- przerwała mu dziewczyna spokojnie i uśmiechnęła się nikle- ja odeszłam, zostawiłam cię a ty cierpiałeś przeze mnie. Byłeś zraniony i zagubiony a cokolwiek stało się pomiędzy tobą a Katherine gdy mnie nie było, nie jest moją sprawą. Nie byliśmy razem i miałeś prawo podejmować własne decyzje. Przykro mi jedynie, że udawała mnie, bo wiem, że dała ci nadzieję a potem brutalnie ją odebrała.- tu spojrzenia jej i Damona się skrzyżowały, wywołując w niej nienaturalne uczucie gorąca i przede wszystkim palący wstyd- nie zadręczaj się, to w końcu Katherine. Jak zwykle wykorzystała nas wszystkich, by osiągnąć własne korzyści. A teraz wybacz, ale jestem zmęczona- to mówiąc czym prędzej popędziła na górę i zatrzasnęła się w zajmowanym przez siebie pokoju. Chwilę potem Damon również ruszył do swojej sypialni, uśmiechając się przy tym tajemniczo.
- Wybierzcie sobie pokój i idźcie się przespać, nie ma sensu, żebyście po raz kolejny jechali do domu. Możemy was tu jeszcze dziś w nocy potrzebować- powiedział Stefan i spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego raczej grymas niż cokolwiek innego. Tyler i Matt skinęli głowami, ruszając na górę, ale Caroline kompletnie zignorowała propozycję, bacznie obserwując Stefana, który podszedł do barku i nalał sobie szklaneczkę whysky, którą jednym haustem opróżnił, marszcząc brwi.
- Ona jest zagubiona, Stefan- powiedziała łagodnie, trafnie odgadując powód jego zmartwienia- nie ma się co dziwić. Jej własny brat usiłował ją zabić. Dowiedziała się, że jej brat stał się teraz jej wrogiem, rozumiesz? Stefan- szepnęła, kładąc dłoń na jego ramieniu- powinieneś być teraz przy niej mimo wszystko. Pokazać jej, co do niej czujesz, powiedzieć jej o tym. I być szczerym w sprawie Katherine, ona zrozumie. Kocha cię.
- A ja kocham ją- westchnął wampir, pocierając skronie sfrustrowany- i byłem szczery, między mną a Katherine do niczego nie doszło. Przejrzałem ją zanim zdołała wciągnąć mnie w tę swoją gierkę.
- Dobrze i to powinieneś powiedzieć Elenie. Zdeklarować się i wyznać wszystkie swoje uczucia- poradziła Caro- będzie zachwycona.
- No nie wiem...- powątpiewał Stefan- tyle ostatnimi czasy przeszła, jeszcze ta sprawa z Jeremiem... nie chcę jej się narzucać, ani niepotrzebnie mącić w głowie, skoro teraz ma ważniejsze rzeczy na głowie...
- Wierz mi, Elena tego potrzebuje- zapewniła go blondynka- ona potrzebuje wsparcia i poczucia bezpieczeństwa a tylko ty możesz jej to dać. Utknęliście w bardzo dziwnym punkcie, ale któreś z was powinno zrobić pierwszy krok, żeby nie stracić tego, co was łączy.
- Masz rację- westchnął Stefan- jutro z nią porozmawiam...
- Czemu nie od razu?- zawołała natychmiast Caroline a Stefan mimowolnie uśmiechnął się z pobłażaniem. Była spontaniczna i popędliwa i chyba właśnie za to ją kochał.
- Bo teraz zapewne śpi, odreagowując ten koszmarny dzień- wyjaśnił, całując dziewczynę w policzek i skierował się do swojej sypialni.- dobranoc Caroline- rzucił na odchodne, z uśmiechem na ustach. Miał już cel i teraz tylko liczył na to, że jutro nie zbaraknie mu odwagi, aby go zrealizować. Tymczasem Caroline, mimo kuszącej propozycji Stefana postanowiła jednak wrócić do domu. Nie mogła tu zostać wiedząc, że jedynie kilka pokoi dalej śpi Tyler. Czuła przecież to dziwne napięcie między nimi od chwili tego feralnego pocałunku i nie wyobrażała sobie, że mogłaby spać spokojnie mając go praktycznie na wyciągnięcie ręki a z drugiej strony nie chciała przecież, by między nimi doszło do czegoś ponownie. W głębi serca pragnęła wrócić do etapu tej wielkiej, bezinteresownej przyjaźni, jaka ich łączyła jeszcze zanim zostali parą. Wiedziała jednak, że po tym wszystkim on nie mógłby jej zacząć traktować znów jak siostry, jak Bonnie czy Elenę. Wciąż bardzo się kochali i Caroline nie mogła zaprzeczyć, że taki układ cholernie ją irytował. Odkąd wrócił do domu a właściwie od momentu, gdy otworzył się przed nią i na powrót stał się tym czułym facetem, jakim był przed wyjazdem marzyła tylko o tym, by mu wybaczyć i zerwać z niego ubrania, obcałowując namiętnie. W końcu tak bardzo się za sobą stęsknili. Wiedziała jednak, że ten etap minął bezpowrotnie a gdyby pozwoliła sobie na tę chwilę zapomnienia bardzo by tego żałowała. W końcu była teraz silną, niezależną i szanującą się kobietą a nie jakąś wątłą, pozbawioną charateru dziewczynką wierzącą, że tylko mężczyzna może zapewnić jej pełnię szczęścia. "Caroline Forbes, zmieniasz się w jakąś pieprzoną feministkę"- pomyślała z niesmakiem, odjeżdząjąc swoim srebrnym volvo w stronę domu.



***********************************************



- Siedź spokojnie Jeremy- poprosiła Bonnie, ściskając jego dłoń i przymykając oczy. Wykorzystała pełnię swojej mocy, by zrozumieć co się z nim dzieje, ale rezultaty nie były zbyt optymistyczne. Gdy byli sami zachowywał się normalnie, a nawet był przerażony tym, co powiedział i próbował zrobić Elenie. Co by nie mówić, była jego siostrą i kochał ją nad życie. Mimo to w jej obecności oraz przy innych wampirach tracił nad sobą kontrolę- opanowywała go dzika furia, napędzana nieuzasadnioną nienawiścią. Gdy tylko opuścili Pensjonat niemal błagał Bonnie, by nie dopuszczała go w pobliże siostry, bo nie chciał zrobić jej krzywdy i teraz dziewczyna była skłonna spełnić jego prośbę. Przynajmniej do czasu, gdy nie znajdzie sposobu na to, by mu pomóc. Właśnie miała mu o tym wszystkim powiedzieć, gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Zdziwiona dziewczyna zerknęła na zegar, wiszący na ścianie. Kogo do cholery niesie tu o drugiej w nocy? Ostrożnie otworzyła drzwi, ale ku jej zaskoczeniu w progu stał profesor Shane.
- Co się stało?- spytała mulatka zszokowana, wpatrując się jak zahipnotyzowana w jego zakrwawiony T-shirt, ubroczone krwią usta i podpuchnięte od płaczu oczy.
- Musisz mu pomóc- poprosił błagalnie- nie wiem, co się stało... Nie wiem, co się ze mną dzieje. Proszę, musisz mi pomóc...
- Wejdź- odparła dziewczyna krótko, otwierając szerzej drzwi. Na twarzy profesora odmalowała się niewyobrażalna ulga, ale gdy zrobił krok do przodu zatrzymał się gwałtownie, napotykając niewidzialną barierę.
- Co do...- i wtedy nagle Bonnie wszystko zrozumiała. Ślady krwi, to, że nie mógł przekroczyć progu tego domu... Nie ona była właścicielem, więc nie mogła go zaprosić. Potrzebował zaproszenia, bo...
- Stałeś się wampirem- wyszptała osłupiała- kto cię przemienił?
- Nie mam pojęcia- jęknął Shane załamany. - Co się dzieje?- usłyszeli wołanie i po chwili obok pojawił się Jeremy, marszcząc brwi- co on tu robi? Kolejny fagas, który się za tobą ugania?
- Jeremy...- zaczęła Bonnie. Chciała go poprosić, by zaprosił go do środka, ale chłopak już z powrotem zniknął w salonie, nie dając jej dojść do głosu. Bonnie posłała Shane'owi przepraszający uśmiech.
- To trudny dla niego okres a ty...- ale nie dane jej było dokończyć, bo tuż obok niej śmignął kołek, wbijając się brutalnie w klatkę piersiową mężczyzny, w miejscu gdzie znajdowało się jego serce. Ten nie zdążył nawet mrugnąć, gdy  jego skóra gwałtownie poszarzała a on padł na ziemię bez życia. W oczach czarownicy stanęły łzy, gdy zszokowana obejrzała się do tyłu, na Jeremiego, dzierżącego kuszę odziedziczoną po Alaricku. Z jego twarzy mogła wyczytać jedynie żądzę mordu- zero współczucia, smutku czy poczucia winy. To ją  przeraziło, jednak nim zdołała cokolwiek powiedzieć na ten temat ten niespodziewanie zawył z bólu i padł na podłogę, rozrywając swoją koszulkę. Na oczach oniemiałej i przerażonej Bonnie znaki na jego piersi zaczęły się rozrastać. Kolejny wampir zginął z jego ręki. 


**************************************



Elena obudziła się bardzo wcześnie, ale mimo zmęczenia wiedziała, że już nie da rady zasnąć. Rozmyślając o poprzednim dniu sięgnęła po pamiętnik, w którym dokładnie opisała targające nią emocje. Głośno przełknęła ślinę, zagłębiając się w lekturze. Musiała upewnić się, że to wszystko nie było jedynie koszmarnym snem, ale wydarzyło się naprawdę. Z każdym przeczytanym słowem jej ból tylko się wzmagał, ale gdy już zaczęła czytać nie mogła przestać. To wszystko zdawało się być takie odległe i surrealistyczne...
Drogi Pamiętniku!
Znów piszę do ciebie, tonąc w rozpaczy. Mój własny brat chce mnie zabić, dasz wiarę? Ten sam, który zawsze mnie chronił i narażał swoje życie dla mnie. Ten sam, który bez przerwy działał mi na nerwy a jednocześnie był jedną z najważniejszych osób w moim życiu, zwłaszcza po śmierci rodziców i Jenny. Nie mogę w to uwierzyć. Bonnie twierdzi, że teraz zmienia się w jakiegoś łowcę wampirów z prawdziwego zdarzenia, stąd ta nienawiść do wampirów- Jer nad tym nie panuje, musi nienawidzić i zabijać. To teraz jego powołanie a na własne nieszczęście ja jestem  jednym z jego głównych celów. Czy to oznacza, że jesteśmy teraz wrogami? Bynamniej nie. Wolałabym zginąć z jego ręki, niż sama zadać śmiertelny cios. Ale i tak to jeden z najgorszych dni w moim życiu. W dodatku cały czas boję się, że teraz gdy wróciłam, do miasta przybędzie Klaus z tą swoją psychodeliczną rodzinką i zechce się mścić. Chciałam wszystkim oszczędzić bólu, więc wyjechałam. Wiedziałam, że nie odmówi sobie tej przyjemności i podąży za mną. To była jego zemsta, w końcu zrobiłam to samo co Katherine- stałam się wampirem. I co, że nie z własnej woli? Początkowo  Klaus nie stanowił poważnego zagrożenia, bo dążył tylko do tego, by uwolnić się z ciała Tylera, w które wpakowała go Bonnie. Gdy jednak odzyskał własną postać jego głównym celem znów stało sie stworzenie lojalnej armii, a skoro ja nie byłam już człowiekiem o kolejnych hybrydach mógł jedynie pomarzyć. Zaczął więc terroryzować mieszkańców miasta, moich przyjaciół. Nie mogłam na to pozwolić. Walczyliśmy, odpieraliśmy jego ataki, negocjowaliśmy. Próbowalismy wykorzystać nawet jego słabość do Caroline, jednak wszystko na nic. Chciał, żebym cierpiała i zaczął grozić moim bliskim. Próbował nas zmusić do tego, byśmy odnaleźli legendarne lekarstwo na wampiryzm, choć nikt tak naprawdę nie wiedział, czy ono naprawdę istnieje a ja, mimo że za całego serca pragnęłam je zażyć nie mogłam tego zrobić z dwóch powodów: po pierwsze nie chciałam, by odbudował swoją potęgę a po drugie zwyczajnie bycie żywym workiem z krwią jakoś mi się nie uśmiechało.  Gdy Klaus zabił matkę Tylera zrozumiałam, że nie mogę być dłużej taką egoistką. Wyjechałam, błagając przyjaciół w esemesach, by mnie nie szukali. Damon jak zwykle mnie nie posłuchał, ale to akurat nie powinno mnie dziwić. On nigdy nie słuchał nikogo. Najgorszy w tym wszystkim był strach i to potworne osamotnienie. Tu zostawiłam wszytkich przyjaciół, tych, za których byłam gotowa oddać życie. Wolałam być dręczona przez Klausa przez całą wieczność niż pozwolić na to, by cierpieli albo co gorsza ginęli za mnie a do tego by zapewne doszło, gdyby tylko Klaus spędził w mieście więcej czasu. Ocaliłam ich a sama uciekałam przez bite dwa miesiące, dopóki Damon mnie nie znalazł. Między nami wydarzyło się tak wiele rzeczy, których nie mogę cofnąć, choćbym nawet tego chciała... To mnie przeraża. I w dodatku dowiedziałam się, że między Katherine a Stefanem również do czegoś doszło. Nie mam mu niczego za złe, jestem tylko smutna. Przykro mi, że myślał, że to ja, że znów przeze mnie cierpiał. Nigdy tego dla niego nie chciałam a ta podła suka go wykorzystała. Mój kochany Stefan cierpi a ja nie wiem, jak mu pomóc, bo nawet boję się spojrzeć mu w oczy. Prawda jest taka, że sama nie wiem czego chcę i co czuję. Nie mam pojęcia, czy to co jest dobre dla mnie jest również dobre dla niego, czy możemy do siebie wrócić, czy mamy szansę i czy on jeszcze w ogóle tego chce. W końcu tyle się wydarzyło, a ja wciąż nie mogę zapomnieć o tym, że Katherine udawała mnie i próbowała uwieść faceta, którego tak bardzo kochałam, choć sama przecież robiłam gorsze rzeczy. Przecież wiedziałam, że Damon nie jest Stefanem a mimo to pozwoliłam sobie na chwile zapomnienia. To były bardzo długie i przyjemne chwile. Czemu to zrobiłam i dlaczego do cholery nie mogę o tym tak po prostu zapomnieć? Czy chodzi tylko o to, że nie chcę być egoistką  i nie mogę patrzeć na cierpienie Damona? Nie mogę udawać, że wszystko w porządku, bo żaden z nich nie zasługuje na kłamstwo. Tylko jak ujawnić tak bolesną prawdę?
Elena westchnęła ciężko, odłożyła pamiętnik pod poduszkę i ześlizgnęła się z łóżka, zataczając się lekko. Nawet jako wampir potrzebowała więcej snu niż dwie godziny dziennie a stres, związany z ostatnimi wydarzeniami niemal zwalił ją z nóg. Gdyby była człowiekiem, w ciągu tej jednej nocy zapewne osiwiałaby doszczętnie. Dziewczyna westchnęła ciężko i postanowiła przyszykować się do kolejnego, jak sądziła trudnego dnia. Wzięła szybki prysznic i ubrała obcisły, połyskliwy różowy top z dekoltem w serek, ciemne obcisłe rurki i zamszowe botki na wysokim obcasie. Potem zabrała się za makijaż, który polegał właściwie na podkreśleniu oczu. Nigdy nie używała korektora, pudru ani innych specyfików, stworzonych do ukrywania niedoskonałości. Jej cera od dziecka była nieskazitelna, czego koleżanki bardzo długo jej zazdrościły. Obce jej były problemy związane z trądzikiem czy przebarwieniami. Zabawne, ale kiedyś  w szkolnej gazetce powstał nawet artykuł na ten temat. - Panie i panowie, przed państwem królowa Liceum w Mystick Falls, Elena Gilbert- mruknęła dziewczyna z przekąsem, spoglądając na swoje odbicie w zajmującym pół łazienki, zdobionym lustrze, poprawiając niesforne lśniące loki, spływające kaskadą na jej plecy. Nie miała siły ich dziś prostować. Tak właściwie to ostatnimi czasy nie miała siły kompletnie na nic. Wzdychając z rezygnacją skierowała swoje kroki do piwnicy, gdzie znajdowała się lodówka ze szpitalną krwią. Już chciała wrócić na górę i po prostu rozsiąść się wygodnie na kanapie w salonie, jednak czyjś ochrypły, do złudzenia przypominający jej własny głos ją przed tym powstrzymał.
- Słyszę cię Gilbert- powiedziała Katherine- dobrze się bawisz moim kosztem? Pewnie jesteś z siebie niesamowicie dumna, że omotałaś ich sobie wokół palca.
- A ty?- zagadnęła Elena, podchodząc pod drzwi lochu, w którym znajdował się jej sobowtór- zniżyłaś się do tego, żeby udawać mnie przed Stefanem? Jesteś aż tak zdesperowana, czy po prostu na świecie już nie ma faceta, którego byś nie zaliczyła, więc po prostu cofasz się do początków swojej dziwkarskiej działaności?
- Naprawdę uważasz, że między mną a Stefanem wydarzyło się coś poza namiętnym pocałunkiem, który zdradził moją prawdziwą tożsamość?- Katherine roześmiała się perliście- i co? Zrobiłaś mu o to awanturę? Cudownie, to znaczy, że jestem lepszą aktorką, niż sądziłam. Swoją drogą dlaczego Damon jest na ciebie taki wściekły, co?- dodała tonem niewiniątka- Powinnaś uważać z jego temperamentem. Zwykle gdy się kłócicie ludzie zaczynają ginąć w niewyjaśnionych okolicznościac.
Elena zacisnęła dłonie w pięści. Nie widziała wampirzycy, ale była pewna, że mówiąc to brunetka uśmiechała się złośliwie.
- Rozumiem, czemu jesteś taką sfrustrowaną suką. Po prostu jesteś głodna- powiedziała Elena, celowo głośno siorbiąc brunatny płyn z woreczka. Tym razem to Kath zassała powietrze gwałtownie, głośno przełykając ślinę i wywołując uśmiech na twarzy Gilbertówny.
- Zdradzę ci sekret. Mimo tego wszystkiego, co robiłaś, robisz i pewnie jeszcze nie raz zrobisz jest mi cię żal.- wyznała dziewczyna, całkowicie poważnie- to pewnie dlatego, że nie potrafię patrzeć na cudze cierpienie. Ty też kiedyś taka byłaś, pamiętasz? Znam tę historię, opowiedziałaś mi o swoim ludzkim życiu, gdy byłaś zamknięta w grobowcu. Wiem, dlaczego stałaś się tym, kim jesteś teraz i ze względu na własne zdrowie psychiczne a także dobro wszystkich moich przyjaciół jestem skłonna cię stąd uwolnić. Twoje życie i tak jest nędzne, bezcelowe i samotne, nie musimy trzymać cię w zamknięciu by sprawić ci ból i się na tobie zemścić. Ty i tak przez całą wieczność cierpisz. Naprawdę mi z tego powodu przykro, Kath, jednak to twoja decyzja. Wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej, gdybyś tylko tego chciała.- zakończyła, wzdychając cicho i z przeświadczeniem, ze jeszcze tego pożałuje pociągnęła za zasówę masywnych drzwi, otwierając je na ościerz. Katherine niemal wypełzła na zewnątrz, cięzko oddychając a Elena rzuciła jej pod nogi jeden woreczek z krwią szpitalną, który ta opróżniła w przeciągu dziesięciu sekund, spoglądając na sobowtóra przekrwionymi oczami.
- Jeśli chcesz więcej, sama sobie załatw- mruknęła Elena spokojnie i odwróciła się na pięcie, powoli kierując się w stronę schodów, prowadzących na górę. Zdołała zrobić cztery kroki, gdy została gwałtownie przyciśnięta do ściany a do połowy pełny woreczek z krwią wypadł jej z rąk, rozlewając na posadzkę życiodajny płyn. Katherine zacisnęła palce na szyi Gilbertówny, unosząc ją delikatnie nad ziemią. Gdy obnarzyła kły jej  oczy stały się całkowicie czarne a wokół nich pojawiły się charaterystyczne żyłki.
- Mogę cię zabić jednym ruchem małego paluszka u stopy- warknęła jej wprost w twarz, rozkoszując się tym, z jakim trudem Elena starała się zaczerpnał oddech, wierzgając nogami rozpaczliwie w powietrzu.- jestem od ciebie tak o pięćset lat silniejsza.
- Tak, ale my jesteśmy liczniejsi- wycharczała Elena- zrób to, zabij mnie a zobaczymy kto tu będzie jeszcze błagał o śmierć.
Katherine zawyła dziko i brutalnie wypuściła dziewczynę z uścisku, po czym spojrzała na Damona, który właśnie pojawił się u szczytu schodów. Elena również na niego spojrzała, rozcierając obolałe gardło i siłą woli starając się zapanować nad rozszalałym sercem, podczas gdy Katherine w wampirzym tempie złapała za jeden z kołków, które bracia rozłożyli po całym domu w tym w piwnicy na wypadek ataku, po czym brutalnie wbiła go w jego brzuch, sprawiając, że aż stęknął, zginając się wpół po czym ulotniła się z Pensjonatu nim zdążył chociażby mruknąć. Wampir przeklął pod nosem, usuwając źródło swoich cierpień z brzucha  i z niedowierzanie spoglądał na Elenę, która wyprostowała się i nie chcąc wadawać się w zbędne dyskusję po prostu przekmnęła obok niego krokiem godnym modelki, trącając go ramieniem. Chwilę patrzył za nią, obserwując ponętne ruchy jej bioder i smukłych nóg. Wspomnienia, które w tym momencie zalały jego umysł tym razem nie wywołały bólu a jedynie satysfakcję i ten lubieżny uśmieszek. Przecież mu się oddała, nawet jeśli nie chciała tego przyznać sama przed sobą. "A przed chwilą popełniła najgorszą głupotę pod słońcem"- pomyślał z przekąsem. Ta dziewczyna naprawdę go zdumiewała. 




***********************************************************



- Eleno- zagadnął ją Stefan łągodnie, gdy ta wchodziła po schodach, kierując się na górę. Jej przyjaciele jeszcze spali i po tym wszystkim dziewczyna stwierdziła, że sama również z przyjemnością  położyłaby się na chwilę, choćby po to, by móc w spokoju pomyśleć nad całą tą przedziwną sytuacją. Stefan jednak zniszczył jej wielkie plany i dziewczyna niechętnie odwróciła się w jego stronę, uśmiechając się niepewnie.
- Cześć- mruknęła cicho na powitanie, zbliżając się do niego odrobinę- coś się stało?
- Tak- odparł szybko- nie... Właściwie to sam nie wiem.- westchnął i uśmiechnął się szeroko a widząc jej zdezorientowaną minę roześmiał się głośno. Elena również się zaśmiała, mrużąc oczy w zamyśleniu. Naprawdę, z dnia na dzień Stefan zachowywał się coraz dziwniej. - Słuchaj- zaczął, z nabożną czcią ujmując jej dłonie i całując delikatnie- nie chcę, żeby to wszystko tak wyglądało. Przestańmy komplikować najprostsze rzeczy. Nie ważne, co się między nami wydarzyło i co być może jeszcze się wydarzy. Zawsze byłaś i jesteś dla mnie najważniejsza. Prawda jest taka, że nie mogę bez ciebie żyć. Nie potrafię bez ciebie oddychać. Pamiętam, co powiedziałaś mi, gdy ze mną zerwałaś. Wszystko co mi zarzuciłaś to prawda,ale wtedy nie umiałem wyjaśnić ci, czemu tak jest. Dlaczego popycham cię w ramiona własnego brata, dlaczego boję się twojej bliskości, dlaczego wciąż jestem niepewny i próbuję chronić cię za wszelką cenę, nawet za pomocą kłamstwa, upodabniając się tym do Damona...
- Stefan...- jęknęła Elena, ale wampir położył jej jedynie palec na wargach, skutecznie ją tym uciszajac.
- Ciii, spokojnie- szepnął- chcę ci po prostu powiedzieć, że to wszystko się działo, bo panicznie bałem się ciebie znowu skrzywdzić. Bałem się, że cię stracę i myślałem, że na ciebie nie zasługuję. Ale teraz już się nie boję i chcę, żebyś ty też przestała się tego bać- ujął jej twarz w obie dłonie i zbliżył się jeszcze bardziej zmuszając, by spojrzała prosto w jego oczy- kocham cię- wyszeptał a Elena wciągnęła powietrze ze świstem. Tak bardzo pragnęła usłyszeć te dwa magiczne słowa, ale wbrew temu, co przed chwilą powiedział teraz one wywołały w niej jedynie strach i poczucie winy. Stefan zbliżył się do niej powoli jeszcze bardziej, pochylił się i przymknął powieki.
- Tak bardzo cię kocham- wyszeptała dziewczyna wprost w jego wargi, wywołując jego uśmiech, jednak gdy już miał ją pocałować odsunęła się nieznacznie i odrywając jego dłonie od swojej twarzy splotła z nim palce. Stefan posłał jej zdziwione spojrzenie, ale ona uśmiechnęła się jedynie blado. - Nie masz pojęcia, jak wiele razy wyobrażałam sobie dzień, gdy do siebie wrócimy i nie będziemy musieli niczym się już więcej martwić.- wyznała, jedną dłonią delikatnie gładząc jego twarz- jesteś jedną z najważniejszych osób w moim życiu i nie mogę cię stracić. Tyle razem przeszliśmy i wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Tak samo, jak ty możesz liczyć na mnie. Byłeś cudownym przyjacielem, partnerem, chłopakiem. Nasza miłość była czymś... niezwykłym. Tak długo o nią walczyłam i jestem taka szczęśliwa, że wreszcie mi się to udało. Wiem, że sami stwarzaliśmy sobie przeszkody. Wiem, że to wszystko zależy od nas... Kocham cię.
Stefan pochylił się nad nią, by wreszcie złączyć ich usta w tak upragnionym pocałunku...
- Ale czasem miłość nie wystarcza- wyszeptała Elena, przymykając powieki bynamniej nie z rozkoszy i mocniej ścisnęła jego palce- nie mogę być wobec ciebie nieuczciwa i powiedzieć, że teraz wszystko będzie wspaniale. I nawet jeśli jesteś  miłością mojego życia a przez to cię stracę musisz się o wszystkim dowiedzieć, by mieć szansę mnie znienawidzić.
- Co ty mówisz?- Stefan był wyraźnie zszokowany i ponownie spróbował ją pocałować- nigdy bym cię nie znienawidził, słyszysz? Ja wiem, że ty jesteś miłością mojego życia. Nie umiem bez ciebie funkcjonować.
Elena tylko uśmiechnęła się smutno, z ironią. W jej oczach już pojawiły się łzy.
- Przespałam się z Damonem- powiedziała a Stefan znieruchomiał, wpatrując się w nią tak, jakby szukał jakichkolwiek oznak rozbawienia. Liczył, ze to jedynie kiepski żart, a ona tylko pokręciła głową ze smutkiem, ocierając łzy, które już zdążyły popłynąć po jej policzkach, rozmazując tusz.
- Spałaś z moim bratem?- powtórzył nienaturalnie spokojnie. To wciąż do niego nie docierało. Ona nie mogła tego zrobić. Nie ona. Nie jego Elena.
- Dwa razy- potwierdziła dziewczyna- to były wspaniałe chwile, Stefan. Przykro mi. Przykro mi, że cię zawiodłam. Przykro mi, że sama zniszczyłam szansę na naszą wspólną przyszłość. Przykro mi, że wcale tego nie żałuję.- nie czekając na jego reakcję popędziła na górę, zanosząc się płaczem. Nic już nie widziała, czuła tak wielki ból... Jak mogłą to zrobić? Jak mogła tak go zranić? Wciąż o tym myślała, gdy nagle wpadła na coś z tak wielkim impetem, że zapewne stoczyłaby się ze schodów, gdyby nie czyjeś silne ramiona. Dziewczyna zaczęła się szarpać, ale Damon mocno trzymał ją za ramiona na wyciągnięcie ręki. Na jego twarzy malował się szok, niedowierzanie i zaniepokojenie. Przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu i w końcu wampirzyca rzuciła mu się na szyję, zanosząc się płaczem. - Ciii... Spokojnie- wyszeptał Damon, całując ją we włosy i ściskając mocno. Ponad jej ramieniem dostrzegł wykrzywioną bólem twarz brata, który na widok ściskającej się pary po prostu ulotnił się w wampirzym tempie. Elena tak szybko, jak się w niego wtuliła tak szybko wyrwała się z jego uścisku po czym zatrzasnęła się w pokoju Stefana. Przez chwilę miotała się po nim, zabierając wszystkie rzeczy, które zostawiła tu ostatnim razem, po czym pobiegła do zajmowanej przez siebie sypialni, w wampirzym tempie spakowała wszystkie walizki i pięć minut później, wciąż płacząc opuściła Pensjonat, żegnana poważnymi spojrzeniami braci Salvatore.


******************************


Stefan wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się wydarzyło. Jego Elena... Nie, te słowa nawet nie chciały przejść mu przez gardło. "Elena" i "Damon" w jednym zdaniu budziło w nim odruch wymiotny. Otworzył się przed nią, czekał na nią przez dwa miesiące, kochał nad życie i chronił a podczas gdy on usychał z tęsknoty ona zabawiała się z jego własnym bratem i teraz jeszcze twierdziła, że wcale tego nie żałuje? "No, Damon pewnie poszedł oblewać swoje zwycięstwo"- pomyślał z bólem.
- Więc nasza słodka Elena pokazała pazurki?- tuż przed jego nosem pojawiła Katherine, uśmiechając się złosliwie od ucha do ucha- teraz mogę się do tego przyznać: moja krew.
- Czego chcesz Kath?- spytał z niechęcią, odwracając się do niej plecami- myślałem, ze znów uciekniesz.
- A ja myślałam, że jesteś mądrzejszy i że znasz mnie na tyle, żeby wiedzieć, że naprawdę mówiłam prawdę- odgryzła się, znów pojawiając się tuż przed nim i śmiało położyła rękę na jego klatce piersiowej, lubieżnie oblizując usta- Elena cię zraniła, wykorzystała i odrzuciła, ale to nie znaczy, że masz się nad sobą użalać i dawać jej satysfakcję- szepnęła, delikatnie muskając jego dolną wargę- jej strata.
Stefan uświadomił sobie, że miała rację. Był zraniony i czuł się okropnie samotny. Potrzebował kogoś, kto da mu ciepło i odrobinę miłości, ale tylko ona mogła mu to zapewnić. Ona, lub ktoś, kto wygladał jak ona i mógł w odpowiedni sposób zmylić jego zmysły, łaknące uwagi Eleny Gilbert. Być może to dlatego gwałtownie wpił się w wargi Katherine i w wampirzym tempie zaniósł ją do swojej sypialni, gdzie, rozerwawszy jej ubrania,  zatopił język w czeluściach jej kobiecości, pieszcząc ją w wampirzym tempie dopóki nie doznała pierwszego orgazmu jęczął głośno i dziko i  rozrywając paznokciami jego prześcieradło, a następnie warcząc niczym zwierzę wszedł w nią głęboko i zaczął się  w niej poruszać szybko i zdecydowanie, wywołując jej kolejne krzyki przepełnione rozkoszą. W tej chwili liczyło się jedynie spełnienie którego doznał po raz pierwszy od swego ostatniego seksu z Eleną... Wściekłość, ból i dawno niezaspokojone  pożadanie sprawiły, że był brutalny, ale to tylko spowodowało, że Kath doszła w ciągu kilku minut, wijąc się w ekstazie i jęcząc głośno, co zapewne obudzilo wszystkich domowników. Stefan miał to jednak gdzieś w chwili, gdy zalała go fala potężnego orgazmu. W tym momencie nie był kochankiem- był drapieżnikiem, który wreszcie dorwał swoją ofiarę.


*************************



W tym samym czasie Elena włóczyła się po mieście bez celu, jak idiotka ciągnąc za sobą torbę podróżną na kółkach. było już późno, ale ona wciąż oszokowana nie czuła upywu czasu. Ani do Pensjonatu, ani do domu nie mogła wrócić a chłodne powietrze odrobinę ją otrzeźwiło i osuszyło łzy. Nogi same prowadziły ją bez udziału woli i dopiero po chwili zorientowała się, że stoi przed domem Caroline. Po dłuższym namyśle stweirdziła, że to nie najgorsze rozwiązanie i wreszcie zapukała cicho, wiedząc, ze wampirzyca i tak to usłyszy. i rzeczywiście, nie minęło pół minuty  a w drzwiach stanęła jej blondwłosa przyjaciółka.
- Elena? Co się stało? Brunetka tylko pokręciła głową, usiłując powstrzymać napływające do oczu łzy, ale jedno spojrzenie na zamartwioną twarz Caroline sprawiło, że już dłużej nie mogła się kontrolowac i wybuchnęła płaczem. - Chodź kochanie- powiedziała Caroline, mocno obejmując dziewczynę i zaprowadziła  ją do swojego pokoju. Tej nocy, przy butelce czerwonego wina i akompaniamencie szlochu Eleny, padło wiele trudnych wyznań i słów pocieszenia. Dziewczyny zasnęły dopiero nad ranem, gdy łzy obeschły.


***********************



-Jesteś tego pewien?- spytała Rebekah brata, mijając tabliczkę z napisem:"Witamy w Mystick Falls". - Tak, tylko w taki sposób możemy to załatwić- odparł Klaus, dociskając pedał gazu- to układ korzystny dla wszystkich i nie zapominaj, że chodzi o Elijah. Elena z przyjemnością mu pomoże, zwłaszcza gdy ją zaszantażujemy.             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz