Dodaję dzisiaj,
zgodnie z obietnicą. Jak zwykle w trakcie zmieniłam jeszcze z piędziesiąt razy,
cała ja xD Jestem wykończona i nawet nie sprawdzała błędów, więc byłabym
wdzięczna za wskazanie ich :****
ENJOY :****
- Myślałem, że czarownice nie mogą tego robić. To ingerencja w prawa
natury.
- Inaczej domyśliliby się, że cos jest nie tak. Nie możesz wniknąć w
kolejne ciało, nie budząc przy tym podejrzeń. Dla nas wszystkich liczy się
jedynie to, by ocalić świat przed moimi dziećmi i ich potomkami. Jeśli
chcę naprawić błędy, muszę się poświęcić.
Krew w jego żyłach na nowo zawrzała, gdy serce rozpoczęło nieśmiałą
walkę o dominację nad śmiercią. Po chwili jego klatka piersiowa zaczęłą unosić się
i opadać a podrażnione przez długi niedostatek tlenu płuca wywołały niemal
gruźliczy kaszel. Gdzieś na samym skraju świadomości usłyszał dźwięk,
przypominający pisk myszy, uciekającej przed kotem i nie musiał nawet otwierać
oczu, by wiedzieć, do kogo należy.
- Ben?- wyjąkała Bonnie a on uśmiechnął szczerze, chyba po raz pierwszy
od stuleci.
- Wróciłem- szepnął jedynie i wykończony opadł na poduszki. Gdy poczuł
na sobie rozbiegane dłonie mulatki już wiedział, że teraz wszystko będzie
dobrze. Gra wciąż trwa, a on może być jedynym zwycięscą.
****
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Nalej mi jeszcze- nakazał Stefan bełkotliwie, obracając się na barowym
krześle. Donovan spojrzał na wampira z niepokojem i pokręcił głową, zaciskając
usta w cienką linię.
- Nie ma mowy- zaprotestował, zabierając mu sprzed nosa prostokątną
szklaneczkę- wypiłeś dość na dzisiaj i na kilka następnych miesięcy. Ktoś inny
na twoim miejscu umarłby trzy razy. Idź do domu, stary.
- Nie rozumiesz, co do ciebie mówię?- zdenerwował się Salvatore, spoglądając
na przyjaciela w taki sposób, że aż go ciarki przeszły. Jednak od odejścia
Tylera był innym człowiekiem. Zmienił się, zmuszony radzić sobie całkowicie sam
w gronie nadprzyrodzonych popaprańców. Nie był już zwyczajnym wesołym
wyrostkiem, pracującym za barem a stanowczym mężczyzną, który nie mógł
pozwolić, by kolejny z jego przyjaciół się stoczył. Spojrzał w zamgłone oczy
Stefana, które w tej chwili wyrażały jedynie pustkę.
- Nie matrw się, nie popadnę w naług- mruknął wampir z krzywym
usmiechem- po prostu po pijaku o wiele łatwiej znieść niektóre rzeczy.
-Wszyscy mamy problemy- powiedział Matt z troską, jednocześnie
obsługując kolejnego klienta- i to takie, o jakich zwykłym ludziom się nie
śniło. Ja też nie mam się najlepiej, ale to nie znaczy, że powinienem
zapijać swój smutek i żal. O takich rzeczach się rozmawia, zwłaszcza, gdy ma
się do tego dobrego słuchacza.
- A ty zgłaszasz się na ochotnika?- prychnął Stefan pogardliwie, ale gdy
Matt spojrzał na niego znacząco, westchnął ciężko- nie ma o czym gadać, jasne?
Straciłem dziewczynę, którą kochałem a ona pocieszyła się w ramionach mojego
rodzonego brata. Straciłem dziewczynę, której nie kochałem, bo uciekła jak
ostatni tchórz, za co na własne nieszczęście nawet nie mogę jej winić. Zginął
dzieciak, którego miałem chronić a my dalej nie znaleźliśmy sprawcy...
- To się po prostu stało, okey?- Matt klepnął go po przyjacielsku w
ramię, uśmiechając się blado- nic na to nie poradzimy i trzeba żyć dalej.
Pamiętaj, że wszyscy kogoś straciliśmy. Na szczęście mamy jeszcze siebie.
- Matt ma rację- wtrąciła Rebekah, która niespodziewanie pojawiła się
koło nich i pokręciła głową widząc stan Stefana, po czym bez zbędnych
komentarzy chwyciła go wpół i pomogła mu zwlec się z barowego krzesła.
Zatoczyli się oboje, powoli sunąc w stronę wyjścia.
- Zaopiekuję się nim, nie martw się- zapewniła Matta z delikatnym
uśmiechem, jednak to wcale nie uspokoiło blondyna, wręcz przeciwnie- po
wszystkim, co się między nimi ostatnio wydarzyło stał się bardziej czujny na to
kto znajduje się w pobliżu Pierwotnej a relacja Rebekah i Stefana zaczęła
napawać go niepokojem. Nie było tajemnicą, że wampirzyca miała słabość do
Salvatore'a ze względu na ich goracy romans w latach dwudziestych. Był jedną z
nielicznych osób, na których Rebekah kiedykolwiek zależało, czyli jego
potencjalnym rywalem.
Rywalem?
Co to słowo w ogóle oznaczało? Rywal, to osoba walcząca o coś,
przeciwnik, którego nalezy pokonać. A w tym przypadku jaka była nagroda?
Długo zastanawiał się nad postępowaniem Pierwotnej, ale nigdy nie
doszedł do satysfakcjonujących wniosków, nigdy nie potrafił racjonalnie
wytłumaczyć własnych odczuć, związanych z podobnymi sytuacjami. No bo czy mógł
winić Rebekah za te nieliczne przejawy człowieczeństwa? A może ona zawsze była
wspaniałą dziewczyną, skrywającą się za maską chłodu i ironii? Skoro w stosunku
do niego potrafiła się zachować przywoicie dlaczego miałaby odmówić tego
Stefanowi, swojej dawnej miłości, który przecież nigdy tak naprawdę jej nie
skrzywdził? I co właściwie się między nimi działo? Jakie znaczenie miał ten
pocałunek, a właściwie całus w pośpiechu i pod wpływem emocji, głównie
wdzięczności i szczęścia z odzyskania przyjaciela?
Od tych wszystkich pytań aż rozbolała go głowa a tu przecież nie było
czasu na roztkliwianie się nad sobą. Wyrzuty sumienia ogarnęły go już w chwili,
gdy uświadomił sobie, że zamiast opłakiwać Tylera i okazywać mu należny
pośmiertny szacunek on krąży myślami wokół dziewczyny, potwora właściwie, tyle
razy próbującego zniszczyć życie jego przyjaciołom. Nawet teraz wraz z bratem
szantażem zmusiła ich do pomocy w znalezieniu lekarstwa, które z pewnością
chciała wykorzystać do niecnych celów. Jak ktoś taki może budzić w drugim
człowieku całą gamę pozytywnych uczuć i reakcji? Powinien to sobie ostro wypersfadować
już wtedy, gdy po raz pierwszy pomyślał, że Rebekah Mikealson wcale nie jest
taka zła, że jest całkiem miła, tylko zagubiona i że miłość do niej wcale nie
jest aż tak nierealna, jak mogłoby się z początku wydawać. Był idiotą,
kompletnym debilem i nic na to nie mógł poradzić. Ta dziewczyna budziła jego
zaintersowanie i jak ostatni kretyn wierzył, że mógłby jej pomóc, że nie jest
tak do końca stracona, że on, Matt Donovan, potrafiłby przywrócić ją na
właściwe tory, choć jasne było, że ona nigdy nie będzie ani do końca dobra, ani
do końca zła. Nie umiał jej zaszufladkować i chyba wcale nie chciał. Jedyne, o
czym marzył od chwili, gdy ją pocałował to to, aby lepiej ją poznać i
zrozumieć. Bał się, bo powoli zaczynało mu zależeć a do tej pory jedynymi kobietami
w jego życiu, pomijając nieżyjącą siostrę była Elena, Caroline i Bonnie. Nie
miał pojęcia jak się wobec tego zachować i czy Rebekah myśli tak samo, więc
zwyczajnie ignorował własne potrzeby i udawał, że nic takiego się nie
wydarzyło, że do tego pocałunku, który właściwie nie był niczym specjalnym,
wcale nie doszło. Czy naprawdę jeden malutki gest może zmienić tak wiele,
przewrócić życie do góry nogami?
Wiedział, że powinien przestać o tym myśleć, lecz mimo to
nie potrafił tego powstrzymać. Nie, gdy obiekt jego wątpliwości stał tuż obok
patrząc na niego wielkimi oczami, koloru burzowego nieba. Do pracy powrócił
dopiero wtedy, gdy Rebekah i Stefan zniknęli mu z oczu. Wciąż nie mógł się na
niczym skupić i bez przerwy się mylił. W końcu frustracja sięgnęła zenitu-
rozeźlony rzucił fartuch na blat i bez słowa opuścił lokal, zostawiając go pod
opieką nowego pracownika, Davida Astone'a, który zastąpił Jeremiego na czas
jego nieobecności. Nie obchodziło go, czy chłopak sobie poradzi, czy jutro po
przyjściu do Mystick Grill nie dowie się, że musi szukać nowej pracy i czy
knajpa w ogóle będzie tu jeszcze stała. Chyba po raz pierwszy w żyicu pomyślał,
że przecież stać go na więcej i że musi w końcu pomyśleć o sobie.
"Kawa, prysznic i kilka godzin snu powinny postawić mnie na
nogi"- stwierdził w myślach,
głośno ziewając.
****
- No i co ty sobą reprezetujesz?- jęknęła Rebekah, siłą wyciągając go z
samochodu. Stefan zatoczył się i gdyby nie jej opiekuńcze ramię na pewno ległby
na ziemię jak kłoda. Blondynka zacmokała z dezaprobatą i w wampirzym tempie
przeniosła go do jego sypialni, rzucając na łóżko. Salvatore wybuchnął
niepochamowanym, pijackim śmiechem.
- I co teraz?- spytał bełkotliwie, unosząc się delikatnie na łokciach-
bo zapowiada się całkiem nieźle- dodał z błyskiem w oczach i lubieżnie oblizał
wargi. Pierwotna wywróciła oczami i bez słowa sięgnęła do wewnętrzej kieszeni
swojej skórzanej kurtki, wyciągając fiolkę z przezroczystym płynem. Stefan
zmarszczył brwi i posłał jej pytające spojrzenie, ale w mig pojął wszystko, gdy
wampirzyca odkorkowała zawleczkę i wylała na niego kilka kropel substancji.
Skóra w miejscu, z którym zetknął się płyn zaczęła skwierczeć i parować, by po
chwili ukazać niewielkie, piekące ranki. Stefan zawył, zaskoczony i spojrzał na
uśmiechniętą od ucha do ucha Pierwotną z wściekłością malującą się w zielonych,
już przytomnych oczach.
- Werbena- warknął, pocierając boleśnie pulsujące ranki, które powoli
zaczynały się goić- oszalałaś?
- Musiałam cię uratować, bo zaczynałeś się zachowywać się jak twój brat-
stwierdziła blondynka spokojnie- brakowało tylko, żebyś urządził dziką imprezę
na grobie swoich ofiar i zażądał butelkę burbona.
- Jesteś okropna- stwierdził wampir tonem obrażonego pięciolatka.
Rebekah zachichotała.
- Wiem- odparła rezolutnie, przysiadając obok niego na łóżku- a ty już
nie jesteś taki pijany jak kilka minut temu. Nie ma za co.
Stefan zmrużył oczy i spojrzał na nią z wyraźną rezygnacją.
- Ty naprawdę musisz mnie nienawidzić, skoro chcesz doprowadzić do tego,
że w końcu eksploduję z nadmiaru emocji i myśli- powiedział na wpół żartem na
wpół serio- alkohol pozwala zapomnieć.
- Nie zapomnieć tylko zagłuszyć- poprawiła go dziewczyna, odruchowo
przeczesując palcami jego brązowo-złote włosy- po wytrzeźwieniu wszystko wraca
z podwójną siłą. Skończmy tę dyskusję- nie jesteś Damonem, ty inaczej radzisz
sobie z problemami. Stawiasz im czoła. Nie pozwól, żeby ta dziewczyna...
- TA DZIEWCZYNA ma na imię Elena i nie będę o niej z tobą rozmawiał-
uciął ostro, krzywiąc się z bólu, jakby sama myśl o ukochanej napawała go
cierpieniem. Przez chwilę Rebekah i Salvatore mierzyli się na spojrzenia, ale w
końcu oboje spuścili wzrok, zawstydzeni kierunkiem, w jakim podążyła ich
rozmowa.
- Okey, przepraszam. Nie powinnam się mieszać- powiedziała w końcu
Rebekah sztywno a gdy Stefan skinął głową na znak rozejmu, uśmeichnęła się
blado- powiem to inaczej: musimy jak najszybciej ustalić, kto zamienia
mieszkańców w wampiry i jesteś nam do tego niezbędny. Weź się w garść, inaczej
brat małej zdziry, którą tak bardzo chronisz zacznie krzywdzić dawnych
znajomych, przyjaciół, rodzinę...
- Po raz kolejny nam grozisz?- spytał Stefan z niedowierzaniem.
- Nie ja, mój brat- odpowiedziała Rebekah z powagą wręcz urzędową- nie
cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel a czas powoli nam się kończy. Naprawdę
potrzebujemy tego lekarstwa- podkreśliła, ruszając do drzwi- prześpij się,
nabierz sił.
- Ty wiesz, kto zabija mieszkańców- zawołał za nią Salvatore, gdy ta
sięgnęła po klamkę. Rebekah zatrzymała się wpół gestu, stojąc plecami do niego.
Przez jej głowę przebiegła naraz gonitwa myśli. Każda gorsza od poprzedniej. I
tysiące wspomnień, które zlewały się w jedno, tworząc niewyraźny kalejdoskop
obrazów, wrażeń, dźwięków.
Tydzień wcześniej, Mystick Falls
Roztrzęsiony Matt to nie był widok, który pragnęła oglądać codziennie.
Siedział na kanapie w swoim salonie, podczas gdy ona krzątała się w
kuchni niemal w wampirzym tempie, przygotowując herbatę. Po chwili podała mu
kubek parującego płynu. Chłopak podziękował jej niewyraźnie i upił łyk, jakby
nie czując gorąca, niemal wrzątku, który przecież parzył mu język i przełyk.
Zresztą od momentu, gdy przyprowadziła go do domu stał się nieczuły na
wszystko. Jego twarz umorusana była ziemią, ubranie poszarpane i zbroczone
krwią, wargi sine a włosy zlepione od potu. Cały się trząsł i nawet nie chciała
wiedzieć co widzą w tej chwili jego zamglone, nieobecne oczy. Wyglądał ja
siedem nieszczęść i tak się czuł, gdy po jego policzkach sływały gorzkie łzy.
On sam jakby nie zdawał sobie nawet z tego sprawy, nieświadomy tego, co się z
nim właściwie dzieje. Już dawno wyzbył się dumy i wstydu, obalił przekonanie,
że mężczyźni nie powinni płakać i okazywać tak silnych emocji. Być może w
innych okolicznościach czułby się głupio, przeżywając to wszystko w
towarzystwie Pierwotnej, ale nie dziś- dziś odnalazł ukojenie w jej ramionach,
w jej pokrzepiającym uśmiechu i w jej czułych słowach pocieszenia, szeptanych
wprost do ucha. Chyba po raz pierwszy od śmierci Vicky czuł się jak mały
zagubiony chłopiec- bezradny i podatny na zranienia. Pragnął jedynie zasnąć i
już nigdy się nie obudzić. Ból, przeszywający jego ciało był nie do zniesienia.
- Był dla mnie jak brat- wyjąkał drżącym głosem. To były jego pierwsze
słowa, od kiedy usiadł na tej kanapie i Rebekah nastawiła uszu, uważnie
słuchając wszystkiego, co miał do powiedzenia- razem uczyliśmy się liczyć,
pisać, jeździć na rowerze i podrywać dziewczyny. On i Elena wspierali mnie, gdy
mój tata umarł i gdy matka zostawiła nas, żeby podróżować z jakimś fagasem po
Europie. Był przy mnie w najtrudniejszych momentach mojego życia a ja przy nim
w chwilach jego triumfu. Zrobiłbym dla niego wszystko a nie potrafiłem go
ochronić.Na moich oczach oderwał mu głowę, widziałem to! Widziałem, jak umiera,
patrzyłem mu prosto w oczy i nic nie zrobiłem! Nie mogłem się ruszyć! Nie
mogłem mu pomóc! Co ze mnie za przyjaciel?!
Najgorsze było to, że Matt za nic nie potrafił przypomnieć sobie twarzy
oprawcy. Pamiętał wszystko co się wydarzyło, każdy szczegół tamtej nocy, ale
nie rzecz najistotniejszą- kto zabił, kto dokonał tak makabrycznego aktu
przemocy i uszedł z tego bezkarnie. Rebekah próbowała nawet na niego wpłynąć,
zmusić do uruchomienia tego wspomnienia, lecz z marnych skutkiem. Wywołało to
jedynie większą rozpacz Matta i przysporzyło mu tylko więcej bólu, więc
zaprzestała dalszych działań.Jednego jednak była już pewna na sto procent- ktoś
majstrował przy jego wspomnieniach, jakich wampir lub wiedźma, dysponująca siłą
równającą się potęgą Pierwotnych. Rebekah miała nawet podejrzenia co do tego,
kto był na tyle okrutny, by zatrzeć po sobie ślady jednocześnie zostawiając w
głowie bezbronnego chłopaka tak makabryczne obrazy, ale nie mogła ich teraz
potwierdzić. Nie, dopóki nie była pewna, że Matt jest całkowicie bezpieczny.
- Matt, Matt- szepnęła miękko zmuszając go, by na nią spojrzał. Ból i
desperacja, malujące się w jego oczach ją przeraziły, sprawiły, że na moment
przestała oddychać. Nie miała pojęcia jak zareagować.
- Proszę, zabierz to ode mnie- jęknął, chwytając się za głowę- nie chcę
tego czuć! Dlaczego wszystkich tracę?! Proszę, nie chcę tego wiedzieć,
pamiętać! Błagam!Nie zniosę już więcej, rozumiesz?!
- Tak- potwierdziła, głośno przełykając ślinę. Wiedziała, że to co
zamierzała zrobić było pójściem na łatwiznę, że w normalnych okolicznościach
Matt by tego nie poparł, ale to nie były normalne okoliczności a on znajdował
się na skraju załamania nerwowego.
Rebekah ujęła jego twarz w obie dlonie i spojrzała mu prosto w
oczy.
- Niczego nie widziałeś.- powiedziała z mocą- To wszystko było tylko
złym snem. Śmierć Tylera była bezbolesna, dla ciebie też. Ty żyjesz dalej-
jesteś przyjacielem, futbolistą, prowdzisz normalne życie. Ból minął. Teraz
jesteś spokojny.
Jej źrenice kolejno rozszerzały się i zwężały przy każdym słowie,
hipnotyzując blondyna, sprawiając że nie mógł wykonać żadnego ruchu, odwrócić
wzroku. Po chwili z jego ust wydobył się spokojny, beznamiętny głos.
- Tyler umarł, ale nie cierpiał. Ja żyję dalej- jestem przyjacielem,
futbolistą, prowadzę normalne życie. Tylera już nie ma, ale to nie boli. Jestem
spokojny.
Rebekah uważnie obserwowała jego twarz. Widziała moment, w którym jego
łzy obeschły a z oczu zniknął desperacki błysk szaleńca. Jego oddech powoli
wracał do normy a on sam przestał się trząść i wpartrywał się w Pierwotną
wielkimi jak spodki oczami.
- Matt, wszystko w porządku?- spytała niepewnie. Nie odpowiedział-
pocałował ją jedynie namiętnie, napierając na nią tak, że aż się położyła na
kanapie.
Mimo, że jako wampir była od niego znacznie silniejsza poddała się jego
zabiegom bez słowa protestu.
Całowali się zachłannie, namiętnie, ucząc się siebie na pamięć. Matt
wplótł palce w jej złote włosy i pociągnał delikatnie sprawiając, że jej gardła
wydobył się zduszony jęk przyjemności. Powtórzył ten manewr, dżąc z
podniecenia. Już zapomniał, jakie to wspaniałe uczucie.
Rebekah, czując jego dłonie, błądzące po kazdym zakamarku jej ciała nie
pozostała mu dłużna. Po chwili jego koszula wylądowała na dywanie. Jęknęła, gdy
zaczął ssać jej szyję, miadżyć w dłoni jej pełną pierś, podgryzać płatek ucha.
Gorące soki zawrzały u wrót jej kobiecości.
Matt był taki czuły, namiętny, kochany. Jedynym co się dla niego liczyło
była jej przyjemność a to upajało niczym afrodyzjak. W jej wnętrzu zawrzało
pragnienie, silne i nieokiełznane. W tej chwili przestała myśleć, wszystko inne
straciło znaczenie. Już dawno zapomniała o tajemniczym mordercy, o okrutnej
śmierci Tylera, o lekarstwie na wampiryzm, o swoim bracie. Nic się już nie
liczyło poza grą ich spragnionych siebie ciał.
Oboje byli zaskoczeni rozwojem sytacji. Nigdy nie pomyśleliby, że to
może się tak potoczyć, że może nimi zawładnąć tak dzikie pożądanie. Nic też nie
zapowiadało, że się temu tak po prostu poddadzą, że kiedykolwiek wydarzy się
coś podobnego.
I dokładnie w tym momencie rozdzwonił się jej telefon. Początkowo go nie
usłyszała, zajęta siłowaniem się z paskiem od spodni Matta, potem próbowała
ignorować tę irytującą melodyjkę, całując jego tors. Jednak w momencie, gdy
chłopak już miał ją pozbawić górnej części garderoby zirytowana do granic
możliwości wescthnęła cięzko i nacisnęła tę cholerną zieloną słuchawkę.
- Halo?- warknęła a po drugiej stronie aparatu usłyszała tak dobrze
znany śmiech, który zmroził krew w jej żyłach.
- Witaj kochanie, widzę, że dobrze się bawisz- powiedział wesoło Marcel
a Rebekah zamarła wpół gestu- wiedziałem, że kobieta taka jak ty nie będzie na
mnie czekać całą wieczność, ale muszę przyznać, że jestem rozczarowany tą marną
podróbą, którą mnie zastąpiłaś...
- Czego chcesz?!- krzyknęła, rozglądając się wokół nerwowo. Romantyczny
nastrój gdzieś się ulotnił a z upajającego pożądania pozostał jedynie palący
wstyd i jedno pytanie: "Co ja najlepszego Wyprawiam?!"- pokaż się
tchórzu!- warknęła do słuchawki, odpychając od siebie dłonie Matta.
- Spokojnie kochanie, bo podwyższy ci się ciśnienie a to szkodzi
kobietom w twoim wieku- zironizował, doprowadzając ją do białej gorączki.
- Poczekaj, jak tylko cię dorwę pożałujesz, że żyjesz!
- Doprawdy? A nie wolisz się dowiedzieć, kto zginie następny? Kot tym
razem straci głowę...
Rebekah z furią rzuciła telefon przed siebie a ten roztrzaskał się o
najbliższą ścianę. Tym pięknym akcentem zakończyła połączenie z byłym
kochankiem.
Matt wpatrywał się w nią z mieszaniną zdziwienia i lęku. Rebekah jednak
wiedziała, że w takim stanie jest niebezpieczna dla każdego kto wejdzie jej w
drogę, tym bardziej dla człowieka, istoty bezbronnej i całkowicie niewinnej.
Uciekła więc w wampirzym tempie bez słowa wyjaśnienia, zostawiając go w
najgorszym dniu jego życia na wpółnagiego i całkowicie zdezorientowanego.
Nie odeszła jednak daleko. Całą noc czekała, krążąc wokół jego domu
czekając, aż Marcel lub któryś z jego sługusów się pojawi, by mogła zakończyć
tę sprawę raz na zawsze. Na szczęście lub nieszczęście od tamtej pory w Mystick
Falls nie wydarzyło się już nic więcej godnego uwagi.
Rebekah potrząsnęła głową,
wybudzając się ze wspomnień. Spojrzała w zielone oczy Stefana, oczekujące
wyraźnej odpowiedzi na nurtujące go pytania. Pierwotna głośno przełknęła ślinę.
- Nie- powiedziała w końcu beznamiętnie- nie mam zielonego pojęcia-
dodała i opuściła jego pokój, zostawiając go samego i zdezorientowanego,
zatopionego we własnych myślach.
No cóż, w mieście takim jak Mystick Falls historia lubiła się
powtarzać.
****
- Elena- usłyszała
gdzieś na granicy świadomości, pomiędzy jawą a snem. Jęknęła, niespiesznie
uchylając powieki i westchnęła ciężko, czując pulsujący ból w skroniach i
szczęce. Początkowo dzienne światło ją oślepiło, jednak już po chwili jej oczom
ukazała się rozświetlona szerokim uśmiechem twarz Bonnie.
- Gdzie ja jestem?- wychrypiała Elena, rozglądając się wokół i probując
podnieść się do pozycji siedzącej. Udało się, jednak nie bez pomocy Bonnie, co
bardzo ją zaniepokoiło. Była wampirem, nie powinna być tak słaba i tak bardzo
bezbronna.
Syknęła cicho, czując palący ból w każdym mięśniu. Jednak wraz z
wybudzaniem się z chwilowego otępienia jej własne dolegliwości zeszły na dalszy
plan. Z przerażenia aż zaczęła się trząść, jej oczy stały się wielkie jak
spodki a pod powiekami zgromadziły się łzy.
- Jeremy!- jęknęła i spróbowała wstać, jednak opiekuńcze ramię
przyjaciółki jej na to nie pozwoliło. Przez chwilę się szamotały po czym Elena,
zrezygnowana, opadła ponownie na poduszki.
- Z Jeremiem wszystko w porządku- zapewniła ją Bonnie, gładząc
troskliwie jej twarz- Damon, ja a nawet Ben się nim zajmujemy....
- Damon?- podchwyciła Elena a na jej twarzy, najwyraźniej całkowicie
bezwiednie, pojawił się delikatny uśmiech- to znaczy, że wszyscy mają się
dobrze, tak?
- Tak- potwierdziła mulatka- wszystko będzie dobrze, ale....
- W takim razie możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?- przerwała jej
Elena, rozglądając się wokół z ciekawością. Bonnie zmarszczyła brwi a po chwili
na jej twarz powrócił szeroki, trochę figlarny uśmiech.
- Nie kojarzysz miejsca, gdzie spędziłaś najlepsze imprezy w liceum?-
zażartowała a dezorientacja na twarzy przyjaciółki tylko dodatkowo ją
rozbawiła- to domek letniskowy Caroline.
No tak! Dopiero teraz wampirzyca zrozumiała, dlaczego to miejsce wydało
jej się znajome. Ojciec Caroline zostawił ją i jej matkę, gdy jej przyjaciółka
była zaledwie dziewięcioletnią dziewczynką. Oczywiście Caro w końcu zaczęła go
rozumieć a nawet popierać, wiedziała, że jako homoseksualista nie mógł
sprzeciwić się swojej naturze, nawet dla córki, którą przecież bardzo kochał.
On jednak robił wszystko, by wynagrodzić jej te wszystkie lata, gdy nie mógł
być dla niej ojcem dwadziesta cztery godziny na dobę a ona, choć nie miała mu
tego za złe, często korzystała z jego chojności. I tak wyprosiła u niego zakup
domku letniskowego nad urokliwym jeziorem, gdzie średnio raz na tydzień razem z
Tylerem, Mattem, Eleną i Bonnie organizowała najlepsze imprezy dla całej
szkolnej elity, albo nocowanki w gronie przyjaciół, zależnie od humoru.
Najważniejsze było to, że ten domek był jej taką ostoją wolności, miejscem,
którego nie skalała rodzicielska kontrola. To tu Elena straciła dziewictwo z
Mattem, to tu Caroline po raz pierwszy się całowała ze swoim pierwszym
chłopakiem, Nicolasem Stewartem i tu Vicky zaczęła po kryjomu palić skręty. To
miejsce było kolebką ich dorosłości, miejscem, gdzie wszystko się zaczęło i
wszystko się skończyło. W końcu impreza, z której rodzice próbowali zabrać
Elenę w noc, gdy ulegli wypadkowi też miała miejsce w tym domku, w donku, który
przechowywał wspomnienia ich beztroski i młodzeińczego szczęścia. Jeszcze
teraz, patzrąc na drewniane ściany Elenie zdawało się, że słyszy oszałamiająco
głośno muzykę, śmiechy pijanego towarzystwa i wyznania, które padały podczas
zabawy w "butelkę".
- Jak się tu znaleźliśmy?- spytała. Jej ostatnim wspomnieniem był
płonący domek letniskowy jej rodziców a jakby nie było znajdował się on kilka
kilometrów od tego miejsca...
- Damon cię tu przyniósł- wyjaśniła jej Bonnie ostrożnie a Elena
odniosła nieodprate wrażenie, że coś przed nią ukrywa- wasz samochód doznał
lekkich obrażeń podczas pożaru a nie mogliście jechać z nami i Jerem z
wiadomych względów...
Elena zmarszczyła brwi, ale po chwili rzeczywistość uderzyła w nią z
podwójną siłą.
No tak. Jeremy, łowca wampirów, brat, który pragnął jej śmierci...
- Wszystko będzie dobrze- zapewniła ją szybko przyjaciółka, widząc
smutek w jej spojrzeniu- naprawimy to...
- Ja nie wiem, co się ze mną dzieje- jęknęła Elena, łapiąć się za głowę.
Czuła się fatalnie- bolało ją całe ciało, wszystkie mięśnie i każdy z osobna.
Byłą osłabiona i widziała jak przez mgłę. Przez to wszystko myślała z opóźnieniem
a słowa Bonnie prawie do niej nie docierały.
Mulatka objęła ją ramieniem uspokajająco.
- Krew Bena cię zatruła- powiedziała powoli tonem, którym dorosły
tłumaczy dziecku największe oczywistości tak, aby go nie przestraszyć- jest
nienaturalna a ty się na nim pożywiłaś... Swoją drogą to dosyć ciekawe i musi
mieć związek z jego bezpośrednim powiązaniem z pierwszymi czarownicami...
- Nic z tego nie rozumiem...
- No tak, trudno się dziwić. W końcu straciłaś cały tydzień...
- Że jak?!
Bonnie uśmiechnęła się pocieszająco i chwyciła ją za rękę.
- Już tłumaczę- wzięła głęboki oddech i przełknęła głośno ślinę- przede
wszystkim musisz wiedzieć, że waszego domku nie dało się uratować. Przykro mi
Eleno. Pamiętasz w ogóle moment pożaru?
- Oczywiście- odparła dziewczyna natychmiast zdziwiona tym pytaniem.
- No właśnie to nie jest takie oczywiste. Widzisz, byłaś bardzo
osłabiona, nie myślałaś trzeźwo i gdy Damon wrócił ratować Jeremiego...
- Zaryzykował dla niego życie?- przerwała jej Elena, wpatrując się w nią
szeroko otwartymi oczami, pełnymi przerażenia.
- Raczej dla ciebie- poprawiła ją czarownica z bladym uśmiechem- w
każdym razie ty wpadłaś w amok. Wciąż myślałaś o mnie, o swoim bracie, ale...
Jak już mówiłam byłaś bardzo osłabiona, potrzebowałaś krwi i poddałaś się swoim
instynktom- pożywiłaś się na Benie, jednocześnie podając mi swoją krew.
Ocknęłam się dokładnie w momencie, gdy Damon wyniósł Jera z płonącego budynku a
ty straciłaś przytomność. To nie powinno się wydarzyć, bo przecież fizycznie
dzięki krwi Bena odzyskałaś pełnię sił. Potem zobaczyłam, że Ben nie oddycha...
- O mój Boże, zabiłam go?!- zawołała Elena z czystym przerażeniem.
- Spokojnie- Bonnie położyła ręce na jej ramionach w uspokajającym
geście- daj mi dokończyć. Byłam zła, smutna i przerażona, ale pamiętałam, jak
przywróciłam Jera do życia i pomyślałam, że mogłabym chociaż spróbować to samo
zrobić z Benem. Jednak okazało się, że wasz samochód wyłądował w jeziorze-
Jeremy musiał go tam ulokować po tym, jak ogłuszył mnie i Bena. W każdym razie
jasne było, że trzeba coś zrobić- ty byłaś nieprzytomna, Jer ogłuszony, ale
wciąż śmiertelnie niebezpieczny, Damon osłabiony do granic możliwości a ja
chora z przerażenia. Zadecydowaliśmy, że ja pojadę swoim samochodem razem z
Benem a właściwie jego ciałem, i Jeremiem a Damon zaniesie cię do najbliższego
bezpiecznego miejsca.Nie mieliśmy wyjścia, gdyby Jer się ocknął i zechciał was
zaatakować nie mielibyśmy możliwości, by was obronić. Podałam Damonowi
dokładne wskazówki jak dotrzeć do domku letniskowego Caroline i sama odjechałam
w tamtym kierunku. Pamiętałam, że Caroline trzyma klucz pod wycieraczką a poza
tym ten domek należy do niej, do wampira więc nie mieliście najmniejszego
problemu, żeby się tu dostać.
Droga była okropna, cudem uniknęłam wypadku samochodowego... Damon wcale
nie miał lepiej. Nie mógł się pożywić, był wykończony prawie jak wtedy, gdy
ugryzł go wilkołak a mimo to niósł cię przez las... Gdy w końcu dołączył do
mnie trzy godziny później słaniał się na nogach, był spocony i blady jak
papier, cały poraniony i posiniaczony. Myślałam, że ma przywidzenia, wciąż
powtarzał, że musi cię chronić, że grozi ci niebezpieczeństwo... Podałam mu
krew z zapasów Caro a ciebie położyłam w sypialni obok. Tej samej nocy ocknął
się Ben...
- Udało ci się go uratować- Elena odetchnęła z ulgą, ale Bonnie
zacisnęła usta w cienką linię, kręcąc głową.
- Nie zdążyłam nic zrobić i to było w tym wszystkim najdziwniejsze-
tamtej nocy uwierzyłam w cuda- rzekła z powagą- do tej pory nie wiem, co się
stało i to mnie martwi. Skąd mam wiedzieć, czy nie zadziałała tu czarna magia?
- Przekonamy cię- zapewniła ją Elena, próbując ignorować nasilający się
ból głowy- a możesz mi wyjaśnić, co oznacza, że ominęłam cały tydzień?
- Tyle czasu byłaś nieprzytomna- odparła mulatka- oczywiście budziłaś
się czasem, ale zawsze wtedy mówiłaś od rzeczy i ponownie zasypiałaś. Ben
powiedział, że to rodzaj pierwotnej osłony, że jego krew tak wpływa na wampiry.
Gdy dociera do organizmu wampira działa jak trucizna z tą różnicą, że
oczywiście nie może doprowadzić do śmierci. Wtedy jedynym ratunkiem jest
poczekać aż całkowicie wyparuje. W normalnych warunkach dzieje się to wraz ze
wzrostem aktywności i wytwarzanej energii, ale ty byłaś nieprzytomna, więc ten
cały proces uległ zaburzeniu. Przez cały ten czas nie mogliśmy cię karmić, stąd
twoje dolegliwości. Ale teraz, gdy już rozmawiasz ze mną normalnie wiem, że
resztki krwi Bena opuściły twój oraganizm...
- A co z Jeremiem?- zapytała Elena, ignorując swoje naturalne reakcje,
które pojawiły się na samą wzmiankę o świeżej krwi- gdzie jest Damon? Muszę z
nim porozmawiać...
- Jeremy jest pod dobrą opieką- odparła Bonnie z pokrzepiającym
uśmiechem- ja i Ben pracujemy nad tym, żeby przywrócić go do naturalności a
Damon... próbuje panować nad jego agresją.
- Co to znaczy?- zaniepokoiła się Elena. Przecież dobrze znała
skłonności mrocznego wampira, wiedziała jakimi metodami się posługuje a jej
siedemnastoletni braciszek czego by nie zrobił nie zasłużył na traumę do końca
życia- chcę z nim porozmawiać- zażądała ponownie.
- Do usług- usłyszała w odpowiedzi męski głos, który z pewnością nie
należał do jej przyjaciółki. Wampirzyca rozejrzała się zdezorientowana i w
progu ujrzała Damona Salvatore we własnej osobie.
Z wrażenia aż zaparło jej dech. Czy on był kiedykolwiek równie
przystojny i seksowny jak w tej chwili?
Jego jedwabiste kruczoczarne włosy były lśniące, nastroszone i zaczesane
do tyłu. Czarna koszula idealnie podkreślała perfekcyjnie umięśnioną klatkę
piersiową a rozpięty guziczek przy szyi odsłaniał fragment gładkiej skóry,
której fakturę zdołała już poznać. Intensywnie lazurowe oczy w oprawie
naturalnie długich i czarnych rzęs, których pozazdrościć mogłaby mu niejedna
dziewczyna, wyraźnie odcinały się na tle bladej skóry. I wreszcie te zmysłowe
pełne usta, które wręcz zapraszały do pocałunków a które teraz wygięte były w
kpiarskim uśmiechu.
Damon widział dokładnie jej wzrok, prześlizgujący się po każdym
centymetrze jego ciała i napawało go to dumą i satysfakcją. Opierał się
nonszalancko o futrynę drzwi, niespiesznie obracając w palcach woreczek ze
szpitalną krwią i czekał na moment, gdy dziewczyna wybudzi się z transu, w jaki
teraz wpadła i uświadomi sobie, że właśnie bezczelnie rozbiera go wzrokiem, po
czym spuści głowę i zakłopotana załozy włosy za ucho, rumieniąc się delikatnie
na policzkach. Znał to na pamięć i podejrzewał, że i tym razem będzie tak samo.
I w końcu ich oczy się spotkały. Oboje zatonęli w swoich spojrzeniach,
tracąc momentalnie komtakt z rzeczywistością. W tej chwili nie było rzeczy
ważniejszej od głębi, w której mogli tonąć bez końca i tych wszystkich uczuć,
na które natykali się po drodze. Radość, namiętność, pragnienie... To wszystko
czaiło się gdzieś tam, nanizana na nitki czasu, czekając na dogodny moment, by
się ujawnić. kompletnie zapominając o Bonnie, siedzącej przecież na łóżku
obok Eleny. Dopiero odchrząknięcie mulatki wybudziło ich z transu.
- Zostawię was samych- powiedziała czarownica i nie czekając na reakcję
przyjaciółki ulotniła się z pokoju. Elena zmarszczyła brwi i zaśmiała się
nerwowo, gdy Damon przysiadł na brzegu jej łóżka i podał jej woreczek z krwią.
Niemal rozerwała opakowanie i przyssała się do rurki, przymykając oczy z
rozkoszy. Była tak koszmarnie głodna...
Damon uśmiechnął się pod nosem i delikatnie pogładził ją po policzku.
- Spokojnie skarbie, wiem, że jesteś głodna- powiedział- musieliśmy cię
trochę zagłodzić, ale spójrz na to z innej strony- teraz możesz jeść do woli i
nie martwić się o figurę!
Elena nie mogła powstrzymać śmiechu na te słowa, ale pech chciał, że usta
miała pełne krwi i częśc jej posiłku po prostu wypłynęła kącikami, plamiąc jej
brodę na brunatno. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco, ale wampir tylko
pokręcił na to głową i zaczął ją wycierać, stopniowo przybliżając się do niej
coraz bardziej. Zamarli tak na dobrą sekundę, ledwie centymetry od swoich ust.
On wciąż gładził ją po twarzy, choć już dawno otarł z niej krew a ona nie mogła
przestać wpatrywać się w jego usta, które wręcz urosły w jej oczach. Damon
przybliżył się powoli, powolutku i już ich wargi miały zatopić się w pocałunku,
gdy...
- Co działo się przez ten tydzień?- spytała Elena na jednym wdechu,
wprost w jego usta. Damon zamarł i przymknął powieki, licząc w myślach do
dziesięciu, po czym odsunął się od niej i z lubieżnym uśmiechem, patrząc jej
prosto w oczy, oblizał palce, wciąż brudne od krwi, którą wytarł z jej twarzy.
Elena głośno przełknęła ślinę, ale choć serce tłukło jej się w piersi i on na
sto procent to słyszał nie odwróciła wzroku.
- Najpierw najedz się do syta- zakomenderował, podając jej kolejne
woreczki z krwią- ciepła Rh plus, chyba dobrze pamiętałem?- dodał z łobuzerskim
uśmiechem. Elena przewróciła oczami i odkorkowała pierwszą zawleczkę, sącząc
brunatny płyn. Kolejne dziesięć minut minęło im w ciszy. Damon z lubością
obserwował, jak Elena zaspokaja jedną ze swoich podstawowych potrzeb, coraz
spokojniej pijąc krew. Widział, jak kolory powoli wracają na jej twarz, jak
napięcie, sygnalizujące ból i inne fizyczne objawy niedożywienia opuszcza jej
ciało, jak dziewczyna powoli odzyskuje wigor i energię.
- No więc?- ponagliła go, gdy ostatnia porcja ciepłego płynu została
przez nią opróżniona do cna.
- A co chcesz wiedzieć?- spytał Damon zrezygnowany. Miał nadzieję
odroczyć tę nieuniknioną rozmowę jak najdalej w czasie a właściwie to miał
nadzieję w tej chwili robić coś kompletnie innego, również za pomocą ust, ale
jednak...
- Najlepiej wszystko- zarządziła Elena z pełnym wigoru uśmiechem,
którego tak brakowało mu przez ostatnie siedem dni, tym samym wyrywając go z
jego marzeń. W oczach Damona zalśniły niebezpieczne iskierki, które spowodowały
przyspieszone bicie jej serca. Damon zmrużył oczy seksownie i wydął usta w
wyrazie wyższości.
- Może zacznę tam, gdzie wiedźma skończyła ci opowiadać- zaproponował z
chytrym uśmiechem- byłaś nieprzytomna, budziłaś się średnio co cztery godziny
cała rozpalona, gadałaś od rzeczy, mamrotałaś przez sen...
- Mamrotałam przez sen?- spytała dziewczyna, wytężając umysł, by
przypomnieć sobie co takiego jej się śniło, ale w głowie miała jedynie czarną
dziurę- co mówiłam?- dodała z obawą. Ten niebezpieczny błysk w jego
oczach mówił jej, że to nic dobrego.
- Właściwie niewiele- odparł z pozoru obojętnym tonem. Nie wytrzyał
jednak długo, bo już po chwili na jego twarz powrócił złośliwy uśmiech zdobywcy-
poza tym, co już wiem: że jestem nieziemsko przystojny, że nie można mi się
oprzeć, że marzysz o tym, żeby znów mnie pocałować...- z każdym słowem zbliżał
się do niej coraz bardziej, ale Elena przerwała jego zabiegi jednym, mocnym
uderzeniem puchowej poduszki. Damon jęknął teartalnie, udając wielkie
cierpienie, ale to jedynie wywołało pobłażliwe spojrzenie Eleny i jej pełen
kpiny uśmiech.
- Bądź poważny- poprosiła, wywracając oczami.
- Jestem całkowicie poważny- obruszył się wampir- a ty naprawdę uważasz,
że jestem seksowny. Masz to wypisane na twarzy kochanie- dodał, celowo kładąc
nacisk na ostatnie słowo.
Jego bezpośredność zbiła ją z tropu do tego stopnia, że na moment
zaniemówiła, czując gorąco w każdym fragmencie swojego ciała.
"-Czy to było naprawdę aż tak widoczne?"- zastanawiała się gorączkowo. Przecież robiła
wszystko, co tylko mogła, żeby się od niego odsunąć, oddzielić tę część swojej
niechlubnej przeszłości grubą kreską i poskładać swoje życie a raczej to, co z
niego zostało, z powrotem do kupy.
Damon chyba zauważył, jaki mętlik w jej głowie wywołały jego bezmyślne
słowa, bo przestał się uśmiechać i wbił intensywne spojrzenie w jej oczy, jakby
tam mógł wyczytać wszystkie sekrety jej duszy, których nigdy nie wyjawiłaby
głośno. Przecież to miał być tylko niewinny żarcik, ale od chwili ich
"małej" przygody w Nowym Yorku ona każde jego słowo brała aż nad to
na serio i analizowała, jakby oceniając, czy jej zagraża.
- Księżniczko- szepnął, ujmując jej twarz w obie dłonie. Miejsca,
których dotykały jego smukłe palce paliły ją żywym ogniem, spróbowała odwrócić
od niego wzrok, ale jej na to nie pozwolił, uspokajająco gładząc ją po
policzkach. Ale jego dotyk wcale jej nie uspokoił a jedynie pobudzić myśli i
pragnienia, które chciała zakopać na samym dnie swojej świadomości- jakoś to
będzie, nie? Wszystko się ułoży...
Widziała, ile wysiłku kosztowały go te słowa. Widziała, jak bardzo się
starał.
"Jakoś to będzie"
znaczyło tyle co: "Wiem, że to był tylko niewinny wybryk, że żałujesz.
Wiem, że i tak pójdę w odstawkę, ale chcę chociaż móc być przy tobie, zawalczyć
mimo, że na końcu to zawsze będzie Stefan". To bolało także i ją,
nawet bardziej niż chciała to przyznać. I nie chodziło tylko o jej niezwykłą
wrażliwość na ludzką krzywdę ani nawet o wyrzuty sumienia- to było coś znacznie
prostszego, coś do czego potrafiła się przyznać i z czym umiała się pogodzić:
Damon był dla niej ważny. Tyle razy ją ratował, służył radą i pomocą, tak wiele
dobrego dla niej zrobił i tak bardzo wyróżnił się na tle innych ludzi, że nie
mogło być inaczej.
- Damon...- szepnęła, odejmując jego dłonie od swojej twarzy. nie mogła
już dłużej znieść jego dotyku ani tego intensywnego spojrzenia- dla mnie teraz
najważniejszy jest mój brat- wyznała szczerze. Mimo wszystko nie chciała, żeby
poczuł się odtrącony, po raz kolejny zresztą- i myślę, że w tej sytuacji dla
ciebie tez powinien być. Wszystko inne może poczekać.
- Poczekać?- Damon spojrzał na nią z niedowierzaniem- już jutro możemy
nie żyć!
- Proszę cię- jęknęła wampirzyca- dobrze wiesz, że...
- Wiem- przerwał jej Damon już spokojnie i uśmiechnął się blado- ale
muszę cię o coś jeszcze zapytać.
- Jasne- Elena spojrzała na niego z nieskrywaną ciekawością i ulgą.
Damon przygryzł wargę i zacisnął pięści, spuszczając wzrok. Denerwował się?
Przecież to kompletnie nie było w jego stylu...
- Pamiętasz, co mi powiedziałaś wtedy, podczas pożaru, zanim straciłaś
przytomność?- spytał gorączkowo, jakby jej odpowiedź była dla niego w tej
chwili priorytetem, rzeczą niezbędną do życia. A ona zmarszczyła brwi,
zmuszając się po raz kolejny do przeszukania wspomnień. Czy pamiętała?
Ogień, ból, obezwładniający dym, drgające z gorąca powietrze, strach...
strach o Bonnie, o Damona, o Jeremiego, który przecież robił to wszystko,
będąc częściowo w transie... Ramiona Damona i jego oczy błagające, by się nie
poddawała, by walczyła... I jego zmysłowe usta, widziane już przez mgłę,
poruszające się coraz wolniej i wolniej...
- A powinnam?- spytała w końcu, ale zaraz tego pożałowała, bo nim Damon
zdołał nad sobą zapanować na jego twarzy dostrzegła wyraźną rezygnację i
rozczarowanie. Wampir uśmiechnął się do niej blado, krótko ścisnął jej dłoń i
wstał.
- Nie, to nic ważnego- stwierdził siląc się na obojętny ton głosu i
ruszył w kierunku drzwi- a co do Jeremiego to właśnie idę z nim trochę
potrenować. Mówię ci, robi postępy.
- Co? Zaczekaj...- ale jej dalsze słowa stanowczo przerwało donośne
trzaśnięcie drzwi. Elena została w pokoju sama.
Dziewczyna dała upust gotującym się w niej emocjom rozbijając wazon,
stojący na stoliczku nocnym. Zacisnęła wargi, powstrzymując krzyk, który
pragnął wydobyć się z jej piersi i z roztargnieniem spojrzała w okno.
Jej oczom ukazał się Damon, który w wampirzym pędzie kopał w dorodny
dąb, który rósł w tym miejscu odkąd Elena sięgnęła pamięcią. Drzewo aż
zatrzęsło się całe w posadach i przełamało na pół. Elena aż podskoczyła na ten
widok. I dokładnie wtedy Damon spojrzał w keirunku jej okna, chyba tylko
po to, by ujrzeć jej przerażone spojrzenie i łzy, zbierające się kącikach oczu.
Dziewczyna odkoczyła jak oparzona, oddychając ciężko. Nie chciała, żeby myślał,
że go szpieguje.
Damon głośno przełknął ślinę i odszedł w kierunku lasu.
W głowie Eleny wciąż uparcie krążyła jedna myśl: "To moja
wina".
****
Marcel okążał swoich podwładnych, zaciskając usta w cienką linię.
- Mieliście ich śledzić!-
zagrzmiał a trójka średniej budowy chłopaczków aż skurczyła się w sobie-
mieliście JĄ śledzić! A tymczasem wy wracacie tu z podkulonymi ogonami...
- Panie, tam jest wampir potężniejszy od któregokolwiek z nas- odważył
się odezwać blondwłosy Dominic drżącym głosem- kazał się wynosić, groził
śmiercią...
- A wy tak po prostu go posłuchaliście?- mulat cały aż trząsł się ze
złości- samotnego wampirka...
- On jest potężniejszy...
- Milcz, już to słyszałem!- warknął Marcel- nie baliście się kręcić w
pobliżu najpotężniejszych wampirów na świecie a przestraszyliście się jednego
krwiopijcy mimo waszej liczebnej przewagi? Po co ja was przemieniłem do
chlery?!
- Tamci nie wiedzieli o naszej obecności- bronił się słabo Dominic- on
był..
Ale mulat miał już dosyć tych bezsensownych tłumaczeń. Jednym
zdecydowanym ruchem całą trójkę pozbawił głów. Trzy włochate piłeczki potoczyły
się po podłodze, ich oczy zastygły w wyrazie zdziwienia.
Marcel ponownie rozpoczął wędrówkę w tę i z powrotem, myśląc gorączkowo
nad tą beznadziejną sytuacją. Musiał to jakoś rozwiązać, musiał mieć oko na
Klausa i Rebekah. Wiedział, że zrobią wszystko, żeby go powstrzymać i ocalić
brata. Musiał być krok przed nimi, umieć przewidzieć każdy ich ruch i mieć czas
na zaplanowanie kontr-ataku. W dodatku ci trzej idioci zasiali w nim ziarenko
zwątpienia. A co jeśli tam rzeczywiście krąży niepokonany wampir, broniący
wstępu do miasta? Co jeśli rzeczywiście podobnie jak on znaleźli sobie
potężnego sojusznika?
- Ja to zrobię- odezwała się milcząca dotąd Devina. Mulat zdziwiony
zmrużył oczy, wpatrując się w jej czekoladowe tęczówki. Wciąż nie mógł
przywyknąć do jej nowego wyglądu, choć niewątpliwie był o wiele bardziej
korzystny niż poprzedni. Jej usta rozciągnęły się w chytrym uśmiechu.
- Ja nikogo się nie boję, to inni boją się mnie- rzekła z pewnością-
wyglądam jak te ich sobowtórki a przecież wszyscy je tam chołubią i kochają. Co
może się nie udać?
Z każdym jej słowem troska na twarzy Marcela stopniowo ustępowała
miejsca pełnej satysfkacji.
- Nic. To plan idealny- stwierdził, wpijając się w jej pełne usta.
Tak, zdecydowanie wolał ją w obecnym wydaniu.
****
Elena westchnęła ciężko i podniosła się z łóżka. Miała dosyć
bezczynności i ciągłego zadręczania się tymi wszystkimi problemami. Musiała im
stawić czoła do cholery a nie chować się po kątach niczym mała, bezbronna
dziewczynka. Z tą myślą opuściła pokój, w którym nieświadomie spędziła ostatni
tydzień.
- Damon już wrócił?- usłyszała głos Bena. No tak zapomniała o swoim
wampirzym słuchu. Wzruszyła ramionami i zdecydowała się, żeby to zignorować.
Potrzebowała pójść na spacer, potrzebowała odrobiny świeżego powietrza. Jednak
kolejne słowa sprawiły, że wrosła w podłogę i nie mogła się ruszyć.
- Wiesz, że wolałabym o tym nie rozmawiać- powiedziała Bonnie udręczonym
głosem- nie popieram tego, nie cierpię jej okłamywać.
- Elena to silna dziewczyna, ale wiesz, że nie zniosłaby czegoś takiego-
zapewniał ją blondyn- wiesz, że to jedyne wyjście. Chyba, że wolisz narazić się
Klausowi a tym samym zaryzykować życie swoje, Jeremiego, swoich przyjaciół...
- A co z jego zdrowiem psychicznym?- wybuchła mulatka- gdy już
przywrócimy go do normalności jak myślisz, jak zniesie poczucie winy za tyle
popełnionych zbrodni? Jak zniesie to, że Damon specjalnie dla niego przemieniał
tych wszystkich ludzi?
- Nie mieliśmy wyjścia i dobrze i tym wiesz- westchnął Ben- nie przejmuj
się, wszystko będzie...
- Co?- niespodziewanie dla obojga do pokoju wkroczyła Elena z
wściekłością wypisaną na twarzy- wszystko będzie dobrze, to chciałeś
powiedzieć?!
- Eleno...-zaczęła Bonnie, ale brunetka postawiła dłoń na sztorc,
skutecznie ją uciszając.
- Po prostu się zamknij- warknęła dziewczyna i szybkim krokiem kierując
się w stronę drzwi- Jeremy!- wołała po drodze.
- Eleno! Elena, nie!- krzyczeli za nią Bonnie i Ben, ale dziewczyna wykorzystała
wampirze tempo, żeby ich zgubić.
Znalazła się na werandzie, gdy usłyszała czyjś przeraźliwy okrzyk i
pojedyncze warknięcie. Czym prędzej ruszyła w tamtym kierunku. Działała jak w
amoku. Podbiegła do Damona, który przytrzymywał przerażonego mężczyznę tęgiej
budowy i odrzuciła go ze dwa metry do przodu. Zaskoczenie zrobiło swoje i
wampir osunął się po przeciwległym drzewie. Zaraz jednak podniósł się na nogi i
spojrzał na zmierzającą w jego kierunku szybkim krokiem Elenę.
Jej długie włosy powiewały na wietrze niczym u średniowiecznej walecznej
księżniczki. Jej ruchy były przyspieszone, wściekłe, oczy płonęły a twarz
wyrażała żądzę mordu. W tecj chwili przypominała mrocznego anioła zemsty,
burzę nie do pokonania. Jednak zanim zdążyła do niego dotrzeć coś wpadło na nią
z impetem, powalając ją na ziemię swoim ciężarem.
- Jeremy- szepnęła oszołomiona, widząc tuż przed sobą twarz brata
stężałą gniewem. Tak dawno go nie widziała, tak bardzo za nim tęskniła...
Jednak w najśmielszych snach nie wyobrażała sobie, że będzie to wyglądało tak
jak w tej chwili, że będzie musiała bronić się przed nim, jakby był jej
wrogiem.
Jeremy był naprawdę silny. Silniejszy niż ostatnim razem gdy ją
zaatakował i chyba bardziej zdecydowany. Nie zawahałby się wbić w jej
delikatne ciało drewnianego kołka, gdyby coś nie odciągnęło go gwałtownie do
tyłu. Bonnie i Ben podbiegli do niej i pomogli jej wstać, ale ona gwałtownie
wyrwała się z ich uścisku, by wbić w Damona, trzymającego od tyłu wierzgającego
nogami Jeremiego, mordercze spojrzenie.
-Jak mogłeś psychopato?!- wrzasnęła.
- Eleno, ja ci wszystko wyjaśnię- zaczęła Bonnie, stojąca za nią, ale
Elena była wściekła bardziej niż kiedykolwiek i nawet nie miała ochoty tego
słuchać.
- Zamknij się wreszcie Bennett!- warknęła i ponownie spojrzała na
Damona, który z wyraźnym wysiłkiem próbował zapanować nad młodym łowcą
wampirów. Tymczasem mężczyzna, który miał się stać jego ofiara wykorzystał
chwilę zamieszania i ulotnił się w wampirzym tempie.
- Pięknie, uciekł nam! Gratuluję ci Eleno!- zakpił Damon- Teraz będzie
terroryzować turystów.
Elena zamarła i po chwili wystrzeliła jak z procy policzkując go z taką
siłą, na jaką dotąd nigdy sobie nie pozwoliła. Jego twarz odskoczyła na bok a
na policzku pojawiła się dosyć głęboka rana, która natychmiast nabiegła krwią.
Damon powoli podniósł dłoń do twarzy a gdy ujrzał palce, zabarwione na brunatno
spojrzał na dziewczynę z mieszaniną złości i dumy.
- Ty mała...- zaczął, ale przerwało mu jej kolejne uderzenie, tym razem
pięścią w nos. Nie dbała o konsekwencje, musiała dać upust swojej wściekłości i
bezsilności. Jak on mógł jej to zrobić? Jak mógł?
- Zwykle nie biję kobiet, ale jeśli zaraz nie przestaniesz...- warknął,
nastawiając nos z charakterystycznym chrupnięciem, jakie wydaje kość,
powracająca na swoje miejsce.
- No dalej!- krzyknęła Elena- uderz mnie, po tobie już wszystkiego mogę
się teraz spodziewać!
W tym momencie Jeremy wyrwał się z silnego uścisku Damona i wystrzelił
jak z procy w kierunku siostry, ale nim zdołał ponownie ją zaatakować Ben
zareagował, wymawiając wyuczone formułki zaklęć i po chwili Jeremy upadł na
ziemię bez przytomności.
- Coś ty mu zrobił?!- wrzasnęła Elena na czarownika, z przerażeniem
spoglądając na brata. Miała tego dosyć, nie wiedziała już komu może ufać a komu
nie. Nie wiedziała, co powinna zrobić, jak sobie z tym wszystkim
poradzić.
- Unieszkodliwiłem go- odparł Ben spokojnie i bez wysiłku podniósł
chłopaka- ale nie na długo, on jest coraz silniejszy. Zaniosę go do jego
pokoju- dodał, po czym zniknął z ich pola widzenia.
Elena znów spojrzała na Damona, po jej policzkach sływały gorzkie łzy.
Ten widok ranił jego martwe serce, ale nie dał tego po sobie poznać, zachowując
kamienny wyraz twarzy.
- Jak mogłeś?!- ponownie zapytała, uderzając w jego tors z całą siłą,
jaką w sobie miała- jak mogłeś to zrobić, łajdaku?! Nienawidzę cię! Nienawidzę!
Salvatore stał spokojnie, pozwalając jej się wypłakać i wyrzyć a gdy
zauważył, że powoli opada z sił chwycił w locie jej nadgarstki i spojrzał głęboko
w oczy.
- Nie mieliśmy wyjścia- powiedział, dokładnie artykułując każdą literę-
uwierz mi, to było najlepsze rozwiązanie...
- Najlepsze rozwiązanie?!- warknęła, wyrywając się z jego uścisku i
zaczęła krążyć nerwowo niczym pies, goniący swój ogon- zabijanie niewinnych
ludzi uważasz za rozwiązanie?! Pomyślałeś, jak on może się z tym czuć?!
Profesora Shane'a, Meredith Fell i tych wszystkich innych, którzy pukali do
jego domu też przemieniłeś?! Może wszyscy o tym wiedzieli, tylko ukrywali
przede mną prawdę?! Macie mnie za idotkę?!
- A ty myślisz, że byłbym taki bezduszny?! Myślisz, że zrobiłbym ci coś
takiego?! - również krzyknął, tracąc cierpliwość. Wreszcie jego wybuchowy
temperament dał o sobie znać.
- Tak! Oczywiście, że tak! Jak zwykle, nie liczy się dla ciebie nic poza
własnymi chorymi ambicjami! Tak naprawdę to zawiodłam się tylko na tobie-
dodała z żalem spoglądając na przyjaciółkę, która pod siłą tego spojrzenia aż
spuściła wrok- Po Damonie mogłam się tego spodziewać, ale ty? Jak mogłaś zrobić
to mi?! Jak mogłaś zrobić to Jeremiemu?!
Odpowiedziała jej cisza. Elena tylko pokręciła głową i ruszyła w stronę
domku.
- Zabieram mojego brata- rzuciła jeszcze przez ramię- nie pozwolę na to
wszystko...
- Jak zamierzasz to zrobić? On cię zabije przy pierwszej lepszej
okazji!- zawołał za nią Damon. Wiedział, że w tym stanie była zdolna do
wszystkiego a tym bardziej do spełnienia swojej groźby. Musiał chociaż
spróbować powstrzymać ją w sposób cywilizowany, nim wcieli w życie plan, przez
który ponownie go znienawidzi- to nie byli niewinni ludzie, tylko okrutni
mordercy! Tak naprawdę tylko przysłużyliśmy się społeczeństwu!
Elena zamarła i powoli odwróciła się w jego kierunku.
- Nie mieliście prawa- powiedziała głosem nabrzmiałym od łez-nie chcę
was więcej widzieć- dodała już spokojniej i zniknęła za drzwiami domku.
Trzaśnięcie drzwi jej pokoju usłyszała nawet Bonnie, która cała się trzęsła od
targającego nią szlochu.
Damon przygryzł dolną wargę i wymienił krótkie spojrzenie z czarownicą.
W jego głowie wciąż pobrzmiewały złowieszcze słowa Eleny:
"Nie chcę was więcej widzieć"
"Nie chcę was więcej widzieć"
"Nie chcę was więcej widzieć"
"Nie chcę was więcej widzieć..."