Elena rozejrzała się po malowniczej okolicy, wysiadając z auta. Jezioro,
w którym kąpała się z bratem, łąka na której urządzali pikniki i puszczali
latawce z mamą, tak dobrze jej znany lasek, w którym niegdyś bawiła się z
przyjaciółmi i pomost, przy którym łowiła ryby z tatą. A pośród tego
wszystkiego mały letniskowy domek, który niósł za sobą tyle ciepłych wspomnień.
Elena westchnęła ciężko, wyrwała Damonowi swoje bagaże demonstracyjnie i
obejrzała się na Jeremiego, który przytrzymywany przez Bena i Bonnie posyłał w
jej stronę nienawistne spojrzenia.
"To będzie ciężki weekend"- pomyślała dziewczyna, wzdrygając
się automatycznie i z rezygnacją podążyła za bratem i jego eskortą. Niestety,
gdy chciała przekroczyć próg domu napotkała na swojej drodze niewidzialną
ścianę, która zatrzymała ją w miejscu.
- Ostatnio byłaś tu jako człowiek- szepnął jej Damon na ucho a ona
wzdrygnęła się i podskoczyła gwałtownie, rzucając mu karcące spojrzenie, na co
on uśmiechnął się tylko zawadiacko. Czy on zawsze musiał się tak skradać i
zbliżać niepostrzeżenie? Próbując powstrzymać drżenie ciała, które w jakiś
przedziwny sposób reagowało na bliskość tego pokręconego wampira spojrzała na
Jeremiego, który przyglądał się jej z wyrazem głębokiego zadowolenia. Elena
głośno przełknęła ślinę i posłała mu błagalne spojrzenie.
- Jeremy, musisz ją zaprosić- ponagliła go Bonnie, uśmiechając się do
przyjaciółki uspokajająco- Damon i tak ma już dostęp do tego domu, a przy
Elenie będziesz bezpieczniejszy- ciągnęła a Elenę coś aż ścisnęło w dołku. Czy
naprawdę potrzebował takich argumentów, by zgodzić się wpuścić ją do własnego
domu?
- Mogę jeszcze zabić ich oboje, a wtedy nikt mi już nie zagrozi- odparł
z mściwością, uśmiechając się kpiąco i w tym momencie tylko uścisk Eleny na
przedramieniu Damona postrzymał go od wparowania do tego domu z morderczym
wyrazem twarzy i zrobienia tego... co zrobić właśnie zamierzał.
- To twoja siostra matole!- warknął Ben, tracąc cierpliwość- nie znam
jej za dobrze, ale nie wydaje mi się, żeby w ciągu całego twojego nędznego
życia kiedykolwiek zagroziła twojemu bezpieczeństwu. Chcesz zabić osobę, którą
kochasz tylko dlatego, że jesteście teraz innego gatunku? To się nazywa rasizm.
Bonnie spojrzała na Bena z mieszaniną podziwu i niedowierzania a potem
ponownie przeniosła wzrok na bruneta, który w tej chwili wydawał się być
zagubiony i jakby niepewny.
- Jer, przecież chciałeś, zeby to się już skończyło- przypomniała mu
łagodnie- chciałeś, żeby wszystko wróciło do normy. Wiem, że musisz zabijać
wampiry, ale miłość jest silniejsza niż najgorszy instynkt. Kochasz Elenę całym
sercem, to dla ciebie najważniejsza osoba pod słońcem, przecież wiem. Nic tego
nie zmieni. Pamiętasz o czym rozmawialiśmy w domu zanim tu przyjechaliśmy? Nic
nie może zniszczyć twojej więzi z siostrą. Udowodnij mi to i zaproś ją do
środka.
Jeremy zawahał, jakby analizując jej słowa a Bonnie uśmiechnęła się do
niego zachęcająco i delikatnie ujęła jego dłoń.
- Zaufaj mi- szepnęła- Elena ci nie zagraża a ty wcale nie chcesz jej
zabić. Kochasz ją i dlatego wpuścisz ją teraz do środka.
Jeremy spojrzał jej prosto w oczy i wreszcie, po dłużących się minutach
uporczywej ciszy westchnął z rezygnacją.
- Niech wejdzie- mruknął z wyraźnym niezadowoleniem. Elena obejrzała się
na Damona, który nieznacznie skinął głową i z wahaniem, tym razem bez
nadnaturalnych przeszkód pokonała próg domu.
- Dzięki Jer- szepnęła z wdzięcznością, rozglądając się wokół z
rozmarzeniem. Kiedyś uwielbiała to miejsce a teraz niosło ono za sobą tyle ciepłych
wspomnień, które już nie budziły żalu ani bólu, tylko radość i spokój.
Pamiętała ostatni raz gdy tu była, jeszcze jako człowiek. Jako człowiek, ktory
wkrótce miał się stać chodzącym workiem krwi, zakochanym w Stefanie. To on
uratował ją przed wilkołakami, które jednej nocy ich napadły i to on sprawił,
że ból związany ze wspomnieniami o rodzicach przekształcił się w miłość, cały
ogrom miłości. Nie można całe życie nienawidzić kogoś, kto odszedł. Czasem
dobrze jest pogodzić się z tym, że nie udało nam się takiej osoby zatrzymać i
pozwolić jej na to, by podążyła własną, wytyczoną przez życie ścieżką. Dopiero
wtedy cierpienie znika a rany się leczą i po wszystkim jestesmy w stanie
wspominać tylko te dobre chwile, ciesząc się, że w ogóle mogliśmy je przeżyć.
I pomyśleć, że tego nauczył ją pewien blondyn, który w tej chwili sam
nie potrafi poradzić sobie z bólem i poczuciem zdrady, które wywołują w nim
gniew i nienawiść. Elena była pewna, że Stefan Salvatore jej nienawidzi. Jak
inaczej wyjaśnić jego postępowanie? I dlaczego ona sama nie umiała się na niego
złościć za to, że w akcie zemsty przespał się z inną kobietą? Była zła i
owszem, ale za to, że tą kobietą była Katherine Pierce- największa dziwka w
całym mieście. Przecież wiedziała, że Stefan ją kocha i jeśli chciał o niej
zapomnieć to jej sobowtór w jego łóżku na pewno nie bardzo mu w tym pomagał,
prawda? A może jednak się myliła? A co, jeśli on już o niej zapomniał? Co,
jeśli nie widzi w Kath odbicia swojej kłamliwej ukochanej, tylko kogoś zupelnie
innego- dawną miłość? Chciała dla niego jak najlepiej i nie mogła pozwolić,
żeby ta zołza znów nim zawładneła i go wykorzystała. Elena chciała tylko, żeby
był szczęśliwy, nawet jeśli ją samą miałoby to unieszczęśliwić. Zbyt wiele bólu
mu zadała, żeby mieć jakieś złudzenia- dla Stefana była stracona i tak po
prawdzie w głębi duszy liczyła na to, że dla Damona też. Chciała wreszcie
przerwać to błędne koło, chciała, by każdy z nich znalazł swoją miłość i by
obaj osiągnęli w życiu to, czego pragnęli. Czy ich szczęście naprawdę zależało
od niej? A jeśli nie to dlaczego obaj zatracali się momentalnie na jedno jej
skinienie? Dlaczego ich człowieczeństwo traciło swą wartość, gdy jej nie było
obok?
"Bo kochają cię jak szeleńcy, idiotko"- podpowiedział jakiś
głosik z tyłu jej głowy, ale natychmiastowo go uciszyła. Oni nie mogła jej
kochać a ona nie mogła kochac ich. To było złe, chore, bolesne i nienaturalne a
jeśli tak miała wyglądać miłość, to ona nie chciała mieć z tym nic wspólnego.
Postanowiła więc sobie solennie, że nie będzie ich kochać. Zamknie swoje serce
na miłość i nie pozwoli, by to uczucie kiedykowiek nią zawładnęło i ponownie
zaczęło ranić. Nie chciała nikogo kochać w taki sposób, nie chciała musieć tak
cierpieć, wybierać, decydować i żyć ze świadomością, ze zniszczyła komuś życia.
Nie chciała być nienawidzona i pohańbiona. Chciała po prostu żyć i zająć się
sprawami najważniejszymi- swoim bratem i przyjaciółmi czyli ludźmi, którzy byli
dla niej wszystkim. Ich również kochała, ale taki rodzaj miłości nikomu nie sprawiał
bólu- nie wywoływał zazdrości, rozczarowania, łez, nienawiści.
"A którego z nich w ogóle kochasz?"- zapytał kolejny, złosliwy
głosik w jej głowie."Dobrze wiesz, że nie można kochać dwóch osób
jednocześnie. I czy to, co łączy cię z Damonem możesz nazwać miłością? Sex,
namiętność, pożądanie- to zawsze gdzieś tam było, głęboko ukryte. Zależy ci na
nim, ale on nie jest Stefanem. Czy umiałabyś pokochać kogoś poza nim? Przecież
zawsze twierdziłaś, że nigdy nie pokochasz Damona, że ci na nim zależy, ale to
i tak zawsze będzie Stefan. Stefan, którego zraniłaś i już nie odzyskasz. A
Damon? A Damon już nigdy nie odzyska ciebie".
- Elena uważaj!- krzyk Bonnie wyrwał ją z zamyślenia, ale już było za
późno- tępy ból w okolicy klatki piersiowej niemal ściął ją z nóg i sprawił, że
przed jej oczami zatańczyły czarne mroczki. Elena straciła równowagę i z
głośnym okrzykiem upadła, ale nim doznała przykrego spotkania z podłogą Damon z
furią odepchnął od niej Jeremiego, który po raz kolejny próbował zamachnąć się
na nią długim na pół metra kołkiem, w wyniku czego chłopak wylądował w drugim
końcu domu, a sam w wampirzym tempie podbiegł do niej i w ostatniej chwili
uratował ja przed upadkiem. Dziewczyna osunęła się w jego ramionach, ciężko
łapiąc oddech i spojrzała mu prosto w oczy zbolałym wzrokiem.
- Jest taki silny i szybki...- wycharczała, ponad jego ramieniem
dostrzegając wściekłe spojrzenie brata, którego Ben i Bonnie próbowali na
próżno uspokoić i powstrzymać przed ponownym rzuceniem się na wampiry.
- Już dobrze- szepnął Damon, płynnym ruchem biorąc ją na ręce i nie
pytając o zdanie zaniósł do dawnej sypialni jej rodziców. Delikatnie ułożył ją
na miękkich poduszkach na łóżku małżeńskim i usiadł obok, opuszkami palców
przebiegając cały owal jej twarzy i wzdłuż szyi, ostrożnie unosząc jej
podbródek.
- W porządku?- spytał z troską, kciukami gładząc delikatną skórę jej
twarzy. Elena głośno przełknęła ślinę i podniosła na niego zamglone spojrzenie
czekoladowych oczu, zwykle pogodnych i pełnych życia, teraz przepełnionych jedynie
niebotycznym cierpieniem.
- Mój brat próbował mnie zadźgać- przypomniała mu z bólem- wszystko mnie
boli... Mój brat mnie nienawidzi, Damon!
- Witaj w klubie- mruknął a kąciki jej ust mimowolnie uniosły się w
górę. Zadrżała, gdy wampir pod wpływem jakiegoś nienazwanego impulsu
kontynuował wędrówkę swoich palców, gładząc jej ramię, talię aż wreszcie,
podwijając cieniutką koszulę, którą miała na sobie dotarł do płaskiego brzucha
i linii jej koronkowego stanika. Nie protestowała a jedynie przygryzła dolną wargę,
próbując powstrzymać jęk przyjemności, który chciał opuścić jej usta. Damon
bacznie przyglądał się jej reakcjom, gdy delikatnymi ruchami palców pogładził
wrażliwe miejsce tuż pod żebrami.
- Rana już się zagoiła- szepnął i z wyraźnym wysiłkiem odjął dłonie od
jej gładkiej skóry i poprawił jej koszulę pozwalając, by zakryła jej idealne
ciało. Wampir ciężko przełknął ślinę i spojrzał jej prosto w oczy, mrużąc je
delikatnie.
- Powinnaś ją zmienić- poradził, wymownie spoglądając na sporą dziurę w
materiale, jaką pozostawił po sobie kołek Jeremiego, na brzegach zabarwioną na
kolor krwi a na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Jesteś niemożliwy- Elena wywróciła oczami i spróbowała się podniesć do
pozycji siedzącej, ale ból sprawił, że szybko się poddała i z rezygnanacją
opadła na poduszki.
- Jesteś jeszcze osłabiona- Damon podał jej woreczek ze szpitalną krwią-
w takich warunkach najlepiej byłoby, gdybyś zaczęła polować, bo tylko krew
prosto z żyły może dać ci pełnię sił, których niestety przy tym nastoletnim
mordercy będziesz potrzebować.
Elena zmarszczyła brwi i posłała mu spojrzenie pełne urazy. Jego słowa
ją otrzeźwiły. W jednej chwili przypomniała sobie dlaczego miała być na niego
zła i te emocje wróciły ze wzdwojoną siłą. Dziewczyna odskoczyła na drugi brzeg
łóżka, mrużąc oczy niczym rozwścieczona kotka.
- Zapomnij- burknęła i patrząc na niego spode łba wgryzła się w
plastikowy woreczek, czując jak do jej gardła spływa życiodajny płyn,
napełniając ją nową energią. To bogactwo smaków, ta siła, to poczucie
spełnienia... Nektar bogów, prawdziwa ambrozja.
- Mogę wejść?- Bonnie niepewnie wkroczyła do pokoju, a Elena przełknęła
pospiesznie ostatni łyk tego cudownego daru od bogów i niechętnie oderwała się
od na wpół pustego woreczka, uśmiechając się do przyjaciółki nieśmiało, z
lekkim zawstydzeniem. Bonnie podejrzliwie zmrużyła oczy, przyglądając się
dwójce wampirów. Odkąd dowiedziała się o ich małej przygodzie w Nowym Jorku
bacznie obserwowała każdy ich gest, ruch czy słowo a już samo to, że znajdowali
się w jednym łóżku, mimo, że w takiej odległości od siebie napawało ją
niepokojem. - Chciałam tylko powiedzieć, że od dzisiaj śpicie tutaj razem-
powiedziała na jednym wydechu, patrząc jak szok wstępuje na twarz jej
przyjaciółki.
- Co?! Niby dlaczego?!
- Ja i Ben będziemy pilnować Jeremiego, ale dla własnego bezpieczeństwa
nie powinniście się teraz odstępować na krok a już na pewno nie powinniście
tracić czujności- wyjaśniła- nie wiadomo, co może mu strzelić do głowy a razem
będziecie bezpieczniejsi. To tylko tymczasowo, dopóki nie wymyślę, jak to
wszystko naprawić.
Elena westchnęła zrezygnowana, za to na twarzy Damona pojawiły się już
pierwsze oznaki zadowolenia i satysfakcji. Wampir z uwodzicielskim uśmiechem na
ustach przybliżył się do brunetki i otoczył ją ramieniem.
- To będzie prawdziwa szkoła przetrwania dla naszej silnej woli,
prawda?- mruknął ze złośliwym błyskiem w oku, ale Elena odepchnęła go od siebie
brutalnie i zeskoczyła z łóżka.
- Muszę się przewietrzyć- wyjąkała i pędem opuściła pokój. Bonnie
spojrzała z dezaprobatą na Damona, który z szerokim uśmiechem na ustach
rozłożył się na łóżku.
- Naprawdę nie masz umiaru?- fuknęła- Elena ma tyle na głowie a ty jak
zwykle nic, tylko dokładasz jej problemów. Czy mógłbyś razem z tym swoim
seksownym ciałem i prześmiewczym, aroganckim "ja" przez pięć minut
udawać, że cię tu nie ma? Wszyscy byśmy odetchnęli.
- Ojej, nie sądziłem, że jesteś aż taka naiwna- Damon w sekundę
znalazł się centymetry od jej twarzy- każdy, kto choć raz miał styczność z moim
seksownym ciałem lub z moim prześmiewczym i aroganckim "ja" wie, że
nie da się tak po prostu ignorować mojej obecności i o mnie zapomnieć. Zapytaj
Eleny- rzucił jeszcze przez ramię, uśmiechając się łobuzersko po czym opuścił
pokój w ślad za brunetką. Bonnie tylko przewróciła oczami i wróciła do
Jeremiego, który został w pokoju z Benem i tylko z Benem. Niby chłopak nie był
wampirem i powinien być przy nim bepieczny, ale wolała ich obu pilnować. Tak na
wszelki wypadek.
**************************
Abby Bennett-Wilson spojrzała na rozmówcę spod przymrużonych powiek z
wyraźnym zaskoczeniem.
-Masz krew sobowtóra?- powtórzyła a na jej twarzy pojawił się uśmiech,
nie wróżący niczego dobrego. W odpowiedzi Podróżnik wyciągnął w jej stronę
dłoń, w której trzymał fiolkę, zapełnioną brunatnym gęstym płynem. Wampirzyca
uniosła ją do oczu, oglądając z każdej strony z niedowierzaniem.
- Jak to działa?- spytała zaciekawiona.
-Krew sobowtóra ma wiele niezbadanych właściwości- zaczął Podróżnik, przeczesując
palcami kruczoczarne włosy- łamie klątwę, rzuconą na Pierwotną hybrydę, jest
jednym z elementów, potrzebnych do znalezienia lekarstwa i wielu innych rzeczy.
Dzięki niej możemy zdjąć ciążącą na nas klątwę a wtedy odzyskamy moce i
przywrócimy światu właściwy porządek. A On nam w tym pomoże. Ma do tego
niezbędną moc, a raczej miał i mieć będzie, o ile tylko nam w tym pomożesz.
- Znasz mój warunek- przypomniała mu mulatka.
- A ty znasz moje możliwości- mężczyzna uśmiechnął się szeroko i
delikatnie ścisnął jej ramię- wiesz, że jeśli ty będziesz uczciwa, my także
będziemy. Znam ten ból, gdy tracisz coś, co stanowiło całą twoją historię,
tożsamość. Będziesz postępować tak jak dotychczas a obiecuję, że jako pierwsza
posmakujesz lekarstwa.
Abby głośno przełknęła ślinę i zmrużyła oczy, jakby zastanawiała się nad
tym, czy warto mu ufać. W końcu, po dłużących się minutach uporczywej ciszy na
jej twarz wstąpił pełen zadowolenia uśmiech.
- Zadzwonię- zawyrokowała ostatecznie i chwyciła za swoją komórkę,
leżącą dotychczas na stole po czym wybrała numer, z którego od tak dawna nie
korzystała.
- No i jak idzie sprawa z Łowcą?- spytała na wstępie.
**************************
- Dziwne, jeśli to wampir to dlaczego go nie wyczuliśmy na samych
obrzeżach miasta?- zastanawiał się Stefan- chyba powinien zostawić po sobie
jakieś ślady- osuszone ciała, krew, cokolwiek. A tu pustka.
- To, że go nie wyczuliśmy oznacza, że póki co jesteśmy bezpieczni-
odparła Katherine, uśmiechając się diabelsko- może wyczuł, że łowcy nie ma w mieście
i także się wyniósł. A skoro tak- kobieta zatrzymała blondyna i delikatnym
gestem przejechała paznokciami po guzikach jego koszuli, oblizując lubieżnie
wargi- to może porozmawiamy o ostatnim, zaskakującym "tygodniu
wspomnień"?
- Było minęło- odparł szorstko wampir i odepchnął dziewczynę od siebie,
ruszając na umówione wcześniej spotkanie- nie ma o czym mówić, Kath.
- Ależ jest- wampirzyca bez trudu go dogoniła i teraz zastąpiła mu drogę
z przebiegłym uśmieszkiem, błądzącym po wargach- oboje wiemy, dlaczego to
zrobiłeś. Twój cel został osiągnięty- zapomniałeś o problemach i wywołałeś
zazdrość w Elenie. Daj spokój- ciągnęła i przejechała językiem po jego dolnej
wardze- było nam razem dobrze, po co to kończyć? Pomyśl o reakcji tej swojej
lafiryndy, gdy zrozumie, że już nie jesteś jej pieskiem na posyłki.- kusiła,
uwieszając się na jego szyi i ściśle przycskając się do jego ciała- Pomyśl o
jej zazdrości... Ile radości sprawia ci myśl, że to ty teraz jesteś górą i
rozdajesz karty? Że to ty, nie ona, rządzisz własnym życiem? Że wciąż jej na
tobie zależy a być może nawet spróbuje cię odzyskać? Czy to bie byłby zabawne i
ekscytujące, zobaczyć jak to ona się stara dla odmiany?
- Ona starała się przez cały ten czas- odparł Stefan, mrużąc oczy z
wściekłości- robiła wszystko, by mnie odzyskać od Klausa, ryzykowała nawet
własne życie i nie poddała się nawet wtedy, gdy wyłączyłem uczucia, raniąc ją i
jej bliskich na każdym kroku. To, co wydarzyło się między nią a moim bratem
było tylko i wyłącznie moją winą. Dobrze wiedziałem, jaki jest Damon i
wiedziałem, co do niej czuje i czego pragnie. Mimo to zostawiłem ich razem,
potem ją odpychałem a na końcu niemal samodzielnie wepchnąłem ją w jego
ramiona. A gdy stała się wampirem było jeszcze gorzej... Zresztą nieważne. Nie
będę z tobą o tym rozmawiać.
- Stefan...
- Daruj sobie, Kath- warknął wampir, uwalniając się z jej żelaznego
uścisku- nie będę twoim pionkiem w zemście na Elenie. A ty nigdy nie będzie jak
ona. Nigdy mi jej nie zastąpisz. Nie możemy tego dłużej ciągnąć. Nie kocham
cię, ale mimo to cię szanuję i nie będę dłużej ranić ani ciebie ani siebie...
- Ani Eleny- podpowiedziała wampirzyca z przekąsem- wiesz, jaka jest
między nami różnica? Ja nigdy bym cię nie zostawiła, chyba, że poprosiłbyś mnie
o to tak, jak teraz. Wiesz, dlaczego? Bo uczę się na włąsnych błędach. Ona
najwyraźniej ma z tym pewien problem...
- To wy?- jęknęła Rebekah przeciągle, niespodziewanie pojawiając się na
drodze, na której stali- no nic, liczyłam na kogoś zabawnego, ale w
ostateczności możecie iść ze mną. W końcu zmierzamy w to samo miejsce.
Kath i Stefan wymienili spojrzenia, ale ostatecznie ruszyli za
wampirzycą. W tej chwili lepiej było nie drażnić Pierwotnej.
*****************
Caroline westchnęła ciężko, przyspieszając kroku. W tej chwili naprawdę
nienawidziła tego iście kretyńskiego pomysłu, by podzielić się w pary a już w
szczególności Stefana, który postanowił, że to ona razem z Pierwotnym ma
patrolować las i boczne drogi, przez od jakichś dwóch godzin nieustannie
musiała słuchać jego doprawdy szatańskiego zrzędzenia. Naprawdę wątpiła w
istnienie istoty równie cynicznej, podłej, wyrachowanej i okrutnej włączając w
to samego Damona, którego swoją drogą, szczerze nie cierpiała.
-Elena, Damon, Ben i Bonnie wyjechali z Jeremiem a my musimy patrolować
teren- powtórzyła chyba po raz dziesiąty tego dnia- ktoś zmienia
mieszkańców w bestie, potem wysyła ich do Jera tylko po to, żeby zostali
brutalnie zamordowani... Shane i najlepsza lekarka w mieście, Meredith Fell w
ten sposób zginęli a ty dalej nie potrafisz tego zrozumieć?- jej irytacja
sięgnęła zenitu- jeśli ci to aż tak przeszkadza, to bardzo proszę, możesz
odejść.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś piękna, gdy się złościsz?- spytał Klaus,
uśmiechając się z lubością a Caroline prychnęła i przyspieszyła kroku.
- Ktokolwiek to robił, zostanie złapany i ukarany- zawołał Pierwotny i
dogonił ją- nie ma ze mną szans.
- Ach tak?- Caroline spojrzała na niego kpiąco- tak samo, jak ten wasz
cały Marcel?
Klaus spiął się od razu na sam dźwięk imienia dawnego przyjaciela a na
twarzy blondynki pojawił się wyraz satysfakcji.
- Kim on właściwie jest?- ciągnęła, zmniejszając dzielącą ich odległość
do minimum i spojrzała prosto w te jego błękitne, mroczne oczy- kto jest
na tyle silny, by przestraszyć Pierwotnych do tego stopnia, aby zapragnęli
uczynić go człowiekiem i poświęcić tyle czasu, zamiast od razu go zabić?
- Uzurpatorem- odparł Klaus a w jego oczach pojawił się złowieszczy
błysk- którego kiedyś mylnie zwałem przyjacielem.
Nowy Orlean, 1815 rok
- Bądź łaskawy Niklaus- szepnął Elijah, widząc wściekłość brata, który
nie mógł już usiedzieć w miejscu. Wszystko przez Rebekah i Marcela, którzy
mimo, że znajdowali się w pewnej odległości od siebie zerkali na siebie niemal
bez przerwy i wymieniali znaczące uśmiechy. Czy naprawdę sądzili, że on tego
nie widzi? Czy naprawdę wydawało im się, że jest aż taki głupi? Och, gdyby
tylko nie znajdowali się w teatrze, w sali pełnej ludzi, oglądając sztukę,
którą najlepsi aktorzy w mieście wystawiali na cześć jego rodziny...
- Myślałem, że dwieście lat to dosyć czasu, by wyleczyć się z kolejnego
beznadziejnego zadurzenia- westchnął blondyn.
- To nie jest kolejne zadurzenie ani kaprys, Niklaus- Elijah delikatnie
ścisnął ramię brata, chcąc przywrócić go do porządku- musisz to wreszcie
przyjąć do wiadomości, nim stracisz ją na zawsze.
Klaus zacisnął usta w wąską linię i skinął głową, jakby się nad czymś
zastanawiał. Gdy na scenę weszła kobieta w blond peruce i turkusowej sukni,
mająca grać jego siostrę Pierwotny zerwał się z miejsca i głośno zaklaskał,
zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych.
- Wspaniały spektakl- oznajmił a słysząc w odpowiedzi pełen aprobaty
pomruk uśmiechnął się nikle- jestem pewien, że nasi cudowni aktorzy potrzebują
odrobinę wytchnienia, podobnie jak my wszyscy. W ramach przerwy zapraszam
wszystkich do bufetu.
Widzowie jak jeden mąż zerwali się z miejsca i ruszyli za Pierwotnym,
odprowadzanym zdziwionymi spojrzeniami rodzeństwa.
- Co jest?- usłyszał szept Marcela i bezradne westchnienie swojej
siostry.
"Zaraz się przekonacie"- pomyślał, uśmiechając się chytrze.
Bufet w jednej chwili przeobraził się w cudowny bankiet, kelnerzy nie
nadążali z obsługą, ale to nie powstrzymało ludzi od zamawiania kolejnych
kieliszków wina i przekąsek, które umilały im czas oczekiwania do drugiej
części przedstawienia. Klaus uśmiechnął się przebiegle, sięgnął po kieliszek
szampana i stanął pośród tego zbiorowiska, skupiając na sobie spojrzenia
wszystkich obecnych.
- Uwaga- rzekł a jedno to słowo starczyło, by w sali zaległa kompletna
cisza- chciałbym z tego miejsca wznieść toast- Elijah posłał mu ostrzegawcze
spojrzenie, przewidując jego zamiary a Rebekah jedynie zmarszczyła brwi i
zerknęła na Marcela, który zdawał się być równie zdezorientowany co ona. Klaus
zdusił w sobie chichot i spojrzał wprost na nich z miną dobrej wróżki tuż
przed wyczarowaniem pięknej sukni Kopciuszkowi.
- Na cześć mojej cudownej siostry, Rebekah- ciągnął i uniósł kieliszek z
szerokim uśmiechem- i mojego najlepszego przyjaciela, Marcela. Życzę wam
wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia i...
- Co ty wyprawiasz?- syknęła Rebekah, w kilku susach znajdując się tuż
przy nim.
- Przyznaję ci rację i błogosławię twój związek- odparł uśmiechając się
niewinnie- bądź szczęśliwa siostrzyczko, tylko tego pragnę i zawsze pragnąłem.
Dopiero teraz zrozumiałem, że nie muszę cię chronić przed osobą, której ufam
najbardziej na świecie, zaraz po tobie oczywiście.- mężczyzna pochylił się i
delikatnie ucałował rumiany policzek zdezorientowanej blondynki. Zewsząd
rozległy się oklaski a Klaus, patrząc siostrze prosto w oczy, upił łyk szampana
z kieliszka i uśmiechnął się do niej zachęcająco.
- Idź pocałować swojego księcia- szepnął i dopiero teraz na jej twarzy
pojawił się wyraz głębokiej ulgi i nieopisanego szczęścia. W dwóch susach
znalazła się w objęciach Marcela i wpiła się w jego usta z żarliwością i
prawdziwą miłością. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i zerknął na brata, który
pokręcił głową z niedowierzaniem i pobłażaniem. On również był szczęśliwy.
Jeden prosty gest, na który Klaus nie potrafił sie zdobyć od dwustu lat na nowo
scalił ich rodzinę. Kto by się spodziewał, że w ten sam wieczór, w który
wreszcie Rebekah dostała przyzwolenie, by kochać, miłość zostanie jej brutalnie
odebrana?
- To nie wyjaśnia, czemu cię nienawidzi- zauważyła Caroline- zabranialeś
mu spotykać się z Rebekah, rozumiem, ale przecież do tej pory to znosił
zwłaszcza, że w końcu przejrzałeś na oczy...
- Tego samego wieczoru pojawił się mój ojciec i wszystko zniszczył-
Klaus wzdrygnął się na samą myśl o Mikealu- zamordował wszystkich naszych
poddanych, jednego po drugim. Wszystkich służących, przyjaciół... a gdy
zostaliśmy tylko my i ci ludzie w teatrze podpalił budynek i unieruchomił nas
kołkami z białego dębu zmusząc, byśmy patrzyli jak torturuje Marcela i powoli
rujnuje to, co z takim mozołem budowaliśmy. Ja najszybciej doszedłem do siebie
i pomogłem Elijah, ale gdy chciałem uratować Rebekah i Marcela, Mikeal mnie
zaatakował. Wiedział, że ona zawsze stanie po mojej stronie, wiedział, że
Marcel jej pomoże... Widziałem jego cierpnienia i nic nie mogłem zrobić... a
gdy ogień zaczął zbliżać się do mojej siostry musiałem wybierać: ona lub
Marcel. Wybrałem ją i mimo jej protestów uciekłem z nią i Elijah. Nie miałem
pojęcia, że ten czarny fagas przeżył. Gdybym tylko wiedział...
- To nie twoja wina- blondynka pod wpływem impulsu położyła dłoń na jego
ramieniu i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco- nie zadręczaj się.
- Ja nie... Czujesz?- wyraz twarzy Klausa diametralnie się zmienił.
Pierwotny odepchnał ją od siebie delikatnie i rozejrzał się wokół niczym dzikie
zwierzę uwięzione w klatce a na widok jego miny po plecach Caroline przebiegł
zimny dreszcz.
- Co...
- Krew- powiedziała Rebekah, która właśnie wyłoniła się zza drzewa
w towarzystwie Stefana i Katherine- szliśmy właśnie na umówione miejsce
spotkania naszej uroczej grupy wsparcia, gdy...
- Ciii- Klaus ruszył w stronę ruin dawnej posiadłości Lookwoodów a
zdezorientowani przyjaciele ruszyli tuż za nim.
Wreszcie Caroline, Stefan i Katherine poczuli to. Krew, bynajmniej nie
ludzka. Ale do kogo mogłą należeć?
- Słuchajcie, ktoś wie, co się dzieje z Mattem i Tylerem?- spytała
Caroline szeptem, głośno przełykając ślinę i odruchowo ścisnęła ramię Klausa na
co ten uśmiechnął się szelmowsko. Blondynka zadrżała, gdy usłyszała
dźwięk, który przypominał cichy szloch.
- Spokojnie, na pewno już są koło ratusza- uspokoił ją Stefan i w tym
momencie Caroline potknęła się o coś, co przypominało piłkę. Piłkę obleczoną
czarnymi, oblepionymi brunatną cieczą włosami, z parą czarnych jak noc oczu,
zastygłymi w niemym wyrazie przerażenia i ustami, które jeszcze kilka dni temu
całowały ją tak czule, wyznając miłość...
-NIE!!!!!!!!!- ten krzyk odbił się echem od drzew i skał, przepędzając
leśną zwierzynę i płosząc ptaki, gdy Caroline osunęła się na kolana krzycząc,
płacząc, błagając, kopiąc i rozdrapując ziemię wokół siebie. Wpadła w szał, nic
do niej nie docierało poza faktem, że jej przyjaciel, jej ukochany, być może
jedyna miłość jej życia umarła. Tyler został zamordowany i to w bestialski
sposób.
- Nie!- powtórzyłą dziewczyna, wtulając się w pierwszy lepszy obiekt,
który jakimś cudem okazał się być pierwotnym wampirem. Łzy przesłoniły jej
wszystko, były teraz całym jej światem. Nie cierpiała tak bardzo nawet po
śmierci ojca. W tamtej chwili marzyła o śmierci, marzyła, by po prostu zasnąć i
już nigdy więcej się nie obudzić. Nie chciała żyć ze świadomością, że Tylera
już nie ma, że nie udało jej się go ocalić, że już nigdy go nie zobaczy.
Rzucała się, usiłując się wyrwać z mocnego uścisku Klausa, ale wszystko na
marne. W końcu wyczerpana pozwoliła mu się tulić i gładzić po plecach
pocieszająco, choć nigdy wcześniej nie przyszło jej do głowy, że Pierwotny jest
zdolny do czegoś podobnego. Co więcej to naprawdę działało. Jego kojące
ciepło, metodyczny dotyk i kuszący, zmysłowy zapach w jakiś przedziwny
sposób działały na nią uspokajająco.
Rebekah zignorowała zawodzącą Caroline, moczącą koszulę Nika słonymi
łzami oraz Katherine, niespokojnie rozglądającą się wokół a nawet Stefana, przyglądającego
się przyjaciółce i bólem i jawnym współczuciem. Nie było tu przecież miejsca na
sentymenty, zresztą po prawdzie to i tak nie bardzo lubiła tego upierdliwego
wilczka. Próbował zabić jej brata i to nie raz a choć ona sama często miała na
to ochotę nikt inny nie miał prawa go tknąć.
"Cóż, prawa dżungli bywają okrutne"- pomyślała blondynka z
niejakim rozbawieniem, gdy ujrzała ukryty za drzewem korpus Tylera, rozszarpany
i cały we krwi. Hm... Nie był to zbytnio nęcący widok, jednak nie to sprawiło,
że uśmiech spełzł z jej twarzy. Tuż obok kulił się Matt zalany łzami i ściskał
dłoń przyjaciela, jakby chciał, by ten ocknął się, choć przecież wiedział, że
to z wiadomych względów było niemożliwe.
- Matt...- szepnęła Rebekah, ale chłopak tylko zakwilił cicho w
odpowiedzi i odsunął się pod drzewo, gdy dziewczyna spróbowała się do niego
zbliżyć.
- Matt, to ja, Bex- blondynka uśmiechnęła się do niego niepewnie i
wyciągnęła przed siebie dłonie niczym policjant, pragnący pokazać, ze nie ma
złych zamiarów- Matt- powtórzyła i ostrożnie dotknęła jego ramienia a gdy
chłopak jej nie odtrącił śmielej zbliżyła się do niego, krok po kroczku i w
końcu objęła do delikatnie, niemal nieśmiało.
- Widziałem, jak go zabijał- wyjąkał blondyn wprost do ucha Pierwotnej-
Tyler stanął w mojej obronie, on...
- Kto, Matt?- spytała Rebekah, marszcząc brwi ze zdziwieniem. Jedynymi
znanymi jej nadprzyrodzonymi istotami w okolicy była Drużyna Światła a
wiadomo, że oni nie występowali przeciw swoim. W oczach Matta lśniło prawdziwe
przerażenie a po jego policzkach ciekły gorzkie łzy. Ten widok wstrząsnął całym
jej jestejstwem, ścisnął za serce i sprawił, że jej oczy gwałtownie
zwilgotniały. Rebekah zamrugała kilkakrotnie, usiłując się uspokoić i mocno go
do siebie przytuliła pozwalając, by jej ramiona choć częściowo stłumiły jego
rozpaczliwe szlochy.
- Nie pamiętam- wydusił z siebie pomiędzy skurczami przepony- nie
pamiętam, nie wiem...
- Ktoś cię zahipnotyzował- szepnęła blondynka, gładząc go po głowie
uspokajająco- a ktokolwiek to zrobił, wiedział, że masz przy sobie werbenę i
sprytnie ci ją odebrał. Zapłaci za to. Przysięgam.
Tak, to było juz pewne. Rebekah Mikealson nie rzucała słów na wiatr.
W tym samym momencie obok szlochów Matta i zawodzenia Caroline pojawił
się inny głos- krzyk, przepełniony bólem. Rebekah wyjrzała zza drzewa, przy
którym siedziała z blondynem w chwili, w której Stefan podnosił z ziemi obolałą
Katherine. Dziewczyna spojrzała na niego, mrużąc drapieżnie oczy a potem
wyrwała się z jeg objęć i pognała gdzieś w wampirzym tempie.
"Uciekła, jak zwykle"- pomyślał blondyn z żalem, wbijając
wzrok w miejsce, w którym przed chwilą stała.
Dlaczego sądził, ze teraz będzie inaczej? Przecież ona dbała tak
naprawdę tylko o siebie, nawet jeśli czasem przejawiała jakies ludzkie odruchy.
Zostawiła go, choć zarzekała się, że nigdy tego nie zrobi. I mimo, że stefan
już od dawna jej nie kochał poczuł się zdradzony i zraniony. Nie mógł nie
dostrzec tej podejrzanej zbierzności.
Kath go opuściła.
Elena go opuściła.
Brat przeleciał jego dziewczynę (nawet dwie).
Przyjaciele powoli zaczynali się wykruszać.
Co w takim razie mu zostało?
***********************
Elena spacerowała przez las, ciesząc się spokojem i odgłosami natury,
które koiły jej nerwy i zagłuszały wzburzone myśli, gdy zorientowała się, że
słońce już dawno skryło się na neboskłonie, zdobionym teraz przez wielki,
okrągły, srebrny księżyc.
Pełnia. Kiedyś była nią zafascynowana i zachwycona a teraz wzbudzała w
niej tylko strach i niechęć,wywołując przykre wspomnienia. Wilkołaki nie
należały do przyjemnych istot, zwłaszcza teraz, gdy ona przemieniła się w
wampira. I choć wiedziała, że niemal wszystkie zniknęły z Mystick Falls, to
jednak jakby nie patrzeć zagrożenie zatrucia wilkołaczym jadem wciąż pozostało
jak najbardziej realne. Był przecież Tyler, jej przyjaciel, niegdyś
kontrolowany przez Pierwotnego teraz usiłujący mu się przeciwstawiać, oraz
Klaus- jej najgorszy wróg. Dwie niemal niepokonane hybrydy, zdolne do okrucieńtwa
i działania pod wpływem impulsu. Czy życie naprawdę musi się tak chrzanić,
byśmy przez pryzmat jego brutalności mogli dostrzec piękno i dobro, jakie
nas spotkało? Dlaczego każdy problem, który ją dotykał musiał być wynikiem sił
nadprzyrodzonych?
Rozmyślając o tym nawet nie zauważyła, kiedy znalazła się na pomoście
przed domem. Kolejne wspomnienia uderzyły w nią ze wzdwojoną siłą, wyciskając z
jej oczu pojedyncze łzy. Spokojna tafła wody odbijała blask księżyca i jej
wykrzywioną smutkiem twarz. Wiedziała, że po każdej burzy świeci słońce, po
każdej nocy następuje dzień a po cierpieniu pojawia się szczęście. Taki był
naturalny cykl życia a choć sama do natury już nie należała wciąż miała
nadzieję, że ją także to dotyczy. Czekała na lepsze jutro.
- Kiedy byłam tu ostatnio byłam śmiertelnie zakochana w Stefanie-
szepnęła, wyczuwając za plecami jego milczącą obecność. Nic nie mówił, jedynie
przysunął się bliżej ledwie zauważalnie, otaczając ją swoim zmysłowym zapachem-
tak dobrze to pamiętam. Każdą pieszczotę- delikatnie przejechała palcami po
swoim policzku- każdy uścisk- potarła ramiona i zadrżała na samo wspomnienie-
każdy pocałunek- dotknęła swoich ust, przymykając powieki- żyłam w bajce i
nawet tego nie zauważyłam.
- Żyłaś zamknięta w wieży, Eleno- Damon delikatnym ruchem odgarnął jej
włosy na lewe ramię, opuszkami palców muskając jej kark a nie dostrzegłwszy u
niej żadnych oznak protestu pochylił się nad nią nieznacznie- dalej
żyjesz, odgradzając się murem od tego co czujesz.- szepnął jej wprost do ucha, delikatnie
przygryzając jego płatek- widzę, co się dzieje między nami i ty to też widzisz.
Przestań się tego wypierać i bać- zbliżył się jeszcze bardziej i rozkoszując
się dreszczem, który przebiegł przez jej ciało otoczył ją ramionami, delikatnie
ściskając jej palce- pragniesz mnie tak samo jak ja ciebie- wtulił twarz
w zagłębienie jej szyi a ona odruchowo odchyliła głowę w drugą stronę, gdy
zaczął składać na niej delikatne, zmysłowe pocałunki- powiedz mi- poprosił
szeptem.
- Co takiego?- spytała Elena słabym głosem.
- Powiedz mi, że to co robimy ma sens- wyjaśnił, mocniej ją do siebie
przyciskając- powiedz prawdę. Przestań żyć przeszłością i przyznaj wreszcie, że
jego pocałunki nie mogą się równać z moimi- językiem zatoczył krąg na jej
zaróżowionym z emocji policzku- przyznaj, że czujesz się lepiej, gdy cię
obejmuję. Przyznaj, że nigdy nie czułaś przy nim tego, co czujesz przy mnie-
ciągnął, coraz bardziej zbliżając się z pocałunkami do jej ust- Tej pasji. Tej
namiętności. Tej energii. Tej odrobiny niebezpieczeństwa i nieprzewidywalności,
których potrzebujesz. Tylko ja mogę ci to dać.- delikatnie przyssał się do
kącika jej ust zmuszając ją, by obróciła głowę w jego stronę- to, czego
życzyłem ci na tamtej drodze, gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy odnalazłaś we
mnie.
Postawił wszystko na jedną kartę i teraz czekal tylko na jej reakcję.
Chciał doprowadzić ją na skraj, bo tylko wtedy zdradzała mu swoje prawdziwe
emocje a w tej chwili chciał je poznać jak nigdy wcześniej. Miał dosyć tych
podchodów i gierek, dość niepewności. Pewnie w innych okolicznościach by go to
podniecało, ale nie gdy chodziło o jego brata, który w każdym momencie mógł
odebrać mu dziewczynę jego marzeń- miłość życia, bez której już nie umiał
funcjonować. A on był zdeterminowany, by ją zdobyć raz na zawsze i działał
według zasady: "wszystkie chwyty dozwolone".
- Chciałeś, żebym zobaczyła Stefana z Katherine- szepnęła Elena wprost w
jego usta a on odruchowo przymknął powieki, rozkoszując się jej słodkim
oddechem na swojej skórze- dlatego nie powiedziałeś mu, że przyjeżdżam.
Chciałeś go skompromitować i chciałeś, żebym cierpiała. Żeby on cierpiał.
- A cierpiałaś?- Damon zmarszczył brwi, spoglądając na nią z
niedowierzaniem. Elena prychnęła i wyrwała się z jego objęć.
- Oczywiście!- w jej oczach pojawiły się łzy- Dałeś Kath satysfakcję a
nas zmieszałeś z błotem i postawiłeś w sytuacji bez wyjścia! Za każdym razem,
gdy mi się wydaje, że udało mi się pokonać drzemiący w tobie mrok ty wbijasz mi
nóż w plecy w najmniej spodziewanym momencie! Wybaczyłam ci tak wiele, ale ty
wciąż starasz się badać granice mojej cierpliwości i patrz, wreszcie je
znalazłeś!
- On cię zdradził a ja jestem ten zły, bo go zdemaskowałem?- zawołał za
nią, gdy gniewnym krokiem ruszyła w stronę domku.
- Tak- warknęła odracając się twarzą do niego i ukazując tym samym
podpuchnięte od płaczu oczy- to ja zdradziłam jego a przynajmniej tak się czuję
mimo, że nie byliśmy już parą. Za to ty jesteś wyrachowanym, złośliwym i
mściwym intrygantem, ale nie mam zamiaru się w to dłużej bawić. Chciałeś się
zemścić i gratuluję- Stefan mnie znienawidził a ja znenawidzę jego. To niczego
nie zmienia, wiesz? Nie będę żadną pieprzoną nagrodą i wiecznym źrodłem
waszego konfliktu. Ja się wycofuję. Daj mi już wreszcie spokój i odpuść.
- Zachowujesz się jak dziecko- w dwóch susach Damon zmniejszył dzielącą
ich odległość do kilku centymetrów i zmierzył ją gniewnym spojrzeniem- nie
potrafisz znieść uczuć do mnie, więc uciekasz?
- Nie potrafię znieść ciebie!- wydarła się i nie zważając już na to, czy
ktokolwiek usłyszy ich kłótnię ciągnęła dalej- Stefan przespał się z Kath a ty
zabijałeś ludzi. Stefan powiedział mi kilka przykrych słów a ty zamordowałeś na
moich oczach tamtą dziewczynę i mojego brata, który na szczęście dla ciebie
ożył, bzykałeś Rebekah, Rose, Caroline i nie zliczę, kogo jeszcze, bo
próbowałeś przelecieć nawet matkę Matta...
- Raczej ona mnie...- mruknął ale Elena przerwała mu, rozwścieczona.
- Damon!- krzyknęła oburzona- nie masz hamulców, gdy tylko coś ci się
nie podoba, zrani albo zdenerwuje rzucasz się i niszczysz wszystko dookoła!
Niszczysz mnie! Niszczysz nas oboje! Stefan się zapętlił przez nas! Bo
zrobiliśmy coś strasznego...
- Cholera, kobieto to był najpiękniejszy i najgorętszy seks w moim
życiu- warknął Damon i nie zważając na jej protesty przybliżył się do niej i
niemal zmiażdżył jej wargi w zaborczym, namiętnym pocałunku. Czując, jak jego
język wdziera się do jej ust i wyczynia cuda z jej podniebieniem i językiem,
który zmusza do współpracy chciała się wyrwać i krzyczeć, ale nim zdołała
zrobić którąkolwiek z tych rzeczy brutalnie ja od siebie odepchnął i za
chwile przytrzymał w miejscu za ramiona nie pozwalając się ruszyć i mierząc ją
wściekłym spojrzeniem. Jego oczy ciskały błyskawice i błyszczały niczym dwa
roznamiętnione ogniki.
- Nie pogrywaj ze mną księżniczko- wysyczał wściekle- doskonale wiem co
czujesz, ale chcę to usłyszeć od ciebie. I jeszcze usłyszę. Masz mnie za
wyrachowanego, aroganckiego drania, który bierze to czego pragnie, nie
przejmując się niczym i nikim? W porządku, skoro jako taki cię zdobywałem. I
jeszcze zdobędę. Będziesz moja. Tego właśnie pragnę. Oboje pragniemy.
Elena zaniemówiła na moment a dreszcz, który ją przeszedł tłumaczyła
strachem o to, co ten nieobliczalny psychopata może jeszcze wymyślić. Nie mogła
czuć z tego powodu podniecenia czy ekscytacji. Nie mogła, po tym wszystkim po
prostu nie mogła... To był przecież Damon, do cholery!
Damon, który w tej chwili uśmiechał się z satysfakcją, dostrzegając
każdą jej najdrobniejszą reakcję i ciesząc się nią. Czy dręczenie jej
sprawiało mu aż tyle radości?
- Do zobaczenia w NASZEJ sypialni- mruknął wielce zadowolony z
siebie i podążył do domku, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
************************
Szukając przyjaciół Elena dotarła za dom, gdzie Jeremy rąbał drewno w
ramach swojego, jak Damon to określił, detoksu od zabijania , w chwili, gdy
Bonnie właśnie kończyła rozmowę przez telefon. Jej zalana łzami twarz mówiła
sama za siebie.
- Co się stało?- spytała przerażona wampirzyca.
- Tyler nie żyje- wyszlochała czarownica i rzuciła się zdezorientowanej
i zszokowanej przyjaciółce na szyję. Elena objęła ją niepewnie, nie mogąc
przetrawić tych kilku prostych słów.
- Jak to... Jak to nie żyje... Przecież...
- Ktoś odrąbał mu głowę i to na pewno nie był Jer, bo byłam z nim niemal
przez cały czas a poza tym rzuciłam zaklęcie na wasz dom i nie miałby szans się
z niego wydostać- wyjąkała Bonnie- to musieli być Pierwotni, tylko oni... lub
ktoś, kto w rownym stopniu nas nienawidzi.
- Musimy wracać...- Elena myślała w tej chwili już tylko o przyjaciołach
a zwłaszcza o Caroline, która musiała niesamowicie cierpieć w tej chwili i
zapewne czuła się osamotniona. Brunetka aż nazbyt dobrze znała to uczucie i nie
życzyła tego nikomu, nawet najgorszemu wrogowi.
Carownica energicznie pokręciłą głową w geście zaprzeczenia.
- Stefan tam z nią jest a my musimy tu działać dalej- powiedziała,
dzielnie ocierając łzy- nie możemy się rozklejać, na to przyjdzie czas później.
Teraz najważniejszy jest Jer, jego anty-wampirze i anty-siostrzane nastawienie
i mapa, która tworzy się na jego ciele. Jeśli nie doprowadzimy sprawy do końca
Pierwotni zrobią to za nas i na pewno nie będą subtelni. Zrobimy to, co do nas
nalezy, tak?
Mulatka spojrzała na Bena, Damona i Elenę nagląco a oni, mimo
oporów zgodnie skinęli głowami.
Jedynie Jeremy nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Miał spędzić
najbliższe minuty, godziny, dni, tygodnie a być może nawet miesiące w
towarzystwie dwójki wampirów? Niedoczekanie. Damon był złem wcielonym a Elena
mimo, że zgrywała ideał święta wcale nie była. W dodatku nie była nawet jego
rodzona siostrą. Co w takim razie miałoby go powstrzymać przed zabiciem ich?
***
- Panie...
- Nie teraz Lukas!- warknął rozwścieczony Marcel- muszę się zastanowić,
co dalej. Straciłem wiedźmę...
- Panie...
- Powiedziałem, żebyś...
- Przybyła panienka Davina- przewał mu chłopak a gdy do pomieszczenia
dostojnym krokiem wkroczyła postać, odziana w powłuczysty płaszcz zmarłej
czarownicy mulat rozdziawił usta ze zdziwienia.
Na twarzy kobiety pojawił się kpiący uśmieszek, gdy powoli zrzuciła
kaptur a następnie pozwoliła, by jedwabista materia opadła na posadzkę,
ukazując ją w pełnej okazałości.
- Sobowtór...- wyjąkał samozwańczy król Nowego Orleanu, delikatnie
gładząc jej policzek- skąd mam wiedzieć...
- Pamiętasz nasz plan?- kobieta odezwała się szorstko, przybierając
rzeczowy ton głosu- słyszałam, że masz jednego z braci... Ja mam władzę nad
drugim- kobieta uśmiechnęłą się chytrze i niespodziewanie wycisnęła na ustach
mulata długi, mocny pocałunek.
- Od dziś mów mi Katherine- wyszeptała mu wprost do
ucha.
Genialnie piszesz, cyztam, czytam i oderwac sie nie moge, nie przestawaj pisac :) czekam na kolejny rodział
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tyle miłych słów ;) Aż się zarumieniłam xD Niedługo wstawię kolejny rozdział a w międzyczasie zapraszam na mój kolejny blog, również o TVD: hells-fashion.blogspot.com
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Opowiadania o naszej Delence czytam już kilka lat ale twój jako jeden z nielicznych zalicza sie do tych które są tak zarąbiste że wchodze codziennie żeby sprawdzić czy nie ma nowej notki, ogólnie czytałam go na stronie fanów tvd i jak ją chwilowo usuneli to myślałam że sie załamie bo naprawde masz talent dlatego BŁAGAM kobieto wstaw coś jak najszybciej!!! PLS
OdpowiedzUsuńOooo, koleżanka z mojego ukochanego, nieistniejącego już forum!!!! Cześć ;) No nie wiem, czy to kwestia talentu, raczej wynik miłości do deleny, niechęci do szkoły i zamiłowania do nieustannego opisywania wszystkiego, co podpowiada mi wyobraźnia xD Dzięki za te miłe słowa. Rozdział postaram się wstawić jak najszybciej ;)
UsuńP.S W międzyczasie zapraszam na moje drugie opowiadanie o TVD: hells-fashion.blogspot.com (ostrzegam: nie ma tam żadnych zjawisk nadprzyrodzonych xD)