Strony

wtorek, 30 września 2014

Ogłoszenia Parafialne !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

No więc tak. Tych, którzy jeszcze o tym nie wiedzą a czekają na kolejny rozdział tutaj ( a mam nadzieję, że znajdą się chociaż ze dwie takie osoby ;P) zapraszam serdecznie na mojego drugiego bloga:



Ta historia również dotyczy TVD a głównie naszych ulubionych par, ale jest odrobinę lżejsza, dlatego rozdziały  dodawane są o wiele częściej (choć nie ukrywam, że są odrobinę krótsze)
Dziękuję za uwagę i liczę na wasze opinie (szczere ;P). 

P.S  Co do nowego rozdziału to powinien pojawić się jakoś pod koniec tego tygodnia, najpóźniej w połowie przyszłego ;)

xOxO diem.carpe

poniedziałek, 22 września 2014

Rozdział 12. Sabotaż Nowym Początkiem


Miał być dłuższy, lepszy, doskonalszy. Nie wyszło i za to was przepraszam i obiecuję poprawę ;)
Dziękuję wszystkim komentatorom, mam nadzieję, że po tak kiepskim rozdziałe mnie nie opuścicie i  z czasem będzie was jeszcze więcej :****



Noc to najlepsza osłona. O wiele bardziej skuteczna niż jakiekolwiek marne przebranie czy misterne plany. Ciemność to naturalna kryjówka.
- Gdzie jesteś?- syknęła Abby w przestrzeń. Mimo swoich wampirzych zmysłów i instykstów wciąż nie czuła się tu bezpiecznie. Ale musiała tu przyjść, zwłaszcza po tym jak usłyszała o tych licznych zaginięciach i zabójstwach. Nie była idiotką i umiała połączyć wszystkie fakty. Wiedziała, do czego to zmierza i tym bardziej chciała, by to wszystko skończyło się jak najszybciej, nieważne już jakim kosztem. Oczywiście miała nadzieję, że jej córka na tym nie ucierpi, ale przecież to nie zmienia faktu, że Bonnie sprzeniewierzyła się wszelkim prawom natury, zaprzyjaźniając się z wampirami i pomagając im w ich prywatnej wojnie. To było złe i nie mogła ujść jej na sucho. Każda kara, jaką ją spotka będzie zasłużona.
Abby miała teraz tylko jeden cel: odzyskać moce. To było najważniejsze, ponad wszystkim innym. To z tego powodu umarł Jimmy- chłopak, którego przez długi czas traktowała jak syna i z tego też powodu potrzebowała pomocy Bena a właściwie on potrzebował jej...
- Cieszę się, że cię widzę- odezwał się Ben oficjalnie, wyłaniając się zza drzew. Abby odetchnęła z ulgą na jego widok. Oczywiście czuła czyjąś obecność, ale nie wiedziała, kim jest ta osoba i bała się.
- Przyniosłaś to, o co prosiłem?- Ben spojrzał na nią groźnie i wyciągnął przed siebie dłoń. Kobieta zawahała się, ale tylko przez chwilę. W końcu mieli wspólne interesy.
- Mam nadzieję, że tyle starczy- szepnęła, kładąc na jego wyciągniętej dłoni fiolkę z brunatnym płynem. Blondyn obrócił ją w palcach, po czym uśmiechnął się wdzięcznie.
- Zadziwiające są te sobowtóry, nie uważasz?- zagadnął,obserwując dokładnie reakcję swej dawnej opiekunki- tyle już czasu chodzę po ziemii a jeszcze nigdy nie spotkałem tak zadziwiającego stworzenia jakim jest Elena. Niby taka podobna do Kathrine a taka różna, nie tylko z charakteru. Elena jest piękna, niczym rozkwitający kwiatek, dobra i niewinna, a przynajmniej takie sprawia wrażenie. Im dłużej ją obserwuję, tym więcej ognia i skrytej ikry w niej widzę. Nie dziwię się, że obaj bracia stracili dla niej głowę. Swoją drogą poszła w ślady swojej przodkini- rozkochała w sobie Salvatore'ów i teraz pokazuje, na co ją stać. W dodatku pogodziła ze sobą wampiry, wilkołaki i czarownice sprawiając, że wszyscy są na jedno jej skinienie palca... Nawet twoja kochana córeczka, która przecież jest na tyle niezależna, piękna i zdolna, że spokojnie mogłaby świecić własnym blaskiem, zamiast robić za tło Gilbertówny... Doprawdy zadziwiające.
Abby odchrząknęła głośno i odwróciła głowę nie chcąc, aby Ben dostrzegł wyraz jej twarzy.
- Nie zapominaj, że mówisz o mojej córce i dziecku moich najlepszych przyjaciół- powiedziała a w jej głosie pobrzmiała ostrzegawcza nuta.
 - Oczywiście, że pamiętam, dlatego ci to mówię- odparł Ben z ponurym rozbawieniem-przyznaję uczciwie, że Elena jest piękna niczym anioł i warta grzechu, lecz Bonnie... To słodka czekoladka. I gdyby nie moje zamiary, z którymi wiążę spore nadzieje to kto wie, może wkrótce zostałbym twoim zięciem?
- O czym ty mówisz?- tym razem Abby była naprawdę zszokowana i wściekła. W najśmielszych snach nie przypuszczała, że jej córka mogłaby się związać z kimś, kto setki lat temu został zaprojektowany, by ranić ludzi a już szczególnie tych, na których mu najbardziej zależało. Ben jedynie uśmiechnął się tajemniczo, odwrócił się na pięcie i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Abby patrzyła za nim, nic z tego nie rozumiejąc i w jednej sekundzie podjęła decyzję- w wampirzym tempie znalazła się przy nim i już chciała się na niego rzucić, gdy ten niespodziewanie się odwrócił i jednym ruchem dłoni powalił ją na ziemię.
Leżąc na chłodnym asfalcie Abby walczyła z łupaniem w czaszce i przeklinała własną impulsywność, która nakazała jej rzucić się na tak potężnego czarownika bez uprzedniego przemyślenia strategii ataku, gdy usłyszała jego cichy, spokojny głos.
- Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. Korzystaj z tego przywileju i odejdź w pokoju.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł a ból pozostał, gorszy niż przedtem i bardziej uporczywy. To on zagłuszył odgłos zbliżających się z każdą sekundą kroków i zamazał obraz rozciągniętej w okrutnym uśmiechu twarzy. Abby poczuła tylko dotyk smukłych palców na szyi i rwący ból w kościach. Potem nastąpiła ciemność.
***
Droga do domu zdawała jej się jakimś przeklętym, chorym snem z którego nie mogła się obudzić. Łzy ciurkiem spływały po jej policzkach, rozmazując tusz do rzęs i zdobiąc jej gładką skórę czarnymi smugami. Taka rozczochrana, cała drżąca i przegrana musiała prezentować się naprawdę żałośnie. Dziwiła się Klausowi, że zamiast zostawić ją na pustej polnej drodze odwiózł ją prosto do domu a potem nie bacząc na szczebiot jej zdenerwowanej matki zaniósł ją do sypialni i z najwyższą delikatnością położył na łóżku. Takiego przepływu człowieczeństwa w ogóle się po nim nie spodziewała.
-Caroline- wyszeptał miękko z tym swoim brytyjskim akcentem i z czułością odgarnął z jej twarzy zbłąkany lok, przy okazji ścierając kolejną partię łez- kochana, od dziesięciu minut tkwisz w bezruchu i zaczynam się o ciebie martwić. 
Caroline po raz pierwszy spojrzała mu prosto w oczy a Klausa aż zmroziło pod wpywem tego spojrzenia. Pustka, oto co z niego wyczytał. Pustka, ból, żal i poczucie beznadziejności. Gdyby to było w ogóle możliwe uznałby w tym momencie, że Caroline Forbes poddała się całkowicie. 
- Gdyby tu był ktoś inny zrozumiałby- powiedziała z żalem, głosem nabrzmiałym od łez- wiedziałby, że nie powinien zaczynać tego tematu, że lepiej zostawić to tak, jak jest i pozwolić mi udawać, że nic się nie stało. 
- A co takiego się stało, najdroższa?- Klaus uśmiechnął się delikatnie widząc, jak na jej policzki wstępują rumieńce gniewu, zastępując tym samym łzy i smutek. 
- To, czego tak bardzo pragnąłeś!- krzyknęła, zrywając się z miejsca i zaczęła krążyć po pokoju- Tyler nie żyje! Nie żyje a ja już nigdy go nie zobaczę i nie powiem, że też go kocham... Wciąż go kocham! 
- Caroline...- Klaus podszedł do niej i ujął jej twarz w obie dłonie- z doświadczenia wiem, że ból kiedyś mija. Prawdziwa miłość jest wieczna, jednak na nasze szczęście na świecie jest mnóstwo miłości, niemal tyle samo co nienawiści. Jesteś bardzo młoda, ale niezwykle silna. Kochałaś go całą sobą i on o tym wiedział. Gdy się kocha, to się po prostu czuje. 
- A skąd ty możesz o tym wiedzieć?- spytała już spokojnie. Klaus uśmeichnął się tajemniczo. 
- Ty mnie tego nauczyłaś, kochana- odparł, gładząc jej jasne, splątane włosy- wiem, że to trudne...
- Ktoś go zabił- jęknęła blondynka a jej błękitne oczy ponownie napełniły się łzami- boję się...
- Nikt, powtarzam nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to- obiecał Pierwotny z mocą- możesz być spokojna. 
- Nie tego się boję, wiem że mnie ochronisz- rzekła Caroline pewnie a Klaus posłał jej zdezorientowane spojrzenie. 
- A więc czego się boisz, najdroższa?- spytał zdziwiony- cokolwiek to jest wiedz, że przy mnie nic ci nie grozi. 
W tym momencie emocje wybuchły w niej jak rwąca tama a z jej piersi wydobył się zbolały szloch, gdy rzuciła się na szyję swego pocieszyciela, mocząc jego koszulę słonymi łzami. 
- Boję się, że już nigdy nie będę szczęśliwa i że to już zawsze będzie tak boleć- wyznała, niemal wprost do jego ucha- boję się, że ucierpi ktoś jeszcze, któś, kogo straty nie przeboleję. Boję się, że nigdy nie znajdę miłości, że już zawsze będę sama i że  nie poradzę sobie z tym wszystkim, że zawiodę. 
- Caroline- Klaus ponownie spojrzał jej prosto w oczy i w przepływie impulsu złożył na jej policzku delikatny niczym muśnięcie skrzydła motyla pocałunek- jesteś piękną, zjawiskową i olśniewającą młodą kobietą. Ty jesteś typem wojowniczki, nie poddajesz się i wiem, że w żadnej z tych kwestii, o które tak się boisz nie przegrasz. Jesteś tak silna, że wszystko, co dziś cię boli jutro uczyni cię tylko mocniejszą. A ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś już nigdy nie musiała płakać, zgoda?
Caroline wpatrywała się w niego oczarowana. Potrzebowała takiego zapewnienia z ust kogoś tak doświadczonego i niezwyciężonego jak Pierwotny, niemniej jednak się tego po nim nie spodziewała. Z opóźnieniem skinęła głową i ponownie się w niego wtuliła pozwalając, by otoczył ją ramionami i ułożył podbródek na czubku jej głowy. 
- Ale wiesz, że jutro znienawidzę cię za to, prawda?
Klaus zrozumiał, że chodzi o tę intymną sytuację, w której się teraz znaleźli i zaśmiał się cicho. 
- W takim razie muszę cieszyć się dniem dzisejszym- wymruczał rozbawiony. 

***

Elena westchnęła ciężko, przekręcając się na drugi bok. Mimo, że była już bardzo zmęczona sen wciąż nie nadchodził. 
Po części była to wina tego, co się wydarzyło, ale tylko po części. Choć śmierć przyjaciela wstrząsnęła nią do głębi fakt, że nigdy więcej nie zobaczy Tylera, że już go nie przytuli, nie porozmawia z nim, nie pokłóci się i nie usłyszy jego śmiechu wciąż do niej nie docierał. To było tak potworne, tak surrealistyczne, że jej umysł nie chciał tego przyjąć za prawdę. 
To, co rzeczywiście napawało ją niepokojem było znaczeni bliżej, niż mogłoby się wydawać. Przytłaczająca obecność, napięcie nie do zniesienia sprawiające, że nawet podczas snu jej ruchy stawały się starannie przemyślane i jakby zblokowane. A to wszystko przez jednego, wyjątkowo irytującego wampira. 

Damon. 
To imie nieustannie krążyło po jej głowie, spędzając jej sen z powiek. Jego aura była niemal namacalna a zapach, tak zmysłowy, tak uwodzicielski, że z trudem powstrzymywała się przed... 
No właśnie. Elena głośno przełknęła ślinę, siłą woli powstrzymując się przed zerknięciem na niego. To, że od momentu, gdy położyli się do łóżka Damon leżał na wznak w kompletnym bezruchu i tępo wpatrywał się w sufit zaciskając dłonie w pięści jakby również się powtrzymywał przed rzuceniem na nią bynajmniej jej nie pomagało. Cisza pomiędzy nimi była przesycona tego rodzaju napięciem, które wywoływało mrowienie wrażliwej skóry i drżenie każdego mięśnia z osobna i wszystkich razem.
 Jej ciało płonęło.Nie dotknął jej a ona rozpaczliwie pragneła poczuć jego sprawne dłonie i namiętne usta... Chciała, by jak zwykle wbrew niej wziął to, czego pragnął.... Czego oboje pragnęli. Jednocześnie wiedziała, że nie może mu na to pozwolić, że tego nie chce... że powinna nie chcieć.
- Wiesz, że jeszcze nigdy nie robiliśmy tego w łóżku?- zagadnął Damon niby od niechcenia a Elena aż podskoczyła na sam dźwięk jego głosu. Zerknęła na niego, ale ten się nie poruszył nawet o milimetr, wciąż wpatrując się w sufit. Gdyby go nie znała pomyślałaby, że się przesłyszała.
- Do czego zmierzasz?- spytała, przybierając wojowniczy wyraz twarzy. Damon przekręcił się na bok i podciągnął na łokciu sprawiając, że ich twarze znalazły się ledwie kilka milimetrów od siebie. Posłał jedno, swidrujące spojrzenie na jej usta a gdy zadrżała uśmiechnął się z wyraźną satysfakcją i spojrzał jej głęboko w oczy, lubieżnie oblizując wargi.
- Powiedziałaś Stefanowi, że się przespaliśmy, ale  to tylko kolejne kłamstwo- stwierdził sugestywnym szeptem. Czując na twarzy jego słodki oddech Elena zerwała się gwałtownie do pozycji siedzącej i odetchnęła głęboko, pocierając skronie.
- Spokojnie, zanim zaczniesz się hiperwentylować- mruknął Salvatore z nutą złośliwego rozbawienia w głosie. Elena spojrzała na niego wilkiem.
- Wiedziałam, że wspólne spanie nie było dobrym pomysłem- prychnęła z wyrzutem a Damon zaśmiał się cicho.
- To bardzo ciekawe doświadczenie- wyszeptał wprost do jej ucha a ona po raz kolejny zadrżała silnie i obróciła głowę w jego stronę, patrząc mu prosto w zamglone pożądaniem, hipnotyczne oczy.
- Nie wiem, co w tym takiego ciekawego- odparła, wkładając ogromny wysiłek w każde kolejne słowo.
- Och, kochanie- westchnął Damon przeciągle a Elena przewróciła oczami na sam dźwięk słowa: "kochanie", co skwitował jedynie komicznym uniesieniem brwi i złośliwym uśmiechem- na przykład to- szepnął i położył dłoń na jej ramieniu, przez co zadrżała po raz kolejny. Jego uśmiech tylko się poszerzył- i to- dodał, delikatnym gestem odgarniając niesforny kosmyk włosów z jej twarzy i opuszkami palców muskając jej alabastrową skórę. Jej policzki zalała purpura a oddech drastycznie przyspieszył- i to- wyszeptał, opierając czoło na jej czole i trącając nosem jej słodki, zgrabny nosek, który zawsze marszczyła uroczo, zupełnie jak w tej chwili. Elena rozdziawiła usta ze zdziwienia a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. W tej chwili przypominała bezbronną, wystraszoną łanię. Damon głośno przełknął ślinę, usiłując zapanować nad ogarniającym go właśnie pożądaniem i wplótł palce w jej jedwabiste włosy, przyciągając ją do siebie bliżej, tym samym zmniejszając dzielący ich dystans do zera.
- Ciekawi mnie- szepnął, muskając przy tym jej wargi swoimi- jak długo wytrzymasz udając, że nie masz na mnie takiej ochoty, jaką ja mam na ciebie.
Elena wpatrywała się w niego jak oczarowana i dopiero, gdy odsunął się od niej z szelmowskim uśmiechem dotarł do niej sens jego słów. Ten uśmiech i niebezpieczne iskierki w oczach były jednoznaczne. Po raz kolejny ją sprawdzał i po raz kolejny czuła się przegrana a jego najwyraźniej niesamowicie to bawiło.

Dupek. 

 Arogancki, szowinistyczny, skupiony na sobie, nękany przez seksohilizm i kompleks władzy, przeświadczony o swoim nieodpartym uroku osobistym dupek. Seksowny i uwodzicielski kretyn ze specyficznym poczuciem humoru. Bezduszny, namiętny błazen, koncertowy osioł. Chamski, ale nie prostacki; impulsywny i nieprzewidywalny, ale przy tym czarujący. Niebezpieczny i tajemniczy. Dżentelmen i tyran w jednym. Perfekcjonista w każdym calu.
"Po prostu ideał"- pomyślała Elena z przekąsem. Doprawdy, trudno byłoby znaleźć równie skomplikowanego i nienormalnego mężczyznę, który zajmowałby przy tym tyle miejsca w jej umyśle i chyba nawet sercu, w końcu musiała to przyznać. Przy nim musiała rewidować swoje poglądy i spojrzenie na życie. Kiedyś próbowała go sklasyfikować, ale za każdym razem, gdy sądziła, że już dobrze go poznała on ją czymś zaskakiwał i ukazywał swoje kolejne oblicze. To było dość frustrujące.
- Czujesz?- zapytał znienacka, przeywając jej rozmyślania. Elena zmarszczyła brwi, wytężając zmysł węchu. Początkowo sądziła, że się z niej naigrywa, ale gdy się bardziej skupiła rzeczywiście wyczuła w powietrzu jakąś niezidentyfikowaną, gryzącą woń. Odetchnęła głęboko, analizując nowoodkryty zapach.
- Dym- szepnęła i natychmiast zerwała się z łóżka. Wiedziała, po prostu czuła w kościach, że coś jest nie tak... Biegiem ruszyła do kochni, połączonej z salonem i zamarła zszokowana.
Wszystko wokół trawił ogień- blat kuchenny, szafki, firanki. Elena nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Jeremy polewał każdy mebel, każdy panel benzyną a potem podpalał za pomocą zapalniczki. Kurki w kuchence odkręcone były maksimum, dym gryzł w płuca i oczy, paraliżując oddech i zmysł orientacji a gorąco sprawiło, że ciało Damona i Eleny momentalnie zlał lepki pot.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnęła Elena, wreszcie zwracając na siebie uwagę brata. Pustka jego spojrzenia przyprawiła ją o palpitacje serca.
- Pozbywam się wynaturzeń i wszystkiego, co ma z nimi związek- odparł głosem bez wyrazu i powrócił do przerwanej czynności.
- Przestań!- Elena po raz kolejny spróbowała wpłynąć na brata, ale ten sprawiał wrażenie szaleńca  a gorąco, które ich otaczało ze wszystkich stron było obezwładniające. Dopiero po chwili do dziewczyny dotarł sens jego słów.
- Bonnie- szepnęła i nie reagując na nawoływania wściekłego Damona rzuciła się w kierunku sypialni, którą mulatka zajmowała ze swoim zaprzyjaźnionym czarownikiem. To co tam ujrzała sprawiło, że w jej oczach stanęły łzy.
Bonnie i Ben leżeli na łóżku na wznak, wręcz ociekając krwią. Żołądek Eleny zacisnął się w ciasny supeł, podobnie jak gardło, z którego nie zdołała wydobyć nic poza mysim piskiem. Wiedziała, że ma niewiele czasu, więc czym prędzej podbiegła do nieprzytomnej dwójki i drżącymi palcami sprawdziła im puls. Z ulgą stwierdziła, że w obu przypadkach jest on stabilny i z duszą na ramieniu chwyciła w pasie najpierw przyjaciółkę, potem Bena. Oboje swoje ważyli i choć brunetka dysponowała siłą wampira nie łatwo było podnieść ich naraz tak, aby sprawnie zanieść ich do wyjścia. Na szczęście z pomocą przyszedł jej Damon. Co prawda nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z takiego obrotu spraw, jednakże bez zbędnych dyskusji podniósł Bonnie i razem z Eleną, trzymającą na rękach Bena w wampirzym tempie pognał w kierunku drzwi.
Musieli gwałtownie zahamować, żeby nie wpaść na ścianę ognia, która odgrodziła ich od wyjścia i stojącego tam Jeremiego. Chcieli się cofnąć, jednak uniemożliwił im to zawalający się właśnie sufit. Byli w pułapce bez wyjścia.
Okrutny śmiech Jeremiego odbił się echem w ich umysłach, jednak sekunda nieuwagi sprawiła, że podpalone drewno zawaliło się na chłopaka, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch.
 Tymczasem ogień był coraz bliżej, trawiąc owoc ich dawnej rodzinnej sielanki i wspomnienie beztroskiego dzieciństwa. Elena dławiąc się i kaszląc krzyczała, błagała, przeklinała. Powoli opadała z sił, jednak wiedziała, że teraz nie może się tak po prostu poddać, bo oznaczałoby to śmierć dla niej, jej brata i przyjaciół. Musiała ich uratować, musiała coś zrobić. Zamiast tego powoli osuwała się w niebyt, utratę przytomności przyjmując z ulgą i niewysłowioną radością.
Umysł Damona zaprzątały podobne myśli. Mimo ogólnego otępienia i osłabienia przy zdrowych zmysłach trzymała go jedna myśl: uratować ją za wszelką cenę. Śmierć Eleny w jego mniemaniu oznaczała apokalipsę. Świat, pozbawiony jej dobroci, jej uśmiechu, jej energii po prostu nie miał racji bytu.
Oboje bezsilnie opadli na kolana, ciągnąc za sobą Bonnie i Bena. Ta dwójka miała szczęście,będąc nieprzytomni nie uczestniczyli w rozgrywającym się właśnie piekle. Jedynym pocieszeniem dla Damona była myśl, że umrze mając przed sobą obraz jej twarzy. Ostatkami sił musnął jej umorusany sadzą, kurzem i łzami policzek.
- Kocham cię- wyszeptał ledwo słyszalnie. Elena uśmiechnęła się z wysiłkiem i splotła ich palce w geście pocieszenia.
- Zawsze to wiedziałam- odparła zachrypiętym głosem i rozkaszlała się mocno- nawet wtedy, gdy ty nie.
Po tych słowach przymknęła powieki, jakby właśnie odbyła swoje ostatnie pożegnanie i mogła odejść w spokoju.
- Nie! Nie!- krzyknął Damon, potrząsając dziewczyną z całych sił. To wywołało w nim pokłady emocji od rozpaczy poprzez ból aż do wściekłości, która dała mu siłę niezbędną do tego, by stanąć na chwiejnych nogach, doczłapać do ściany, oddzielającej ich od świeżego powietrza i jednym ruchem rozkruszyć ją w drobny mak.
Potem, cały drżący wrócił do Eleny i pochwycił ją wpół, podobnie jak  Bena i Bonnie. Wampirzyca uniosła półprzytomnie powieki a ten mały gest dał mu nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.

- Chodź, już nic ci nie grozi. Zaraz cię stąd wydostanę- wyszeptał ze wzruszeniem. Ale ona nie patrzyła na niego, tylko gdzieś ponad ścianą ognia, gdzie leżał jej brat, który już dawno temu stracił przytomność.
- Jeremy...- wychrypiała. Nieprawdopodobne, że nawet w takiej chwili, gdy jej czynami powinny rządzić istynkty przetrwania, myślała tylko o swoich bliskich. Damon zacisnął usta w cienką linię i wyrzucił ją oraz dwoje czarowników przez zrobiony przez siebie otwór. Cała trójka opadła na chłodną murawę, rozkoszując się świeżym powietrzem. Damon tymczasem rzucił się w ogień, mając nadzieję uratować brata Eleny. Alternatywą była tylko śmierć. Nic prostszego.


***

Przed oczami miał jedynie  twarz Eleny stężałą bólem na wieść, że jej brat nie żyje. Wolał sam zginąć, próbując go ocalić niż doczekać czasów gdy będzie musiał po raz kolejny ocierać jej łzy. Nic innego się w tej chwili nie liczyło. 
Nie bez trudu pokonał ścianę ognia, zręcznie unikając szczątków walącego się dachu budynku. Dotarł do Jeremiego i z ulgą stwierdził, że te wciąż oddycha a płomienie nawet go nie drasnęły. Jednym ruchem odsunął drewnianą płytę, która uwięziła chłopaka, po czym wziął go na ręce. 
Gorące płomienie buchały mu prosto w twarz nadpalając brwi i rzęsy, jednak zignorował ból i niemal staranował kolejną ścianę, uwalniając się z płonących szczątków czegoś, co kiedys było domkiem letniskowym Gilbertów. Wycieńczony opadł na kolana na chłodną murawę, oddychając ciężko. Wiedział, że jedynym ratunkiem, mogącym uleczyć jego rany była krew, jednak czasowo nie miał do niej dostępu, więc musiał sobie jakoś poradzić. Oddychając głęboko i przyzwyczajając oczy do mroków nocy dopiero po chwili zorientował się, co się dzieje. 
Elena, wycieńczony niemal nowonarodzony wampir, sączyła krew prosto z żyły nieprzytomnego Bena. Z drugiej strony krew z jej nadgartka spływała prosto go gardła Bonnie, która powoli odzyskiwała przytomność, napełniając ją życiem i energią. Wampirzyca była jak w transie, jakby nie do końca wiedziała, co się z nią dzieje. Dopiero, gdy odzyskała pełnię sił oderwała się od blondyna i z przerażeniem zerwała się na równe nogi, spoglądając na Damona, trzymającego Jeremiego na kolanach oraz na Bonnie, która z płakała nad ciałem Bena. 
- Co ja zrobiłam?...- wyszeptała Elena nie do końca świadomie, zatoczyła się lekko i uniosła ubroczone palce prosto pod usta, przymykając oczy z rozkoszą- co ja zrobiłam?- powtórzyła głucho po czym całkowicie tracąc kontakt z rzeczywistością osunęła się na ziemię. 
Straciła przytomność.

czwartek, 4 września 2014

WASZE KOMENTARZE

Widzę rosnącą liczbę wyświetleń i choć być może za wcześnie by o tym mowić apeluję, by po swojej obecności pozostawić jakiś ślad, choćby minimalny, w postaci komentarza. Nawet jeśli treść wam się nie podoba to chciałabym to wiedzieć, by w przyszłości mieć na uwadze moje ewentualne błędy. Wasza opinia i docenienie czy krytyka mojej pracy jest dla mnie najlepszym motorem do rozwoju. Gdybym pisała tylko dla siebie to opowiadanie pozostałoby jedynie w mojej szufladzie, udostępniłam je by się sprawdzić i aby potencjalnym czytelnikom, tudzież fanom serialu, zapewnić odrobinę rozrywki. Nie lubię stawiać ultimatum, ale to nie jest mój pierwszy blog, a więc czerpiąc z doświadczenia- min. 5 w miarę rozbudowanych komentarzy (tzn. nie jedynie coś w  stylu:" fajnie piszesz, zapraszam do siebie...") a możliwie szybko wstawię nexta :D

środa, 3 września 2014

Rozdział 11- Domek jak z Horroru




Elena rozejrzała się po malowniczej okolicy, wysiadając z auta. Jezioro, w którym kąpała się z bratem, łąka na której urządzali pikniki i puszczali latawce z mamą, tak dobrze jej znany lasek, w którym niegdyś bawiła się z przyjaciółmi i pomost, przy którym łowiła ryby z tatą. A pośród tego wszystkiego mały letniskowy domek, który niósł za sobą tyle ciepłych wspomnień. Elena westchnęła ciężko, wyrwała Damonowi swoje bagaże demonstracyjnie i obejrzała się na Jeremiego, który przytrzymywany przez Bena i Bonnie posyłał w jej stronę nienawistne spojrzenia.
"To będzie ciężki weekend"- pomyślała dziewczyna, wzdrygając się automatycznie i z rezygnacją podążyła za bratem i jego eskortą. Niestety, gdy chciała przekroczyć próg domu napotkała na swojej drodze niewidzialną ścianę, która zatrzymała ją w miejscu.
- Ostatnio byłaś tu jako człowiek- szepnął jej Damon na ucho a ona wzdrygnęła się i podskoczyła gwałtownie, rzucając mu karcące spojrzenie, na co on uśmiechnął się tylko zawadiacko. Czy on zawsze musiał się tak skradać i zbliżać niepostrzeżenie? Próbując powstrzymać drżenie ciała, które w jakiś przedziwny sposób reagowało na bliskość tego pokręconego wampira spojrzała na Jeremiego, który przyglądał się jej z wyrazem głębokiego zadowolenia. Elena głośno przełknęła ślinę i posłała mu błagalne spojrzenie.
- Jeremy, musisz ją zaprosić- ponagliła go Bonnie, uśmiechając się do przyjaciółki uspokajająco- Damon i tak ma już dostęp do tego domu, a przy Elenie będziesz bezpieczniejszy- ciągnęła a Elenę coś aż ścisnęło w dołku. Czy naprawdę potrzebował takich argumentów, by zgodzić się wpuścić ją do własnego domu?
- Mogę jeszcze zabić ich oboje, a wtedy nikt mi już nie zagrozi- odparł z mściwością, uśmiechając się kpiąco i w tym momencie tylko uścisk Eleny na przedramieniu Damona postrzymał go od wparowania do tego domu z morderczym wyrazem twarzy i zrobienia tego... co zrobić właśnie zamierzał.
- To twoja siostra matole!- warknął Ben, tracąc cierpliwość- nie znam jej za dobrze, ale nie wydaje mi się, żeby w ciągu całego twojego nędznego życia kiedykolwiek zagroziła twojemu bezpieczeństwu. Chcesz zabić osobę, którą kochasz tylko dlatego, że jesteście teraz innego gatunku? To się nazywa rasizm.
Bonnie spojrzała na Bena z mieszaniną podziwu i niedowierzania a potem ponownie przeniosła wzrok na bruneta, który w tej chwili wydawał się być zagubiony i jakby niepewny.
- Jer, przecież chciałeś, zeby to się już skończyło- przypomniała mu łagodnie- chciałeś, żeby wszystko wróciło do normy. Wiem, że musisz zabijać wampiry, ale miłość jest silniejsza niż najgorszy instynkt. Kochasz Elenę całym sercem, to dla ciebie najważniejsza osoba pod słońcem, przecież wiem. Nic tego nie zmieni. Pamiętasz o czym rozmawialiśmy w domu zanim tu przyjechaliśmy? Nic nie może zniszczyć twojej więzi z siostrą. Udowodnij mi to i zaproś ją do środka.
Jeremy zawahał, jakby analizując jej słowa a Bonnie uśmiechnęła się do niego zachęcająco i delikatnie ujęła jego dłoń.
- Zaufaj mi- szepnęła- Elena ci nie zagraża a ty wcale nie chcesz jej zabić. Kochasz ją i dlatego wpuścisz ją teraz do środka.
Jeremy spojrzał jej prosto w oczy i wreszcie, po dłużących się minutach uporczywej ciszy westchnął z rezygnacją.
- Niech wejdzie- mruknął z wyraźnym niezadowoleniem. Elena obejrzała się na Damona, który nieznacznie skinął głową i z wahaniem, tym razem bez nadnaturalnych przeszkód pokonała próg domu.
- Dzięki Jer- szepnęła z wdzięcznością, rozglądając się wokół z rozmarzeniem. Kiedyś uwielbiała to miejsce a teraz niosło ono za sobą tyle ciepłych wspomnień, które już nie budziły żalu ani bólu, tylko radość i spokój. Pamiętała ostatni raz gdy tu była, jeszcze jako człowiek. Jako człowiek, ktory wkrótce miał się stać chodzącym workiem krwi, zakochanym w Stefanie. To on uratował ją przed wilkołakami, które jednej nocy ich napadły i to on sprawił, że ból związany ze wspomnieniami o rodzicach przekształcił się w miłość, cały ogrom miłości. Nie można całe życie nienawidzić kogoś, kto odszedł. Czasem dobrze jest pogodzić się z tym, że nie udało nam się takiej osoby zatrzymać i pozwolić jej na to, by podążyła własną, wytyczoną przez życie ścieżką. Dopiero wtedy cierpienie znika a rany się leczą i po wszystkim jestesmy w stanie wspominać tylko te dobre chwile, ciesząc się, że w ogóle mogliśmy je przeżyć.
I pomyśleć, że tego nauczył ją pewien blondyn, który w tej chwili sam nie potrafi poradzić sobie z bólem i poczuciem zdrady, które wywołują w nim gniew i nienawiść. Elena była pewna, że Stefan Salvatore jej nienawidzi. Jak inaczej wyjaśnić jego postępowanie? I dlaczego ona sama nie umiała się na niego złościć za to, że w akcie zemsty przespał się z inną kobietą? Była zła i owszem, ale za to, że tą kobietą była Katherine Pierce- największa dziwka w całym mieście. Przecież wiedziała, że Stefan ją kocha i jeśli chciał o niej zapomnieć to jej sobowtór w jego łóżku na pewno nie bardzo mu w tym pomagał, prawda? A może jednak się myliła? A co, jeśli on już o niej zapomniał? Co, jeśli nie widzi w Kath odbicia swojej kłamliwej ukochanej, tylko kogoś zupelnie innego- dawną miłość? Chciała dla niego jak najlepiej i nie mogła pozwolić, żeby ta zołza znów nim zawładneła i go wykorzystała. Elena chciała tylko, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli ją samą miałoby to unieszczęśliwić. Zbyt wiele bólu mu zadała, żeby mieć jakieś złudzenia- dla Stefana była stracona i tak po prawdzie w głębi duszy liczyła na to, że dla Damona też. Chciała wreszcie przerwać to błędne koło, chciała, by każdy z nich znalazł swoją miłość i by obaj osiągnęli w życiu to, czego pragnęli. Czy ich szczęście naprawdę zależało od niej? A jeśli nie to dlaczego obaj zatracali się momentalnie na jedno jej skinienie? Dlaczego ich człowieczeństwo traciło swą wartość, gdy jej nie było obok?
"Bo kochają cię jak szeleńcy, idiotko"- podpowiedział jakiś głosik z tyłu jej głowy, ale natychmiastowo go uciszyła. Oni nie mogła jej kochać a ona nie mogła kochac ich. To było złe, chore, bolesne i nienaturalne a jeśli tak miała wyglądać miłość, to ona nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Postanowiła więc sobie solennie, że nie będzie ich kochać. Zamknie swoje serce na miłość i nie pozwoli, by to uczucie kiedykowiek nią zawładnęło i ponownie zaczęło ranić. Nie chciała nikogo kochać w taki sposób, nie chciała musieć tak cierpieć, wybierać, decydować i żyć ze świadomością, ze zniszczyła komuś życia. Nie chciała być nienawidzona i pohańbiona. Chciała po prostu żyć i zająć się sprawami najważniejszymi- swoim bratem i przyjaciółmi czyli ludźmi, którzy byli dla niej wszystkim. Ich również kochała, ale taki rodzaj miłości nikomu nie sprawiał bólu- nie wywoływał zazdrości, rozczarowania, łez, nienawiści.
"A którego z nich w ogóle kochasz?"- zapytał kolejny, złosliwy głosik w jej głowie."Dobrze wiesz, że nie można kochać dwóch osób jednocześnie. I czy to, co łączy cię z Damonem możesz nazwać miłością? Sex, namiętność, pożądanie- to zawsze gdzieś tam było, głęboko ukryte. Zależy ci na nim, ale on nie jest Stefanem. Czy umiałabyś pokochać kogoś poza nim? Przecież zawsze twierdziłaś, że nigdy nie pokochasz Damona, że ci na nim zależy, ale to i tak zawsze będzie Stefan. Stefan, którego zraniłaś i już nie odzyskasz. A Damon? A Damon już nigdy nie odzyska ciebie".
- Elena uważaj!- krzyk Bonnie wyrwał ją z zamyślenia, ale już było za późno- tępy ból w okolicy klatki piersiowej niemal ściął ją z nóg i sprawił, że przed jej oczami zatańczyły czarne mroczki. Elena straciła równowagę i z głośnym okrzykiem upadła, ale nim doznała przykrego spotkania z podłogą Damon z furią odepchnął od niej Jeremiego, który po raz kolejny próbował zamachnąć się na nią długim na pół metra kołkiem, w wyniku czego chłopak wylądował w drugim końcu domu, a sam w wampirzym tempie podbiegł do niej i w ostatniej chwili uratował ja przed upadkiem. Dziewczyna osunęła się w jego ramionach, ciężko łapiąc oddech i spojrzała mu prosto w oczy zbolałym wzrokiem.
- Jest taki silny i szybki...- wycharczała, ponad jego ramieniem dostrzegając wściekłe spojrzenie brata, którego Ben i Bonnie próbowali na próżno uspokoić i powstrzymać przed ponownym rzuceniem się na wampiry.
- Już dobrze- szepnął Damon, płynnym ruchem biorąc ją na ręce i nie pytając o zdanie zaniósł do dawnej sypialni jej rodziców. Delikatnie ułożył ją na miękkich poduszkach na łóżku małżeńskim i usiadł obok, opuszkami palców przebiegając cały owal jej twarzy i wzdłuż szyi, ostrożnie unosząc jej podbródek.
- W porządku?- spytał z troską, kciukami gładząc delikatną skórę jej twarzy. Elena głośno przełknęła ślinę i podniosła na niego zamglone spojrzenie czekoladowych oczu, zwykle pogodnych i pełnych życia, teraz przepełnionych jedynie niebotycznym cierpieniem.
- Mój brat próbował mnie zadźgać- przypomniała mu z bólem- wszystko mnie boli... Mój brat mnie nienawidzi, Damon!
- Witaj w klubie- mruknął a kąciki jej ust mimowolnie uniosły się w górę. Zadrżała, gdy wampir pod wpływem jakiegoś nienazwanego impulsu kontynuował wędrówkę swoich palców, gładząc jej ramię, talię aż wreszcie, podwijając cieniutką koszulę, którą miała na sobie dotarł do płaskiego brzucha i linii jej koronkowego stanika. Nie protestowała a jedynie przygryzła dolną wargę, próbując powstrzymać jęk przyjemności, który chciał opuścić jej usta. Damon bacznie przyglądał się jej reakcjom, gdy delikatnymi ruchami palców pogładził wrażliwe miejsce tuż pod żebrami.
- Rana już się zagoiła- szepnął i z wyraźnym wysiłkiem odjął dłonie od jej gładkiej skóry i poprawił jej koszulę pozwalając, by zakryła jej idealne ciało. Wampir ciężko przełknął ślinę i spojrzał jej prosto w oczy, mrużąc je delikatnie.
- Powinnaś ją zmienić- poradził, wymownie spoglądając na sporą dziurę w materiale, jaką pozostawił po sobie kołek Jeremiego, na brzegach zabarwioną na kolor krwi a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Jesteś niemożliwy- Elena wywróciła oczami i spróbowała się podniesć do pozycji siedzącej, ale ból sprawił, że szybko się poddała i z rezygnanacją opadła na poduszki.
- Jesteś jeszcze osłabiona- Damon podał jej woreczek ze szpitalną krwią- w takich warunkach najlepiej byłoby, gdybyś zaczęła polować, bo tylko krew prosto z żyły może dać ci pełnię sił, których niestety przy tym nastoletnim mordercy będziesz potrzebować.
Elena zmarszczyła brwi i posłała mu spojrzenie pełne urazy. Jego słowa ją otrzeźwiły. W jednej chwili przypomniała sobie dlaczego miała być na niego zła i te emocje wróciły ze wzdwojoną siłą. Dziewczyna odskoczyła na drugi brzeg łóżka, mrużąc oczy niczym rozwścieczona kotka.
- Zapomnij- burknęła i patrząc na niego spode łba wgryzła się w plastikowy woreczek, czując jak do jej gardła spływa życiodajny płyn, napełniając ją nową energią. To bogactwo smaków, ta siła, to poczucie spełnienia... Nektar bogów, prawdziwa ambrozja.
- Mogę wejść?- Bonnie niepewnie wkroczyła do pokoju, a Elena przełknęła pospiesznie ostatni łyk tego cudownego daru od bogów i niechętnie oderwała się od na wpół pustego woreczka, uśmiechając się do przyjaciółki nieśmiało, z lekkim zawstydzeniem. Bonnie podejrzliwie zmrużyła oczy,  przyglądając się dwójce wampirów. Odkąd dowiedziała się o ich małej przygodzie w Nowym Jorku bacznie obserwowała każdy ich gest, ruch czy słowo a już samo to, że znajdowali się w jednym łóżku, mimo, że w takiej odległości od siebie napawało ją niepokojem. - Chciałam tylko powiedzieć, że od dzisiaj śpicie tutaj razem- powiedziała na jednym wydechu, patrząc jak szok wstępuje na twarz jej przyjaciółki.
- Co?! Niby dlaczego?!
- Ja i Ben będziemy pilnować Jeremiego, ale dla własnego bezpieczeństwa nie powinniście się teraz odstępować na krok a już na pewno nie powinniście tracić czujności- wyjaśniła- nie wiadomo, co może mu strzelić do głowy a razem będziecie bezpieczniejsi. To tylko tymczasowo, dopóki nie wymyślę, jak to wszystko naprawić.
Elena westchnęła zrezygnowana, za to na twarzy Damona pojawiły się już pierwsze oznaki zadowolenia i satysfakcji. Wampir z uwodzicielskim uśmiechem na ustach przybliżył się do brunetki i otoczył ją ramieniem.
- To będzie prawdziwa szkoła przetrwania dla naszej silnej woli, prawda?- mruknął ze złośliwym błyskiem w oku, ale Elena odepchnęła go od siebie brutalnie i zeskoczyła z łóżka.
- Muszę się przewietrzyć- wyjąkała  i pędem opuściła pokój. Bonnie spojrzała z dezaprobatą na Damona, który z szerokim uśmiechem na ustach rozłożył się na łóżku.
- Naprawdę nie masz umiaru?- fuknęła- Elena ma tyle na głowie a ty jak zwykle nic, tylko dokładasz jej problemów. Czy mógłbyś razem z tym swoim seksownym ciałem i prześmiewczym, aroganckim "ja" przez pięć minut udawać, że cię tu nie ma? Wszyscy byśmy odetchnęli.
- Ojej, nie sądziłem, że jesteś aż taka naiwna- Damon  w sekundę znalazł się centymetry od jej twarzy- każdy, kto choć raz miał styczność z moim seksownym ciałem lub z moim prześmiewczym i aroganckim "ja" wie, że nie da się tak po prostu ignorować mojej obecności i o mnie zapomnieć. Zapytaj Eleny- rzucił jeszcze przez ramię, uśmiechając się łobuzersko po czym opuścił pokój w ślad za brunetką. Bonnie tylko przewróciła oczami i wróciła do Jeremiego, który został w pokoju z Benem i tylko z Benem. Niby chłopak nie był wampirem i powinien być przy nim bepieczny, ale wolała ich obu pilnować. Tak na wszelki wypadek.
**************************
Abby Bennett-Wilson spojrzała na rozmówcę spod przymrużonych powiek z wyraźnym zaskoczeniem.
-Masz krew sobowtóra?- powtórzyła a na jej twarzy pojawił się uśmiech, nie wróżący niczego dobrego. W odpowiedzi Podróżnik wyciągnął w jej stronę dłoń, w której trzymał fiolkę, zapełnioną brunatnym gęstym płynem. Wampirzyca uniosła ją do oczu, oglądając z każdej strony z niedowierzaniem.
- Jak to działa?- spytała zaciekawiona.
-Krew sobowtóra ma wiele niezbadanych właściwości- zaczął Podróżnik, przeczesując palcami kruczoczarne włosy- łamie klątwę, rzuconą na Pierwotną hybrydę, jest jednym z elementów, potrzebnych do znalezienia lekarstwa i wielu innych rzeczy. Dzięki niej możemy zdjąć ciążącą na nas klątwę a wtedy odzyskamy moce i przywrócimy światu właściwy porządek. A On nam w tym pomoże. Ma do tego niezbędną moc, a raczej miał i mieć będzie, o ile tylko nam w tym pomożesz.
- Znasz mój warunek- przypomniała mu mulatka.
- A ty znasz moje możliwości- mężczyzna uśmiechnął się szeroko i delikatnie ścisnął jej ramię- wiesz, że jeśli ty będziesz uczciwa, my także będziemy. Znam ten ból, gdy tracisz coś, co stanowiło całą twoją historię, tożsamość. Będziesz postępować tak jak dotychczas a obiecuję, że jako pierwsza posmakujesz lekarstwa.
Abby głośno przełknęła ślinę i zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad tym, czy warto mu ufać. W końcu, po dłużących się minutach uporczywej ciszy na jej twarz wstąpił pełen zadowolenia uśmiech.
- Zadzwonię- zawyrokowała ostatecznie i chwyciła za swoją komórkę, leżącą dotychczas na stole po czym wybrała numer, z którego od tak dawna nie korzystała.
- No i jak idzie sprawa z Łowcą?- spytała na wstępie.
**************************
- Dziwne, jeśli to wampir to dlaczego go nie wyczuliśmy na samych obrzeżach miasta?- zastanawiał się Stefan- chyba powinien zostawić po sobie jakieś ślady- osuszone ciała, krew, cokolwiek. A tu pustka.
- To, że go nie wyczuliśmy oznacza, że póki co jesteśmy bezpieczni- odparła Katherine, uśmiechając się diabelsko- może wyczuł, że łowcy nie ma w mieście i także się wyniósł. A skoro tak- kobieta zatrzymała blondyna i delikatnym gestem przejechała paznokciami po guzikach jego koszuli, oblizując lubieżnie wargi- to może porozmawiamy o ostatnim, zaskakującym "tygodniu wspomnień"?
- Było minęło- odparł szorstko wampir i odepchnął dziewczynę od siebie, ruszając na umówione wcześniej spotkanie- nie ma o czym mówić, Kath.
- Ależ jest- wampirzyca bez trudu go dogoniła i teraz zastąpiła mu drogę z przebiegłym uśmieszkiem, błądzącym po wargach- oboje wiemy, dlaczego to zrobiłeś. Twój cel został osiągnięty- zapomniałeś o problemach i wywołałeś zazdrość w Elenie. Daj spokój- ciągnęła i przejechała językiem po jego dolnej wardze- było nam razem dobrze, po co to kończyć? Pomyśl o reakcji tej swojej lafiryndy, gdy zrozumie, że już nie jesteś jej pieskiem na posyłki.- kusiła, uwieszając się na jego szyi i ściśle przycskając się do jego ciała- Pomyśl o jej zazdrości... Ile radości sprawia ci myśl, że to ty teraz jesteś górą i rozdajesz karty? Że to ty, nie ona, rządzisz własnym życiem? Że wciąż jej na tobie zależy a być może nawet spróbuje cię odzyskać? Czy to bie byłby zabawne i ekscytujące, zobaczyć jak to ona się stara dla odmiany?
- Ona starała się przez cały ten czas- odparł Stefan, mrużąc oczy z wściekłości- robiła wszystko, by mnie odzyskać od Klausa, ryzykowała nawet własne życie i nie poddała się nawet wtedy, gdy wyłączyłem uczucia, raniąc ją i jej bliskich na każdym kroku. To, co wydarzyło się między nią a moim bratem było tylko i wyłącznie moją winą. Dobrze wiedziałem, jaki jest Damon i wiedziałem, co do niej czuje i czego pragnie. Mimo to zostawiłem ich razem, potem ją odpychałem a na końcu niemal samodzielnie wepchnąłem ją w jego ramiona. A gdy stała się wampirem było jeszcze gorzej... Zresztą nieważne. Nie będę z tobą o tym rozmawiać.
- Stefan...
- Daruj sobie, Kath- warknął wampir, uwalniając się z jej żelaznego uścisku- nie będę twoim pionkiem w zemście na Elenie. A ty nigdy nie będzie jak ona. Nigdy mi jej nie zastąpisz. Nie możemy tego dłużej ciągnąć. Nie kocham cię, ale mimo to cię szanuję i nie będę dłużej ranić ani ciebie ani siebie...
- Ani Eleny- podpowiedziała wampirzyca z przekąsem- wiesz, jaka jest między nami różnica? Ja nigdy bym cię nie zostawiła, chyba, że poprosiłbyś mnie o to tak, jak teraz. Wiesz, dlaczego? Bo uczę się na włąsnych błędach. Ona najwyraźniej ma  z tym pewien problem...
- To wy?- jęknęła Rebekah przeciągle, niespodziewanie pojawiając się na drodze, na której stali- no nic, liczyłam na kogoś zabawnego, ale w ostateczności możecie iść ze mną. W końcu zmierzamy w to samo miejsce.
Kath i Stefan wymienili spojrzenia, ale ostatecznie ruszyli za wampirzycą. W tej chwili lepiej było nie drażnić Pierwotnej.
*****************
Caroline westchnęła ciężko, przyspieszając kroku. W tej chwili naprawdę nienawidziła tego iście kretyńskiego pomysłu, by podzielić się w pary a już w szczególności Stefana, który postanowił, że to ona razem z Pierwotnym ma patrolować las i boczne drogi, przez od jakichś dwóch godzin nieustannie musiała słuchać jego doprawdy szatańskiego zrzędzenia. Naprawdę wątpiła w istnienie istoty równie cynicznej, podłej, wyrachowanej i okrutnej włączając w to samego Damona, którego swoją drogą, szczerze nie cierpiała.
-Elena, Damon, Ben  i Bonnie wyjechali z Jeremiem a my musimy patrolować teren- powtórzyła  chyba po raz dziesiąty tego dnia- ktoś zmienia mieszkańców w bestie, potem wysyła ich do Jera tylko po to, żeby zostali brutalnie zamordowani... Shane i najlepsza lekarka w mieście, Meredith Fell w ten sposób zginęli a ty dalej nie potrafisz tego zrozumieć?- jej irytacja sięgnęła zenitu- jeśli ci to aż tak przeszkadza, to bardzo proszę, możesz odejść.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś piękna, gdy się złościsz?- spytał Klaus, uśmiechając się z lubością a Caroline prychnęła i przyspieszyła kroku.
- Ktokolwiek to robił, zostanie złapany i ukarany- zawołał Pierwotny i dogonił ją- nie ma ze mną szans.
- Ach tak?- Caroline spojrzała na niego kpiąco- tak samo, jak ten wasz cały Marcel?
Klaus spiął się od razu na sam dźwięk imienia dawnego przyjaciela a na twarzy blondynki pojawił się wyraz satysfakcji.
- Kim on właściwie jest?- ciągnęła, zmniejszając dzielącą ich odległość do minimum i spojrzała  prosto w te jego błękitne, mroczne oczy- kto jest na tyle silny, by przestraszyć Pierwotnych do tego stopnia, aby zapragnęli uczynić go człowiekiem i poświęcić tyle czasu, zamiast od razu go zabić?
- Uzurpatorem- odparł Klaus a w jego oczach pojawił się złowieszczy błysk- którego kiedyś mylnie zwałem przyjacielem.

Nowy Orlean, 1815 rok
- Bądź łaskawy Niklaus- szepnął Elijah, widząc wściekłość brata, który nie mógł już usiedzieć w miejscu. Wszystko przez Rebekah i Marcela, którzy mimo, że znajdowali się w pewnej odległości od siebie zerkali na siebie niemal bez przerwy i wymieniali znaczące uśmiechy. Czy naprawdę sądzili, że on tego nie widzi? Czy naprawdę wydawało im się, że jest aż taki głupi? Och, gdyby tylko nie znajdowali się w teatrze, w sali pełnej ludzi, oglądając sztukę, którą najlepsi aktorzy w mieście wystawiali na cześć jego rodziny...
- Myślałem, że dwieście lat to dosyć czasu, by wyleczyć się z kolejnego beznadziejnego zadurzenia- westchnął blondyn.
- To nie jest kolejne zadurzenie ani kaprys, Niklaus- Elijah delikatnie ścisnął ramię brata, chcąc przywrócić go do porządku- musisz to wreszcie przyjąć do wiadomości, nim stracisz ją na zawsze.
Klaus zacisnął usta w wąską linię i skinął głową, jakby się nad czymś zastanawiał. Gdy na scenę weszła kobieta w blond peruce i turkusowej sukni, mająca grać jego siostrę Pierwotny zerwał się z miejsca i głośno zaklaskał, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- Wspaniały spektakl- oznajmił a słysząc w odpowiedzi pełen aprobaty pomruk uśmiechnął się nikle- jestem pewien, że nasi cudowni aktorzy potrzebują odrobinę wytchnienia, podobnie jak my wszyscy. W ramach przerwy zapraszam wszystkich do bufetu.
Widzowie jak jeden mąż zerwali się z miejsca i ruszyli za Pierwotnym, odprowadzanym zdziwionymi spojrzeniami rodzeństwa.
- Co jest?- usłyszał szept Marcela i bezradne westchnienie swojej siostry.
"Zaraz się przekonacie"- pomyślał, uśmiechając się chytrze.
Bufet w jednej chwili przeobraził się w cudowny bankiet, kelnerzy nie nadążali z obsługą, ale to nie powstrzymało ludzi od zamawiania kolejnych kieliszków wina i przekąsek, które umilały im czas oczekiwania do drugiej części przedstawienia. Klaus uśmiechnął się przebiegle, sięgnął po kieliszek szampana i stanął pośród tego zbiorowiska, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich obecnych.
- Uwaga- rzekł a jedno to słowo starczyło, by w sali zaległa kompletna cisza- chciałbym z tego miejsca wznieść toast- Elijah posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, przewidując jego zamiary a Rebekah jedynie zmarszczyła brwi i zerknęła na Marcela, który zdawał się być równie zdezorientowany co ona. Klaus zdusił w  sobie chichot i spojrzał wprost na nich z miną dobrej wróżki tuż przed wyczarowaniem pięknej sukni Kopciuszkowi.
- Na cześć mojej cudownej siostry, Rebekah- ciągnął i uniósł kieliszek z szerokim uśmiechem- i mojego najlepszego przyjaciela, Marcela. Życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i...
- Co ty wyprawiasz?- syknęła Rebekah, w kilku susach znajdując się tuż przy nim.
- Przyznaję ci rację i błogosławię twój związek- odparł uśmiechając się niewinnie- bądź szczęśliwa siostrzyczko, tylko tego pragnę i zawsze pragnąłem. Dopiero teraz zrozumiałem, że nie muszę cię chronić przed osobą, której ufam najbardziej na świecie, zaraz po tobie oczywiście.- mężczyzna pochylił się i delikatnie ucałował rumiany policzek zdezorientowanej blondynki. Zewsząd rozległy się oklaski a Klaus, patrząc siostrze prosto w oczy, upił łyk szampana z kieliszka i uśmiechnął się do niej zachęcająco.
- Idź pocałować swojego księcia- szepnął i dopiero teraz na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej ulgi i nieopisanego szczęścia. W dwóch susach znalazła się w objęciach Marcela i wpiła się w jego usta z żarliwością i prawdziwą miłością. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i zerknął na brata, który pokręcił głową z niedowierzaniem i pobłażaniem. On również był szczęśliwy. Jeden prosty gest, na który Klaus nie potrafił sie zdobyć od dwustu lat na nowo scalił ich rodzinę. Kto by się spodziewał, że w ten sam wieczór, w który wreszcie Rebekah dostała przyzwolenie, by kochać, miłość zostanie jej brutalnie odebrana?

- To nie wyjaśnia, czemu cię nienawidzi- zauważyła Caroline- zabranialeś mu spotykać się z Rebekah, rozumiem, ale przecież do tej pory to znosił zwłaszcza, że w końcu przejrzałeś na oczy...
- Tego samego wieczoru pojawił się mój ojciec i wszystko zniszczył- Klaus wzdrygnął się na samą myśl o Mikealu- zamordował wszystkich naszych poddanych, jednego po drugim. Wszystkich służących, przyjaciół... a gdy zostaliśmy tylko my i ci ludzie w teatrze podpalił budynek i unieruchomił nas kołkami z białego dębu zmusząc, byśmy patrzyli jak torturuje Marcela i powoli rujnuje to, co z takim mozołem budowaliśmy. Ja najszybciej doszedłem do siebie i pomogłem Elijah, ale gdy chciałem uratować Rebekah i Marcela, Mikeal mnie zaatakował. Wiedział, że ona zawsze stanie po mojej stronie, wiedział, że Marcel jej pomoże... Widziałem jego cierpnienia i nic nie mogłem zrobić... a gdy ogień zaczął zbliżać się do mojej siostry musiałem wybierać: ona lub Marcel. Wybrałem ją i mimo jej protestów uciekłem z nią i Elijah. Nie miałem pojęcia, że ten czarny fagas przeżył. Gdybym tylko wiedział...
- To nie twoja wina- blondynka pod wpływem impulsu położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco- nie zadręczaj się.
- Ja nie... Czujesz?- wyraz twarzy Klausa diametralnie się zmienił. Pierwotny odepchnał ją od siebie delikatnie i rozejrzał się wokół niczym dzikie zwierzę uwięzione w klatce a na widok jego miny po plecach Caroline przebiegł zimny dreszcz.
- Co...
- Krew- powiedziała Rebekah, która właśnie wyłoniła się  zza drzewa w towarzystwie Stefana i Katherine- szliśmy właśnie na umówione miejsce spotkania naszej uroczej grupy wsparcia, gdy...
- Ciii- Klaus ruszył w stronę ruin dawnej posiadłości Lookwoodów a zdezorientowani przyjaciele ruszyli tuż za nim.
Wreszcie Caroline, Stefan i Katherine poczuli to. Krew, bynajmniej nie ludzka. Ale do kogo mogłą należeć?
- Słuchajcie, ktoś wie, co się dzieje z Mattem i Tylerem?- spytała Caroline szeptem, głośno przełykając ślinę i odruchowo ścisnęła ramię Klausa na co ten uśmiechnął się szelmowsko.  Blondynka zadrżała, gdy usłyszała dźwięk, który przypominał cichy szloch.
- Spokojnie, na pewno już są koło ratusza- uspokoił ją Stefan i w tym momencie Caroline potknęła się o coś, co przypominało piłkę. Piłkę obleczoną czarnymi, oblepionymi brunatną cieczą włosami, z parą czarnych jak noc oczu, zastygłymi w niemym wyrazie przerażenia i ustami, które jeszcze kilka dni temu całowały ją tak czule, wyznając miłość...
-NIE!!!!!!!!!- ten krzyk odbił się echem od drzew i skał, przepędzając leśną zwierzynę i płosząc ptaki, gdy Caroline osunęła się na kolana krzycząc, płacząc, błagając, kopiąc i rozdrapując ziemię wokół siebie. Wpadła w szał, nic do niej nie docierało poza faktem, że jej przyjaciel, jej ukochany, być może jedyna miłość jej życia umarła. Tyler został zamordowany i to w bestialski sposób.
- Nie!- powtórzyłą dziewczyna, wtulając się w pierwszy lepszy obiekt, który jakimś cudem okazał się być pierwotnym wampirem. Łzy przesłoniły jej wszystko, były teraz całym jej światem. Nie cierpiała tak bardzo nawet po śmierci ojca. W tamtej chwili marzyła o śmierci, marzyła, by po prostu zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. Nie chciała żyć ze świadomością, że Tylera już nie ma, że nie udało jej się go ocalić, że już nigdy go nie zobaczy. Rzucała się, usiłując się wyrwać z mocnego uścisku Klausa, ale wszystko na marne. W końcu wyczerpana pozwoliła mu się tulić i gładzić po plecach pocieszająco, choć nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Pierwotny jest zdolny do czegoś podobnego. Co więcej to naprawdę działało. Jego kojące ciepło,  metodyczny dotyk i kuszący, zmysłowy zapach w jakiś przedziwny sposób działały na nią uspokajająco.
Rebekah zignorowała zawodzącą Caroline, moczącą koszulę Nika słonymi łzami oraz Katherine, niespokojnie rozglądającą się wokół a nawet Stefana, przyglądającego się przyjaciółce i bólem i jawnym współczuciem. Nie było tu przecież miejsca na sentymenty, zresztą po prawdzie to i tak nie bardzo lubiła tego upierdliwego wilczka. Próbował zabić jej brata i to nie raz a choć ona sama często miała na to ochotę nikt inny nie miał prawa go tknąć.
"Cóż, prawa dżungli bywają okrutne"- pomyślała blondynka z niejakim rozbawieniem, gdy ujrzała ukryty za drzewem korpus Tylera, rozszarpany i cały we krwi. Hm... Nie był to zbytnio nęcący widok, jednak nie to sprawiło, że uśmiech spełzł z jej twarzy. Tuż obok kulił się Matt zalany łzami i ściskał dłoń przyjaciela, jakby chciał, by ten ocknął się, choć przecież wiedział, że to z wiadomych względów było niemożliwe.
- Matt...- szepnęła Rebekah, ale chłopak tylko zakwilił cicho w odpowiedzi i odsunął się pod drzewo, gdy dziewczyna spróbowała się do niego zbliżyć.
- Matt, to ja, Bex- blondynka uśmiechnęła się do niego niepewnie i wyciągnęła przed siebie dłonie niczym policjant, pragnący pokazać, ze nie ma złych zamiarów- Matt- powtórzyła i ostrożnie dotknęła jego ramienia a gdy chłopak jej nie odtrącił śmielej zbliżyła się do niego, krok po kroczku i w końcu objęła do delikatnie, niemal nieśmiało.
- Widziałem, jak go zabijał- wyjąkał blondyn wprost do ucha Pierwotnej- Tyler stanął w mojej obronie, on...
- Kto, Matt?- spytała Rebekah, marszcząc brwi ze zdziwieniem. Jedynymi znanymi jej nadprzyrodzonymi istotami w okolicy  była Drużyna Światła a wiadomo, że oni nie występowali przeciw swoim. W oczach Matta lśniło prawdziwe przerażenie a po jego policzkach ciekły gorzkie łzy. Ten widok wstrząsnął całym jej jestejstwem, ścisnął za serce i sprawił, że jej oczy gwałtownie zwilgotniały. Rebekah zamrugała kilkakrotnie, usiłując się uspokoić i mocno go do siebie przytuliła pozwalając, by jej ramiona choć częściowo stłumiły jego rozpaczliwe szlochy.
- Nie pamiętam- wydusił z siebie pomiędzy skurczami przepony- nie pamiętam, nie wiem...
- Ktoś cię zahipnotyzował- szepnęła blondynka, gładząc go po głowie uspokajająco- a ktokolwiek to zrobił, wiedział, że masz przy sobie werbenę i sprytnie ci ją odebrał. Zapłaci za to. Przysięgam.
Tak, to było juz pewne. Rebekah Mikealson nie rzucała słów na wiatr.
W tym samym momencie obok szlochów Matta i zawodzenia Caroline pojawił się inny głos- krzyk, przepełniony bólem. Rebekah wyjrzała zza drzewa, przy którym siedziała z blondynem w chwili, w której Stefan podnosił z ziemi obolałą Katherine. Dziewczyna spojrzała na niego, mrużąc drapieżnie oczy a potem wyrwała się z jeg objęć i pognała gdzieś w wampirzym tempie.
"Uciekła, jak zwykle"- pomyślał blondyn z żalem, wbijając wzrok w miejsce, w którym przed chwilą stała.
Dlaczego sądził, ze teraz będzie inaczej? Przecież ona dbała tak naprawdę tylko o siebie, nawet jeśli czasem przejawiała jakies ludzkie odruchy. Zostawiła go, choć zarzekała się, że nigdy tego nie zrobi. I mimo, że stefan już od dawna jej nie kochał poczuł się zdradzony i zraniony. Nie mógł nie dostrzec tej podejrzanej zbierzności.
Kath go opuściła.
Elena go opuściła.
Brat przeleciał jego dziewczynę (nawet dwie).
Przyjaciele powoli zaczynali się wykruszać.
Co w takim razie mu zostało?
***********************
Elena spacerowała przez las, ciesząc się spokojem i odgłosami natury, które koiły jej nerwy i zagłuszały wzburzone myśli, gdy zorientowała się, że słońce już dawno skryło się na neboskłonie, zdobionym teraz przez wielki, okrągły, srebrny księżyc.
Pełnia. Kiedyś była nią zafascynowana i zachwycona a teraz wzbudzała w niej tylko strach i niechęć,wywołując przykre wspomnienia. Wilkołaki nie należały do przyjemnych istot, zwłaszcza teraz, gdy ona przemieniła się w wampira. I choć wiedziała, że niemal wszystkie zniknęły z Mystick Falls, to jednak jakby nie patrzeć zagrożenie zatrucia wilkołaczym jadem wciąż pozostało jak najbardziej realne. Był przecież Tyler, jej przyjaciel, niegdyś kontrolowany przez Pierwotnego teraz usiłujący mu się przeciwstawiać, oraz Klaus- jej najgorszy  wróg. Dwie niemal niepokonane hybrydy, zdolne do okrucieńtwa i działania pod wpływem impulsu. Czy życie naprawdę musi się tak chrzanić, byśmy przez pryzmat jego brutalności  mogli dostrzec piękno i dobro, jakie nas spotkało? Dlaczego każdy problem, który ją dotykał musiał być wynikiem sił nadprzyrodzonych?
Rozmyślając o tym nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na pomoście przed domem. Kolejne wspomnienia uderzyły w nią ze wzdwojoną siłą, wyciskając z jej oczu pojedyncze łzy. Spokojna tafła wody odbijała blask księżyca i jej wykrzywioną smutkiem twarz. Wiedziała, że po każdej burzy świeci słońce, po każdej nocy następuje dzień a po cierpieniu pojawia się szczęście. Taki był naturalny cykl życia a choć sama do natury już nie należała wciąż miała nadzieję, że ją także to dotyczy. Czekała na lepsze jutro.
- Kiedy byłam tu ostatnio byłam śmiertelnie zakochana w Stefanie- szepnęła, wyczuwając za plecami jego milczącą obecność. Nic nie mówił, jedynie przysunął się bliżej ledwie zauważalnie, otaczając ją swoim zmysłowym zapachem- tak dobrze to pamiętam. Każdą pieszczotę- delikatnie przejechała palcami po swoim policzku- każdy uścisk- potarła ramiona i zadrżała na samo wspomnienie- każdy pocałunek- dotknęła swoich ust, przymykając powieki- żyłam w bajce i nawet tego nie zauważyłam.
- Żyłaś zamknięta w wieży, Eleno- Damon delikatnym ruchem odgarnął jej włosy na lewe ramię, opuszkami palców muskając jej kark a nie dostrzegłwszy u niej żadnych oznak protestu  pochylił się nad nią nieznacznie- dalej żyjesz, odgradzając się murem od tego co czujesz.- szepnął jej wprost do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek- widzę, co się dzieje między nami i ty to też widzisz. Przestań się tego wypierać i bać- zbliżył się jeszcze bardziej i rozkoszując się dreszczem, który przebiegł przez jej ciało otoczył ją ramionami, delikatnie ściskając jej palce- pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie- wtulił twarz  w zagłębienie jej szyi a ona odruchowo odchyliła głowę w drugą stronę, gdy zaczął składać na niej delikatne, zmysłowe pocałunki- powiedz mi- poprosił szeptem.
- Co takiego?- spytała Elena słabym głosem.
- Powiedz mi, że to co robimy ma sens- wyjaśnił, mocniej ją do siebie przyciskając- powiedz prawdę. Przestań żyć przeszłością i przyznaj wreszcie, że jego pocałunki nie mogą się równać z moimi- językiem zatoczył krąg na jej zaróżowionym z emocji policzku- przyznaj, że czujesz się lepiej, gdy cię obejmuję. Przyznaj, że nigdy nie czułaś przy nim tego, co czujesz przy mnie- ciągnął, coraz bardziej zbliżając się z pocałunkami do jej ust- Tej pasji. Tej namiętności. Tej energii. Tej odrobiny niebezpieczeństwa i nieprzewidywalności, których potrzebujesz. Tylko ja mogę ci to dać.- delikatnie przyssał się do kącika jej ust zmuszając ją, by obróciła głowę w jego stronę- to, czego życzyłem ci na tamtej drodze, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy odnalazłaś we mnie.
Postawił wszystko na jedną kartę i teraz czekal tylko na jej reakcję. Chciał doprowadzić ją na skraj, bo tylko wtedy zdradzała mu swoje prawdziwe emocje a w tej chwili chciał je poznać jak nigdy wcześniej. Miał dosyć tych podchodów i gierek, dość niepewności. Pewnie w innych okolicznościach by go to podniecało, ale nie gdy chodziło o jego brata, który w każdym momencie mógł odebrać mu dziewczynę jego marzeń- miłość życia, bez której już nie umiał funcjonować. A on był zdeterminowany, by ją zdobyć raz na zawsze i działał według zasady: "wszystkie chwyty dozwolone".
- Chciałeś, żebym zobaczyła Stefana z Katherine- szepnęła Elena wprost w jego usta a on odruchowo przymknął powieki, rozkoszując się jej słodkim oddechem na swojej skórze- dlatego nie powiedziałeś mu, że przyjeżdżam. Chciałeś go skompromitować i chciałeś, żebym cierpiała. Żeby on cierpiał.
- A cierpiałaś?- Damon zmarszczył brwi, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Elena prychnęła i wyrwała się z jego objęć.
- Oczywiście!- w jej oczach pojawiły się łzy- Dałeś Kath satysfakcję a nas zmieszałeś z błotem i postawiłeś w sytuacji bez wyjścia! Za każdym razem, gdy mi się wydaje, że udało mi się pokonać drzemiący w tobie mrok ty wbijasz mi nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie! Wybaczyłam ci tak wiele, ale ty wciąż starasz się badać granice mojej cierpliwości i patrz, wreszcie je znalazłeś!
- On cię zdradził a ja jestem ten zły, bo go zdemaskowałem?- zawołał za nią, gdy gniewnym krokiem ruszyła w stronę domku.
- Tak- warknęła odracając się twarzą do niego i ukazując tym samym podpuchnięte od płaczu oczy- to ja zdradziłam jego a przynajmniej tak się czuję mimo, że nie byliśmy już parą. Za to ty  jesteś wyrachowanym, złośliwym i mściwym intrygantem, ale nie mam zamiaru się w to dłużej bawić. Chciałeś się zemścić i gratuluję- Stefan mnie znienawidził a ja znenawidzę jego. To niczego nie zmienia, wiesz? Nie będę żadną pieprzoną nagrodą i  wiecznym źrodłem waszego konfliktu. Ja się wycofuję. Daj mi już wreszcie spokój i odpuść.
- Zachowujesz się jak dziecko- w dwóch susach Damon zmniejszył dzielącą ich odległość do kilku centymetrów i zmierzył ją gniewnym spojrzeniem- nie potrafisz znieść uczuć do mnie, więc uciekasz?
- Nie potrafię znieść ciebie!- wydarła się i nie zważając już na to, czy ktokolwiek usłyszy ich kłótnię ciągnęła dalej- Stefan przespał się z Kath a ty zabijałeś ludzi. Stefan powiedział mi kilka przykrych słów a ty zamordowałeś na moich oczach tamtą dziewczynę i mojego brata, który na szczęście dla ciebie ożył, bzykałeś Rebekah, Rose, Caroline i nie zliczę, kogo jeszcze, bo próbowałeś przelecieć nawet matkę Matta...
- Raczej ona mnie...- mruknął ale Elena przerwała mu, rozwścieczona.
- Damon!- krzyknęła oburzona- nie masz hamulców, gdy tylko coś ci się nie podoba, zrani albo zdenerwuje rzucasz się i niszczysz wszystko dookoła! Niszczysz mnie! Niszczysz nas oboje! Stefan się zapętlił przez nas! Bo zrobiliśmy coś strasznego...
- Cholera, kobieto to był najpiękniejszy i najgorętszy seks w moim życiu- warknął Damon i nie zważając na jej protesty przybliżył się do niej i niemal zmiażdżył jej wargi w zaborczym, namiętnym pocałunku. Czując, jak jego język wdziera się do jej ust i wyczynia cuda z jej podniebieniem i językiem, który zmusza do współpracy chciała się wyrwać i krzyczeć, ale nim zdołała zrobić którąkolwiek z tych rzeczy  brutalnie ja od siebie odepchnął i za chwile przytrzymał w miejscu za ramiona nie pozwalając się ruszyć i mierząc ją wściekłym spojrzeniem. Jego oczy ciskały błyskawice i błyszczały niczym dwa roznamiętnione ogniki.
- Nie pogrywaj ze mną księżniczko- wysyczał wściekle- doskonale wiem co czujesz, ale chcę to usłyszeć od ciebie. I jeszcze usłyszę. Masz mnie za wyrachowanego, aroganckiego drania, który bierze to czego pragnie, nie przejmując się niczym i nikim? W porządku, skoro jako taki cię zdobywałem. I jeszcze zdobędę. Będziesz moja. Tego właśnie pragnę. Oboje pragniemy.
Elena zaniemówiła na moment a dreszcz, który ją przeszedł tłumaczyła strachem o to, co ten nieobliczalny psychopata może jeszcze wymyślić. Nie mogła czuć z tego powodu podniecenia czy ekscytacji. Nie mogła, po tym wszystkim po prostu nie mogła... To był przecież Damon, do cholery!
Damon, który w tej chwili uśmiechał się z satysfakcją, dostrzegając każdą  jej najdrobniejszą reakcję i ciesząc się nią. Czy dręczenie jej sprawiało mu aż tyle radości?
- Do zobaczenia w NASZEJ sypialni- mruknął  wielce zadowolony z siebie i podążył do domku, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
************************
Szukając przyjaciół Elena dotarła za dom, gdzie Jeremy rąbał drewno w ramach swojego, jak Damon to określił, detoksu od zabijania , w chwili, gdy Bonnie właśnie kończyła rozmowę przez telefon. Jej zalana łzami twarz mówiła sama za siebie.
- Co się stało?- spytała przerażona wampirzyca.
- Tyler nie żyje- wyszlochała czarownica i rzuciła się zdezorientowanej i zszokowanej przyjaciółce na szyję. Elena objęła ją niepewnie, nie mogąc przetrawić tych kilku prostych słów.
- Jak to... Jak to nie żyje... Przecież...
- Ktoś odrąbał mu głowę i to na pewno nie był Jer, bo byłam z nim niemal przez cały czas a poza tym rzuciłam zaklęcie na wasz dom i nie miałby szans się z niego wydostać- wyjąkała Bonnie- to musieli być Pierwotni, tylko oni... lub ktoś, kto w rownym stopniu nas nienawidzi.
- Musimy wracać...- Elena myślała w tej chwili już tylko o przyjaciołach a zwłaszcza o Caroline, która musiała niesamowicie cierpieć w tej chwili i zapewne czuła się osamotniona. Brunetka aż nazbyt dobrze znała to uczucie i nie życzyła tego nikomu, nawet najgorszemu wrogowi.
Carownica energicznie pokręciłą głową w geście zaprzeczenia.
- Stefan tam z nią jest a my musimy tu działać dalej- powiedziała, dzielnie ocierając łzy- nie możemy się rozklejać, na to przyjdzie czas później. Teraz najważniejszy jest Jer, jego anty-wampirze i anty-siostrzane nastawienie i mapa, która tworzy się na jego ciele. Jeśli nie doprowadzimy sprawy do końca Pierwotni zrobią to za nas i na pewno nie będą subtelni. Zrobimy to, co do nas nalezy, tak?
Mulatka spojrzała na  Bena, Damona i Elenę nagląco a oni, mimo oporów zgodnie skinęli głowami.
Jedynie Jeremy nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Miał spędzić najbliższe minuty, godziny, dni, tygodnie a być może nawet miesiące w towarzystwie dwójki wampirów? Niedoczekanie. Damon był złem wcielonym a Elena mimo, że zgrywała ideał święta wcale nie była. W dodatku nie była nawet jego rodzona siostrą. Co w takim razie miałoby go powstrzymać przed zabiciem ich?
***
- Panie...
- Nie teraz Lukas!- warknął rozwścieczony Marcel- muszę się zastanowić, co dalej. Straciłem wiedźmę...
- Panie...
- Powiedziałem, żebyś...
- Przybyła panienka Davina- przewał mu chłopak a gdy do pomieszczenia dostojnym krokiem wkroczyła postać, odziana w powłuczysty płaszcz zmarłej czarownicy mulat rozdziawił usta ze zdziwienia.
Na twarzy kobiety pojawił się kpiący uśmieszek, gdy powoli zrzuciła kaptur a następnie pozwoliła, by jedwabista materia opadła na posadzkę, ukazując ją w pełnej okazałości.
- Sobowtór...- wyjąkał samozwańczy król Nowego Orleanu, delikatnie gładząc jej policzek- skąd mam wiedzieć...
- Pamiętasz nasz plan?- kobieta odezwała się szorstko, przybierając rzeczowy ton głosu- słyszałam, że masz jednego z braci... Ja mam władzę nad drugim- kobieta uśmiechnęłą się chytrze i niespodziewanie wycisnęła na ustach mulata długi, mocny pocałunek.
- Od dziś mów mi Katherine- wyszeptała mu wprost do ucha.

Rozdział 10- Ból Istnienia

- Pospiesz się Caro- ponagliła Elena przyjaciółkę, w pośpiechu zakładając duże, koliste kolczyki.
- Jesteś pewna, że tego chcesz?- spytała blondynka z powątpiewaniem- nie widziałaś ich od tygodnia i zaczęłaś w miarę normalne życie...
- Zaczęłam normalne życie- potwierdziła dziewczyna, kładąc duży nacisk na przedostatnie słowo- i nic tego nie zmieni.  Daj już spokój. Chodzę normalnie do szkoły? Wróciłam do drużyny chearladerek? Spotykam się ze znajomymi, biorę udział w imprezach i uczę się w międzyczasie?
- Nie ma za co- Caroline wyszczerzyła do niej śnieżnobiałe zęby a Elena pokręciła tylko głową z rozbawieniem. Pewnie miałaby spory problem z rozpoczęciem tego swojego "normalnego życia", ale hipnoza potrafiła naprawdę zdziałać cuda. Z pomocą przyjaciółki wmówiła wszystkim znajomym i nauczycielom, że wyjechała do rodziny na zaledwie dwa tygodnie i choć nie było to uczciwe, dopisała kilka ocen w dzienniku, by być bardziej wiarygodnym. Teraz robiła co w jej mocy, by zasłużyć sobie na te wszystkie pozytywne stopnie, które się tam znalazły i mogła być z siebie naprawdę dumna, bo szło jej coraz lepiej. Jedyną rzeczą, która w ostatnim czasie spędzała jej sen z powiek był nieuchronnie zbliżający się koniec roku szkolnego i konieczność wyboru dalszej drogi życiowej. Jako człowiek miała tyle planów- kariera gimnastyczki, tancerki, pisarki lub archeologa zdawała stać przed nią otworem. Zawsze miała w sobie zbyt wiele energii, by usiedzieć dłużej w jednym miejscu, ale teraz gdy została wampirem te wszystkie marzenia legły w gruzach i nic nie mogła na to poradzić. Nie mogła zdobyć sławy i robić tego co kocha zawodowo, bo musiała żyć w cieniu i ukrywać swoje prawdziwe oblicze. Może martwiła się na zapas, ale przecież czas i tak kiedyś ją dogoni a wszystko co teraz zrobi, odbije się echem na jej wiecznej przyszłości.
Elena ze smutkiem zrozumiała, że to tyczy się nie tylko jej studiów i kariery. Chodziło także o milość. Dawniej wydawało jej się, że powoli zaczyna rozumieć o co chodzi w tym uczuciu, ale teraz po tym wszystkim miała kompletny mętlik w głowie. To, co łączyło ją ze Stefanem było czystym, stabilnym i silnym uczuciem, wynikającym z dzielenia  wspólnych pasji, pragnień  i światopoglądu . Przy nim nie musiała się niczym martwić, bo on zawsze zapewniał jej spokój i poczucie bezpieczeństwa, na każdym kroku traktując ją jak swoją prywatną księżniczkę, którą należy kochać, chronić i uwielbiać.
Z Damonem było inaczej. To, co było między nimi było czymś bardziej skompikowanym, magicznym, niczym niewidzialne połączenie, które sprawiało, że rozumieli się bez słów mimo oddzielnych poglądów na życie. Uczucie, które on do niej żywił było silne, gwałtowne, namiętne... Właściwie wszystko, co Damon robił, było namiętne. Namiętnie kochał, namiętnie nienawidził, namiętnie całował, namiętnie pieścił i jak najbardziej namiętnie ją chronił, pragnąc tylko jednego- wzajemności w uczuciach. Szybko okazało się, że największy egoista i drań pod słońcem nie potrafi być samolubny wobec niej. Pragnął nie tylko jej ciała- pragnął jej duszy, umysłu, pragnął zawładnąć jej sercem i uczynić z niej swoją księżniczkę. Gwałtowność jego uczuć zawsze ją przerażała tym bardziej, że wiedziała do czego ona tak naprawdę prowadzi.
Stefan potrafił żyć z nią w związku platonicznym i czułe gesty i słowa przez pewien czas wystarczyły mu do szczęścia natomiast seks był dla niego okazją do  okazania swoich uczuć względem niej a nie zaspokojenia się i poddania się własnym dzikim pragnieniom i to  pewnie dlatego zawsze był taki czuły i delikatny.
Oczy Damona zdradzały prawdę a każdy jego gest, słowo czy spojrzenie prowadziły w taki czy inny sposób do tematów seksualnych. Był niczym wiecznie niezaspokojony wampirzy żigolak, który mając uwielbienie i ciała wszystkich dziewczyn jak na tacy pragnie uwagi jedynej dziewczyny, która mu się opiera. Elena przyzwyczaiła się do jego sprośnych żarcików, flirciarskich spojrzeń i frywolnych komentarzy, wiedząc, że on zwyczajnie się zgrywa. W końcu byli przyjaciółmi a przyjaźń między Damonem Salvatore a ładną dziewczyną zapewne właśnie tak wyglądała zwłaszcza, gdy relacja z tą łądną dziewczyną mogła zdenerwować jego brata. Dopiero po tym, jak zabił jej brata zrozumiała, że to ma swoje drugie dno, którego wcześniej nie chciała zauważyć. Facet zwyczajnie jej pragnął jak nigdy nikogo i to pragnienie nie było wywołane jedynie fizycznym przyciąganiem czy nawet zadziornym charakterem i szeregiem innych cech, które go w niej pociągały, w kazdym razie nie tylko. To była miłość. A co ona do niego czuła?
- Ziemia do Eleny- głos Caroline sprowadził ją z powrotem na ziemię. Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie i spojrzała na przyjaciółkę półprzytomnie.
- Co?
- Zawiesiłaś się- zaśmiała się blondynka na widok jej zdezorientowanej miny- o czym myślałaś?
- Ja... O niczym- odparła dziewczyna wymijająco, ale Caroline uniosła brwi wysoko w górę, kręcąc głową z politowaniem- to czego chciała Bonnie?- zapytała pospiesznie, nie chcąc dłużej drążyć tego tematu, co blondynka zrobiłaby niewątpliwie, gdyby jej na to pozwoliła.
- Nie mam pojęcia- przyznała Caroline- mówiła, że chodzi o Jeremiego i kazała ci przekazać, żebyś  się nie martwiła, bo to nic złego. Mamy się wszyscy spotkać w Pensjonacie i wtedy nam wyjaśni. Rozumiesz, była badzo tajemnicza.
- Okey- westchnęła Elena i ujęła dłoń przyjaciółki- to chodźmy.
Blondynka uśmiechnęła się zadziornie i po chwili obie opuściły przytulny pokoik panny Forbes w wampirzym tempie.
*******
"To były wspaniałe chwile, Stefan. Przykro mi. Przykro mi, że cię zawiodłam. Przykro mi, że sama zniszczyłam szansę na naszą wspólną przyszłość. Przykro mi, że wcale tego nie żałuję."- te kilka słów od tygodnia wciąż krążyło po jego głowie, powodując tępy ból. W takich chwilach, gdy cierpienie nie pozwalało mu oddychać a w oczach pojawiały się łzy miał tylko jedno pragnienie: przestać czuć cokolwiek. To był najtrudniejszy okres w jego życiu, bo teraz wiedział, że wszystko zmieniło się na dobre i nieodwracalnie. Jego wielka, epicka miłość odeszła bezpowrotnie, zabierając ze sobą całe szczęście i światło, a przecież egzystował przez te półtora wieku po to tylko, by móc ją spotkać i nauczyć się żyć. Została po nim jedynie wydrążona, pusta skorupa i to ta skurupa zdecydowała, że nie pozwoli panience Gilbert determinować swojego życia. Zraniła go i teraz nie miała już na niego żadnego wpływu, absolutnie żadnego. Po tym co mu zrobiła nie zasługiwała na to, by przez nią się zabijał, zadręczał albo ponownie wyrzekał się swojego człowieczeństwa. Znalazł o wiele lepszy sposób na odreagowanie sytuacji i zdecydowanie o wiele lepszy sposób na to, by choć odrobinę zagłuszyć ból.
Poranny seks z kimś, kto do złudzenia przypominał jego byłą dziewczynę był ciekawym doświadczeniem zważywszy, że przecież dostrzegał pewne różnice między nimi a nawet, gdy udało mu się stać na to zarówno ślepym jak i głuchym,  odmienne reakcje wciąż ukazywały prawdę. Nauczył się więc i to ignorować, zatracając  się w przyjemności, jaką ciało jego prywatnej "Eleny " mu zapewniało.
Słyszał jej przyspieszony puls, nierówny oddech i urywane jęki rozkoszy, gdy raz za razem zatapiał język w czeluściach jej kobiecości. Mamrotał imię Eleny z każdym swoim wdechem, ale kobieta była zbyt pochłonięta doznaniami, by chociażby to zauważyć. Wplotła palce w jego włosy, ciągnąc je delikatnie w przepływie ekstazy aż wreszcie rytmiczne skurcze w najintymniejszej części jej ciała wydobyły z jej ust głośny krzyk, przepełniony dziką i nieopisaną rozkoszą. I wtedy ją pocałował, namiętnie i brutalnie a następnie wszedł w nią głęboko i zaczął poruszać się szybko, zmuszając jej serce do kolejnego wysiłku a mięśnie jej ciepłej i wąskiej kobiecości do kolejnych skurczy, które niemal rozerwały ją od środka. Wpadł jakby w trans i już nie mógł przestać się poruszać, wchodząc w nią raz za razem w wampirzym tempie. Nie przestawał nawet wtedy, gdy kobieta zawyła dziko, sygnalizując nadchodzący orgazm ani wtedy, gdy skurcze jej jaskini rozpusty spowodowały, że wlał się w nią w kilku spazmach, pojękując z przyjemności i przedłużając ich chwile spełnienia.
I dokładnie wtedy, gdy był pod wpływem pierwotnych, drapieżnych instynktów trzaśnięcie frontowych drzwi i  krzyk jego brata sprowadziły go na ziemię.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!
***
Elena zawahała się przed drzwiami, ale ostatecznie zdecydowała się zapukać. W końcu to nie był już jej dom a nawet nie był to dom jej chłopaka i nie miała prawa wdzierać się do środka, kiedy tylko naszła ja taka ochota. Musiała uszanować ich prywatność i to bolało ją chyba najbardziej- ten dystans, który powstał z jej winy.
Nie minęła sekunda, gdy drzwi otworzył jej Damon z tym swoim zawadiackim uśmiechem, opierając się nonszalancko o framugę. Lustrował ją od stóp do głów, gdy pewnym krokiem przemknęła obok niego i dopiero wtedy zamknął drzwi, zaprowadzając dziewczyny do salonu, gdzie, ku ich wyraźnemu zdziwieniu siedzieli już Matt, Bonnie, Tyler i Rebekah z Klausem, który na widok kwaśnej miny Gilbertówny roześmiał się gardłowo.
- Spokojnie skarbie, jestem tu w celach pokojowych a powiedziałbym nawet, że towarzyskich- rzekł wesoło, wciąż spoglądając na Caroline, która pospiesznie odwróciła od niego wzrok i usiadła obok Matta na kanapie. Pierwotny zawsze wywoływał w niej mieszane uczucia, z którymi nie umiała sobie poradzić. W dodatku była na niego zła, że przez tyle czasu się do niej nie odzywał, choć przecież powinno ją to cieszyć. Mimo wszystko źle czuła się ze świadomością, że nie odbiera jej telefonów a jeszcze gorzej z tym, że w jakiś dziwny sposób ją to zabolało. Prawda była taka, że powoli zaczynała się o niego martwić, zwłaszcza po tym, jak podczas ich ostatniej rozmowy uslyszała te dziwne wrzaski, które praktycznie ją przerwały. Po tym, jak jej przyjaciele zatrzymali jego serce a potem wpakowali go do trumny po czym Alarick go zakołkował wiedziała już, że nawet Klaus nie jest niepokonany. Wmawiała sobie, że jej zaniepokojenie wynika jedynie z tego, że w razie jego śmierci ona i jej przyjaciele podzieliliby jego los, ale wiedziała przecież, że to nie do końca prawda. Była zła na siebie i na niego, że w ogóle dał jej powód do zmartwienia, bo wydawało jej się, że zrobił to specjalnie i doprowadzało ją to do szału. Sama już nie wiedziała co myśleć ani jak się wobec niego zachować, więc postawiła na chłodną obojętność i liczyła, że to zniechęci Pierwotnego do zaczynania jakiejkolwiek rozmowy z nią.
Dziewczyna była tak zamyślona, że kobiece zawodzenia i skomlenia dotarły do niej ze sporym opóźnieniem. Zdziwiona spojrzała na przyjaciół, ale jedynie część z nich obdarzona wampirzym słuchem podzielała jej zaskoczenie. Nikt nie miał pojęcia, co to za dźwięk, wyrażający uczucia oscylujące między nieopisanym bólem a dziką rozkoszą.
- Stef, rusz wreszcie swój tyłek, zanim osobiście wykopię cię z łóżka!- wrzasnął Damon a Caroline aż poskoczyła w miejscu. Po piętnastu minutach do salonu wkroczył Stefan a na jego widok Elena rozdziawiła usta.
Chłopak miał na sobie jedynie dżinsy i biały ręcznik, przewieszony przez ramię. Jego umięśniony tors i jasne włosy wciąż lśniły od wody natomiast twarz wyrażała kompletną dezorientację i szok. Nie spodziewał się jej tutaj a przynajmniej nie w najbliższym czasie. Był na siebie zły, bo nie potrafił ukryć swego rodzaju zachwytu nad tą śliczną brunetką, ubraną w koktajlową, kwiecistą sukienkę przed kolano, dżinsową kurteczkę z rękawami trzy czwarte i rzymianki na wysokim obcasie. W jej pięknych czekoladowych oczach dopatrzył się odrobiny leku i niepewności, które za wszelką cenę starała się ukryć, gdy odruchowo poprawiła lśniące włosy, spływające gęstą falą na ramiona i plecy. Zawsze tak robiła gdy była zdenerwowana. Sam był zdenerwowany, gdy uświadomił sobie w jakim znalazł się położeniu. Jeszcze niedawno był pewien, że opinia Eleny Gilbert na jego temat już nie ma dla niego najmniejszego znaczenia, jednak teraz pragnął tylko, by ta ulotniła się stąd jak najszybciej, nim pozna o nim prawdę.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie?- syknął rozwścieczony w stronę brata, a przyjaciele wymienili zaskoczone i zdezorientowane spojrzenia. Stefan nigdy się tak nie zachowywał a napięta atmosfera nie służyła nikomu z tu obecnych. Elena zmarszczyła brwi, probując powstrzymać cisnące się do oczu łzy.
- Ty też byś wiedział, gdybyś nie spędził ostatniego tygodnia w łóżku, tylko wśród ludzi którzy choć trochę zasługują na twoją uwagę- odparł Damon, nawet nie próbując ukryć złosliwego uśmiechu. Stefan zacisnął mięśnie szczęki z siłą imadła, ale gdy już zamierzał się na bruneta niespodziewanie obok niego pojawiła się Katherine w samym ręczniku, spogladając na niego z wyraźnym wyrzutem.
- Nie dość, że zostawiasz mnie samą bez wyraźnego powodu to jeszcze nie dotrzymujesz danej obietnicy- mruknęła naburmuszona- mieliśmy wziąć WSPÓLNY prysznic, pamiętasz? Teraz będziesz musiał mi to jakoś wynagrodzić- dodała uwodzicielsko, przejeżdżając poznokciami po jego nagim torsie. Stefan spróbował się od niej odsunąć i rzucił spanikowane spojrzenie w stronę zszokowanej Eleny. Dopiero teraz Katherine zauważyła, że nie są sami i jej twarz rozciągnęła się w drapieżnym uśmiechu. Wszyscy spoglądali na rozgrywającą się scenę z szokiem wymalowanym na twarzy, jedynie Damon i Klaus przyglądali się temu z żywym zainteresowaniem i rozbawieniem.
- Ups, niezręczna sytuacja- mruknęła Katherine, udając zawstydzenie- cześć przyjacielu!
- Katerina- Klaus skinął jej głową a na widok zdziowionego spojrzenia Caroline dodał- uratowała mnie przed twoim nadgorliwym wilczkiem, tym samym spłacając swój dług.
Tyler, który siedział jak na szpilkach poruszył się niespokojnie a Caroline spiorunowała Pierwotnego spojrzeniem.
- Zraniła mojego przyjaciela, ty go torturowałeś- warknęła, usiłując pohamować złość- jak możesz być jej z tego powodu wdzięczny? Tak po prostu, po pięciuset latach ścigania i powolnego niszczenia jej życia nagle odpuszczasz jej wszystkie grzechy i zwracasz wolność?
- Chowanie urazy jest przereklamowane- odparł Klaus tonem, który Caroline zawsze doprowadzał do szału- powinnaś to poważnie przemyśleć, kochanie.
- I pomysleć, że kiedyś zdawało mi się, że jest w tobie choć odrobinę dobra- prychnęła dziewczyna a Rebekah zakrztusiła się bourbonem, który zabrała z prywatnego zapasu Damona, ignorując jego protesty. Gdy zaczęła prychać i parskać a potem wybuchnęła niepowstrzymanym śmiechem, brat zmroził ją groźnym spojrzeniem.
- Wybaczcie- odchrząknęła, starając się ukryć rozbawienie- kontynuujcie.
- Powinnaś się cieszyć, że jestem taki wspaniałomyślny- ciągnął Klaus, ponownie przenosząc spojrzenie na niemal czerwoną ze złości Caroline- gdyby nie to twój wierny piesek już dawno straciłby serce i wcale nie chodzi mi tu o ciebie.
- Z tego co wiem, Tyler jest ostatnim z twoich mieszańców- Caroline uśmiechnęła się chytrze- jedynym dowodem na to, że istnieje coś, co potrafisz zrobić od początku do końca. Zabicie go byłoby czystą głupotą.
- Jest tym mieszańcem, który mi się sprzeciwił i próbował zakołkować za pomocą białego dębu- poprawił ją blondyn- zabicie go byłoby przejawem niebywałego miłosierdzia.
Dziewczyna już coś chciała na to odpowiedzieć, ale wtedy jej uszu doszedł roztrzęsiony głos Stefana.
- Eleno...- blondynka spojrzała na swojego przyjaciela i dopiero teraz przypomniała sobie, w jakiej jednoznacznej sytuacji go zastali. Wszyscy wstrzymali oddech i w skupieniu obserwowali Elenę i Stefana, którzy od momentu pojawienia się Katherine nie zamienili ze sobą ani słowa, wciąż wpatrując się w siebie z mieszaniną niedowierzania, wściekłości, smutku i bólu. Elena przeniosła wzrok na Kath, która uśmiechnęła się chytrze i popędziła na górę zapewne się ubrać, odprowadzana spojrzeniem swego sobowtóra a dopiero potem znów na Stefana, który raz po raz to otwierał to zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili z tego rezygnował. Damon obserwował ich z diabelskim uśmieszkiem i chyba jako jedyny w pokoju był całkowicie rozluźniony. Napiętą atmosferę możnaby było kroić nożem, jednak jemu zdawało się to w ogóle nie przeszkadzać a wręcz przeciwnie- był całkiem zadowolony z biegu wydarzeń.
- Gratuluję, czyżby powrót pierwszej milości sprzed lat?- zakpiła Elena zakładając ręce na piersi i przybierając na twarz chłodną maskę opanowania. Mina Stefana stężała a jego oczy przesłoniła pajęczyna mrozu. Elenę przebiegł niekontrolowany dreszcz. Nigdy, nawet gdy ponownie obudził się w nim Rozpruwacz nie widziała u niego takiego chłodu.
- To już raczej nie twoja sprawa- odparł beznamiętnie- nie po tym, jak dałaś się przelecieć mojemu własnemu bratu a potem poinformowałaś, że cytuję:"wcale tego nie żałujesz".
Wszyscy zamarli, zszkowani i wytrzeszczyli oczy na Elenę, która automatycznie oblała się rumiencem i Damona, którego wargi rozciągnęły się w  szatanskim, przepełnionym arogancją uśmiechu. Pierwotni zachichotali cicho, ale nikt nawet nie zwrócił na nich uwagi, wszyscy byli pochłonięci sceną, która się tu rozgrywała. Elena i Damon? Czy to jakiś żart? Ona nie mogła... Ale jedno spojrzenie na minę Caroline wystarczyło, by potwierdzić tę straszną prawdę. Ona wiedziała, od początku wiedziała. Musiała wiedzieć, w końcu Elena mieszkała z nią już od tygodnia i na pewno się jej zwierzyła, nie mogąc czegoś takiego dłużej w sobie dusić. Ani Bonnie, ani Matt czy Tyler nie rozumieli jedynie, dlaczego i z nimi nie podzieliła się tą informacją- przecież byli jej  przyjaciółmi i wspieraliby ją mimo wszystko, zamiast teraz wychodzić na idotów, nie mogących nawet porządnie zamknąć ust i zrobić jakiegokowielk innego ruchu. Szok był obezwładniający.
- Martwię się o ciebie Stefanie, ale sam powinieneś to wiedzieć- wyjaśniła spokojnie Elena- podczas naszej rozmowy powiedziałam ci także, co do ciebie czuję, jednak ty postanowiłeś zapamiętać tylko to, co było dla ciebie wygodne. W porządku, nie mam żalu. Rozumiem, że to dla ciebie trudne, że cierpisz. Nie potrafię jedynie zrozumieć, czemu postanowiłeś odreagować z kimś, kto zranił cię tyle razy. Aż tak za mną tęsknisz, że pocieszasz się kimś, kto wygląda jak ja, czy chciałeś wzbudzić moją zazdrość?
- Nie schlebiaj sobie- prychnął Stefan- minęły czasy, gdy wszystko w moim życiu było podporządkowane tylko i wyłącznie tobie. Ta twoja scena zazdrości naprawdę nie była moją intencją, ale miło, że choć raz możesz postawić się na moim miejscu. Może to oduczy cię ranienia innych i bawienia się ich uczuciami.
Cios prosto w serce... Stefan widział, jak po twarzy Eleny przemyka grymas bólu i wiedział, jak bardzo ją te słowa zraniły. Nie chciał tego, ale mimowolnie porównał ją do Katherine i dziewczyna doskonale zrozumiała tą aluzję. W jej oczach pojawiła się wyraźna odraza, gdy do salonu powróciła jego "kochanka" z tym swoim zadowolonym, pełnym wyższości i arogancji uśmieszkiem a to z kolei sprawiło, że on także poczuł ten ból.
- Sprzedałeś się Stefanie- stwierdziła Elena a w jej głosie pobrzemiewała pogarda i żal-uważasz, że postąpiłam źle, ale sam zachowujesz się jak rasowa męska dziwka.
Po tych słowach dziewczyna odwróciła się na pięcie i z założonymi rękami usiadła obok Caroline, które ścisnęła jej dłoń w geście pocieszenia. Damon posłał bratu pełne wyższości spojrzenie, jednak gdy chciał przemknąć obok niego ten złapał go zdecydowanym gestem za ramię i odciągnął na bok.
- Wiedziałeś, że ona tu będzie- syknął wściekły- wiedziałeś, a mimo to mnie nawet nie uprzedziłeś. Zrobiłeś to celowo, przyznaj się. Chcesz ją zdobyć w taki sposób i myślisz, że ona nagle ci padnie w ramiona a oboje wiemy, że ona taka nie jest i nawet ty nie jesteś w stanie tego zmienić.
- Po pierwsze zrobiła to już dwa razy- zaszydził Damon z aroganckim uśmieszkiem, wyrywając się z jego uścisku- poza tym myślałem, że zdanie Eleny już cię nie obchodzi. To przecież dlatego obracasz jej sobowtóra, prawda? Bo jej nienawidzisz.
Stefan zaniemówił na moment podczas gdy jego brat, usatysfakcjonowany, dołączył do zgromadzenia, które otoczyło Bonnie i jednocześnie przeszywało Elenę spojrzeniami do tego stopnia, że dziewczyna wbiła wzrok w dywan, byle tylko ich nie widzieć. Po chwili obok niego stanęła Katherine z chytrym uśmiechem na ustach i również zaczęła przysłuchiwać się wiedźmie.
- Mówiłam ci to przez telefon Caro. Chodzi o Jeremiego a właściwie o jego moce łowcy wampirów, które wymykają się spod kontroli- powiedziała Bonnie na jednym wydechu a choć starała się by nie brzmiało to aż tak strasznie, Elena pobladła gwałtownie. W tej chwili jej problemy osobiste nagle stały się bardzo banalne i niemal roześmiała się głośno, rozbawiona faktem, że kiedykolwiek się nimi przejmowała, gdy obok działy się takie straszne rzeczy. Jej brat był prawdziwym utrapieniem, przez które wszystko inne traciło znaczenie.
- Co dokładnie masz na myśli?- spytała, ciężko przełykając ślinę. Nim jednak Bonnie zdołała cokowiek powiedzieć, głos zabrał Klaus, z którego twarzy nie schodził ten jego irytujący, tajemniczy uśmieszek.
- W wielkim skrócie: twój ślamazarny braciszek wymordował pół miasta, które powoli zamienia się w krwiożercze potwory, średnio co minutę pukające do waszych drzwi, jakby tylko czekały na śmierć. Przepowiednia głosi, że potrzeba siedemdziesiąt ofiar, by stworzyć mapę do lekarstwa a mały Gilbert ma na swoim koncie dopiero dwadzieścia trzy morderstwa. Powoli jego znak się rozrasta, ale chyba rozumiesz, że nie mamy aż tyle czasu.
- Zaraz: dlaczego nikt mi o tym wcześniej nie powiedział?!- warknęła Elena, zrywając się z miejsca i zaczęła krążyć po pokoju, nerwowo mierzwiąc włosy- i jakie wampiry zabijał? Bonnie, przecież miałaś go pilnować! Jak mogłaś na to pozwolić?! I skąd te wampiry się tu znalazły? Przecież w Mystick Falls nie ma istoty nadnaturalnej, której byśmy nie znali!
- Eleno...- zaczęła wiedźma ostrożnie podchodząc do przyjaciółki- on zabił Shane'a, Meredith Fell, kilka innych osób, spokrewnionych z członkami Rady...
Elena zamarła i zakryła usta dłonią, jakby próbowała stłumić krzyk lub szloch, choć była  zbyt skołowana, by zrobić którąkolwiek z tych rzeczy. Mulatka otoczyła ją ramionami i szeptała do ucha słowa pocieszenia, ale nawet to nie przynosiło ulgi. Po policzkach wampirzycy stoczyło się kilka słonych łez, których nie umiała powstrzymać a których wstydziła się nade wszystko widząc, jaką ma widownię.
- Gdybym wiedziała, że tak zareagujesz dawno temu bym ci o tym powiedziała- wymruczała Kath prowokacyjnie, na co wszyscy spiorunowali ją wzrokiem a sama Elena spojrzała na przyjaciół z dziką furią w oczach, gwałtownie odsuwając się od przyjaciółki.
- Ona o tym wiedziała?!- wykrzyknęła wstrząśnięta.
- Oczywiście, że nie- prychnął Damon i niby to przypadkiem godził łokciem w żebra wampirzycy na co ta warknęła z bólu i zmroziła go spojrzeniem.
- Nie wiedziała- zapewnił Stefan dziewczynę i chyba pierwszy raz od ich feralnej wymiany zdań na nia spojrzał. Elena uśmeichnęła się do niego nieśmiało a ten tylko skinał jej głową i natychmiast odwrócił wzrok. W głowie huczała jej jedna myśl:"Straciłam go na zawsze? Straciłam ich oboje?".
- Dajcie spokój tym waszym prywatnym melodramatom- warknął Klaus, tracąc nagle cały swój spokój i opanowanie- potrzebujemy tego lekarstwa na gwałt i jeśli będzie trzeba, to zmuszę Gilberta do kolejnych czterdziestu siedmiu brutalnych morderstw, żeby je zdobyć, więc lepiej, żebyście z nami współpracowali.
- Czy do tego twojego zakutego łba nie dociera, że ktoś najwyraźniej również chce dostać się do tego lekarstwa i wykorzystuje w tym celu mieszkańców miasta, zmieniając ich w dzikie bestie i nasyłając pod sam nos Jeremiego?- tym razem to Caroline wpadła we wściekłość- a może to twoja sprawka?
- Rozczarowujesz mnie, kochanie- mruknął Klaus z udawaną urazą- jak możesz sądzic, ze posunąłbym się do czegoś takiego?
- To byłoby w twoim stylu- odparła blondynka, zakładając ręce na piersi- jesteś najpodlejszą kreaturą, jaka chodzi po tej ziemi.
- Dość- przerwała im Rebekah- do jasnej cholery, tu chodzi o Elijah, Nik! Opanuj się, albo sama cię do tego zmuszę! Odstawiasz większy teatrzyk niż nasz Odwieczny Trójkąt, a uwierz, to wielki wyczyn.
- Hej!- Matt posłał dziewczynie karcące spojrzenie, na co ta przygryzła dolną wargę a Elena dopiero teraz zauważyła, że pomiędzy tą dwójką również jest jakieś niewytłumaczalne napięcie, którego nie umiała jednak do końca określić. Czuła, że to jakaś grubsza sprawa i obiecała sobie solennie, że gdy tylko choć na moment odetchną pełną piersią, zamiast bez przerwy przeciwstawiać się problemom weźmie przyjaciela na spytki i nie odpuści, dopóki ten nie wyśpiewa jej całej prawdy.
- Co jest z Elijah?- zapytała zaniepokojona, kierując spojrzenie na wyraźnie podenerwowaną Pierwotną. Ta spojrzała jej głęboko w oczy tak jak wtedy, gdy odbijali Tylera i miała zdecydować, czy warto jej zaufać a potem westchnęła ciężko.
- Oto, co możecie wiedzieć: nie mamy pojęcia, gdzie jest nasz brat, bo jakiś niemal nastoletni samozwańczy król porwał go i więzi nie wiadomo gdzie i dlaczego.
- Co za problem?- Damon zmarszczył brwi skonsternowany- odbijcie go, jesteście Pierowtnymi do cholery.
- Świetny pomysł- prychnęła Rebekah, posyłając mu pogardliwe spojrzenie- w końcu Marcel na do dyspozycji jedynie czarownicę, równającą się swoją potęgą z naszą matką i sadzonki z białego dębu.
- Układ jest prosty- rzekł Klaus- wy pomagacie nam na waszych zasadach ale możliwie jak najszybciej zdobyć mapę do lekarstwa a potem je odnaleźć, a my wykorzystujemy je, by unieszkodliwić Marcela i uratować brata. W zamian wszyscy pozostaniecie przy życiu i będziecie mogli użyć jednej dawki leku w dowolnym celu, zastrzegam jednak, że jeden z sobowtórów musi stać się człowiekiem tak czy inaczej i to  przez starciem z Marcelem- będę potrzebował moich hybryd, żeby złamać jego linię obrony.
- A co, jeśli się nie zgodzimy?- spytał Damon arogancko, na co Klaus uśmiechnął się półgębkiem.
- Wtedy i tak znajdziemy lekarstwo, zabierzemy sobowtóra i pokonamy Marcela ratując Elijah, z tym, że wszyscy stracicie przy tym głowy łącznie z Jeremiem i resztą tego paskudnego miasteczka.
- Jesteś odrażający- syknęła Caroline.
- Zgadzam się- powiedziała Elena w tym samym czasie a wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni- nie mam nic przeciwko temu, żeby uratować Elijah a skoro mój brat nie pozbędzie się tego morderczego zapędu chciałabym, żeby chociaż skierował go w dobrym kierunku i wykorzystał w dobrym celu.
- No to ustalone- Klaus klasnał w dłonie i zerwał się z fotela, na którym dotąd siedział- musimy tylko ustalić plan...
- Ja mam plan- wtrąciła Bonnie- musimy się tylko rozdzielić. Caroline, Damon, Rebekah, Matt, Klaus i Tyler zostaną w mieście i spróbują ustalić, kto zamienił mieszkańców w wampiry a ja, Ben, Jeremy, Stefan i Elena pojedziemy do domku nad jeziorem Gilbertów i tam na spokojnie zadziałamy tak, by ofiary Jera nie były przypadkowe. Może uda mi się nawet spróbować zwalczyć jego chęć zabicia ciebie, Eleno.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki z wdzięcznością, ale wtedy odezwał się Stefan.
- Nigdzie nie jadę- oświadczył twardo, wbijając w Elenę świdrujące spojrzenie.
- Słucham?- Bonnie zmarszczyłą brwi ze zdziwieniem.
- Powiedziałem, że nigdzie nie jadę- powtórzył blondyn głośniej- zostanę w Mystick Falls i pomogę prowadzić to śledztwo, Kath z resztą też się przyda a mam pewne obawy co do tego, czy gdybym zostawił ją z wami sam na sam po powrocie zastałbym ją żywą. Ale spokojnie, jestem pewien, ze Elena chętnie pojedzie z Damonem. Ostatnio tak miło spędza im się razem czas.
Elena wstrzymała oddech i stanęła ze Stefanem twarzą w twarz.
- Właściwie to z chęcią z nim pojadę- wysyczała- z chęcia też bym ci coś na to odpowiedziała, ale zwyczajnie nie mam ochoty marnować na to swojego czasu ani energii. To było żałosne i poniżej pasa.- to mówiąc szybkim krokiem opuściła Pensjonat.
- Jak mozesz?- warknęła Caroline, podchodząc do Stefana i zamachnąwszy się uderzyła go w twarz z taką siłą, że po jego policzku pociekła krew- Stefan jakiego znam nie pozwoliłby, żeby wlasny ból i cierpienie przysłoniły mu zdrowy rozsądek. Ona ma rację, zachowujesz się jak męska dziwka. Męska dziwka, która nigdy nie zazna miłości, bo nie umie o nią zawalczyć i straci wszystkich na których jej zależy. Gratuluję, jesteś bardziej podobny do Damona niż sądziłam- dodała i wybiegła w ślad za przyjaciółką.
- Komedia, prawdziwa komedia- skomentowała Rebekah kąśliwie, ostentacyjnie wywracając oczami.
***
- Zatarłeś wszystkie ślady?- zapytał Ben, wyglądając przez okno. Był wściekły. Nie sądził, że wampiry potrafią być aż tak głupie, by jego instrukcje potraktować aż tak dosłownie. No bo który idiota uwierzyłby, że sąsiedzi, znajomi i przyjaciele po przemianie tak po prostu pukają do drzwi łowcy wampirów bez wyraźnego celu? Owszem, chciał się pozbyć ewentualnych przeszkód, jakie mogliby stanowić członkowie Rady i ci wtajemniczeni, spoufaleni z Drużyną Światła, jak w myślach zaczął nazywać przyjaciół Bonnie i cieszył się, że dzięki niemu znak Jeremiego już niedługo będzie skończony, ale przez tego palanta wszyscy nabrali podejrzeń i zabierają młodego do jakiegoś domku nad jeziorem, by tam zapanować nad jego morderczymi zapędami i tym samym ocalić jego udręczoną duszyczkę. Wszystko pięknie, tylko to znacznie opóźni tworzenie się "mapy mistycznego świata" a przecież dla Bena teraz, gdy machina znów ruszyła liczyła się każda sekunda!
- Zatarłem- potwierdził wampir po drugiej stronie słuchawki a w tym samym momencie za oknem Ben ujrzał nadjeżdżającego sedana Bonnie.
- Obyś tym razem mnie nie zawiódł- syknął do telefonu i rozłączył się, po czym przybrał na twarz wymuszony uśmiech i pomachał do czarownicy. Szczęście w nieszczęściu, że zaprosili go na ten cały wyjazd.
"Hmmm, szczęście? No na pewno nie dla nich"- pomyślał i opuścił swój dom, po raz ostatni zerkając na beżowe ściany salonu, w którym niegdyś tak często przesiadywał z Abby. Gdyby ona tylko wiedziała... Ale oczywiście nie wiedziała i to zapewniało jej chwilowe bezpieczeństwo. Chwilowe, bo nie wiedział, co jeszcze może wymyślić jej córeczka i ci jej psychiczni przyjaciele.
- Wsiadaj- powiedziała Bonnie, gdy dotarł do jej auta i przywitał się z Jeremiem niewyraźnym mruknięciem- musimy wrócić do Mystick Falls, nim tamci wyjadą.
"Żegnaj Los Angeles"- pomyślał blondyn z niejakim rozrzewieniem.
***
Kilkanaście godzin później Elena krążyła po pokoju przyjaciółki, wyjmując swoje rzeczy z szafek, które ta wspaniałomyślnie przeznaczyła do jej swobodnego użytku.
- Nie powinnaś się tym tak przejmować- powiedziała Caroline i nerwowo przygryzła dolną wargę obserwując, jak Elena z furią wrzuca swoje ubrania do torby podróżnej- i wcale nie musisz tam jechać z Damonem.
- Nie chodzi o niego tylko o mojego brata- odparła dziewczyna, zamykając walizkę- nie mogę całe życie siedzieć ci na głowie i może uda mi się wreszcie wrócić do domu.
- Daj spokój- Caorline wywróciła oczami- dobrze wiesz, że moj dom to także twój dom a moja mama uwielbia cię i nie ma nic przeciwko, że z nami mieszkasz. Ja też się  z tego cieszę. Z resztą dopiero co wróciłaś i znowu wyjeżdżasz? Co ze szkołą i...
Elena spojrzała na nią z pobłażaniem a Caroline tylko westchnęła z rezygnacją.
- Czasem przeklinam te swoje wampirze zdolności- mruknęła- tak Eleno, oczywiście, że z przyjemnością zauroczę miasteczko i obiecuję, że nikt nie zauważy nawet twojej nieobecności. W końcu zajmie mi to zaledwie kilka dni, co to jest w obliczu wieczności?
- Dzięki- zawołała Elena wesoło i przelotnie pocałowała ją w policzek po czym wybiegła z domu, gdy rozległ się dźwięk klaksonu. Tak, Damon do cierpliwych nie należał. Caroline wyjrzała przez okno w chwili, gdy przyjaciółka zajmowała miejsce pasażera po czym wampir odpalił silnik i z piskiem opon odjechali.
"Będą z tego kłopoty"- pomyślała blondynka z niesmakiem.
***
Jechali już od jakichś dziesięciu minut pogrążeni w ciszy, gdy Elena zorientowała się, że samochód Bonnie jedzie tuż za nimi. W bocznym lusterku dostrzegła uśmiech przyjaciółki i Bena, pogrążonych w rozmowie oraz posępną minę Jeremiego. Westchnęła ciężko i znów wbiła wzrok w przednią szybę. Od tygodnia w przerwach między nauką a zamartwianiem się o swoje życie uczuciowe po głowie krążyła jej jedna myśl:"Nie mogę go stracić". Tak bardzo chciała, by wszystko się ułozyło i by każdy z bliskich jej ludzi zaznał szczęścia i prawdziwego, życiowego spełnienia. Chciała, by jej brat miał normalne życie, by mógł żyć na własnych zasadach i cieszyć się każdym dniem. Jak on musi się czuć ze świadomością, że zabił tylu bądź co bądź ludzi, że zamordował osoby, które znał i cenił? Jak mógł się czuć z myslą, że omal nie pozbawił życia własną siostrę? Tak bardzo chciała go w tej chwili przytulić i powiedzieć, że się wcale nie gniewa, że wszystko będzie dobrze. Nie mogła tego zrobić i to ją bolało. Nie wiedziała, czy jeszcze kiedykolwiek będzie jej dane przebywać z Jeremiem  w jednym pomieszczeniu a co dopiero zbliżyć się do niego. Nie umiała żyć bez niego a on nie umiał żyć bez niej. Byli rodzeństwem a ona potrzebowała brata, tak samo jak on siostry, jedynego zywego członka swojej rodziny. Był jeszcze chłopcem, zagubionym nastolatkiem, który nie umiał poradzić sobie bez wsparcia najbliżeszj osoby. Tylko czy tą najbliższą osobą wciąż była ona? Przecież on teraz pragnął jej śmierci, znienawidził ją z całego serca a ona nie mogła nic na to poradzić. Może już było za późno? Może już go straciła?
- Stawiam dolara za każdą twoją myśl- odezwał się Damon niespodziewanie a Elena pokręciła głową z roztargnieniem.
- Wciąż to samo- odparła, wzruszając ramionami- Jer, Klaus... ten cały Podróżnik, który zabrał wtedy moją krew... Tak właściwie to do czego mu ona potrzebna? I jeszcze ta czarownica, która była taka potężna i przed którą ostrzegał nas tamten facet... A jeśli to ma jakiś związek z tym całym tajemniczym Marcelem?
- Też o tym myślałem- przyznał Damon i uśmiechnął się półgębkiem na widok jej zaskoczenia- nie patrz tak na mnie, ja też kiedyś układałem puzzle i umiem łączyć fakty. Klaus mówił, że Marcel ma po swojej stronie czarownicę równie potężną, co pierwotne wiedźmy a ten cały Podróżnik, Jake, Jack... Nie ważne, w kazdym razie twierdził, że nawet po śmierci jest w stanie nas skrzywdzić i jeszcze ta jej moc, o której mi opowiadałaś...  Próbowała dostać się do twojego umysły, ale przecież żadna czarownica tego nie potrafi.
- Z tego będą jeszcze kłopoty, zawsze gdy w grę wchodzi magia sobowtóra przeradza się to w...
- Kłopoty?- Elena tylko pokiwała głową ze smutkiem- obiecuję, że nikt cię nie skrzywdzi Eleno- oświadczył z mocą i sięgnął po jej dłoń, ściskając jej palce w geście pocieszenia. Dziewczyna spuściła wzrok na ich splecione dłonie a on obserwował w lusterku jej reakcję. Początkowo zmarszczyła brwi, jakby analizowała swoje uczucia, związane z tą niespodziewaną bliskością i jego dotykiem. Słyszał przecież przyspieszone bicie serca, czuł szybko bijący puls i nierówny oddech. Potem jednak pokręciła głową jakby z niezadowoleniem zmieszanym z niedowierzaniem, zacisnęła usta w cienką linię i z zaciętym błyskiem w oczach wyrwała rękę z jego uścisku. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem aż w końcu Damon ponownie spojrzał na drogę a Elena znów zapatrzyła się przed siebie, jakby udając, że nic podobnego nie miało miejsca.
- Znów bawimy się w udawanie nienawiści?- spytał wampir z szelmowskim uśmiechem na ustach.
- Ja w nic się nie bawię, Damon- odparła Elena uparcie- jedyne czego chcę to odzyskać brata i pozbyć się Pierwotnych z naszego życia raz na zawsze. To, że z tobą jadę wynika tylko z tego, że nie mam wyboru- ty i Bonnie w jednym aucie to zły pomysł a ja i Jeremy w drugim chyba jeszcze gorszy. To nie znaczy, że ci wybaczyłam.
- Chyba mam deja vu- westchnął wampir, kręcąc głową z politowaniem- z chęcią przekonam się, jak długo tak wytrzymasz- dodał, przeciągając głoski i wbił w nią świdrujące spojrzenie swoich zmrużonych seksownie, niesamowitych oczu, ale Elena wciąż uparcie patrzyła przed siebie, zacisnęła usta i rozsiadła się w fotelu, zakłądając ręce na piersi jakby ten swój bunt i upór chciała wyraźnie zamanifestować.