Strony

środa, 3 września 2014

Rozdział 11- Domek jak z Horroru




Elena rozejrzała się po malowniczej okolicy, wysiadając z auta. Jezioro, w którym kąpała się z bratem, łąka na której urządzali pikniki i puszczali latawce z mamą, tak dobrze jej znany lasek, w którym niegdyś bawiła się z przyjaciółmi i pomost, przy którym łowiła ryby z tatą. A pośród tego wszystkiego mały letniskowy domek, który niósł za sobą tyle ciepłych wspomnień. Elena westchnęła ciężko, wyrwała Damonowi swoje bagaże demonstracyjnie i obejrzała się na Jeremiego, który przytrzymywany przez Bena i Bonnie posyłał w jej stronę nienawistne spojrzenia.
"To będzie ciężki weekend"- pomyślała dziewczyna, wzdrygając się automatycznie i z rezygnacją podążyła za bratem i jego eskortą. Niestety, gdy chciała przekroczyć próg domu napotkała na swojej drodze niewidzialną ścianę, która zatrzymała ją w miejscu.
- Ostatnio byłaś tu jako człowiek- szepnął jej Damon na ucho a ona wzdrygnęła się i podskoczyła gwałtownie, rzucając mu karcące spojrzenie, na co on uśmiechnął się tylko zawadiacko. Czy on zawsze musiał się tak skradać i zbliżać niepostrzeżenie? Próbując powstrzymać drżenie ciała, które w jakiś przedziwny sposób reagowało na bliskość tego pokręconego wampira spojrzała na Jeremiego, który przyglądał się jej z wyrazem głębokiego zadowolenia. Elena głośno przełknęła ślinę i posłała mu błagalne spojrzenie.
- Jeremy, musisz ją zaprosić- ponagliła go Bonnie, uśmiechając się do przyjaciółki uspokajająco- Damon i tak ma już dostęp do tego domu, a przy Elenie będziesz bezpieczniejszy- ciągnęła a Elenę coś aż ścisnęło w dołku. Czy naprawdę potrzebował takich argumentów, by zgodzić się wpuścić ją do własnego domu?
- Mogę jeszcze zabić ich oboje, a wtedy nikt mi już nie zagrozi- odparł z mściwością, uśmiechając się kpiąco i w tym momencie tylko uścisk Eleny na przedramieniu Damona postrzymał go od wparowania do tego domu z morderczym wyrazem twarzy i zrobienia tego... co zrobić właśnie zamierzał.
- To twoja siostra matole!- warknął Ben, tracąc cierpliwość- nie znam jej za dobrze, ale nie wydaje mi się, żeby w ciągu całego twojego nędznego życia kiedykolwiek zagroziła twojemu bezpieczeństwu. Chcesz zabić osobę, którą kochasz tylko dlatego, że jesteście teraz innego gatunku? To się nazywa rasizm.
Bonnie spojrzała na Bena z mieszaniną podziwu i niedowierzania a potem ponownie przeniosła wzrok na bruneta, który w tej chwili wydawał się być zagubiony i jakby niepewny.
- Jer, przecież chciałeś, zeby to się już skończyło- przypomniała mu łagodnie- chciałeś, żeby wszystko wróciło do normy. Wiem, że musisz zabijać wampiry, ale miłość jest silniejsza niż najgorszy instynkt. Kochasz Elenę całym sercem, to dla ciebie najważniejsza osoba pod słońcem, przecież wiem. Nic tego nie zmieni. Pamiętasz o czym rozmawialiśmy w domu zanim tu przyjechaliśmy? Nic nie może zniszczyć twojej więzi z siostrą. Udowodnij mi to i zaproś ją do środka.
Jeremy zawahał, jakby analizując jej słowa a Bonnie uśmiechnęła się do niego zachęcająco i delikatnie ujęła jego dłoń.
- Zaufaj mi- szepnęła- Elena ci nie zagraża a ty wcale nie chcesz jej zabić. Kochasz ją i dlatego wpuścisz ją teraz do środka.
Jeremy spojrzał jej prosto w oczy i wreszcie, po dłużących się minutach uporczywej ciszy westchnął z rezygnacją.
- Niech wejdzie- mruknął z wyraźnym niezadowoleniem. Elena obejrzała się na Damona, który nieznacznie skinął głową i z wahaniem, tym razem bez nadnaturalnych przeszkód pokonała próg domu.
- Dzięki Jer- szepnęła z wdzięcznością, rozglądając się wokół z rozmarzeniem. Kiedyś uwielbiała to miejsce a teraz niosło ono za sobą tyle ciepłych wspomnień, które już nie budziły żalu ani bólu, tylko radość i spokój. Pamiętała ostatni raz gdy tu była, jeszcze jako człowiek. Jako człowiek, ktory wkrótce miał się stać chodzącym workiem krwi, zakochanym w Stefanie. To on uratował ją przed wilkołakami, które jednej nocy ich napadły i to on sprawił, że ból związany ze wspomnieniami o rodzicach przekształcił się w miłość, cały ogrom miłości. Nie można całe życie nienawidzić kogoś, kto odszedł. Czasem dobrze jest pogodzić się z tym, że nie udało nam się takiej osoby zatrzymać i pozwolić jej na to, by podążyła własną, wytyczoną przez życie ścieżką. Dopiero wtedy cierpienie znika a rany się leczą i po wszystkim jestesmy w stanie wspominać tylko te dobre chwile, ciesząc się, że w ogóle mogliśmy je przeżyć.
I pomyśleć, że tego nauczył ją pewien blondyn, który w tej chwili sam nie potrafi poradzić sobie z bólem i poczuciem zdrady, które wywołują w nim gniew i nienawiść. Elena była pewna, że Stefan Salvatore jej nienawidzi. Jak inaczej wyjaśnić jego postępowanie? I dlaczego ona sama nie umiała się na niego złościć za to, że w akcie zemsty przespał się z inną kobietą? Była zła i owszem, ale za to, że tą kobietą była Katherine Pierce- największa dziwka w całym mieście. Przecież wiedziała, że Stefan ją kocha i jeśli chciał o niej zapomnieć to jej sobowtór w jego łóżku na pewno nie bardzo mu w tym pomagał, prawda? A może jednak się myliła? A co, jeśli on już o niej zapomniał? Co, jeśli nie widzi w Kath odbicia swojej kłamliwej ukochanej, tylko kogoś zupelnie innego- dawną miłość? Chciała dla niego jak najlepiej i nie mogła pozwolić, żeby ta zołza znów nim zawładneła i go wykorzystała. Elena chciała tylko, żeby był szczęśliwy, nawet jeśli ją samą miałoby to unieszczęśliwić. Zbyt wiele bólu mu zadała, żeby mieć jakieś złudzenia- dla Stefana była stracona i tak po prawdzie w głębi duszy liczyła na to, że dla Damona też. Chciała wreszcie przerwać to błędne koło, chciała, by każdy z nich znalazł swoją miłość i by obaj osiągnęli w życiu to, czego pragnęli. Czy ich szczęście naprawdę zależało od niej? A jeśli nie to dlaczego obaj zatracali się momentalnie na jedno jej skinienie? Dlaczego ich człowieczeństwo traciło swą wartość, gdy jej nie było obok?
"Bo kochają cię jak szeleńcy, idiotko"- podpowiedział jakiś głosik z tyłu jej głowy, ale natychmiastowo go uciszyła. Oni nie mogła jej kochać a ona nie mogła kochac ich. To było złe, chore, bolesne i nienaturalne a jeśli tak miała wyglądać miłość, to ona nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Postanowiła więc sobie solennie, że nie będzie ich kochać. Zamknie swoje serce na miłość i nie pozwoli, by to uczucie kiedykowiek nią zawładnęło i ponownie zaczęło ranić. Nie chciała nikogo kochać w taki sposób, nie chciała musieć tak cierpieć, wybierać, decydować i żyć ze świadomością, ze zniszczyła komuś życia. Nie chciała być nienawidzona i pohańbiona. Chciała po prostu żyć i zająć się sprawami najważniejszymi- swoim bratem i przyjaciółmi czyli ludźmi, którzy byli dla niej wszystkim. Ich również kochała, ale taki rodzaj miłości nikomu nie sprawiał bólu- nie wywoływał zazdrości, rozczarowania, łez, nienawiści.
"A którego z nich w ogóle kochasz?"- zapytał kolejny, złosliwy głosik w jej głowie."Dobrze wiesz, że nie można kochać dwóch osób jednocześnie. I czy to, co łączy cię z Damonem możesz nazwać miłością? Sex, namiętność, pożądanie- to zawsze gdzieś tam było, głęboko ukryte. Zależy ci na nim, ale on nie jest Stefanem. Czy umiałabyś pokochać kogoś poza nim? Przecież zawsze twierdziłaś, że nigdy nie pokochasz Damona, że ci na nim zależy, ale to i tak zawsze będzie Stefan. Stefan, którego zraniłaś i już nie odzyskasz. A Damon? A Damon już nigdy nie odzyska ciebie".
- Elena uważaj!- krzyk Bonnie wyrwał ją z zamyślenia, ale już było za późno- tępy ból w okolicy klatki piersiowej niemal ściął ją z nóg i sprawił, że przed jej oczami zatańczyły czarne mroczki. Elena straciła równowagę i z głośnym okrzykiem upadła, ale nim doznała przykrego spotkania z podłogą Damon z furią odepchnął od niej Jeremiego, który po raz kolejny próbował zamachnąć się na nią długim na pół metra kołkiem, w wyniku czego chłopak wylądował w drugim końcu domu, a sam w wampirzym tempie podbiegł do niej i w ostatniej chwili uratował ja przed upadkiem. Dziewczyna osunęła się w jego ramionach, ciężko łapiąc oddech i spojrzała mu prosto w oczy zbolałym wzrokiem.
- Jest taki silny i szybki...- wycharczała, ponad jego ramieniem dostrzegając wściekłe spojrzenie brata, którego Ben i Bonnie próbowali na próżno uspokoić i powstrzymać przed ponownym rzuceniem się na wampiry.
- Już dobrze- szepnął Damon, płynnym ruchem biorąc ją na ręce i nie pytając o zdanie zaniósł do dawnej sypialni jej rodziców. Delikatnie ułożył ją na miękkich poduszkach na łóżku małżeńskim i usiadł obok, opuszkami palców przebiegając cały owal jej twarzy i wzdłuż szyi, ostrożnie unosząc jej podbródek.
- W porządku?- spytał z troską, kciukami gładząc delikatną skórę jej twarzy. Elena głośno przełknęła ślinę i podniosła na niego zamglone spojrzenie czekoladowych oczu, zwykle pogodnych i pełnych życia, teraz przepełnionych jedynie niebotycznym cierpieniem.
- Mój brat próbował mnie zadźgać- przypomniała mu z bólem- wszystko mnie boli... Mój brat mnie nienawidzi, Damon!
- Witaj w klubie- mruknął a kąciki jej ust mimowolnie uniosły się w górę. Zadrżała, gdy wampir pod wpływem jakiegoś nienazwanego impulsu kontynuował wędrówkę swoich palców, gładząc jej ramię, talię aż wreszcie, podwijając cieniutką koszulę, którą miała na sobie dotarł do płaskiego brzucha i linii jej koronkowego stanika. Nie protestowała a jedynie przygryzła dolną wargę, próbując powstrzymać jęk przyjemności, który chciał opuścić jej usta. Damon bacznie przyglądał się jej reakcjom, gdy delikatnymi ruchami palców pogładził wrażliwe miejsce tuż pod żebrami.
- Rana już się zagoiła- szepnął i z wyraźnym wysiłkiem odjął dłonie od jej gładkiej skóry i poprawił jej koszulę pozwalając, by zakryła jej idealne ciało. Wampir ciężko przełknął ślinę i spojrzał jej prosto w oczy, mrużąc je delikatnie.
- Powinnaś ją zmienić- poradził, wymownie spoglądając na sporą dziurę w materiale, jaką pozostawił po sobie kołek Jeremiego, na brzegach zabarwioną na kolor krwi a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Jesteś niemożliwy- Elena wywróciła oczami i spróbowała się podniesć do pozycji siedzącej, ale ból sprawił, że szybko się poddała i z rezygnanacją opadła na poduszki.
- Jesteś jeszcze osłabiona- Damon podał jej woreczek ze szpitalną krwią- w takich warunkach najlepiej byłoby, gdybyś zaczęła polować, bo tylko krew prosto z żyły może dać ci pełnię sił, których niestety przy tym nastoletnim mordercy będziesz potrzebować.
Elena zmarszczyła brwi i posłała mu spojrzenie pełne urazy. Jego słowa ją otrzeźwiły. W jednej chwili przypomniała sobie dlaczego miała być na niego zła i te emocje wróciły ze wzdwojoną siłą. Dziewczyna odskoczyła na drugi brzeg łóżka, mrużąc oczy niczym rozwścieczona kotka.
- Zapomnij- burknęła i patrząc na niego spode łba wgryzła się w plastikowy woreczek, czując jak do jej gardła spływa życiodajny płyn, napełniając ją nową energią. To bogactwo smaków, ta siła, to poczucie spełnienia... Nektar bogów, prawdziwa ambrozja.
- Mogę wejść?- Bonnie niepewnie wkroczyła do pokoju, a Elena przełknęła pospiesznie ostatni łyk tego cudownego daru od bogów i niechętnie oderwała się od na wpół pustego woreczka, uśmiechając się do przyjaciółki nieśmiało, z lekkim zawstydzeniem. Bonnie podejrzliwie zmrużyła oczy,  przyglądając się dwójce wampirów. Odkąd dowiedziała się o ich małej przygodzie w Nowym Jorku bacznie obserwowała każdy ich gest, ruch czy słowo a już samo to, że znajdowali się w jednym łóżku, mimo, że w takiej odległości od siebie napawało ją niepokojem. - Chciałam tylko powiedzieć, że od dzisiaj śpicie tutaj razem- powiedziała na jednym wydechu, patrząc jak szok wstępuje na twarz jej przyjaciółki.
- Co?! Niby dlaczego?!
- Ja i Ben będziemy pilnować Jeremiego, ale dla własnego bezpieczeństwa nie powinniście się teraz odstępować na krok a już na pewno nie powinniście tracić czujności- wyjaśniła- nie wiadomo, co może mu strzelić do głowy a razem będziecie bezpieczniejsi. To tylko tymczasowo, dopóki nie wymyślę, jak to wszystko naprawić.
Elena westchnęła zrezygnowana, za to na twarzy Damona pojawiły się już pierwsze oznaki zadowolenia i satysfakcji. Wampir z uwodzicielskim uśmiechem na ustach przybliżył się do brunetki i otoczył ją ramieniem.
- To będzie prawdziwa szkoła przetrwania dla naszej silnej woli, prawda?- mruknął ze złośliwym błyskiem w oku, ale Elena odepchnęła go od siebie brutalnie i zeskoczyła z łóżka.
- Muszę się przewietrzyć- wyjąkała  i pędem opuściła pokój. Bonnie spojrzała z dezaprobatą na Damona, który z szerokim uśmiechem na ustach rozłożył się na łóżku.
- Naprawdę nie masz umiaru?- fuknęła- Elena ma tyle na głowie a ty jak zwykle nic, tylko dokładasz jej problemów. Czy mógłbyś razem z tym swoim seksownym ciałem i prześmiewczym, aroganckim "ja" przez pięć minut udawać, że cię tu nie ma? Wszyscy byśmy odetchnęli.
- Ojej, nie sądziłem, że jesteś aż taka naiwna- Damon  w sekundę znalazł się centymetry od jej twarzy- każdy, kto choć raz miał styczność z moim seksownym ciałem lub z moim prześmiewczym i aroganckim "ja" wie, że nie da się tak po prostu ignorować mojej obecności i o mnie zapomnieć. Zapytaj Eleny- rzucił jeszcze przez ramię, uśmiechając się łobuzersko po czym opuścił pokój w ślad za brunetką. Bonnie tylko przewróciła oczami i wróciła do Jeremiego, który został w pokoju z Benem i tylko z Benem. Niby chłopak nie był wampirem i powinien być przy nim bepieczny, ale wolała ich obu pilnować. Tak na wszelki wypadek.
**************************
Abby Bennett-Wilson spojrzała na rozmówcę spod przymrużonych powiek z wyraźnym zaskoczeniem.
-Masz krew sobowtóra?- powtórzyła a na jej twarzy pojawił się uśmiech, nie wróżący niczego dobrego. W odpowiedzi Podróżnik wyciągnął w jej stronę dłoń, w której trzymał fiolkę, zapełnioną brunatnym gęstym płynem. Wampirzyca uniosła ją do oczu, oglądając z każdej strony z niedowierzaniem.
- Jak to działa?- spytała zaciekawiona.
-Krew sobowtóra ma wiele niezbadanych właściwości- zaczął Podróżnik, przeczesując palcami kruczoczarne włosy- łamie klątwę, rzuconą na Pierwotną hybrydę, jest jednym z elementów, potrzebnych do znalezienia lekarstwa i wielu innych rzeczy. Dzięki niej możemy zdjąć ciążącą na nas klątwę a wtedy odzyskamy moce i przywrócimy światu właściwy porządek. A On nam w tym pomoże. Ma do tego niezbędną moc, a raczej miał i mieć będzie, o ile tylko nam w tym pomożesz.
- Znasz mój warunek- przypomniała mu mulatka.
- A ty znasz moje możliwości- mężczyzna uśmiechnął się szeroko i delikatnie ścisnął jej ramię- wiesz, że jeśli ty będziesz uczciwa, my także będziemy. Znam ten ból, gdy tracisz coś, co stanowiło całą twoją historię, tożsamość. Będziesz postępować tak jak dotychczas a obiecuję, że jako pierwsza posmakujesz lekarstwa.
Abby głośno przełknęła ślinę i zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad tym, czy warto mu ufać. W końcu, po dłużących się minutach uporczywej ciszy na jej twarz wstąpił pełen zadowolenia uśmiech.
- Zadzwonię- zawyrokowała ostatecznie i chwyciła za swoją komórkę, leżącą dotychczas na stole po czym wybrała numer, z którego od tak dawna nie korzystała.
- No i jak idzie sprawa z Łowcą?- spytała na wstępie.
**************************
- Dziwne, jeśli to wampir to dlaczego go nie wyczuliśmy na samych obrzeżach miasta?- zastanawiał się Stefan- chyba powinien zostawić po sobie jakieś ślady- osuszone ciała, krew, cokolwiek. A tu pustka.
- To, że go nie wyczuliśmy oznacza, że póki co jesteśmy bezpieczni- odparła Katherine, uśmiechając się diabelsko- może wyczuł, że łowcy nie ma w mieście i także się wyniósł. A skoro tak- kobieta zatrzymała blondyna i delikatnym gestem przejechała paznokciami po guzikach jego koszuli, oblizując lubieżnie wargi- to może porozmawiamy o ostatnim, zaskakującym "tygodniu wspomnień"?
- Było minęło- odparł szorstko wampir i odepchnął dziewczynę od siebie, ruszając na umówione wcześniej spotkanie- nie ma o czym mówić, Kath.
- Ależ jest- wampirzyca bez trudu go dogoniła i teraz zastąpiła mu drogę z przebiegłym uśmieszkiem, błądzącym po wargach- oboje wiemy, dlaczego to zrobiłeś. Twój cel został osiągnięty- zapomniałeś o problemach i wywołałeś zazdrość w Elenie. Daj spokój- ciągnęła i przejechała językiem po jego dolnej wardze- było nam razem dobrze, po co to kończyć? Pomyśl o reakcji tej swojej lafiryndy, gdy zrozumie, że już nie jesteś jej pieskiem na posyłki.- kusiła, uwieszając się na jego szyi i ściśle przycskając się do jego ciała- Pomyśl o jej zazdrości... Ile radości sprawia ci myśl, że to ty teraz jesteś górą i rozdajesz karty? Że to ty, nie ona, rządzisz własnym życiem? Że wciąż jej na tobie zależy a być może nawet spróbuje cię odzyskać? Czy to bie byłby zabawne i ekscytujące, zobaczyć jak to ona się stara dla odmiany?
- Ona starała się przez cały ten czas- odparł Stefan, mrużąc oczy z wściekłości- robiła wszystko, by mnie odzyskać od Klausa, ryzykowała nawet własne życie i nie poddała się nawet wtedy, gdy wyłączyłem uczucia, raniąc ją i jej bliskich na każdym kroku. To, co wydarzyło się między nią a moim bratem było tylko i wyłącznie moją winą. Dobrze wiedziałem, jaki jest Damon i wiedziałem, co do niej czuje i czego pragnie. Mimo to zostawiłem ich razem, potem ją odpychałem a na końcu niemal samodzielnie wepchnąłem ją w jego ramiona. A gdy stała się wampirem było jeszcze gorzej... Zresztą nieważne. Nie będę z tobą o tym rozmawiać.
- Stefan...
- Daruj sobie, Kath- warknął wampir, uwalniając się z jej żelaznego uścisku- nie będę twoim pionkiem w zemście na Elenie. A ty nigdy nie będzie jak ona. Nigdy mi jej nie zastąpisz. Nie możemy tego dłużej ciągnąć. Nie kocham cię, ale mimo to cię szanuję i nie będę dłużej ranić ani ciebie ani siebie...
- Ani Eleny- podpowiedziała wampirzyca z przekąsem- wiesz, jaka jest między nami różnica? Ja nigdy bym cię nie zostawiła, chyba, że poprosiłbyś mnie o to tak, jak teraz. Wiesz, dlaczego? Bo uczę się na włąsnych błędach. Ona najwyraźniej ma  z tym pewien problem...
- To wy?- jęknęła Rebekah przeciągle, niespodziewanie pojawiając się na drodze, na której stali- no nic, liczyłam na kogoś zabawnego, ale w ostateczności możecie iść ze mną. W końcu zmierzamy w to samo miejsce.
Kath i Stefan wymienili spojrzenia, ale ostatecznie ruszyli za wampirzycą. W tej chwili lepiej było nie drażnić Pierwotnej.
*****************
Caroline westchnęła ciężko, przyspieszając kroku. W tej chwili naprawdę nienawidziła tego iście kretyńskiego pomysłu, by podzielić się w pary a już w szczególności Stefana, który postanowił, że to ona razem z Pierwotnym ma patrolować las i boczne drogi, przez od jakichś dwóch godzin nieustannie musiała słuchać jego doprawdy szatańskiego zrzędzenia. Naprawdę wątpiła w istnienie istoty równie cynicznej, podłej, wyrachowanej i okrutnej włączając w to samego Damona, którego swoją drogą, szczerze nie cierpiała.
-Elena, Damon, Ben  i Bonnie wyjechali z Jeremiem a my musimy patrolować teren- powtórzyła  chyba po raz dziesiąty tego dnia- ktoś zmienia mieszkańców w bestie, potem wysyła ich do Jera tylko po to, żeby zostali brutalnie zamordowani... Shane i najlepsza lekarka w mieście, Meredith Fell w ten sposób zginęli a ty dalej nie potrafisz tego zrozumieć?- jej irytacja sięgnęła zenitu- jeśli ci to aż tak przeszkadza, to bardzo proszę, możesz odejść.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś piękna, gdy się złościsz?- spytał Klaus, uśmiechając się z lubością a Caroline prychnęła i przyspieszyła kroku.
- Ktokolwiek to robił, zostanie złapany i ukarany- zawołał Pierwotny i dogonił ją- nie ma ze mną szans.
- Ach tak?- Caroline spojrzała na niego kpiąco- tak samo, jak ten wasz cały Marcel?
Klaus spiął się od razu na sam dźwięk imienia dawnego przyjaciela a na twarzy blondynki pojawił się wyraz satysfakcji.
- Kim on właściwie jest?- ciągnęła, zmniejszając dzielącą ich odległość do minimum i spojrzała  prosto w te jego błękitne, mroczne oczy- kto jest na tyle silny, by przestraszyć Pierwotnych do tego stopnia, aby zapragnęli uczynić go człowiekiem i poświęcić tyle czasu, zamiast od razu go zabić?
- Uzurpatorem- odparł Klaus a w jego oczach pojawił się złowieszczy błysk- którego kiedyś mylnie zwałem przyjacielem.

Nowy Orlean, 1815 rok
- Bądź łaskawy Niklaus- szepnął Elijah, widząc wściekłość brata, który nie mógł już usiedzieć w miejscu. Wszystko przez Rebekah i Marcela, którzy mimo, że znajdowali się w pewnej odległości od siebie zerkali na siebie niemal bez przerwy i wymieniali znaczące uśmiechy. Czy naprawdę sądzili, że on tego nie widzi? Czy naprawdę wydawało im się, że jest aż taki głupi? Och, gdyby tylko nie znajdowali się w teatrze, w sali pełnej ludzi, oglądając sztukę, którą najlepsi aktorzy w mieście wystawiali na cześć jego rodziny...
- Myślałem, że dwieście lat to dosyć czasu, by wyleczyć się z kolejnego beznadziejnego zadurzenia- westchnął blondyn.
- To nie jest kolejne zadurzenie ani kaprys, Niklaus- Elijah delikatnie ścisnął ramię brata, chcąc przywrócić go do porządku- musisz to wreszcie przyjąć do wiadomości, nim stracisz ją na zawsze.
Klaus zacisnął usta w wąską linię i skinął głową, jakby się nad czymś zastanawiał. Gdy na scenę weszła kobieta w blond peruce i turkusowej sukni, mająca grać jego siostrę Pierwotny zerwał się z miejsca i głośno zaklaskał, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- Wspaniały spektakl- oznajmił a słysząc w odpowiedzi pełen aprobaty pomruk uśmiechnął się nikle- jestem pewien, że nasi cudowni aktorzy potrzebują odrobinę wytchnienia, podobnie jak my wszyscy. W ramach przerwy zapraszam wszystkich do bufetu.
Widzowie jak jeden mąż zerwali się z miejsca i ruszyli za Pierwotnym, odprowadzanym zdziwionymi spojrzeniami rodzeństwa.
- Co jest?- usłyszał szept Marcela i bezradne westchnienie swojej siostry.
"Zaraz się przekonacie"- pomyślał, uśmiechając się chytrze.
Bufet w jednej chwili przeobraził się w cudowny bankiet, kelnerzy nie nadążali z obsługą, ale to nie powstrzymało ludzi od zamawiania kolejnych kieliszków wina i przekąsek, które umilały im czas oczekiwania do drugiej części przedstawienia. Klaus uśmiechnął się przebiegle, sięgnął po kieliszek szampana i stanął pośród tego zbiorowiska, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich obecnych.
- Uwaga- rzekł a jedno to słowo starczyło, by w sali zaległa kompletna cisza- chciałbym z tego miejsca wznieść toast- Elijah posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, przewidując jego zamiary a Rebekah jedynie zmarszczyła brwi i zerknęła na Marcela, który zdawał się być równie zdezorientowany co ona. Klaus zdusił w  sobie chichot i spojrzał wprost na nich z miną dobrej wróżki tuż przed wyczarowaniem pięknej sukni Kopciuszkowi.
- Na cześć mojej cudownej siostry, Rebekah- ciągnął i uniósł kieliszek z szerokim uśmiechem- i mojego najlepszego przyjaciela, Marcela. Życzę wam wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i...
- Co ty wyprawiasz?- syknęła Rebekah, w kilku susach znajdując się tuż przy nim.
- Przyznaję ci rację i błogosławię twój związek- odparł uśmiechając się niewinnie- bądź szczęśliwa siostrzyczko, tylko tego pragnę i zawsze pragnąłem. Dopiero teraz zrozumiałem, że nie muszę cię chronić przed osobą, której ufam najbardziej na świecie, zaraz po tobie oczywiście.- mężczyzna pochylił się i delikatnie ucałował rumiany policzek zdezorientowanej blondynki. Zewsząd rozległy się oklaski a Klaus, patrząc siostrze prosto w oczy, upił łyk szampana z kieliszka i uśmiechnął się do niej zachęcająco.
- Idź pocałować swojego księcia- szepnął i dopiero teraz na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej ulgi i nieopisanego szczęścia. W dwóch susach znalazła się w objęciach Marcela i wpiła się w jego usta z żarliwością i prawdziwą miłością. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i zerknął na brata, który pokręcił głową z niedowierzaniem i pobłażaniem. On również był szczęśliwy. Jeden prosty gest, na który Klaus nie potrafił sie zdobyć od dwustu lat na nowo scalił ich rodzinę. Kto by się spodziewał, że w ten sam wieczór, w który wreszcie Rebekah dostała przyzwolenie, by kochać, miłość zostanie jej brutalnie odebrana?

- To nie wyjaśnia, czemu cię nienawidzi- zauważyła Caroline- zabranialeś mu spotykać się z Rebekah, rozumiem, ale przecież do tej pory to znosił zwłaszcza, że w końcu przejrzałeś na oczy...
- Tego samego wieczoru pojawił się mój ojciec i wszystko zniszczył- Klaus wzdrygnął się na samą myśl o Mikealu- zamordował wszystkich naszych poddanych, jednego po drugim. Wszystkich służących, przyjaciół... a gdy zostaliśmy tylko my i ci ludzie w teatrze podpalił budynek i unieruchomił nas kołkami z białego dębu zmusząc, byśmy patrzyli jak torturuje Marcela i powoli rujnuje to, co z takim mozołem budowaliśmy. Ja najszybciej doszedłem do siebie i pomogłem Elijah, ale gdy chciałem uratować Rebekah i Marcela, Mikeal mnie zaatakował. Wiedział, że ona zawsze stanie po mojej stronie, wiedział, że Marcel jej pomoże... Widziałem jego cierpnienia i nic nie mogłem zrobić... a gdy ogień zaczął zbliżać się do mojej siostry musiałem wybierać: ona lub Marcel. Wybrałem ją i mimo jej protestów uciekłem z nią i Elijah. Nie miałem pojęcia, że ten czarny fagas przeżył. Gdybym tylko wiedział...
- To nie twoja wina- blondynka pod wpływem impulsu położyła dłoń na jego ramieniu i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco- nie zadręczaj się.
- Ja nie... Czujesz?- wyraz twarzy Klausa diametralnie się zmienił. Pierwotny odepchnał ją od siebie delikatnie i rozejrzał się wokół niczym dzikie zwierzę uwięzione w klatce a na widok jego miny po plecach Caroline przebiegł zimny dreszcz.
- Co...
- Krew- powiedziała Rebekah, która właśnie wyłoniła się  zza drzewa w towarzystwie Stefana i Katherine- szliśmy właśnie na umówione miejsce spotkania naszej uroczej grupy wsparcia, gdy...
- Ciii- Klaus ruszył w stronę ruin dawnej posiadłości Lookwoodów a zdezorientowani przyjaciele ruszyli tuż za nim.
Wreszcie Caroline, Stefan i Katherine poczuli to. Krew, bynajmniej nie ludzka. Ale do kogo mogłą należeć?
- Słuchajcie, ktoś wie, co się dzieje z Mattem i Tylerem?- spytała Caroline szeptem, głośno przełykając ślinę i odruchowo ścisnęła ramię Klausa na co ten uśmiechnął się szelmowsko.  Blondynka zadrżała, gdy usłyszała dźwięk, który przypominał cichy szloch.
- Spokojnie, na pewno już są koło ratusza- uspokoił ją Stefan i w tym momencie Caroline potknęła się o coś, co przypominało piłkę. Piłkę obleczoną czarnymi, oblepionymi brunatną cieczą włosami, z parą czarnych jak noc oczu, zastygłymi w niemym wyrazie przerażenia i ustami, które jeszcze kilka dni temu całowały ją tak czule, wyznając miłość...
-NIE!!!!!!!!!- ten krzyk odbił się echem od drzew i skał, przepędzając leśną zwierzynę i płosząc ptaki, gdy Caroline osunęła się na kolana krzycząc, płacząc, błagając, kopiąc i rozdrapując ziemię wokół siebie. Wpadła w szał, nic do niej nie docierało poza faktem, że jej przyjaciel, jej ukochany, być może jedyna miłość jej życia umarła. Tyler został zamordowany i to w bestialski sposób.
- Nie!- powtórzyłą dziewczyna, wtulając się w pierwszy lepszy obiekt, który jakimś cudem okazał się być pierwotnym wampirem. Łzy przesłoniły jej wszystko, były teraz całym jej światem. Nie cierpiała tak bardzo nawet po śmierci ojca. W tamtej chwili marzyła o śmierci, marzyła, by po prostu zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić. Nie chciała żyć ze świadomością, że Tylera już nie ma, że nie udało jej się go ocalić, że już nigdy go nie zobaczy. Rzucała się, usiłując się wyrwać z mocnego uścisku Klausa, ale wszystko na marne. W końcu wyczerpana pozwoliła mu się tulić i gładzić po plecach pocieszająco, choć nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Pierwotny jest zdolny do czegoś podobnego. Co więcej to naprawdę działało. Jego kojące ciepło,  metodyczny dotyk i kuszący, zmysłowy zapach w jakiś przedziwny sposób działały na nią uspokajająco.
Rebekah zignorowała zawodzącą Caroline, moczącą koszulę Nika słonymi łzami oraz Katherine, niespokojnie rozglądającą się wokół a nawet Stefana, przyglądającego się przyjaciółce i bólem i jawnym współczuciem. Nie było tu przecież miejsca na sentymenty, zresztą po prawdzie to i tak nie bardzo lubiła tego upierdliwego wilczka. Próbował zabić jej brata i to nie raz a choć ona sama często miała na to ochotę nikt inny nie miał prawa go tknąć.
"Cóż, prawa dżungli bywają okrutne"- pomyślała blondynka z niejakim rozbawieniem, gdy ujrzała ukryty za drzewem korpus Tylera, rozszarpany i cały we krwi. Hm... Nie był to zbytnio nęcący widok, jednak nie to sprawiło, że uśmiech spełzł z jej twarzy. Tuż obok kulił się Matt zalany łzami i ściskał dłoń przyjaciela, jakby chciał, by ten ocknął się, choć przecież wiedział, że to z wiadomych względów było niemożliwe.
- Matt...- szepnęła Rebekah, ale chłopak tylko zakwilił cicho w odpowiedzi i odsunął się pod drzewo, gdy dziewczyna spróbowała się do niego zbliżyć.
- Matt, to ja, Bex- blondynka uśmiechnęła się do niego niepewnie i wyciągnęła przed siebie dłonie niczym policjant, pragnący pokazać, ze nie ma złych zamiarów- Matt- powtórzyła i ostrożnie dotknęła jego ramienia a gdy chłopak jej nie odtrącił śmielej zbliżyła się do niego, krok po kroczku i w końcu objęła do delikatnie, niemal nieśmiało.
- Widziałem, jak go zabijał- wyjąkał blondyn wprost do ucha Pierwotnej- Tyler stanął w mojej obronie, on...
- Kto, Matt?- spytała Rebekah, marszcząc brwi ze zdziwieniem. Jedynymi znanymi jej nadprzyrodzonymi istotami w okolicy  była Drużyna Światła a wiadomo, że oni nie występowali przeciw swoim. W oczach Matta lśniło prawdziwe przerażenie a po jego policzkach ciekły gorzkie łzy. Ten widok wstrząsnął całym jej jestejstwem, ścisnął za serce i sprawił, że jej oczy gwałtownie zwilgotniały. Rebekah zamrugała kilkakrotnie, usiłując się uspokoić i mocno go do siebie przytuliła pozwalając, by jej ramiona choć częściowo stłumiły jego rozpaczliwe szlochy.
- Nie pamiętam- wydusił z siebie pomiędzy skurczami przepony- nie pamiętam, nie wiem...
- Ktoś cię zahipnotyzował- szepnęła blondynka, gładząc go po głowie uspokajająco- a ktokolwiek to zrobił, wiedział, że masz przy sobie werbenę i sprytnie ci ją odebrał. Zapłaci za to. Przysięgam.
Tak, to było juz pewne. Rebekah Mikealson nie rzucała słów na wiatr.
W tym samym momencie obok szlochów Matta i zawodzenia Caroline pojawił się inny głos- krzyk, przepełniony bólem. Rebekah wyjrzała zza drzewa, przy którym siedziała z blondynem w chwili, w której Stefan podnosił z ziemi obolałą Katherine. Dziewczyna spojrzała na niego, mrużąc drapieżnie oczy a potem wyrwała się z jeg objęć i pognała gdzieś w wampirzym tempie.
"Uciekła, jak zwykle"- pomyślał blondyn z żalem, wbijając wzrok w miejsce, w którym przed chwilą stała.
Dlaczego sądził, ze teraz będzie inaczej? Przecież ona dbała tak naprawdę tylko o siebie, nawet jeśli czasem przejawiała jakies ludzkie odruchy. Zostawiła go, choć zarzekała się, że nigdy tego nie zrobi. I mimo, że stefan już od dawna jej nie kochał poczuł się zdradzony i zraniony. Nie mógł nie dostrzec tej podejrzanej zbierzności.
Kath go opuściła.
Elena go opuściła.
Brat przeleciał jego dziewczynę (nawet dwie).
Przyjaciele powoli zaczynali się wykruszać.
Co w takim razie mu zostało?
***********************
Elena spacerowała przez las, ciesząc się spokojem i odgłosami natury, które koiły jej nerwy i zagłuszały wzburzone myśli, gdy zorientowała się, że słońce już dawno skryło się na neboskłonie, zdobionym teraz przez wielki, okrągły, srebrny księżyc.
Pełnia. Kiedyś była nią zafascynowana i zachwycona a teraz wzbudzała w niej tylko strach i niechęć,wywołując przykre wspomnienia. Wilkołaki nie należały do przyjemnych istot, zwłaszcza teraz, gdy ona przemieniła się w wampira. I choć wiedziała, że niemal wszystkie zniknęły z Mystick Falls, to jednak jakby nie patrzeć zagrożenie zatrucia wilkołaczym jadem wciąż pozostało jak najbardziej realne. Był przecież Tyler, jej przyjaciel, niegdyś kontrolowany przez Pierwotnego teraz usiłujący mu się przeciwstawiać, oraz Klaus- jej najgorszy  wróg. Dwie niemal niepokonane hybrydy, zdolne do okrucieńtwa i działania pod wpływem impulsu. Czy życie naprawdę musi się tak chrzanić, byśmy przez pryzmat jego brutalności  mogli dostrzec piękno i dobro, jakie nas spotkało? Dlaczego każdy problem, który ją dotykał musiał być wynikiem sił nadprzyrodzonych?
Rozmyślając o tym nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na pomoście przed domem. Kolejne wspomnienia uderzyły w nią ze wzdwojoną siłą, wyciskając z jej oczu pojedyncze łzy. Spokojna tafła wody odbijała blask księżyca i jej wykrzywioną smutkiem twarz. Wiedziała, że po każdej burzy świeci słońce, po każdej nocy następuje dzień a po cierpieniu pojawia się szczęście. Taki był naturalny cykl życia a choć sama do natury już nie należała wciąż miała nadzieję, że ją także to dotyczy. Czekała na lepsze jutro.
- Kiedy byłam tu ostatnio byłam śmiertelnie zakochana w Stefanie- szepnęła, wyczuwając za plecami jego milczącą obecność. Nic nie mówił, jedynie przysunął się bliżej ledwie zauważalnie, otaczając ją swoim zmysłowym zapachem- tak dobrze to pamiętam. Każdą pieszczotę- delikatnie przejechała palcami po swoim policzku- każdy uścisk- potarła ramiona i zadrżała na samo wspomnienie- każdy pocałunek- dotknęła swoich ust, przymykając powieki- żyłam w bajce i nawet tego nie zauważyłam.
- Żyłaś zamknięta w wieży, Eleno- Damon delikatnym ruchem odgarnął jej włosy na lewe ramię, opuszkami palców muskając jej kark a nie dostrzegłwszy u niej żadnych oznak protestu  pochylił się nad nią nieznacznie- dalej żyjesz, odgradzając się murem od tego co czujesz.- szepnął jej wprost do ucha, delikatnie przygryzając jego płatek- widzę, co się dzieje między nami i ty to też widzisz. Przestań się tego wypierać i bać- zbliżył się jeszcze bardziej i rozkoszując się dreszczem, który przebiegł przez jej ciało otoczył ją ramionami, delikatnie ściskając jej palce- pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie- wtulił twarz  w zagłębienie jej szyi a ona odruchowo odchyliła głowę w drugą stronę, gdy zaczął składać na niej delikatne, zmysłowe pocałunki- powiedz mi- poprosił szeptem.
- Co takiego?- spytała Elena słabym głosem.
- Powiedz mi, że to co robimy ma sens- wyjaśnił, mocniej ją do siebie przyciskając- powiedz prawdę. Przestań żyć przeszłością i przyznaj wreszcie, że jego pocałunki nie mogą się równać z moimi- językiem zatoczył krąg na jej zaróżowionym z emocji policzku- przyznaj, że czujesz się lepiej, gdy cię obejmuję. Przyznaj, że nigdy nie czułaś przy nim tego, co czujesz przy mnie- ciągnął, coraz bardziej zbliżając się z pocałunkami do jej ust- Tej pasji. Tej namiętności. Tej energii. Tej odrobiny niebezpieczeństwa i nieprzewidywalności, których potrzebujesz. Tylko ja mogę ci to dać.- delikatnie przyssał się do kącika jej ust zmuszając ją, by obróciła głowę w jego stronę- to, czego życzyłem ci na tamtej drodze, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy odnalazłaś we mnie.
Postawił wszystko na jedną kartę i teraz czekal tylko na jej reakcję. Chciał doprowadzić ją na skraj, bo tylko wtedy zdradzała mu swoje prawdziwe emocje a w tej chwili chciał je poznać jak nigdy wcześniej. Miał dosyć tych podchodów i gierek, dość niepewności. Pewnie w innych okolicznościach by go to podniecało, ale nie gdy chodziło o jego brata, który w każdym momencie mógł odebrać mu dziewczynę jego marzeń- miłość życia, bez której już nie umiał funcjonować. A on był zdeterminowany, by ją zdobyć raz na zawsze i działał według zasady: "wszystkie chwyty dozwolone".
- Chciałeś, żebym zobaczyła Stefana z Katherine- szepnęła Elena wprost w jego usta a on odruchowo przymknął powieki, rozkoszując się jej słodkim oddechem na swojej skórze- dlatego nie powiedziałeś mu, że przyjeżdżam. Chciałeś go skompromitować i chciałeś, żebym cierpiała. Żeby on cierpiał.
- A cierpiałaś?- Damon zmarszczył brwi, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Elena prychnęła i wyrwała się z jego objęć.
- Oczywiście!- w jej oczach pojawiły się łzy- Dałeś Kath satysfakcję a nas zmieszałeś z błotem i postawiłeś w sytuacji bez wyjścia! Za każdym razem, gdy mi się wydaje, że udało mi się pokonać drzemiący w tobie mrok ty wbijasz mi nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie! Wybaczyłam ci tak wiele, ale ty wciąż starasz się badać granice mojej cierpliwości i patrz, wreszcie je znalazłeś!
- On cię zdradził a ja jestem ten zły, bo go zdemaskowałem?- zawołał za nią, gdy gniewnym krokiem ruszyła w stronę domku.
- Tak- warknęła odracając się twarzą do niego i ukazując tym samym podpuchnięte od płaczu oczy- to ja zdradziłam jego a przynajmniej tak się czuję mimo, że nie byliśmy już parą. Za to ty  jesteś wyrachowanym, złośliwym i mściwym intrygantem, ale nie mam zamiaru się w to dłużej bawić. Chciałeś się zemścić i gratuluję- Stefan mnie znienawidził a ja znenawidzę jego. To niczego nie zmienia, wiesz? Nie będę żadną pieprzoną nagrodą i  wiecznym źrodłem waszego konfliktu. Ja się wycofuję. Daj mi już wreszcie spokój i odpuść.
- Zachowujesz się jak dziecko- w dwóch susach Damon zmniejszył dzielącą ich odległość do kilku centymetrów i zmierzył ją gniewnym spojrzeniem- nie potrafisz znieść uczuć do mnie, więc uciekasz?
- Nie potrafię znieść ciebie!- wydarła się i nie zważając już na to, czy ktokolwiek usłyszy ich kłótnię ciągnęła dalej- Stefan przespał się z Kath a ty zabijałeś ludzi. Stefan powiedział mi kilka przykrych słów a ty zamordowałeś na moich oczach tamtą dziewczynę i mojego brata, który na szczęście dla ciebie ożył, bzykałeś Rebekah, Rose, Caroline i nie zliczę, kogo jeszcze, bo próbowałeś przelecieć nawet matkę Matta...
- Raczej ona mnie...- mruknął ale Elena przerwała mu, rozwścieczona.
- Damon!- krzyknęła oburzona- nie masz hamulców, gdy tylko coś ci się nie podoba, zrani albo zdenerwuje rzucasz się i niszczysz wszystko dookoła! Niszczysz mnie! Niszczysz nas oboje! Stefan się zapętlił przez nas! Bo zrobiliśmy coś strasznego...
- Cholera, kobieto to był najpiękniejszy i najgorętszy seks w moim życiu- warknął Damon i nie zważając na jej protesty przybliżył się do niej i niemal zmiażdżył jej wargi w zaborczym, namiętnym pocałunku. Czując, jak jego język wdziera się do jej ust i wyczynia cuda z jej podniebieniem i językiem, który zmusza do współpracy chciała się wyrwać i krzyczeć, ale nim zdołała zrobić którąkolwiek z tych rzeczy  brutalnie ja od siebie odepchnął i za chwile przytrzymał w miejscu za ramiona nie pozwalając się ruszyć i mierząc ją wściekłym spojrzeniem. Jego oczy ciskały błyskawice i błyszczały niczym dwa roznamiętnione ogniki.
- Nie pogrywaj ze mną księżniczko- wysyczał wściekle- doskonale wiem co czujesz, ale chcę to usłyszeć od ciebie. I jeszcze usłyszę. Masz mnie za wyrachowanego, aroganckiego drania, który bierze to czego pragnie, nie przejmując się niczym i nikim? W porządku, skoro jako taki cię zdobywałem. I jeszcze zdobędę. Będziesz moja. Tego właśnie pragnę. Oboje pragniemy.
Elena zaniemówiła na moment a dreszcz, który ją przeszedł tłumaczyła strachem o to, co ten nieobliczalny psychopata może jeszcze wymyślić. Nie mogła czuć z tego powodu podniecenia czy ekscytacji. Nie mogła, po tym wszystkim po prostu nie mogła... To był przecież Damon, do cholery!
Damon, który w tej chwili uśmiechał się z satysfakcją, dostrzegając każdą  jej najdrobniejszą reakcję i ciesząc się nią. Czy dręczenie jej sprawiało mu aż tyle radości?
- Do zobaczenia w NASZEJ sypialni- mruknął  wielce zadowolony z siebie i podążył do domku, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
************************
Szukając przyjaciół Elena dotarła za dom, gdzie Jeremy rąbał drewno w ramach swojego, jak Damon to określił, detoksu od zabijania , w chwili, gdy Bonnie właśnie kończyła rozmowę przez telefon. Jej zalana łzami twarz mówiła sama za siebie.
- Co się stało?- spytała przerażona wampirzyca.
- Tyler nie żyje- wyszlochała czarownica i rzuciła się zdezorientowanej i zszokowanej przyjaciółce na szyję. Elena objęła ją niepewnie, nie mogąc przetrawić tych kilku prostych słów.
- Jak to... Jak to nie żyje... Przecież...
- Ktoś odrąbał mu głowę i to na pewno nie był Jer, bo byłam z nim niemal przez cały czas a poza tym rzuciłam zaklęcie na wasz dom i nie miałby szans się z niego wydostać- wyjąkała Bonnie- to musieli być Pierwotni, tylko oni... lub ktoś, kto w rownym stopniu nas nienawidzi.
- Musimy wracać...- Elena myślała w tej chwili już tylko o przyjaciołach a zwłaszcza o Caroline, która musiała niesamowicie cierpieć w tej chwili i zapewne czuła się osamotniona. Brunetka aż nazbyt dobrze znała to uczucie i nie życzyła tego nikomu, nawet najgorszemu wrogowi.
Carownica energicznie pokręciłą głową w geście zaprzeczenia.
- Stefan tam z nią jest a my musimy tu działać dalej- powiedziała, dzielnie ocierając łzy- nie możemy się rozklejać, na to przyjdzie czas później. Teraz najważniejszy jest Jer, jego anty-wampirze i anty-siostrzane nastawienie i mapa, która tworzy się na jego ciele. Jeśli nie doprowadzimy sprawy do końca Pierwotni zrobią to za nas i na pewno nie będą subtelni. Zrobimy to, co do nas nalezy, tak?
Mulatka spojrzała na  Bena, Damona i Elenę nagląco a oni, mimo oporów zgodnie skinęli głowami.
Jedynie Jeremy nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Miał spędzić najbliższe minuty, godziny, dni, tygodnie a być może nawet miesiące w towarzystwie dwójki wampirów? Niedoczekanie. Damon był złem wcielonym a Elena mimo, że zgrywała ideał święta wcale nie była. W dodatku nie była nawet jego rodzona siostrą. Co w takim razie miałoby go powstrzymać przed zabiciem ich?
***
- Panie...
- Nie teraz Lukas!- warknął rozwścieczony Marcel- muszę się zastanowić, co dalej. Straciłem wiedźmę...
- Panie...
- Powiedziałem, żebyś...
- Przybyła panienka Davina- przewał mu chłopak a gdy do pomieszczenia dostojnym krokiem wkroczyła postać, odziana w powłuczysty płaszcz zmarłej czarownicy mulat rozdziawił usta ze zdziwienia.
Na twarzy kobiety pojawił się kpiący uśmieszek, gdy powoli zrzuciła kaptur a następnie pozwoliła, by jedwabista materia opadła na posadzkę, ukazując ją w pełnej okazałości.
- Sobowtór...- wyjąkał samozwańczy król Nowego Orleanu, delikatnie gładząc jej policzek- skąd mam wiedzieć...
- Pamiętasz nasz plan?- kobieta odezwała się szorstko, przybierając rzeczowy ton głosu- słyszałam, że masz jednego z braci... Ja mam władzę nad drugim- kobieta uśmiechnęłą się chytrze i niespodziewanie wycisnęła na ustach mulata długi, mocny pocałunek.
- Od dziś mów mi Katherine- wyszeptała mu wprost do ucha.

5 komentarzy:

  1. Genialnie piszesz, cyztam, czytam i oderwac sie nie moge, nie przestawaj pisac :) czekam na kolejny rodział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów ;) Aż się zarumieniłam xD Niedługo wstawię kolejny rozdział a w międzyczasie zapraszam na mój kolejny blog, również o TVD: hells-fashion.blogspot.com

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczerze? Opowiadania o naszej Delence czytam już kilka lat ale twój jako jeden z nielicznych zalicza sie do tych które są tak zarąbiste że wchodze codziennie żeby sprawdzić czy nie ma nowej notki, ogólnie czytałam go na stronie fanów tvd i jak ją chwilowo usuneli to myślałam że sie załamie bo naprawde masz talent dlatego BŁAGAM kobieto wstaw coś jak najszybciej!!! PLS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo, koleżanka z mojego ukochanego, nieistniejącego już forum!!!! Cześć ;) No nie wiem, czy to kwestia talentu, raczej wynik miłości do deleny, niechęci do szkoły i zamiłowania do nieustannego opisywania wszystkiego, co podpowiada mi wyobraźnia xD Dzięki za te miłe słowa. Rozdział postaram się wstawić jak najszybciej ;)
      P.S W międzyczasie zapraszam na moje drugie opowiadanie o TVD: hells-fashion.blogspot.com (ostrzegam: nie ma tam żadnych zjawisk nadprzyrodzonych xD)

      Usuń