Jest to rozdział, w którym pewne rzeczy powoli zaczynają się wyjaśniać.
Zdaję sobie sprawę, że wiele z tego nie kojarzycie, bo za dużo się wydarzyło,
by wspominać coś, co miało miejsce dziesięć rozdziałów temu, dlatego starałam
się opisać to najlepiej jak się dało tak, żebyście od razu przypomnieli sobie,
o co chodzi.
Niektórych z was na pewno tym rozdziałem rozczaruję. Podczas rozmowy w
komentarzach z ILoveDamon obiecałam, cytuję: " że kolejny rozdział
będzie dosyć zaskakujący, smutny, pełen akcji i przełomowy a zaskoczeniem jest
to, że tym razem inspirację zaczerpnęłam z jednego z odcinków TVD. Chodzi mi o
pewną scenę, która się tam pojawi i która na pewno od razu rozpoznacie",
jednak ostatecznie zmieniłam zdanie i przesunęłam te plany na kolejny rozdział
lub dwa w zależności od tego, jak uda mi się to rozmieścić.
Dziękuję za wyrozumiałość, cierpliwość i wsparcie. Dziękuję za każdy komentarz, to bardzo wiele dla mnie znaczy. Jeszcze raz przy okazji apeluję o szczere opinie- nawet a może w szczególności negatywne (oczywiście odpowiednio uargumentowane i elokwentnie oraz kulturalnie wypowiedziane, ponieważ "Co za gówno" do mnie nie przemawia, droga Victorio Quinn. Krytykujesz kogoś po to, żeby go czegoś nauczyć i pokazać błędy a nie dla samego krytykowania i wyrażenia swoich frustracji. )
Tak więc zapraszam na kolejny rozdział.
Enjoy ;***
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Jeszcze kilku takich i będziecie mogli tu otworzyć swój prywatny
Azkaban- powiedziała Rebekah, popychając bezwładne ciało nieprzytomnego Stefana
w głąb lochów.
- Mogłabyś być delikatniejsza- skrzywiła się Elena, zamykająca właśnie
zasuwę w drzwiach lochu, do którego chwilę temu wrzuciła Damona.
- Och wybacz- odparła Rebekah z przesadną słodyczą- zapomniałam, że
prowadzicie tu jedynie przechowalnię żywych trupów. Pewnie nazwa "Kostnica
Nieumarłych" lepiej by się w tym przypadku sprawdziła.
- Żartem próbujesz rozładować napięcie i jesteś przy tym niemal tak
irytująca jak Damon- westchnęła brunetka, wspinając się po schodach,
prowadzących do wyższych partii domu.- macie ze sobą wiele wspólnego, jesteś
jego godną następczynią- dodała ze złośliwym błyskiem w oku i weszła do salonu.
Pierwotna podążyła za nią jak cień.
- Nie podniecaj się tak, bo się jeszcze zakochasz- blondynka przewróciła
oczami- bo w waszym przypadku to chyba szło w tej kolejności, nie?
- Nie bądź suką Rebekah- upomniała ją Elena- nie zapominaj o tym całym
bagnie, w które wciągnęła nas twoja spaczona, psychopatyczna, destrukcyjna,
patologiczna rodzinka.
- I kto tu teraz jest suką Gilbert?- Rebekah uniosła brwi rozbawiona-
ten uroczy liścik- gestem głowy wskazała na leżące na stole dwie kartki, które
kilka chwil wcześniej wyciągnęły z kieszeni braci Salvatore- nie jest dziełem
ani Kola ani Klausa ani Marcela. Zresztą Nik nie miałby powodu, żeby to
zrobić, bo potrzebuje was wszystkich w pełnej gotowości, nie mówiąc już o tym,
że nie naraziłby się na gniew tej waszej małej blond wywłoki.
- Może komuś kazali to napisać, nie wiem, ale to nie jest istotne-
prychnęła Elena, gniewnie marszcząc brwi- fakty są takie, że Damon i Stefan
zachowywali się jak zahipnotyzowani a to może być jedynie sprawka Pierwotnego,
więc wybacz, ale krąg podejrzanych właśnie się zacieśnił.A faktem jest, że
Caroline została porwana przez Kola i musimy ją odbić, musimy to wszystko
naprawić! Dałaś mi przecież słowo!- dodała ostro, z wyraźną paniką w głosie.
- Tak, dałam słowo i dlatego ty tu zostaniesz, będziesz pilnować tej
kanapy i spisywać swoje żale w wybrakowanym pamiętniku czy co ty tam robisz w
chwilach zagrożenia, oczywiście poza pakowaniem się w kolejne kłopoty podczas
mizernych prób demonstracji swojej niezależności i autodestrukcyjnych
skłonności. Ja uprzątnę ten cały bałagan- zarządziła blondynka głosem nieznoszącym
sprzeciwu i skierowała się w stronę wyjścia- Ach, byłabym zapomniała- dodała
jeszcze, spoglądając na nią przez ramię z miną, wyrażającą złośliwe
rozbawienie- nie zbliżaj się do lochów. Wiemy, że ty plus bracia Salvatore
równa się kłopoty, ale ty plus bracia Salvatore i ich żądza mordu równa się
krwawa masakra- po tych słowach ulotniła się z pensjonatu w wampirzym tempie.
Gniew, wzbierający w Elenie od kilku tygodniu znów znalazł ujście w
przepełnionym furią i żądzą mordu wrzasku.
- REBEKAH!!!!!!!
****
- A więc jednak- Klaus uśmiechnął się z wyższością i zrobił jeden duży
krok, powoli opadając z wieży zegarowej miejskiego ratusza wprost na
wybrukowaną ścieżkę, tuż obok siostry. Wylądował miękko niczym kot, nie wydając
ani jednego dźwięku i Rebekah przewróciła oczami.
- Przestań się popisywać Nik- prychnęła i ruszyła ulicą nie oglądając
się za siebie. Wiedziała jednak, że brat podąży za nią, oczami wyobraźni
widziała ten jego charakterystyczny, irytujący, ociekający ironią uśmieszek.
- Nie dąsaj się tak siostrzyczko-droczył się z nią- nie możesz mi
przecież odmówić satysfakcji z powiedzenia: "A nie mówiłem?".
Twierdziłaś, że sama wymierzysz Kolowi sprawiedliwość, lecz i tak zwróciłaś się
do mnie po pomoc.
- Z Kolem sobie poradzę, martwią mnie jednak jego sojusznicy i to, co
wyczynia- odparła Pierwotna, posyłając Klausowi wymuszony uśmiech-to poszło za
daleko, martwię się o niego. Najpierw przemieniał tych wszystkich ludzi i
podrzucał pod drzwi łowcy, potem nakłonił go do zabicia matki wiedźmy, porwał
twoją blond zdzirę a teraz jeszcze zauroczył Salvatore'ów. Omal się nie
pozabijali w walce o Elenę!
- Skąd pomysł, że to ostatnie jest dziełem naszego braciszka?- spytał
Klaus niewinnie, wydymając wargi- po tylu wiekach powinnaś już być obeznana w
mechanizmach rodzinnego mordobicia. A Salvatore'owie całe życie spierają się o
kobietę. Nie zdziwię się, jeśli ostatecznie skończą w kazirodczym, gejowskim
związku- dodał ze złośliwą satysfakcją. Rebekah skrzywiła się na te słowa.
- Jesteś niesmaczny- prychnęła z właściwą sobie wyniosłością-
według tej logiki nasza rodzina już wieki temu powinna zacząć organizować
dzikie orgie.
- Teraz to ty jesteś niesmaczna- odgryzł się Klaus, ale w jego oczach
rozbłysło coś na kształt podziwu.
W głębi duszy uwielbiał spierać się ze swoją małą, zuchwałą,
sarkastyczną, upartą, pełną sprzeczności, egoistyczną siostrzyczką.Po części
wynikało to z jego wrodzonego masochizmu- w końcu ojciec przez całą jego
młodość udowadniał mu, że jest nikim, że nie powinien się urodzić- stawiał mu
wyzwania i wysokie wymagania, którym nie potrafił sprostać. Chodziło też o jego
dumę, o świadomość, że jest niepokonaną pierwotną hybrydą- budzącym grozę i
respekt potworem, z którym żadna istota, żywa czy martwa, nie mogła się równać.
Niewielu było takich, którzy odważyli się stanąć z nim w szranki a jeszcze
mniej osób wyszło z takiej potyczki bez szwanku. Właściwie to poza jego
rodziną, Caroline, braćmi Salvatore i Eleną (których ocalił z wiadomych
względów), chyba nikt a w tej chwili liczba osób, z którymi mógł prowadzić
podobne dyskusje drastycznie się obniżyła.
Sama myśl o tym natychmiast przypomniała mu o powodzie, dla którego po
raz kolejny siostra chciała zjednoczyć z nim siły, chowając swą wymuskaną dumę
do kieszeni.
-Że też wcześniej na to nie wpadłem- wyszeptał Pierwotny, przystając
gwałtownie.
Rebekah również się zatrzymała, wpatrując się w niego z wyraźnym
zaskoczeniem, po części zdziwiona nagłą zmianą nastroju a po części faktem, że
Klaus w pewnym sensie w tym jednym zdaniu przyznał się do błędu, czegokolwiek
on dotyczył, a to nie zdarzało się często. Zwykle nie pozwalała mu na to jego
narcystyczna natura, więc w chwilach takich jak ta Rebekah skupiała na nim całą
swoją uwagę.
- Co jest?- spytała, gdy pełna napięcia cisza zaczęła się przedłużać w
nieskończoność.
- Wcześniej nie połączyłem tego z tymi wszystkimi wydarzeniami, wydawało
mi się to mało istotne w obliczu tylu zagrożeń i całkiem zapomniałem... Nie
pomyślałem...
- O czym ty mówisz do diabła?- warknęła dziewczyna, już porządnie
zniecierpliwiona.
- Pamiętasz tę noc w Nowym Yorku, gdy myślałem, że udało mi się złapać
Elenę a okazało się, że to Katherine? Tyler przybył jej na ratunek, chciał
ocalić przyjaciółkę i wtedy Petrova skręciła mu kark a sama uciekła.
- Pamiętam- potwierdziła Pierwotna, nie bardzo rozumiejąc do czego jej
brat zmierza- potem razem z Damonem i Eleną odbiłam Loockwooda z twoich
wrednych łapsk.
- Tak, ale przedtem Tyler groził mi kołkiem z białego dębu- kontynuował
Klaus, wywołując przerażenie siostry- na pewno nie chciał mnie zabić, bo wtedy
on i jego przyjaciele byliby martwi a nawet on nie byłby na tyle głupi, by
poświęcić ich dla zemsty. Chodzi jednak o to, co mi wówczas umknęło.Tyler
musiał być w zmowie z Marcelem, inaczej nie znalazłby się w posiadaniu
narzędzi, zdolnych nas zabić a to oznacza, że nasz drogi braciszek usunął go z
więcej niż jednego powodu... Bo to, że to on zabił Lockwooda rozumie się samo
przez się.
- Ale dlaczego w takim razie zauroczył Salvatore'ów i włożył im do
kieszeni te głupie liściki?- spytała Rebekah, marszcząc brwi.
- Jakie liściki?
- Włożył im do kieszeni połowy kartki, na każdej z nich wypisano kilka
słów. Razem tworzyły jedno zdanie: "Niech zwycięży lepszy". To samo
zdanie wypowiedział Damon w momencie, gdy przymierzał się do wyrwania serca
Stefana.
-Ostro- skomentował Klaus z mieszaniną podziwu i złośliwej satysfakcji.
Rebekah ściągnęła brwi skonsternowana.
- Boże, siostrzyczko! Spędziłaś z tymi nudziarzami aż tyle czasu, że
straciłaś nasze słynne rodzinne poczucie humoru?- zawołał Niklaus w świętym
oburzeniu. Dziewczyna przewróciła oczami a Nik zaśmiał się cicho.
- To poczucie humoru może przysporzyć nam wiele problemów- przypomniała
mu, ponownie sprowadzając rozmowę na poważniejszy aspekt omawianego problemu-
Kol nie działa sam, bo liścik nie był napisany jego pismem ani tym bardziej
pismem Caroline czy Salvatore'ów, przynajmniej według Eleny. Nie działa z
Marcelem co rozumie się samo przez się, ale ma sojuszników, inaczej nie dałby
rady tak długo ukrywać swojej obecności i działać na taką szeroką skalę nie
ryzykując zdemaskowania. Pragnie tego samego co my, ale dochodzi do tego innymi
sposobami, używając ludzi, którzy działają dla nas. To sabotaż, mierzony
bezpośrednio w nas. Kol jest trzecią, niezależną siłą tego konfliktu.
- Musimy poznać jego potężnych sojuszników, dowiedzieć się kim są-
warknął Klaus, zaciskając usta w cienką linię- a potem ich zniszczyć, aby
pożałowali, że kiedykolwiek z nami zadarli.
Rebekah jedynie skinęła głową na znak, że wspiera go w tym planie w stu
procentach.
Oboje byli zdeterminowani, wściekli i rozczarowani zachowaniem brata.
Choć rozumieli poniekąd jego motywy nie mogli pojąć, dlaczego Kol nie potrafi
odpuścić wiedząc, jaka jest stawka. Na przestrzeni tych kilku wieków
Mikealsonowie wielokrotnie byli gotowi się pozabijać, ale w obliczu zagrożenia
stawali się na powrót jedną, potężną rodziną, gotową zginąć za swoich bliskich.
Co się zmieniło?
- Chyba najwyższy czas złożyć braciszkowi niezapowiedzianą wizytę-
mruknął Klaus i ruszył wzdłuż ulicy. W głowie już układał sprytny plan jak
doprowadzić do kolejnego "rodzinnego spotkania" i jak powinno ono
przebiegać.
Rebekah bez słowa podążyła za nim. Choć w życiu by się do tego nie przyznał
jej milczące towarzystwo jak zwykle dodawało mu otuchy.
****
Elena już od pół godziny miotała się po pensjonacie niczym zwierzę w
klatce. Za cholerę nie mogła znaleźć sobie miejsca i siłą woli zmusiła się,
żeby nie zadzwonić do Rebekah. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że musi
jej zaufać, że zadanie, którego podjęła się Pierwotna jest czasochłonne i
wymaga pełnej koncentracji, ale nie mogła już znieść tej bezczynności. Damon i
Stefan omal się nie pozabijali a Caroline została porwana przez psychopatę,
którego siostra przysięgła naprawić to za wszelką cenę.
"Czy ten dzień mógłby być piękniejszy?"- pomyślała gorzko siadając na kanapie i
sięgnęła po pamiętnik, namyślając się nad swoim ostatnim wpisem. To wszystko
było takie dramatyczne, pełne bólu i wewnętrznego rozdarcia i teraz miała
napisać kolejną dołującą notkę, opisać kolejny "dzień w raju"?
Nie rozumiała, dlaczego to wszystko musi być takie trudne. Dlaczego jej
życie nie może toczyć się zwyczajnym, spokojnym rytmem jak życiem każdej
przeciętnej nastolatki? Dlaczego jej największym problemem nie mogą być stroje,
fryzury i wybór uczelni, na której spędzi następne pięć lat? Dlaczego nie mogła
się zakochać w zwyczajnym, średniozamożnym chłopaku i razem z nim poznawać
uroki wczesnej dorosłości?
"Dlaczego?" było
pytaniem kluczowym, nieustannie zaprzątającym jej myśli.
Sfrustrowana Elena z hukiem zamknęła dziennik i wydała z siebie jeden,
pełen goryczy wrzask.
To wszystko nie miało sensu. Nie mogła tu dłużej siedzieć bezczynnie,
nie mogła udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku. W pierwszym odruchu
chciała wyjść, znaleźć Rebekah, pomóc jej ocalić Caroline i zmusić do
odczynienia uroku, rzuconego na Salvatore'ów, lecz zaraz porzuciła tę
absurdalną myśl.Wiedziała, że tylko Rebekah potrafiła obcować ze swoimi braćmi
i tylko ona mogła powstrzymać ich przed niepotrzebnym rozlewem krwi. To ona,
jako osoba po części odpowiedzialna za ten cały bałagan, musiała się uporać z
tym wszystkim, podczas gdy Elenie w udziale przypadła rola więziennego
strażnika, czekającego na ocknięcie się swych podopiecznych.
Świadomość, że Damon i Stefan usychają w piwnicy nieprzytomni i
nieświadomi faktu, że ledwie godzinę temu byli bliscy śmierci z ręki brata
powodowała ścisk serca i drżenie ciała. Do tej pory Elena odpędzała od siebie
te nieprzyjemne myśli, ale teraz, gdy pozwoliła sobie na chwilę zadumy nie
mogła się już ich pozbyć. Pamiętała, że Rebekah ostrzegała ją, by nie ważyła
się nawet zbliżyć do lochów, ale w tej chwili nie miało to dla niej najmniejszego
znaczenia. Jakaś niewidzialna siła pchała ją w kierunku piwnicy i nic nie mogła
na to poradzić. Nie wiedziała, czy powoduje nią zwykła, nieodparta ciekawość
czy też troska, ale czymkolwiek to było, powoli lecz nieubłaganie prowadziło ją
do lochów.
****
- Nie wiem już co mam robić- wyszeptała Elena chwilę później,
spoglądając na obu braci Salvatore przez kraty u szczytu mosiężnych drzwi
lochów, w którym wcześniej razem z Rebekah ich zamknęła- nie wiem co się ze mną
dzieje i nie rozumiem co się stało między nami. To wszystko jest takie
trudne... Chciałabym móc spojrzeć wam w oczy, po prostu przeprosić i
wiedzieć, że między nami już wszystko będzie w porządku. Chciałabym przestać
się bać, że uznacie mnie za dwulicową kłamczuchę, niewartą waszego czasu i
waszej energii i chciałabym powiedzieć wam to wszystko prosto w oczy...
- Więc zrób to- dobiegł ją ochrypły głos Damona. Elena podskoczyła
gwałtownie i ostrożnie zajrzała do jego tymczasowej celi. Damon właśnie dźwigał
się na nogi i z trudem usiadł na pryczy w kącie.
Wyglądał okropnie. Jego koszulę plamiła krew, jego własna i
Stefana, twarz lepiła się od potu a włosy tkwiły w dzikim nieładzie. Mętny,
rozbiegany wzrok z wyraźnym wysiłkiem skupił na Elenie i pomimo dzielącej ich
odległości spojrzał jej prosto w oczy.
- Zrób to- powtórzył pewniej, oddychając ciężko- zawsze możesz to potem
zwalić na moje majaki usychającego wampira i wszystkiego się wyprzeć, ale zrób
to do diabła- jego wzrok miał w sobie siłę, która ją hipnotyzowała i nie
pozwalała przejść obojętnie nad nakazem, czającym się gdzieś w ich wnętrzu- nie
można całe życie być tchórzem Eleno.
- Ja... Myślałam, że jesteście nieprzytomni- zaczęła Elena niepewnie a
kącik ust Damona mimowolnie uniósł się w górę.
- Jestem silniejszy dzięki swojej diecie- wyjaśnił- braciszek pewnie
przez jakiś czas będzie jeszcze nieprzytomny, więc mamy chwilę dla siebie.
Gdyby tylko nie te kraty...- dodał z żalem a serce Eleny zabiło mocniej na
aluzję, czającą się w jego lazurowych oczach.
- Przestań- poprosiła cicho, spuszczając wzrok- dobrze wiesz, że te
frywolne komentarze są nie na miejscu.
- A ty dobrze wiesz, że do tej pory mi to nie przeszkadzało- odparł,
przeciągając głoski i mrużąc oczy w ten swój seksowny, damonowy sposób- jedyne
co się zmieniło to fakt, że teraz mogę wymieniać z bratem doświadczenia
łóżkowe.
Elena skrzywiła się i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Sądziłam, że gdy odrobinę zgłodniejesz staniesz się pokorniejszy-
westchnęła ciężko.
- W takim razie powinnaś w wyjątkowo namiętny sposób podziękować mi za
kolejną życiową lekcję, jakiej ci udzieliłem- odparł wampir, uśmiechając się
pod nosem- a oto nasza dewiza na dziś: nadzieja jest matką głupich.
- A złośliwość siostrą słabych i zgorzkniałych- warknęła Elena natychmiast.
Damon zaśmiał się cicho i w tej samej chwili wstrząsnął nim gruźliczy
kaszel. Elena odwróciła wzrok i wierzchem dłoni otarła wilgotne oczy. Doskonale
pamiętała co czuła, gdy Stefan był w podobnym stanie jak jego brat w tej chwili
i wiedziała, że obaj po raz któryś z kolei będą zmuszeni przejść przez to
piekło. Nienawidziła tej części wampirycznej natury, ale wiedziała, że tylko w
taki sposób może utrzymać w ryzach ich bratobójcze zapędy.
- Krwi...- wycharczał Damon, osuwając się na kolana.
Siłą woli Elena powstrzymała napływające do oczu łzy.
- Musisz poczekać z tym do jutra- wyszeptała, opierając czoło o kraty-
jeśli odzyskasz pełnię sił wyważysz te drzwi i będzie próbował znów zabić
Stefana a na to ci pozwolić nie mogę.
Damon uniósł głowę i oddychając ciężko spojrzał jej prosto w oczy.
Przeraził ją ten drapieżny, morderczy błysk, którym zapłonęły wpatrzone w nią
dwa lazurowe oceany i ten ironiczny uśmieszek, który wykrzywiał jego kształtne
usta. Krzyknęła, gdy bez ostrzeżenia zmaterializował się z twarzą przyciśniętą
do krat. Serce zabiło jej mocniej, gdy przekrzywił głowę i zmrużył oczy jakby
oceniał zwierzę na wybiegu, lecz potem nagle jego oczy złagodniały i straciły
ten morderczy wyraz a długie palce wysunęły się zza krat i delikatnie pogładziły
jej czoło, powieki, zgrabny nosek, policzek i wreszcie zatrzymały się pod
brodą, kciukiem pieszcząc bladoróżową powierzchnię ust. Elena zadrżała i
niemal instynktownie uchyliła wargi i przybliżyła twarz do jego twarzy. Teraz
dzieliły ich jedynie te nieszczęsne kraty i oboje dobrze wiedzieli, co mogłoby
się wydarzyć, gdyby nie one. Elena sama nie byłą pewna, czy powinna się
cieszyć, że jednak tam są czy je za to znienawidzić. Jak zahipnotyzowana
wpatrywała się w jego usta, które od jej ust dzieliły milimetry i dopiero jego
ledwie słyszalny szept wybudził ją z transu.
- To zawsze był i już zawsze będzie Stefan.
Elena zamrugała kilkukrotnie, starając się od nowa zebrać myśli.
- Kto ci to powiedział?- zapytała, również szeptem.
- Ty sama- odparł, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie-
niezliczoną ilość razy.
- Nie, Damon... Pytam kto ci to powiedział teraz, dzisiaj- wyjaśniła,
delikatnie, odejmując jego palce od swojej twarzy i ściskając je w
geście otuchy. Damon zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Proszę cię, powiedz mi kto nakłonił cię do zaatakowania brata-
ciągnęła brunetka, przysuwając się jeszcze bliżej drzwi- czy to Kol? Czy to Kol
kazał ci zabić Stefana?
- To nie był Kol- obruszył się od razu Damon- to byłaś ty. Chciałem
ułatwić ci podjęcie decyzji, bo twoje wahanie nas obu zabija. Już wolę umrzeć
niż żyć w zawieszeniu.
Zabolało. Elena ze świstem wciągnęła powietrze i gwałtownie zamrugała
powiekami, próbując odgonić napływające łzy. Dobrze wiedziała, że to nie były
jego słowa. Mówił mechanicznie jak robot, jakby wyuczył się tych kilku
zdań na pamięć i dziewczyna zdawała sobie sprawę, że to wszystko wina uroku,
któremu go poddano. Nie mogła się jednak oprzeć wrażeniu, że ma rację, że
po raz pierwszy ktoś powiedział jej prawdę prosto w oczy i skonfrontował się z
jej własnym egoizmem i nie mogła powstrzymać wyrzutów sumienia, które ogarnęły
ją na samą myśl o tym.
- Nigdy się nie wahałam... Nie tak naprawdę- szepnęła, gdy po jej
policzku stoczyła się samotna łza- ale rozumiem co czujesz... Wybacz mi
Damonie.
Po tych słowach posłała mu ostatnie, smutne spojrzenie i powolnym
krokiem opuściła piwnicę, zostawiając Salvatore'ów samych w kompletnych
ciemnościach.
- Chyba narozrabialiśmy braciszku- mruknął Damon, ponownie kładąc się na
pryczy.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
****
Elena podskoczyła gwałtownie, gdy niespodziewanie rozbrzmiał dźwięk jej
telefonu. Od godziny tkwiła w kompletnym bezruchu- siedziała na kanapie w
salonie z rękoma zaplecionymi na kolanach i wpatrywała się w ogień, trzaskający
w kominku. Teraz jednak zerwała się na równe nogi w wampirzym tempie i sięgnęła
po komórkę z nadzieją, że gdy tylko odbierze telefon usłyszy dobre wieści,
pierwsze od kilku tygodni.
Nie spoglądając nawet na wyświetlacz nacisnęła zieloną słuchawkę i
przyłożyła telefon do ucha.
- Halo?
-Elena Gilbert?- odezwał się męski, nosowy głos po drugiej stronie
aparatu. Dziewczyna zmarszczyła brwi zaskoczona. Nigdy wcześniej nie słyszała
tego mężczyzny, nie miała pojęcia o co może chodzić, ale ton jego głosu nie
brzmiał zbyt optymistycznie.
- Tak...- odparła niepewnie.
-Jestem znajomym Damona Salvatore- rzekł mężczyzna poważnie.
"Tylko nie to!"-
pomyślała Elena z rozpaczą. Zawładnęły nią same najgorsze przeczucia. Żadna
przyjemna rozmowa nie zaczynała się w taki sposób.
- W czym mogę pomóc?- spytała dziewczyna na przekór samej sobie,
starając się zachować zimną krew i nie wyciągać pochopnych wniosków.
- Och, doprawdy w niczym- roześmiał się gardłowo- jest mi jedynie
niezmiernie przykro, że będziesz płacić za błędy swego wampirycznego
przyjaciela. W końcu tyle już w życiu przeszłaś...
- O czym ty mówisz do cholery?!- krzyknęła Elena wprost do telefonu- kim
jesteś?!
- Dobrą Wróżką- zakpił mężczyzna- a może jednak złą... Nie wiem, pewnie
powinienem zapytać o zdanie twoją przyjaciółkę... Caroline, prawda?
Serce Eleny zabiło mocniej, gdy uświadomiła sobie, co to oznacza.
- Porwałeś Caroline- wyszeptała z niedowierzaniem- współpracujesz z
Kolem... Kim jesteś? Czego chcesz?
- Jestem kimś, kto potrafi zadbać o przetrwanie- odparł mężczyzna- kimś,
kto potrafi wykazać się cierpliwością i zaplanować zemstę. Kimś, kto dąży do
wyznaczonego celu bez względu na przeszkody, które staną mu na drodze.
- Czego chcesz?- warknęła Elena, starając się zapanować nad strachem,
który ją ogarnął. Czuła się jak mała, bezbronna dziewczynka, prowadzona na
ścięcie. Jedyne o czym potrafiła myśleć to Caroline, jej najlepsza
przyjaciółka, która byłą w rękach tego świra. Jednocześnie dotarło do niej, że
w takim razie Rebekah nie udało się spełnić obietnicy. Najprawdopodobniej nie
podejrzewała nawet, że jej brat współpracuje z kimś tak niezrównoważonym, bo
to, że jej rozmówca miał psychiczne problemy rozumiało się samo przez się.
Jeśli nawet Rebekah i Klausowi nie udało się rozpracować planów Kola i
jego małej szajki to jakie szanse miała ona, słodka i delikatna Elena, o którą
wszyscy przez całe życie dbali do tego stopnia, że gotowi byli oddać za nią życie,
byle tylko nie narazić jej na bezpośrednie starcie z wrogiem?
- Chcę, aby łowca się pospieszył- rzekł mężczyzna głosem zimnym, ostrym
niczym miecz- potrzebujemy tej cholernej mapy a porwanie waszej słodkiej
blondyneczki ma go tylko zachęcić do wzmożonej pracy. To od was zależy, w jakim
stanie i czy w ogóle wróci do domu.
- Jeremy nienawidzi wampirów, nie przejmie się zniknięciem Caro tylko
tym, że to nie on ją zabije!- krzyknęła Elena z paniką w głosie.
- Och, to wielka szkoda- zacmokał jej rozmówca z udawanym żalem- w takim
razie nie przejmie się również, że jestem w posiadaniu krwi jego siostrzyczki i
za pomocą jednego celnie wymierzonego zaklęcia mogę ją zmieść z powierzchni
ziemi, prawda?
- Co?
- Podziękować za to możesz tylko swojemu przyjacielowi Damonowi, o ile
dobrze kojarzę. Jakoś umknął mi moment, gdy się przedstawiał. Za bardzo zajęty
byłem ścieraniem resztki przyjaciół z dywanu i ze ścian.Na jego nieszczęście
nie miał pojęcia, że nasza grupa liczy sobie więcej niż dziesięć osób.
- Słucham?- Elena gwałtownie zamrugała powiekami zszokowana.
- Dobrze, w takim razie słuchaj uważnie- warknął mężczyzna- jesteś
powodem, dla którego zamordował moich najbliższych, w tym moją szesnastoletnią
siostrzenicę, Nelly. Chciał cię znaleźć za wszelką cenę i kazał jej się z tobą
połączyć. Potem zabił ją bez mrugnięcia okiem.
Dopiero teraz do Eleny dotarł sens jego słów i z wrażenia aż
przykucnęła. Pamiętała doskonale tamten dzień, gdy została porwana i poddana
torturom i pamiętała dzień, gdy ocalił ją Damon. Pamiętała wszystko, co działo
się w jej głowie, pamiętała, ile bólu sprawiła jej każda wizyta porywacza w
umyśle i to, w jaki sposób odkopywał jej wspomnienia, poznawał ją na wylot. Do
tej pory zadawała sobie pytania dlaczego i jak to się stało.
Pamiętała też jednak połączenie, o którym mówił ten facet. To było
niesamowite uczucie, przerażające i obezwładniające i Elena nigdy więcej nie
chciała tego doświadczyć. W tamtym jednym, przerażającym momencie rozpoznała
jedną ze stron tego połączenia, po tym wszystkim nie mogła jej zresztą pomylić
z nikim innym: wielka i nieosiągalna Katherine Pierce. Nie kojarzyła jednak
drugiej osoby, choć widziała jej śmierć jej oczami. Najpierw ujrzała
pochylającego się nad nią Damona a potem poczuła przeszywający ból i już
wiedziała, co się wydarzyło. Nie zastanawiała się jednak nad tym aż do tej
pory, zbyt wiele złych rzeczy działo się wokół niej, żeby roztrząsać tak z
pozoru błahą kwestię, najważniejsze było, że Damonowi udało się wyciągnąć ją z
tego koszmaru.
Czy to możliwe, że przez własny egoizm i ignorancję pominęła
najważniejszy element tej piekielnej układanki?
- Posłuchaj, doskonale rozumiem, co czujesz- powiedziała Elena,
starając się zapanować nad drżeniem głosu- ja też straciłam wielu najbliższych,
wiem jak to boli, ale krzywdzenie niewinnych dla zemsty i satysfakcji...
- Nie próbuj mnie tu urabiać!- ryknął- nie jestem naiwnym dzieckiem i
mam swoje powody, dla których potrzebuję tej mapy. Jedynie środki, jakich do
tego używam zostały zainspirowane przez Damona.
- Co to wszystko znaczy?!
- To znaczy, że twój przyjaciel przekona się, jak to jest stracić kogoś,
na kim zależy mu najbardziej- głos mężczyzny wręcz ociekał sarkazmem- jedynie
od szybkości waszego działania zależy, ile osób ucierpi, zanim go
znienawidzisz. Zegar tyka...
- Kim ty jesteś do cholery!- wrzasnęła Elena.
- Zapytał Damona kim są podróżnicy. On powinien najlepiej wiedzieć, kogo
czyni swymi wrogami- odparł mężczyzna, po czym zakończył połączenie.
Elena zacisnęła dłonie w pięści i w wampirzym tempie pognała do piwnicy.
Damon leżał na pryczy, pogrązony we własnych myślach, gdy usłyszał huk
roztrzaskiwanego o ścianę telefonu.
- Ty zakłamany egoisto!- wrzasnęła Elena, z całej siły uderzając w
ścianę obok drzwi jego celi- jak zwykle posunąłeś się za daleko! To wszystko
twoja wina, to wszystko przez to, że nie potrafiłeś odpuścić! Nienawidzę tej
twojej chorej troski i chorej miłości, nie widzisz nic poza własną
przyjemnością i zadowoleniem! Co ja w ogóle gadam, ty przecież nie masz
pojęcia, czym jest miłość! Nie obchodzi cię, jak bardzo ucierpię psychicznie o
ile tylko jestem bezpieczna, prawda?! Co cię obchodzi, że nie pozbieram się po
stracie kolejnych bliskich osób, co cię obchodzi, ile nocy przepłaczę?!
- Mogę się chociaż dowiedzieć, co takiego zrobiłem?- zapytał Damon
chłodno, niewzruszony jej wybuchem. Elena zmrużyła drapieżnie oczy i syknęła
rozwścieczona do granic możliwości.
- A może ty mi powiesz kim są podróżnicy i dlaczego mszczą się za twój
brak zahamowań, co?!- krzyknęła po raz kolejny- może mi powiesz dlaczego
współpracują z Kolem i knują przeciwko mnie? Dlaczego grożą, że wykorzystają
moją krew, żeby mnie skrzywdzić, że zabiją moich najbliższych i tylko od tego,
jak szybko ujawnimy mapę na ciele Jeremiego zależy, jak bardzo bolesne to dla
mnie będzie? Dlaczego porwali Caroline?
- Eleno...- w głosie Damona pobrzmiewało niedowierzanie i troska.
- Daj spokój- dziewczyna powstrzymała go zdecydowanym ruchem dłoni, z
ledwością hamując łzy- dłużej tego po prostu nie wytrzymam! Jeśli żadne z was
nie potrafi zaprowadzić tu porządku, zrobię to sama- warknęła i ulotniła się w
wampirzym tempie.
- Oj, chyba narozrabiałeś braciszku*- rozległ się ochrypły głos Stefana
z celi obok.
Pomimo powagi sytuacji Damon uśmiechnął się półgębkiem.
"Chyba jednak aż tak się od siebie nie różnimy Stefanio"- pomyślał z ponurym rozbawieniem.
---------------------------------------------------------
* Nie wiem, czy skojarzycie- chodzi generalnie o to, że Damon użył tych samych słów podczas jego rozmowy z Eleną chwilę wcześniej, zaraz po tym, jak ocknął się w piwnicy ;)