Miał być dłuższy, lepszy, doskonalszy. Nie wyszło i za to was
przepraszam i obiecuję poprawę ;)
Dziękuję wszystkim komentatorom, mam nadzieję, że po tak kiepskim
rozdziałe mnie nie opuścicie i z czasem będzie was jeszcze więcej :****
Noc to najlepsza osłona. O wiele bardziej skuteczna niż jakiekolwiek
marne przebranie czy misterne plany. Ciemność to naturalna kryjówka.
- Gdzie jesteś?- syknęła Abby w przestrzeń. Mimo swoich wampirzych
zmysłów i instykstów wciąż nie czuła się tu bezpiecznie. Ale musiała tu
przyjść, zwłaszcza po tym jak usłyszała o tych licznych zaginięciach i
zabójstwach. Nie była idiotką i umiała połączyć wszystkie fakty. Wiedziała, do
czego to zmierza i tym bardziej chciała, by to wszystko skończyło się jak
najszybciej, nieważne już jakim kosztem. Oczywiście miała nadzieję, że jej
córka na tym nie ucierpi, ale przecież to nie zmienia faktu, że Bonnie
sprzeniewierzyła się wszelkim prawom natury, zaprzyjaźniając się z wampirami i
pomagając im w ich prywatnej wojnie. To było złe i nie mogła ujść jej na sucho.
Każda kara, jaką ją spotka będzie zasłużona.
Abby miała teraz tylko jeden cel: odzyskać moce. To było najważniejsze,
ponad wszystkim innym. To z tego powodu umarł Jimmy- chłopak, którego przez
długi czas traktowała jak syna i z tego też powodu potrzebowała pomocy Bena a
właściwie on potrzebował jej...
- Cieszę się, że cię widzę- odezwał się Ben oficjalnie, wyłaniając się
zza drzew. Abby odetchnęła z ulgą na jego widok. Oczywiście czuła czyjąś
obecność, ale nie wiedziała, kim jest ta osoba i bała się.
- Przyniosłaś to, o co prosiłem?- Ben spojrzał na nią groźnie i
wyciągnął przed siebie dłoń. Kobieta zawahała się, ale tylko przez chwilę. W
końcu mieli wspólne interesy.
- Mam nadzieję, że tyle starczy- szepnęła, kładąc na jego wyciągniętej
dłoni fiolkę z brunatnym płynem. Blondyn obrócił ją w palcach, po czym
uśmiechnął się wdzięcznie.
- Zadziwiające są te sobowtóry, nie uważasz?- zagadnął,obserwując
dokładnie reakcję swej dawnej opiekunki- tyle już czasu chodzę po ziemii a
jeszcze nigdy nie spotkałem tak zadziwiającego stworzenia jakim jest Elena.
Niby taka podobna do Kathrine a taka różna, nie tylko z charakteru. Elena jest
piękna, niczym rozkwitający kwiatek, dobra i niewinna, a przynajmniej takie
sprawia wrażenie. Im dłużej ją obserwuję, tym więcej ognia i skrytej ikry w
niej widzę. Nie dziwię się, że obaj bracia stracili dla niej głowę. Swoją drogą
poszła w ślady swojej przodkini- rozkochała w sobie Salvatore'ów i teraz
pokazuje, na co ją stać. W dodatku pogodziła ze sobą wampiry, wilkołaki i
czarownice sprawiając, że wszyscy są na jedno jej skinienie palca... Nawet
twoja kochana córeczka, która przecież jest na tyle niezależna, piękna i
zdolna, że spokojnie mogłaby świecić własnym blaskiem, zamiast robić za tło
Gilbertówny... Doprawdy zadziwiające.
Abby odchrząknęła głośno i odwróciła głowę nie chcąc, aby Ben dostrzegł
wyraz jej twarzy.
- Nie zapominaj, że mówisz o mojej córce i dziecku moich najlepszych
przyjaciół- powiedziała a w jej głosie pobrzmiała ostrzegawcza nuta.
- Oczywiście, że pamiętam, dlatego ci to mówię- odparł Ben z
ponurym rozbawieniem-przyznaję uczciwie, że Elena jest piękna niczym anioł i
warta grzechu, lecz Bonnie... To słodka czekoladka. I gdyby nie moje zamiary, z
którymi wiążę spore nadzieje to kto wie, może wkrótce zostałbym twoim zięciem?
- O czym ty mówisz?- tym razem Abby była naprawdę zszokowana i wściekła.
W najśmielszych snach nie przypuszczała, że jej córka mogłaby się związać z
kimś, kto setki lat temu został zaprojektowany, by ranić ludzi a już szczególnie
tych, na których mu najbardziej zależało. Ben jedynie uśmiechnął się
tajemniczo, odwrócił się na pięcie i ruszył w sobie tylko znanym kierunku. Abby
patrzyła za nim, nic z tego nie rozumiejąc i w jednej sekundzie podjęła
decyzję- w wampirzym tempie znalazła się przy nim i już chciała się na niego
rzucić, gdy ten niespodziewanie się odwrócił i jednym ruchem dłoni powalił ją
na ziemię.
Leżąc na chłodnym asfalcie Abby walczyła z łupaniem w czaszce i
przeklinała własną impulsywność, która nakazała jej rzucić się na tak potężnego
czarownika bez uprzedniego przemyślenia strategii ataku, gdy usłyszała jego
cichy, spokojny głos.
- Wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy. Korzystaj z tego przywileju
i odejdź w pokoju.
Po tych słowach odwrócił się i odszedł a ból pozostał, gorszy niż
przedtem i bardziej uporczywy. To on zagłuszył odgłos zbliżających się z każdą
sekundą kroków i zamazał obraz rozciągniętej w okrutnym uśmiechu twarzy. Abby
poczuła tylko dotyk smukłych palców na szyi i rwący ból w kościach. Potem nastąpiła
ciemność.
***
Droga do domu zdawała jej się jakimś przeklętym,
chorym snem z którego nie mogła się obudzić. Łzy ciurkiem spływały po jej
policzkach, rozmazując tusz do rzęs i zdobiąc jej gładką skórę czarnymi
smugami. Taka rozczochrana, cała drżąca i przegrana musiała prezentować się
naprawdę żałośnie. Dziwiła się Klausowi, że zamiast zostawić ją na pustej
polnej drodze odwiózł ją prosto do domu a potem nie bacząc na szczebiot jej
zdenerwowanej matki zaniósł ją do sypialni i z najwyższą delikatnością położył
na łóżku. Takiego przepływu człowieczeństwa w ogóle się po nim nie spodziewała.
-Caroline- wyszeptał miękko z tym swoim brytyjskim akcentem i z
czułością odgarnął z jej twarzy zbłąkany lok, przy okazji ścierając kolejną
partię łez- kochana, od dziesięciu minut tkwisz w bezruchu i zaczynam się o
ciebie martwić.
Caroline po raz pierwszy spojrzała mu prosto w oczy a Klausa aż zmroziło
pod wpywem tego spojrzenia. Pustka, oto co z niego wyczytał. Pustka, ból, żal i
poczucie beznadziejności. Gdyby to było w ogóle możliwe uznałby w tym momencie,
że Caroline Forbes poddała się całkowicie.
- Gdyby tu był ktoś inny zrozumiałby- powiedziała z żalem, głosem
nabrzmiałym od łez- wiedziałby, że nie powinien zaczynać tego tematu, że lepiej
zostawić to tak, jak jest i pozwolić mi udawać, że nic się nie stało.
- A co takiego się stało, najdroższa?- Klaus uśmiechnął się delikatnie
widząc, jak na jej policzki wstępują rumieńce gniewu, zastępując tym samym łzy
i smutek.
- To, czego tak bardzo pragnąłeś!- krzyknęła, zrywając się z miejsca i
zaczęła krążyć po pokoju- Tyler nie żyje! Nie żyje a ja już nigdy go nie
zobaczę i nie powiem, że też go kocham... Wciąż go kocham!
- Caroline...- Klaus podszedł do niej i ujął jej twarz w obie dłonie- z
doświadczenia wiem, że ból kiedyś mija. Prawdziwa miłość jest wieczna, jednak
na nasze szczęście na świecie jest mnóstwo miłości, niemal tyle samo co
nienawiści. Jesteś bardzo młoda, ale niezwykle silna. Kochałaś go całą sobą i
on o tym wiedział. Gdy się kocha, to się po prostu czuje.
- A skąd ty możesz o tym wiedzieć?- spytała już spokojnie. Klaus
uśmeichnął się tajemniczo.
- Ty mnie tego nauczyłaś, kochana- odparł, gładząc jej jasne, splątane
włosy- wiem, że to trudne...
- Ktoś go zabił- jęknęła blondynka a jej błękitne oczy ponownie
napełniły się łzami- boję się...
- Nikt, powtarzam nikt cię nie skrzywdzi. Nie pozwolę na to- obiecał
Pierwotny z mocą- możesz być spokojna.
- Nie tego się boję, wiem że mnie ochronisz- rzekła Caroline pewnie a
Klaus posłał jej zdezorientowane spojrzenie.
- A więc czego się boisz, najdroższa?- spytał zdziwiony- cokolwiek to
jest wiedz, że przy mnie nic ci nie grozi.
W tym momencie emocje wybuchły w niej jak rwąca tama a z jej piersi
wydobył się zbolały szloch, gdy rzuciła się na szyję swego pocieszyciela,
mocząc jego koszulę słonymi łzami.
- Boję się, że już nigdy nie będę szczęśliwa i że to już zawsze będzie
tak boleć- wyznała, niemal wprost do jego ucha- boję się, że ucierpi ktoś
jeszcze, któś, kogo straty nie przeboleję. Boję się, że nigdy nie znajdę
miłości, że już zawsze będę sama i że nie poradzę sobie z tym wszystkim,
że zawiodę.
- Caroline- Klaus ponownie spojrzał jej prosto w oczy i w przepływie
impulsu złożył na jej policzku delikatny niczym muśnięcie skrzydła motyla
pocałunek- jesteś piękną, zjawiskową i olśniewającą młodą kobietą. Ty jesteś
typem wojowniczki, nie poddajesz się i wiem, że w żadnej z tych kwestii, o
które tak się boisz nie przegrasz. Jesteś tak silna, że wszystko, co dziś cię boli
jutro uczyni cię tylko mocniejszą. A ja zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś
już nigdy nie musiała płakać, zgoda?
Caroline wpatrywała się w niego oczarowana. Potrzebowała takiego
zapewnienia z ust kogoś tak doświadczonego i niezwyciężonego jak Pierwotny,
niemniej jednak się tego po nim nie spodziewała. Z opóźnieniem skinęła głową i
ponownie się w niego wtuliła pozwalając, by otoczył ją ramionami i ułożył
podbródek na czubku jej głowy.
- Ale wiesz, że jutro znienawidzę cię za to, prawda?
Klaus zrozumiał, że chodzi o tę intymną sytuację, w której się teraz
znaleźli i zaśmiał się cicho.
- W takim razie muszę cieszyć się dniem dzisejszym- wymruczał
rozbawiony.
***
Elena westchnęła ciężko, przekręcając się na drugi bok. Mimo, że była
już bardzo zmęczona sen wciąż nie nadchodził.
Po części była to wina tego, co się wydarzyło, ale tylko po części. Choć
śmierć przyjaciela wstrząsnęła nią do głębi fakt, że nigdy więcej nie zobaczy
Tylera, że już go nie przytuli, nie porozmawia z nim, nie pokłóci się i nie
usłyszy jego śmiechu wciąż do niej nie docierał. To było tak potworne, tak
surrealistyczne, że jej umysł nie chciał tego przyjąć za prawdę.
To, co rzeczywiście napawało ją niepokojem było znaczeni bliżej, niż
mogłoby się wydawać. Przytłaczająca obecność, napięcie nie do zniesienia
sprawiające, że nawet podczas snu jej ruchy stawały się starannie przemyślane i
jakby zblokowane. A to wszystko przez jednego, wyjątkowo irytującego
wampira.
Damon.
To imie nieustannie krążyło po jej głowie, spędzając jej sen z powiek.
Jego aura była niemal namacalna a zapach, tak zmysłowy, tak uwodzicielski, że z
trudem powstrzymywała się przed...
No właśnie. Elena głośno przełknęła ślinę, siłą woli powstrzymując się
przed zerknięciem na niego. To, że od momentu, gdy położyli się do łóżka Damon
leżał na wznak w kompletnym bezruchu i tępo wpatrywał się w sufit zaciskając
dłonie w pięści jakby również się powtrzymywał przed rzuceniem na nią
bynajmniej jej nie pomagało. Cisza pomiędzy nimi była przesycona tego rodzaju
napięciem, które wywoływało mrowienie wrażliwej skóry i drżenie każdego mięśnia
z osobna i wszystkich razem.
Jej ciało płonęło.Nie dotknął jej a ona rozpaczliwie pragneła
poczuć jego sprawne dłonie i namiętne usta... Chciała, by jak zwykle wbrew niej
wziął to, czego pragnął.... Czego oboje pragnęli. Jednocześnie wiedziała, że
nie może mu na to pozwolić, że tego nie chce... że powinna nie chcieć.
- Wiesz, że jeszcze nigdy nie robiliśmy tego w łóżku?- zagadnął Damon
niby od niechcenia a Elena aż podskoczyła na sam dźwięk jego głosu. Zerknęła na
niego, ale ten się nie poruszył nawet o milimetr, wciąż wpatrując się w sufit.
Gdyby go nie znała pomyślałaby, że się przesłyszała.
- Do czego zmierzasz?- spytała, przybierając wojowniczy wyraz twarzy.
Damon przekręcił się na bok i podciągnął na łokciu sprawiając, że ich twarze
znalazły się ledwie kilka milimetrów od siebie. Posłał jedno, swidrujące
spojrzenie na jej usta a gdy zadrżała uśmiechnął się z wyraźną satysfakcją i
spojrzał jej głęboko w oczy, lubieżnie oblizując wargi.
- Powiedziałaś Stefanowi, że się przespaliśmy, ale to tylko
kolejne kłamstwo- stwierdził sugestywnym szeptem. Czując na twarzy jego słodki
oddech Elena zerwała się gwałtownie do pozycji siedzącej i odetchnęła głęboko,
pocierając skronie.
- Spokojnie, zanim zaczniesz się hiperwentylować- mruknął Salvatore z
nutą złośliwego rozbawienia w głosie. Elena spojrzała na niego wilkiem.
- Wiedziałam, że wspólne spanie nie było dobrym pomysłem- prychnęła z
wyrzutem a Damon zaśmiał się cicho.
- To bardzo ciekawe doświadczenie- wyszeptał wprost do jej ucha a ona po
raz kolejny zadrżała silnie i obróciła głowę w jego stronę, patrząc mu prosto w
zamglone pożądaniem, hipnotyczne oczy.
- Nie wiem, co w tym takiego ciekawego- odparła, wkładając ogromny wysiłek
w każde kolejne słowo.
- Och, kochanie- westchnął Damon przeciągle a Elena przewróciła oczami
na sam dźwięk słowa: "kochanie", co skwitował jedynie komicznym
uniesieniem brwi i złośliwym uśmiechem- na przykład to- szepnął i położył dłoń
na jej ramieniu, przez co zadrżała po raz kolejny. Jego uśmiech tylko się
poszerzył- i to- dodał, delikatnym gestem odgarniając niesforny kosmyk włosów z
jej twarzy i opuszkami palców muskając jej alabastrową skórę. Jej policzki
zalała purpura a oddech drastycznie przyspieszył- i to- wyszeptał, opierając
czoło na jej czole i trącając nosem jej słodki, zgrabny nosek, który zawsze
marszczyła uroczo, zupełnie jak w tej chwili. Elena rozdziawiła usta ze
zdziwienia a jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości. W tej chwili przypominała
bezbronną, wystraszoną łanię. Damon głośno przełknął ślinę, usiłując zapanować
nad ogarniającym go właśnie pożądaniem i wplótł palce w jej jedwabiste włosy,
przyciągając ją do siebie bliżej, tym samym zmniejszając dzielący ich dystans
do zera.
- Ciekawi mnie- szepnął, muskając przy tym jej wargi swoimi- jak długo
wytrzymasz udając, że nie masz na mnie takiej ochoty, jaką ja mam na ciebie.
Elena wpatrywała się w niego jak oczarowana i dopiero, gdy odsunął się
od niej z szelmowskim uśmiechem dotarł do niej sens jego słów. Ten uśmiech i
niebezpieczne iskierki w oczach były jednoznaczne. Po raz kolejny ją sprawdzał
i po raz kolejny czuła się przegrana a jego najwyraźniej niesamowicie to
bawiło.
Dupek.
Arogancki,
szowinistyczny, skupiony na sobie, nękany przez seksohilizm i kompleks władzy,
przeświadczony o swoim nieodpartym uroku osobistym dupek. Seksowny i
uwodzicielski kretyn ze specyficznym poczuciem humoru. Bezduszny, namiętny
błazen, koncertowy osioł. Chamski, ale nie prostacki; impulsywny i
nieprzewidywalny, ale przy tym czarujący. Niebezpieczny i tajemniczy.
Dżentelmen i tyran w jednym. Perfekcjonista w każdym calu.
"Po prostu ideał"- pomyślała Elena z przekąsem. Doprawdy,
trudno byłoby znaleźć równie skomplikowanego i nienormalnego mężczyznę, który
zajmowałby przy tym tyle miejsca w jej umyśle i chyba nawet sercu, w końcu
musiała to przyznać. Przy nim musiała rewidować swoje poglądy i spojrzenie na
życie. Kiedyś próbowała go sklasyfikować, ale za każdym razem, gdy sądziła, że
już dobrze go poznała on ją czymś zaskakiwał i ukazywał swoje kolejne oblicze.
To było dość frustrujące.
- Czujesz?- zapytał znienacka, przeywając jej rozmyślania. Elena
zmarszczyła brwi, wytężając zmysł węchu. Początkowo sądziła, że się z niej
naigrywa, ale gdy się bardziej skupiła rzeczywiście wyczuła w powietrzu jakąś
niezidentyfikowaną, gryzącą woń. Odetchnęła głęboko, analizując nowoodkryty
zapach.
- Dym- szepnęła i natychmiast zerwała się z łóżka. Wiedziała, po prostu
czuła w kościach, że coś jest nie tak... Biegiem ruszyła do kochni, połączonej
z salonem i zamarła zszokowana.
Wszystko wokół trawił ogień- blat kuchenny, szafki, firanki. Elena nie
mogła uwierzyć w to, co widzi. Jeremy polewał każdy mebel, każdy panel benzyną
a potem podpalał za pomocą zapalniczki. Kurki w kuchence odkręcone były
maksimum, dym gryzł w płuca i oczy, paraliżując oddech i zmysł orientacji a
gorąco sprawiło, że ciało Damona i Eleny momentalnie zlał lepki pot.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnęła Elena, wreszcie zwracając na siebie
uwagę brata. Pustka jego spojrzenia przyprawiła ją o palpitacje serca.
- Pozbywam się wynaturzeń i wszystkiego, co ma z nimi związek- odparł
głosem bez wyrazu i powrócił do przerwanej czynności.
- Przestań!- Elena po raz kolejny spróbowała wpłynąć na brata, ale ten sprawiał
wrażenie szaleńca a gorąco, które ich otaczało ze wszystkich stron było
obezwładniające. Dopiero po chwili do dziewczyny dotarł sens jego słów.
- Bonnie- szepnęła i nie reagując na nawoływania wściekłego Damona
rzuciła się w kierunku sypialni, którą mulatka zajmowała ze swoim
zaprzyjaźnionym czarownikiem. To co tam ujrzała sprawiło, że w jej oczach
stanęły łzy.
Bonnie i Ben leżeli na łóżku na wznak, wręcz ociekając krwią. Żołądek
Eleny zacisnął się w ciasny supeł, podobnie jak gardło, z którego nie zdołała
wydobyć nic poza mysim piskiem. Wiedziała, że ma niewiele czasu, więc czym
prędzej podbiegła do nieprzytomnej dwójki i drżącymi palcami sprawdziła im
puls. Z ulgą stwierdziła, że w obu przypadkach jest on stabilny i z duszą na
ramieniu chwyciła w pasie najpierw przyjaciółkę, potem Bena. Oboje swoje ważyli
i choć brunetka dysponowała siłą wampira nie łatwo było podnieść ich naraz tak,
aby sprawnie zanieść ich do wyjścia. Na szczęście z pomocą przyszedł jej Damon.
Co prawda nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z takiego obrotu spraw,
jednakże bez zbędnych dyskusji podniósł Bonnie i razem z Eleną, trzymającą na
rękach Bena w wampirzym tempie pognał w kierunku drzwi.
Musieli gwałtownie zahamować, żeby nie wpaść na ścianę ognia, która
odgrodziła ich od wyjścia i stojącego tam Jeremiego. Chcieli się cofnąć, jednak
uniemożliwił im to zawalający się właśnie sufit. Byli w pułapce bez wyjścia.
Okrutny śmiech Jeremiego odbił się echem w ich umysłach, jednak sekunda
nieuwagi sprawiła, że podpalone drewno zawaliło się na chłopaka,
uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch.
Tymczasem ogień był coraz bliżej, trawiąc owoc ich dawnej
rodzinnej sielanki i wspomnienie beztroskiego dzieciństwa. Elena dławiąc się i
kaszląc krzyczała, błagała, przeklinała. Powoli opadała z sił, jednak
wiedziała, że teraz nie może się tak po prostu poddać, bo oznaczałoby to śmierć
dla niej, jej brata i przyjaciół. Musiała ich uratować, musiała coś zrobić.
Zamiast tego powoli osuwała się w niebyt, utratę przytomności przyjmując z ulgą
i niewysłowioną radością.
Umysł Damona zaprzątały podobne myśli. Mimo ogólnego otępienia i
osłabienia przy zdrowych zmysłach trzymała go jedna myśl: uratować ją za
wszelką cenę. Śmierć Eleny w jego mniemaniu oznaczała apokalipsę. Świat,
pozbawiony jej dobroci, jej uśmiechu, jej energii po prostu nie miał racji
bytu.
Oboje bezsilnie opadli na kolana, ciągnąc za sobą Bonnie i Bena. Ta
dwójka miała szczęście,będąc nieprzytomni nie uczestniczyli w rozgrywającym się
właśnie piekle. Jedynym pocieszeniem dla Damona była myśl, że umrze mając przed
sobą obraz jej twarzy. Ostatkami sił musnął jej umorusany sadzą, kurzem i łzami
policzek.
- Kocham cię- wyszeptał ledwo słyszalnie. Elena uśmiechnęła się z
wysiłkiem i splotła ich palce w geście pocieszenia.
- Zawsze to wiedziałam- odparła zachrypiętym głosem i rozkaszlała się
mocno- nawet wtedy, gdy ty nie.
Po tych słowach przymknęła powieki, jakby właśnie odbyła swoje ostatnie
pożegnanie i mogła odejść w spokoju.
- Nie! Nie!- krzyknął Damon, potrząsając dziewczyną z całych sił. To
wywołało w nim pokłady emocji od rozpaczy poprzez ból aż do wściekłości, która
dała mu siłę niezbędną do tego, by stanąć na chwiejnych nogach, doczłapać do
ściany, oddzielającej ich od świeżego powietrza i jednym ruchem rozkruszyć ją w
drobny mak.
Potem, cały drżący wrócił do Eleny i pochwycił ją wpół, podobnie
jak Bena i Bonnie. Wampirzyca uniosła półprzytomnie powieki a ten mały
gest dał mu nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
- Chodź, już nic ci nie grozi. Zaraz cię stąd wydostanę- wyszeptał ze
wzruszeniem. Ale ona nie patrzyła na niego, tylko gdzieś ponad ścianą ognia,
gdzie leżał jej brat, który już dawno temu stracił przytomność.
- Jeremy...- wychrypiała. Nieprawdopodobne, że nawet w takiej chwili,
gdy jej czynami powinny rządzić istynkty przetrwania, myślała tylko o swoich
bliskich. Damon zacisnął usta w cienką linię i wyrzucił ją oraz dwoje
czarowników przez zrobiony przez siebie otwór. Cała trójka opadła na chłodną
murawę, rozkoszując się świeżym powietrzem. Damon tymczasem rzucił się w ogień,
mając nadzieję uratować brata Eleny. Alternatywą była tylko śmierć. Nic
prostszego.
***
Przed oczami miał jedynie twarz Eleny stężałą bólem na
wieść, że jej brat nie żyje. Wolał sam zginąć, próbując go ocalić niż doczekać
czasów gdy będzie musiał po raz kolejny ocierać jej łzy. Nic innego się w tej
chwili nie liczyło.
Nie bez trudu pokonał ścianę ognia, zręcznie unikając szczątków walącego
się dachu budynku. Dotarł do Jeremiego i z ulgą stwierdził, że te wciąż oddycha
a płomienie nawet go nie drasnęły. Jednym ruchem odsunął drewnianą płytę, która
uwięziła chłopaka, po czym wziął go na ręce.
Gorące płomienie buchały mu prosto w twarz nadpalając brwi i rzęsy,
jednak zignorował ból i niemal staranował kolejną ścianę, uwalniając się z
płonących szczątków czegoś, co kiedys było domkiem letniskowym Gilbertów.
Wycieńczony opadł na kolana na chłodną murawę, oddychając ciężko. Wiedział, że
jedynym ratunkiem, mogącym uleczyć jego rany była krew, jednak czasowo nie miał
do niej dostępu, więc musiał sobie jakoś poradzić. Oddychając głęboko i
przyzwyczajając oczy do mroków nocy dopiero po chwili zorientował się, co się
dzieje.
Elena, wycieńczony niemal nowonarodzony wampir, sączyła krew prosto z
żyły nieprzytomnego Bena. Z drugiej strony krew z jej nadgartka spływała prosto
go gardła Bonnie, która powoli odzyskiwała przytomność, napełniając ją życiem i
energią. Wampirzyca była jak w transie, jakby nie do końca wiedziała, co się z
nią dzieje. Dopiero, gdy odzyskała pełnię sił oderwała się od blondyna i z
przerażeniem zerwała się na równe nogi, spoglądając na Damona, trzymającego
Jeremiego na kolanach oraz na Bonnie, która z płakała nad ciałem Bena.
- Co ja zrobiłam?...- wyszeptała Elena nie do końca świadomie, zatoczyła
się lekko i uniosła ubroczone palce prosto pod usta, przymykając oczy z
rozkoszą- co ja zrobiłam?- powtórzyła głucho po czym całkowicie tracąc kontakt
z rzeczywistością osunęła się na ziemię.
Straciła przytomność.
Oo nn!! :) Biedna ta Caroline zawsze pokrzywdzona przez los :( klaus chce jej pomóc ^^ pociesza ja i wgl .. chciałabym żeby z nim była i ta scena Delenki aww szkoda , że nie mogła sie toczyć dalej przez ten pożar :O Jeremiemu odbiło .. podpala wszystko jak leci z psychopatycznym śmiechem.. a Damon taki hero jaki kochany ;) i ta scena na końcu z Eleną..upss no już nie mogę się doczekać dalszego biegu wydarzeń i jak najwięcej Deleny hehe Życzę Weny my Love :D Buziaczki :****
OdpowiedzUsuńDzięki serdeczne xD No, Jeremiemu odbiło, ale to raczej nie jego wina. Pamiętasz, że zrobiłam z niego łowcę wampirów? On zwyczajnie nie może inaczej hehe
OdpowiedzUsuńDamon jest cudowny i miałam wielką ochotę poprowadzić jego łóżkową scenę z Eleną do końca, ale się powstrzymałam w ostatniej chwili. Nie tak ma wyglądać ta historia a gdybym doprowadziła do tego, żeby jednak się ze sobą "przespali" nie byłoby żadnej akcji xD Teraz rozumiem dramat Plec, która przez niemal tzry sezony musiała trzymać w ryzach popędy Damona względem Eleny :P
No weny mam ostatnio więcej a to za sprawą tylu cudownych komentarzy. Dziękuję raz jeszcze :***
Twój blog został dodany do katalogu blogowej sfery. Proszę jednak o zmianę linku na blogowasfera.blogspot.com ponieważ katalog jest tylko podstroną blogowej sfery.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bardzo mi się podobał rozdział. Damon <333 Delena jeszcze bardziej :) Nie moge doczekac sie dalszej akcji .Czekam z niecierpliowscia na kolejny
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana, to wiele dla mnie znaczy :*
UsuńKolejny rozdział już w drodze a tymczasem zapraszam na mojego drugiego bloga: hells-fashion.blogspot.com Tu notki rowniez pojawiaja się w niewielkich odstępach czasu a całość dotyczy deleny, tyle że w całkowicie innym wydaniu.
Twoja twórczość jest po prostu przepiękna *_* Czyta się bardzo przyjemnie. A opisy są magiczne, w głowie mi się nie mieści, że można mieć taki ogrom talentu. Szacun, kochana ;* Podziwiam, że piszesz takie długie rozdziały. Delena w twoim wykonaniu jest... Aww, aż brak mi słów. HOT *o* Cudnie wszystko rozegrałaś, Elena, która próbowała wielokrotnie przed nim uciec, a i tak jej się to nie udawało-Uwielbiam :D I próba spania ze sobą w jednym łóżku genialna :D Uwielbiam takie wydanie DE <3 Plus Klaroline-chcę więcej ich scen, są cudni. Nie żebym była wredna, ale troszkę ucieszyła mnie śmierć Tylera xD Do tego Rebekah jest super, świetnie przedstawiasz jej charakter. A Jeremy.... Jak on mógł? :o Ale się dzieje, dreszczyk emocji ^^ Do tego to wyznanie Damona pod koniec... Umarłam *__* Jejku, ja chce już next'a. Cieszę się, że mogłam poczytać to boskie opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny!
Pozdrawiam :*
Nie dzękuję (bo inaczej wena nie przyjdzie :P), ale mimo to bardzo ucieszyłam się widząc komentarz od ciebie. Nie spodziewałam się tylu miłych słów a tu proszę- mam nadzieję, że były szczere ;) (W takim wypadku mam nadzieję, że będziesz tu zaglądać regularnie xD) No rozdziały długie, ale dodawane w równie długich odstępach czasowych. Narazie miałam łatwiej, bo wszystko było gotowe i tylko czekało na "kopiuj-wklej", ale teraz od nowa muszę planować, przepisywać, zmieniać... To pochłania czas, sama wiesz ;)
OdpowiedzUsuńJa niedługo nadrobię zaległości na twoim blogu. Co prawda widziałam, że dodałaś nowy rozdział, ale z tego wszystkiego nie miałam nawet czasu go przeczytać (wiesz, klasa maturalna, lekko nie jest :P). Jak tylko to nadrobię wstawię szczegółowy komentarz, bo na pewno jak zwykle stworzyłaś cudo (wspominałam już, ze uwielbiam twoją wyobraźnię? :D).
W międzyczasie zapraszam również na mój drugi blog: hell-fashion.blogspot.com (również o delenie, choć w nieco innym wydaniu xD).