Postanowiłam dokończyć opowiadanie, które niegdyś spisałam na straty. Może część z was kojarzy historię Draco i Hermiony, którą jakiś czas temu pisałam? Postanowiłam przenieść ją na bloggera i jeśli spotka się z zainteresowaniem czytelników i komentatorów na pewno ją dokończę ;)
SERDECZNIE ZAPRASZAM ;****
http://drink-my-soul-take-my-pain.blogspot.com/
Oh, I know. You're that good, I'm that bad. But we'll meet in the hell anyway
Strony
▼
wtorek, 30 grudnia 2014
piątek, 26 grudnia 2014
Rozdział 15. Obecność
Ten rozdział jest przejściowy co oznacza, że niewiele wnosi akcji do
opowiadania, aczkolwiek bez niego dalsze rozdziały byłyby niepełne. Mam
nadzieję, że to was nie zrazi i przeczytacie go a co za tym idzie, pozostawicie
po sobie komentarz :))
Dziękuję wam wszystkim za te cudowne komentarze pod ostatnim
postem- choć nie na wszystkie miałam czas odpisać wiedzcie, że to dzięki
waszemu wsparciu wstawiam dziś kolejny rozdział ;****
Dziękuję :*********
P.S Tworzę nowego bloga (historia nie związana z żadnym serialem ani
filmem, która od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie) i w związku z tym mam do
was zasadnicze pytanko: który z nich bardziej pasuje na "bad boya"-
seksownego, zabawnego, niepokornego?
1.
CZY
2.
W komentarzach podajcie numerek (1 lub 2). Z góry dziękuję za pomoc
:*****
- Musisz wrócić natychmiast!- wydarł się Marcel, krążąc nerwowo po
pokoju- zdemaskujesz się i cały plan weźmie w łeb!
- Uspokój się- Katherine westchnęła po raz kolejny i odeszła
kawałek od posiadłości Salvatore'ów, mocniej przyciskając telefon do ucha. Co
prawda nie wyczuwała niczyjej obecności w pobliżu, ale nie znała jeszcze
zasięgu wampirzego słuchu i wolała nie ryzykować.
- Nie uspokoję się, bo od tego zależy wszystko!- warknął Marcel, tracąc
resztki cierpliwości- powinienem się domyślić, że twoja magiczna natura będzie
walczyć z wampirzą naturą Katherine Pierce. Katherine to wampirzyca z pięćset
letnim stażem. Zna wszystkie aspekty wampiryzmu i potrafi nad sobą panować, a
ty? Wydasz nas zanim zdążysz mrugnąć. Salvatore'owie i Mikealsonowie nie dadzą
się nabrać, przecież gołym okiem widać, że....
- Jakoś się przemęczę- syknęła Kath, rozglądając się wokół niespokojnie-
póki co wszystko idzie jak po maśle. Stefan bardzo chce mi pomóc, myśli, że się
po prostu zatraciłam a jest to efektem bajeczki, którą mu wcisnęłam. A jeśli
chodzi o Rebekah- tu pozwoliła sobie na drwiący uśmiech- to znam ją bardzo
dobrze i wiem, jak sprawić, by połknęła haczyk.
- Chyba raczej ona wie jak sprawić, byś myślała, że połknęła haczyk-
sprostował mulat kwaśno- po Pierwotnej Czarownicy spodziewałem się raczej
większej inteligencji...
- Na twoim miejscu liczyłabym się ze słowami- warknęła wampirzyca
groźnie- bo może się okazać, że gdy już odzyskam swoją postać i moc
przestaniesz być mi potrzebny i nagle, nie wiedzieć czemu, stanę się twoim
wrogiem numer jeden.
- Lepiej, żebyś to ty liczyła się ze słowami, jeśli w ogóle chcesz
doczekać dnia, w którym to się stanie- odparł Marcel spokojnie. Katherine
uśmiechnęła się drwiąco.
- Uważaj kochanie, bo nawet pod taką postacią mogę cię zniszczyć- rzekła
niemal rezolutnie- chociaż o wiele bardziej bawić mnie będzie zabicie Rebekah.
Spełnię to, co miałam zrobić dawno temu....
Marcel gwałtownie wciągnął powietrze do płuc na samą wzmiankę o
możliwości skrzywdzenia Rebekah i wampirzyca słusznie odczytała to jako przejaw
strachu, więc uśmiechnęła się do siebie złośliwie.
- Tak myślałam- rzekła z wyraźnym zadowoleniem- a teraz pozwolisz mi
działać po swojemu. Mam dużo roboty, przede wszystkim muszę się
zająć Kolem i....
- Kol?! Wrócił Kol Mikealson?!- wydarł się Marcel do słuchawki, ale w
tym momencie Katherine ujrzała Elenę i Caroline na podjeździe, zmierzające w
kierunku Pensjonatu.
- Muszę kończyć- syknęła i zakończyła połączenie, odcinając się od jego
zawodzenia. W tym samym momencie ujrzała jak tuż przed drzwiami Pensjonatu
Caroline zatrzymuje się i odwraca do Eleny, która ociera łzy. Biorą się
za ręce, uśmiechają blado i dopiero wtedy wkraczają do środka.
"- Ach ta przyjaźń-
pomyślała Katherine z leniwym uśmiechem- taka silna więź, którą tak łatwo
zniszczyć"
****
Elena zamarła w pół kroku na widok zbiorowiska w salonie Salvatore'ów.
Rebekah i Klaus siedzieli na kanapie, jak zwykle wyluzowani i znudzonymi
spojrzeniami wiedli po twarzach reszty towarzystwa.
Matt krążył od kominka do kanapy i z powrotem, czując na sobie
zirytowane spojrzenie Pierwotnej.
Stefan natomiast ze zmarszczonym czołem wpatrywał się przed siebie,
jednak gdy do Posiadłości wkroczyła Elena w towarzystwie Caroline uniósł głowę
i wbił wzrok w byłą dziewczynę, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
Istotnie tak właśnie się czuła- jakby miała przed sobą kogoś zupełnie obcego i
to sprawiło, że wstrzymała oddech, przygryzając dolną wargę niemal do
krwi.
"Nie możesz się rozpłakać. Nie tutaj. Nie teraz"- powtarzała w myślach. Caroline, wyczuwając jej nastrój
mocniej ścisnęła jej dłoń. To trwało przez dłuższą chwilę, żadne z nich nie
było w stanie się poruszyć ani odwrócić wzroku. Z tego dziwnego transu wyrwało
ich dopiero nadejście Katherine. Wampirzyca uśmiechnęła się kpiąco na widok
tego całego zbiorowiska, donośnie trzasnęła drzwiami a gdy zaskarbiła sobie
uwagę zebranych ruszyła dumnie przez całą długość pokoju, aż ostatecznie
usiadła na oparciu kanapy, na której siedział Stefan. Zignorowała wściekłe
spojrzenie swojego sobowtóra, starając się grać swoją rolę jak najbardziej
przekonująco. Musiała, po prostu musiała dobrnąć do końca, nieważne, jakie będą
tego konsekwencje.
- Jeremy jest już w domu, Ben go odprowadził- szepnęła Elena ledwo
słyszalnie, odpowiadając na wiszące w powietrzu niewypowiedzialne pytania-
Bonnie też. Ona nie chce go więcej widzieć. Nienawidzi go. Nie pomoże mi go
odzyskać, straciła nadzieję. Dla niej mój brat jest stracony.
- Elena...- zaczął Stefan, ale ona sprawiała wrażenie, jakby była w
transie. Jej twarz wykrzywił grymas bólu, gdy potrząsnęła głową, jakby chciała
z niej wyrzucić makabryczne obrazy.
- Jak to się stało?- jęknęła- Jak? To tylko dzieciak, powinien żyć
jak zwyczajny nastolatek a tymczasem jego życie jest całkowicie zniszczone i to
z mojego powodu. Przecież to ja powinnam go chronić! Jak mogłam tak bardzo
nawalić?
- Elena...- Salvatore spróbował ponownie, ale i tym razem dziewczyna mu
przerwała.
- Nawet nie próbuj- ostrzegła go groźnie- mam dość fałszywych zapewnień,
że wszystko będzie dobrze.
- W takim razie nic już więcej nie powiem- odparł poważnie i w
przepływie emocji spróbował ją objąć- przycisnąć do serca jak dawniej i już
nigdy nie puścić, jednak w ostatniej chwili Elena stanowczo się od niego
odsunęła z miną pod tytułem: "Co ty do cholery wyprawiasz?", co
wydało mu się tak bardzo surrealistyczne, że aż zamarł w miejscu na dobrą
minutę nie wiedząc, jak powinien się zachować. Reszta towarzystwa wymieniła
zszokowane spojrzenia- wszyscy wiedzieli, jak bardzo zabolał go ten delikatny
acz nadzwyczaj wymowny gest odrzucenia i nikt nie spodziewał się czegoś
podobnego po kochanej panience Gilbert a już na pewno nie względem jej wielkiej
epickiej miłości.
- O, widzę, że rodzinka już w komplecie- zawołał Damon wchodząc do
Pensjonatu. W tym samym momencie zdarzyło się kilka rzeczy-nim Salvatore zdołał
zamknąć drzwi wiosenny wietrzyk przeniknął do środka, musnął włosy wszystkich
obecnych i rozniósł zapach ludzkiej krwi- krwi Matta, jedynego człowieka w
pomieszczeniu. Na doświadczonych wampirach co prawda nie robiło to większego
wrażenia, ale gdy woń dotarła do Katherine i wampirzyca zaciągnęła się nią z
rozkoszą, nie potrafiła się kontrolować- w jednej sekundzie siedziała na
kanapie obok Stefana a w następnej zatapiała kły w szyi krzyczącego z bólu i
przerażenia Matta. Nie zdążyła jednak upić nawet jednego, porządnego łyku
życiodajnej cieczy, bo w tym momencie coś gwałtownie odrzuciło ją do tyłu w
wyniku czego dziewczyna przeleciała przez długość całego salonu i wylądowała w
kominku. Syknęła z wściekłości i bólu, gdy ogień buchnął jej prosto w twarz,
nadpalając rzęsy i niszcząc doszczętnie skrupulatnie przygotowany makijaż.
- Niezły rzut- pochwaliła Rebekah, przekrzywiając głowę z rozbawieniem.
- Dzięki- mruknęła Elena z nieskrywaną dumą i zerknęła na Matta, który dzięki
leczniczym właściwościom krwi Caroline powoli wracał do siebie. Stefan właśnie
unieruchomił Katherine i odprowadził ją do jej stałego lokum w tym domu-
piwnicznego lochu.
- Co z... ciałem Abby?- spytała Elena niepewnie, patrząc Damonowi prosto
w oczy.
- Zakopałem ją obok Tylera- odparł bez ogródek a gdy dziewczyna
skrzywiła się lekko, dodał łagodniej- uznałem, że chociaż tyle jej się należy-
mogiła obok jednej z najważniejszych osób w życiu córki i jej przyjaciół.
Oczy Eleny rozbłysły a jej policzki pokryły się szkarłatem. Co by nie
mówić uwielbiała to, że ten okropny, zadufany w sobie dupek potrafił być czasem
taki kochany i uroczy w stosunku do niej. Zachowywał się prawie tak, jakby
naprawdę przejmował się jej opinią. Oczywiście poza tymi częstymi momentami,
gdy kompletnie ignorował jej zdanie.
- Dziękuję- szepnęła ze wzruszeniem i nagrodziła go ciepłym uśmiechem,
który, gdyby był człowiekiem, z pewnością wywołałby palpitacje jego serca.
- Nie chcę przerywać tej pasjonującej pogawędki pary nekrofilów- zaczął
Klaus z przebiegłym uśmiechem- ale nie mam całego dnia, więc może powiecie mi w
końcu po co nas tu ściągnęliście?- dodał, wskazując na siebie i swoją siostrę,
która właśnie opiekuńczym gestem zmierzwiła włosy Matta.
"Naprawdę muszę się dowiedzieć, co tu się wyprawia"- odnotowała Elena w myślach.
- Ach, więc chcesz mi wmówić, że nie wiesz, co się dzieje?- spytał
Damon, marszcząc brwi- myślisz, że jestem idiotą?
- Chyba nie muszę odpowiadać na to pytanie- prychnął Klaus ze złośliwym
rozbawieniem- i oczywiście, że rozumiem , co się dzieje- marnujecie czas na
jakieś beznadziejne dyskusje na temat śmierci wampirzej wiedźmy, która za życia
próbowała wraz z moją matką mnie zabić. Wybaczcie, ale nie jest mi przykro.
- Ty podły popaprańcu!- wydarła się Elena, tracąc nad sobą panowanie.
Gdyby nie silne ramiona Stefana i Damona, którzy połączyli siły, próbując
powstrzymać ją przed zbliżeniem się do Pierwotnego ten wieczór z pewnością
skończyłby się dla niej tragicznie- twój brat zmusił Jeremiego do zamordowania
matki mojej przyjaciółki, dziewczyny, którą kocha a ty udajesz, że nic się nie
stało i próbujesz wmówić nam, że nie masz z tym nic wspólnego?
- Co?- krzyknął Matt, zrywając się z fotela gwałtownie- wiedziałaś o
tym?- warknął, piorunując Rebekah wzrokiem. Dziewczyna pokręciła głową w
geście zaprzeczenia, ale nim z jej ust wydobyły się jakiekolwiek słowa
wyjaśnienia frontowe drzwi wręcz wyskoczyły z zawiasów a w progu stanął Kol
Mikealson we własnej osobie.
Promienie słońca tańczyły w jego jasnych włosach a w czarnych oczach
odbijało sie ponure rozbawienie. Po plecach Eleny przebiegł zminy dreszcz, gdy
uświadomiłą sobie kogo ma przed sobą. Natychmiast przypomniała sobie ostatni
moment, gdy widziała Pierwotnego- śmierć matki Bonnie i jego okrutną
satysfakcję, jaką czerpał z cierpienia wszystkich bliskich jej ludzi. To o tym
chciała właśnie powiedzieć przyjaciołom- chciała ich ostrzec, bała się, że mogą
oni podzielić los Abby. Teraz było już jednak za późno.
Pierwotny uśmiechnął się kpiąco na widok ich zaskoczonych min. W
ramionach trzymał coś, co przypominało dwa worki ziemniaków, ale gdy rzucił je
Elenie pod nogi i mogła bliżej im się przyjrzeć, odskoczyła do tyłu jak
oparzona. Caroline podeszła bliżej i wydała z siebie stłumiony jęk, zakrywając
usta ręką.
- O mój Boże- krzyknęła, przerażona i ukryła twarz w ramieniu
przyjaciółki- przecież to Martha Fell i Mathew Young!
Pierwsza była ich koleżanką z klasy i siostrzenicą Meredith Fell-
członkini Rady Założycieli, która została zamordowana z ręki Jera po tym, jak
ktoś przemienił ją w wampira. Drugi, syn pastora, który również należał
do rodziny założycieli dwa lata temu wyjechał do college'u i od tamtej pory nie
zawitał do miasta ani razu.
Mathew miał rozszarpane gardło, krew ściekała na ukochany perski dywan
Damona a jego kończyny były powykręcane niczym suche gałązki, i choć
każdy z obecnych zaznajomiony był już ze śmiercią i okrucieństwem ten widok
wywołał skurcze żołądka i odruch wymiotny.
Z Marthą morderca obszedł się nieco łągodniej- wyglądała spokojnie,
zupełnie jakby spała i jedynie szyja, ułożona pod nienaturalnym kątem
zdradzała, że to jedynie złudzenie, że z dziewczyny uszło już życie.
Elena z trudem trzymała się na nogach, gdy zaczęła łączyć fakty.
Kol wiedział. Wiedział doskonale o Jeremiem, o jego przeznaczeniu łowcy
wampirów i z jekiegoś powodu postanowił pomóc mu je wypełnić. Wykorzystywał w
tym celu znajomych, rodzinę, ludzi z najbliższego otoczenia. Chciał ich zranić,
osłabić i Elena była przekonana, że to część jakiegoś wielce skomplikowanego,
okrutnego planu, który krok po kroku, skrupulatnie i beznamiętnie realizował.
Wszyscy byli zbyt oszołomieni, by się poruszyć czy w jakikolwiek sposób
zareagować na to, co właśnie się działo. Trwało to może ułamek sekundy, ale im
zdawało się, że niemal weiczność. Mieli wrażenie, jakby oglądali scenę z filmu
i to w zwolnionym tempie. Nic nie mogli poradzić na to, co się wydarzyło.
Kol spojrzał na zegarek a Elena i Damon wymienili spojrzenia, które
mówiły, że oboje myślą teraz o tym samym.
- Nie!- krzyknęli chórem w tej samej chwili, w której Martha,
spazmatycznie łąpiąc oddech, usiadła gwałtownie, rozglądając się wokół
niespokojnie.
- Co się...- zaczęła, ale Kol przerwał jej wpół zdania, chwytając za
głowę i siłą dociskając do rany na szyji Mathew. Momentalnie wokół oczu
dziewczyny pojawiły się ciemne żyłki a one same przybrały kolor nocnego nieba.
Wbiła kły w jego miękkie ciało zanim w ogóle zdążyła pomyśleć o tym, co robi.
Była jak w transie gdy przyssała się do rany i napełniała się zyciodajnym
płynem. Elena doskonale wiedziała, co Martha czuła, ale w przeciwieństwie do
niej panna Fell nie musiała się wcale powstrzymywać- wpadła w szał, napierała
na swoją prywatną "torebkę krwii" z taką siłą, że w końcu głowa
Mathew oderwała się od tułowia z nieprzyjemnym rwącym zgrzytem i potoczyła się
po podłodze, podskakując niczym piłka, wprost pod nogi Gilbertówny. Dziewczyna
krzyknęła i odwróciła wzrok, wtulając się w Damona, który stał za nią. To był
odruch, ale mimo wszystko poczuła spokój i ukojenie, gdy do jej nozdrzy dotarł
jego zmysłowy zapach a jego silne ramiona zamknęły ją w żelaznym uścisku,
zapewniając poczucie bezpieczeństwa i dodając otuchy. Stefan spojrzał na nią z
bólem, ale ona nawet tego nie zauważyła. Zacisnęła powieki i potrząsnęła głową,
ale obraz zastygłych w przerażedniu oczu Mathew nie chciał jej opuścić. To był
jakiś horror- koszmar, z którego nie potrafiła się obudzić mimo, żę próbowała
na wszelkie dostępne sposoby.
To wszystko trwało zaledwie sekundę. Przyjaciele nie zdołali otrząsnąć
się z szoku i oszołomienia, gdy Kol chwycił twarz Mathy w obie dłonie i nakazał
pewnym głosem:
- A teraz idź do domu Gilbertów i błagaj łowcę o śmierć.
- Nie!- krzyknęła Elena, gdy dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.
Dobrze wiedziała, co teraz nastąpi i wiedziała, że nie może do tego dopuścić.
Wyrwała się z silnego uścisku Damona i natarła na Pierwotnego, ale ten, nie
tracąc dobrego humoru odepchnął ją, zupełnie jakby byłą lekka jak piórko, z
taką siłą, zę przeleciałą przez pokój i osunęłą się po ścianie przyległej do
komina.
- Elena!-krzyknęli naraz Caroline, Damon, Matt i Stefan. Dziewczyna,
ciężko dysząc, podniosła się na równe nogi, ale nim jej przyjaciele zdołali
jakkolwiek zareagować Kol uśmiechnął się kpiąco i zniknął w wampirzym tempie.
Jeszcze długo potem w powietrzu wisiało ostatnie zdanie, które wypowiedział:
"To dopiero początek"
Przyjaciele spojrzeli po sobie a potem przenieśli wzrok na Klausa i
Rebekah, którzy stali z boku i prowadzili niemą konwersację za pomocą spojrzeń.
- Co to miało być do cholery?!- warknęła Caroline podchodząc do
Pierwotnego na odległość pocałunku. Jej oczy wyrażały zimną furię a zaciśnięte
w wąską linię usta, chęć mordu.
- Jeremy- szpnęła w tym samym czasie Elena i ruszyła biegiem w kierunku
drzwi, ale drogę zagrodził jej Damon. Wampir chwycił ją za ramiona i zmusił,
żeby na niego spojrzała. Jej oczy błyszczały od łez, ale dostrzegł w nich
też wewnętrzną determinację, która niezmiennie go w niej urzekała. Była silna i
kochająca- to miłość była jej motorem, jej silnikiem i jej sterem i to tak
bardzo zachwyciło go już na samym początku ich znajomości. Zanim ją poznał nie
wierzył, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
- Eleno!- krzyknął, potrząsając nią lekko- już nic nie możesz zrobić.
Jest już za późno.
- Nie możemy mu pozwolić...- zaczęła, głosem drżącym z emocji, ale
przerwał jej głośny krzyk Caroline.
- To wszystko twoja wina!- blondynka wpadła w prawdziwy szał. Nim się
obejrzeli Klaus musiał się uchylić przed pędzącym w jego kierunku metalowym
koszem na śmieci, zestawem kuchennych noży , mikrofalówką i lodówką.
- Nie rozpędzaj się tak blondie!- zaprotestował Damon, zatrzymując jej
dłoń pełną naczyń tuż przed tym, jak cała ich szklana zastawa wylądowała na
głowie Pierwotnego- to nasze rzeczy i nie możesz...
- I tak z tego nie korzystacie hipokryto- warknęła, wyswobadzając się z
jego uścisku- znalazłam dla nich idealne zastosowanie...
- Caroline, kochana- rzekł Klaus bardzo spokojnie. Jego oczy błyszczały
rozbawieniem, ale próbował zachować powagę- porozmawiajmy...
- Niby o czym?- prychnęła dziewczyna, dźgając go w pierś palcem
wskazującym- może o tym, że nasłałeś tu swojego psychopatycznego braciszka i
udawałeś, że o niczym nie wiesz? A może o tym, że to ten braciszek spowodował
śmierć matki Bonnie i członków Rady oraz szał Jeremiego, że to on zabił Tylera?
- Nie mieliśmy pojęcia, że Kol tu będzie!- krzyknęła Rebekah a Elena ze
zdziwieniem w jej głosie wyczuła nutę paniki. Blondynka pojrzała na Matta, który
nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć po prostu spuścił wzrok i próbował za
wszelką cenę nie patzreć na ciało Mathew.
- Nie mieliście pojęcia!- Caroline roześmiała się gorzko- od samego
początku chcieliście przyspieszyć proces odkrywania mapy na ciele Jera i
gratuluję, udało wam się. Jednocześnie straciliście wiedźmę, której moc
będzie wam niezbędna do odnalezienia lekarstwa. Po tym wszystkim nie możecie
już liczyć na Bonnie... Ani na mnie. Wypisuję się z tego- oświadczyła i ruszyła
do drzwi, ale Klaus złapał w locie jej nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Nie mówisz poważnie- warknął wściekle- przecież ja nic nie zrobiłem!
- To boli!- krzyknęła Caroline, zerkając znacząco na powoli siniejącą
pod wpływem uścisku Klausa rękę- więc albo mnie zabij, albo wypuść. I tak
niczego nie wskórasz.
Przez chwilę, dosłownie chwileczkę, mierzyli się na spojrzenia, ale
ostatecznie Klaus westchnął ciężko i siląc się na obojętność, odsunął się
nieznacznie. Ułamek sekundy później Caroline wybiegła z Pensjonatu w wampirzym
tempie.
- Zamorduję go! Znowu!- warknął Klaus, po czym ruszył w ślad za
wampirzycą. Rebekah patrzyłą za nim, przygryzając dolną wargę niemal do krwi,
po czym przeniosła wzrok na pozostałych. W jej spojrzeniu można było wyczytać
tak niepodobne do niej skruchę i niepewność.
Elena osunęła się na kanapę i ukryła twarz w dłoniach. Była już tym
wszystkich tak cholernie zmęczona, a problemy zamiast się rozwiązywać tylko się
jeszcze piętrzyły. Może powinna była umrzeć w tamtym wypadku prawie trzy lata
temu, w którym zginęli jej rodzice? Może to by zaoszczędziło jej przyjaciołom
tyle bólu, upokorzenia, nerwów? O ile prostsze byłoby ich życie bez niej!
No tak, ale w koncu to był jeden z powodów, dla których wyjechała wtedy
z Mystick Falls. Nie wiedziała, jak potoczyłoby się jej życie, ale była pewna,
że gdyby Damon nie znalazł jej w Nowym Yorku z własnej woli na pewno nie
wróciłaby do domu. Tęksnota byłą niczym w porównaniu ze świadomością, że
najbliższe jej osoby są całkowicie bezpieczne.
Matt usiadł obok niej i jakby czytając jej w myślach objął ją ramieniem.
Nic nie mówił, nie zapewniał, że wszystko będzie dobrze, nie udawał, że to nic
takiego; po prostu tam był, dając jej ciepło i wsparcie, którego tak
potrzebowała. Stefan korzystając z jej nieuwagi również się ulotnił a myśl o
tym, że najprawdopodobniej poszedł do Katherine nie dawała Elenie spokoju. To
był kolejny problem na jej długiej liście i choć to było okropnie egoistyczne z
jej strony nie mogła pozbyć się tego okropnego kłucia w sercu. Katheirne
była manipulantką i Elena była przekonana, że wszystko, co Petrova robiła
jest częścią jej wielkiego planu, którego szczegóły znała tylko ona sama.
Na pewno wykorzystywała Stefana do osiągnięcia jakiś wymiernych korzyści, jak
zawsze zresztą. W dodatku zaatakowała Matta, zachowując się jak
nowonarodzony wampir, który nie potrafi się kontrolować a Salvatore mimo to
odnosił się do niej z czułością i życzliwością, której Elenie tak brakowało w
ostatnich tygodniach.
Czy to możliwe, by za tym kryło się coś więcej, niż tylko jego naiwność,
dobrodsuszność i chęć niesienia pomocy? Czy możliwe, by dwa lata temu
pomyliła się w ocenie sytuacji? Czy Stefan wciąż kochał Katherine?
Dziewczyna potrząsnęła gwałtownie głową, próbując pozbyć się natłoku
niepokojących myśli i wtedy jej wzrok padł na ciało, wciąż leżące na podłodze w
kałuży zastygłej krwi. No tak, mieli teraz większe problemy niż jej życie
uczuciowe i romanse Stefana Salvatore.
- Trzeba to posprzątać- powiedziała słabo i drżąc na całym ciele
skierowała się w stronę wyjścia. Była powolna i ociężała, zdawało jej się, że
minęła cała wieczność, nim wreszcie dotknęła klamki i poczuła na twarzy chłodną
bryzę wiosennego, świeżego powietrza.
Tym razem nikt jej nie zatrzymał.
****
Stanęła na tak dobrze znanym sobie ganku, przygryzając dolną wargę
niemal do krwi. Ten dom kiedyś mogła traktować jak własny- miała tu swoje
łóżko, swoją szczoteczkę od zębów i swoją prywatną szafeczkę w pokoju
przyjaciółki, jednak teraz, w tę ciepłą wiosenną noc, stojąc przed drzwiami, do
których bała się zapukać czuła się tak bardzo nie na swoim miejscu, jak
to tylko możliwe .Dłonie drżały jej ze zdenerwowania a żołądek zawiązał się w
jeden wielki supeł. Miała ochotę uciec jak najdalej stąd i jednocześnie
wiedziała, że to tylko pogorszyłoby sprawę.Czuła się jak idiotka, gdy odważyła
się wreszcie zapukać do drzwi. Nie była zaskoczona, gdy w progu zamiast
ukochanej mulatki stanął Ben- po prostu próbowała ukryć rozczarowanie pod
wymuszonym, bladym uśmiechem. Chyba jednak jej się to nie udało, bo blondyn
posłał jej pełne współczucia spojrzenie i odpowiedział równie niepewnym
uśmiechem.
- Jak ona się trzyma?- spytała dziewczyna, nie bawiąc się w niepotrzebne
wstępy. Ben pokręcił głową, sfrustrowany.
- Jest wstrząśnięta- przyznał bez ogródek- ale to już pewnie wiesz...
Ponownie straciła matkę, w dodatku za sprawą osoby, która była jej tak
bliska... Wciąż nie może w to uwierzyć i prawdę mówiąc, ja też nie. Abby była
mi jak matka przez te ostatnie miesiące. Świat bez niej jest bury, pozbawiony
radości.
- To wszystko wina Kola- zapewniła go Elena gorliwie- to on sprowadził
tu Abby, to on przemieniał członków rodziny założycieli w wampiry i wysyłał do
Jeremiego.
- Możliwie, ale to Jeremy ich wszystkich zabijał i to on wbił kołek w
serce Abby- oświadczył Ben stanowczo, beznamiętnie. Po twarzy Eleny przebiegł
grymas bólu, ale mimo, że kilkakrotnie otwierała i zamykała usta, nie wydobył
się z nich żaden dźwięk. Dobrze wiedziała, że Ben ma rację, choć było to tak
cholernie raniące i niesprawiedliwe.
- Muszę z nią porozmawiać- oświadczyła i spróbowała przekroczyć próg,
ale na swej drodze napotkała niewidzialną barierę.
Zmarszczyła brwi sfrustrowana i spróbowała raz jeszcze dostać się do
domu przyjaciółki, napierała na niewidzialną ścianę, kopała, krzyczała...
Wszystko na nic. Ben niewzruszony czekał spokojnie aż jej atak szału
minie. Wiedział, że wściekły wampir to niebezpieczny wampir, ale wiedział
również, że po tej stronie drzwi jest całkowicie bezpieczny.
- Co do diabła...- zaczęła Elena, ciężko oddychając. To wyglądało tak,
jakby nie miała już prawa wstępu do tego domu, co było o tyle irracjonalne, że
na samym początku jej wampirzej przygody Bonnie osobiście ją zaprosiła.
Przecież tego nie można od tak sobie cofnąć!
- Nałożyłem na ten dom zaklęcia ochronne- powiedział Ben spokojnie- to
nic osobistego, Bonnie chciała się po prostu poczuć znów bezpiecznie a ty... No
cóż, przypominasz jej o tym, co się wydarzyło, poza tym jesteś wampirem,
siostrą mordercy...
Już w połowie tego zdania po policzkach Eleny zaczęły płynąć łzy.
Przecież doskonale wiedziała, że teraz nic nie będzie takie jak dawniej. Tyler
odszedł na zawsze, matka Bonnie, przyjaciółki od piaskownicy, została brutalnie
zamordowana na jej oczach przez Jeremiego, który marzył o tym, by zatopić
drewniany kołek w sercu własnej siostry...
- Powiedz jej... że ją bardzo kocham- wyszeptała Elena niczym w trasie,
łykając gorzkie łzy- i że bardzo się cieszę, że ma ciebie... że się nią
opiekujesz. Dziękuję ci za to- dodała, po czym biegiem wróciła do samochodu.
Ben odprowadzał ją wzrokiem z kpiącym uśmiechem. On również się z tego
cieszył. Jakże mogłoby być inaczej- miał w końcu pod opieką jedną z
najpotężniejszych czarownic współczesnego świata.
****
Łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem po jej policzkach, ale nie
przejmowała się tym w ogóle. Pociągnęła łyk z butelki whysky, którą trzymała
oburącz i ponownie spojrzała na grób Tylera.
Głęboki dół i kopiec, uformowany w nieweilkich rozmiarów mogiłę, po
srodku której znajdował się drewniany krzyż. Tyle pozostało z jej wielkiej
miłości, o którą tak ciężko i usilnie walczyła przez ostatnie miesiące. W
jednej sekundzie straciła wszystko, na co tak ciężko pracowała i powoli
zapadała się w sobie.
"Tyler
Lucas Loodwood
* 18.08.1995
+
15.04.2014
To miało być już na zawsze, ale teraz widzimy, że
wieczna jest tylko nasza miłość i żałoba "
- Dlaczego nas zostawiłeś?- zaszlochała Caroline- dlaczego to wszystko
się stało? Jak mogłeś mnie opuścić, gdy tak bardzo cię potrzebowałam!
Odpowiedziała jej jedynie cisza, która doprowadzała ją do szału.
- Widzisz, co się dzieje?!- krzyknęła a po lesie rozniosło się echo jej
głosu. Hałas wypłoszył chmarę ptaków, które wzbiły się gwałtownie w powietrze,a
le dziewczyna w tym momencie miałą to wszystko gdzieś- Jeremy szaleje,
Bonnie straciła matkę, Kol wrócił, Elena znów cierpi... A ty siedzisz sobie
gdzieś tam z Rickiem i Lexi i masz to wszystko w dupie udając, że cię to nie
dotyczy! Nie wiesz, jak bardzo nam cię brakuje?! Jak mogłeś się tak łatwo
poddać, ty tchórzu?! Przecież ja chciałam ci wybaczyć, chciałam do ciebie
wrócić! Wszystko mogło być dobrze! Przecież wiedziałeś, że dalej cię kocham!
Dlaczego nie mogłeś żyć dla mnie?!
- Caroline?- usłyszała niepewny szept i aż podskoczyła w miejscu.
Nie słyszała kroków ani szelestu wśród drzew i teraz serce podeszło jej do
gardła, gdy spojrzała w kierunku, z którego dobiegał ten głos. Przez moment w
zbliżającej się sylwetce ujrzała Tylera, ale złudzenie zniknęło, gdy tylko
mężczyzna wyszedł z mroku i światło księzyca w pełni oświetliło jego
twarz.
- Co tu robisz, Klaus?!- spytała zirytowana, ponownie pociągając łyk
alkoholu.- mówiłąm, że nie chcę cię więcej widzieć!
- A ja mówiłem ci już nie raz, że nie odpuszczę- odparł łągodnie i
przysiadł obok niej na powalonym pniu.
Dziewczyna spróbowała się odsunąć jak najdalej mogła, ale Pierwotny nie
pozwolił jej na to, ujmując jej twarz w obie dłonie. Wyglądała naprawdę
żałośnie ze śladami łez zmieszanych z tuszem na całej twarzy i tą smutną, tak
nie pasującą do niej miną cierpiętnicy. Cała drżała a jej oczy wyrażały bezgraniczny
żal i Klaus natychmiast przypomniał sobie tę noc po śmeirci Tylera, gdy mógł
trzymać ją w ramionach i uspokajać. Wtedy po raz peirwszy odsłoniła przed nim
swoją słabość i pozwoliła zrobić mu ze sobą, co tylko chciał. A ponieważ on
chciał ją chronić, pocieszył i ulżyć jej w cierpieniu to właśnie zrobił. I
zrobiłby to teraz ponownie, gdyby tylko na to pozwoliła, gdyby tylko zechciała
go wysłuchać.
- Zostaw mnie- poprosiła słabo. Nie miała już siły walczyć, krzyczeć,
grozić. Była zmęczona i zbyt pijana, by myśleć logicznie- to wszystko twoja
wina, część twojego kolejnego chorego planu, w który my daliśmy ci się
wciągnąć. Gratuluję, znów udało ci się nas oszukać...
- Nie miałem z tym nic wspólnego!- zaprotestował gorliwie blondyn,
kciukami gładząc jej zaróżowione policzki- nie wiedziałem, że Kol jest w
mieście i nie wiedziałem, że to on stoi za tymi wszystkimi zabójstwami.
Myślałem, że to...- urwał gwałtownie w pó zdania, ale Caroline mimo, że była
pijana natychmiast to podchwyciła.
- Myślałeś, że co?- spytała, momentalnie przytomniejąc- Klaus, czy coś
nam grozi? Czy coś grozi Tobie?
- Nie bądź śmieszna kochanie- prychnął Pierwotny, siląc się na lekki ton
głosu- mi nic nie może zagrozić...
Caroline wbiłą w niego naglące spojrzenie a on westchnął ciężko i
przysunął się do niej jeszcze bliżej.
- Jedyne, co musisz wiedzieć to to, że nikomu nie pozwolę cię
skrzywdzić- rzekł z mocą- owszem, czas mnie goni i sam załatwiłbym tę sprawę
nieco inaczej a z pewnością szybciej, ale nigdy nie pozwoliłbym, żeby moje
działania w jakiś sposób cię naraziły, rozumiesz?
Caroline patrzyła mu prosto w oczy i on, po raz peirwszy w życiu,
naprawdę odsłonił się przed nią w pełni. Wampirzyca w oszołomieniu pokiwała
głową, na co Pierowtny jedynie uśmiechnął się pod nosem.
- Kol już dawno powinien się nauczyć, że nie warto robić niczego za
moimi plecami- ciągnął a w jego głosie dało się wyczytać nutę groźby- poniesie
zasłużoną karę, zaręczam ci kochana.
Nie spodziewała się po nim takiej wylewności. Dawniej
wydawało jej się, że Klaus interesuje się nią tylko dlatego, że jest ładna i
niedostępna, ale teraz w jego czach dostrzegła prawdziwe uczucie, które
kompletnie zbiło ją z tropu i znieniło jej sposób patrzenia na niego o sto
osiemdziesiąt stopni. Nie wiedziała, czy było to spowodowane sytuacją w jakiej
się znaleźli, czy też alkoholem, który wciąż buzował w jej żyłach, ale nagle
stała się przerażająco świadoma jego obecności- jego zmysłowy zapach nęcił jej
zmysły, jego dłonie, którymi wciąż gładził jej twarz wywoływały ciarki na
plecach. Nie myśląc nad tym, co właściwie robi spuściła wzrok na jego kształtne
usta, które teraz wykrzywione były w tak niepodobnym do niego, łagodnym
uśmiechu.
- Dobrze-szepnęła cicho i pokonała dzielące ich kilka centymetrów,
delikatnie łącząc ich usta w nieśmiałym, słodkim i bardzo niewinnym
pocałunku.
Jego wargi zapłonęły i początkowo Klaus nawet na to nie
zareagował, zbyt oszołomiony, by w ogóle skojarzyć, co się właśnie stało.
Szybko się jednak zreflektował i przyssał się do jej dolnej wargi delikatnie z
wyraźną lubością. To było jak wybuch wulkanu, jak fajrwerki i choć żadne z nich
nie poglębiło pocałunku, który skłądał się jedynie na subtelne i niepewne
muśnięcia warg, oboje czuli go w każdym nerwie z osobna. Aż do teraz
Klaus nie sądził, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
Jak bardzo cieszył się, że się pomylił.
****
Kolejny raz w ciągu tej felernej nocy Elena stanęła przed
drzwiami domu, w którym nie była mile widziana. Czekając, aż ktoś
wreszcie odpowie na jej naglące pukanie przypomniała sobie wszystkie chwile
spędzone w tym domu- w czterech ścianach, niosących za sobą echo jej
dziecięcych lat i rodzinnego szczęścia. Tyle wspomnień...
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk, wydawany przez drewniany kołek, przecinający
powietrze. Elena w ostatniej chwili odskoczyła- inaczej ostrze wbiłoby się w
jej pierś. Serce podeszło jej do gardła, gdy spojrzała na Jeremiego, który
właśnie naciągał kuszę, szykując się do oddania kolejnego strzału.
- Jeremy!- zawołała i uniosła dłonie niczym policjant, chcący przekonać
zbrodniarza, że nie posiada broni- Jeremy, proszę...
Nie dane jej było jednak dokończyć, bo w tym samym momencie koło jej
ucha ze świstem przeleciał kolejny pocisk i wbił się w stojące za nią drzewo.
- Posłuchaj mnie!- krzyknęła desperacko- Jer, jestem twoją siostrą.
Wiem, że w głębi serca nie chcesz tego zrobić. Zastanów się!
- Nieprawda- odwarknął ostro- nie jesteś moją siostrą, tylko zwykłą
przybłędą, która stała się potworem. Nic nas nie łączy.
Po twarzy Eleny przebiegł grymas bólu.
- Jestem twoją kuzynką Jer- przypomniała mu, z trudem łykając łzy-
twoją siostrą cioteczną, nieważne, że nie rodzoną. Wychowaliśmy się jak
rodzeństwo i kocham cię. Wiem, że ty też w głębi serca mnie kochasz. Musimy to
naprawić.
- Masz rację- przyznał chłopak z mściwą satysfakcją- i ja właśnie to
naprawiam- dodał i nim Elena zdążyła chociażby mrugnąć kolejny pocisk
poszybował w jej kierunku, zmuszając ją do podskoczeniu na dwa metry w górę.
- Cholera, Jeremy!- warknęła, w wampirzym tempie znalazła się przy nim i
wytrąciła mu kuszę z rąk. Oszołomiony chłopak wylądował na ziemi, powalony jej
ciężarem i siłą. Elena unieruchomiła jego ręce nad głową. Wokół jej oczu
pojawiły się pulsujące żyły, podczas gdy one same stały się czarne jak nocne
niebo. Z jego spojrzenia wyczytała mieszaninę obrzydzenia i strachu, gdy
obnażyła przed nim kły.
- Proszę cię- szepnęła pozwalając, by jej twarz wróciła do normalności-
spójrz mi w oczy. Musisz to widzieć. Jestem wciąż tą samą osobą, co jeszcze
kilka miesięcy temu. Pamiętasz co się działo po mojej przemianie? Pamiętasz,
jak próbowałeś mnie chronić, jak mnie wspierałeś? Nie mogłabym skrzywdzić
kogoś takiego.- dodała cicho i powoli, patrząc mu prosto w oczy wyswobodziła go
ze swojego żelaznego uścisku i pozwoliła mu się odsunąć. Bardzo ostrożnie, nie
spuszczając z niej wzroku, Jeremy podniósł kuszę i skierował w jej stronę z
wahaniem, które wywołało jej nikły uśmiech.
- Możesz mnie zabić- rzekła beznamiętnie, pewna swoich słów jak nigdy przedtem-
nie będę już z tobą walczyć. Myślę jednak, że nie ja jestem twoim problemem.
Potrzebujemy się nawzajem, bo oboje nie mamy nikogo poza sobą. Wiesz, że mam
rację- tylko ja mogę ci pomóc w misji, którą sobie narzuciłeś.
W napięciu oczekiwała na jego odpowiedź. Wiedziała, że się waha i
wiedziała, że dla niego to trudny wybór- zabić ją w tej sekundzie, gdy nie
stawiała oporu, czy też pozwolić, by taki potwór chodził po ziemi i zjednoczyć
siły, przeciw silniejszemu i o wiele groźniejszemu wrogowi.
To była decydująca chwila....
Chwila, która oboje miała określić jako rodzeństwo...
niedziela, 7 grudnia 2014
Proszę.....
Zapraszam do przeczytania historii, którą stworzyłam za namową mojej prawie 17-letniej kuzynki ;)
http://serce-to-muszla-o-pojemnosci-oceanu.blogspot.com/
Wiem, że tematyka może wam się nie podobać (sama nie jestem nią specjalnie zachwycona, ale doszłam do wniosku, że czemu nie xD), ale liczę na to, że jednak przeczytacie chociaż pierwsze rozdziały nim stwierdzicie, że opowiadanie jest do banii xD
http://serce-to-muszla-o-pojemnosci-oceanu.blogspot.com/
Wiem, że tematyka może wam się nie podobać (sama nie jestem nią specjalnie zachwycona, ale doszłam do wniosku, że czemu nie xD), ale liczę na to, że jednak przeczytacie chociaż pierwsze rozdziały nim stwierdzicie, że opowiadanie jest do banii xD
czwartek, 4 grudnia 2014
ZWIASTUN!!!!
Natx z "dark trailer" właśnie stworzyła zwiastun (moim zdaniem
genialny ;D) mojego nowego opowiadania. A więc zapraszam do obejrzenia na stronie zwiastunowni :http://dark-trailer.blogspot.com/2014/12/40-scandalous.html
lub bezpośrednio na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=aebMTzh1qnw
Gorąco zapraszam do komentowania- moim skromnym zdaniemNatx zdecydowanie zasłużyła na duże brawa ;))
lub bezpośrednio na youtube: https://www.youtube.com/watch?v=aebMTzh1qnw
Gorąco zapraszam do komentowania- moim skromnym zdaniemNatx zdecydowanie zasłużyła na duże brawa ;))